Tytułem wstępu: Poloneza tego przejąłem po swoim dziadku, który wcześniej odkupił go od mojego ojca, więc to jakby skarb rodowy, naznaczony 150 tysiącami kilometrów i wożeniem ładunków zbliżonych zapewne do połowy jego własnej masy, ale do rzeczy: spalanie odnotowuje bardzo skrupulatnie, przy każdym zalaniu z samej ciekawości. Poldek pali ile pali, niezależnie od tego czego by z nim nie wyprawiać (w granicach rozsądku rzecz jasna). Przy jeździe "na emeryta" zszedłem w cyklu mieszanym do 10.5, jednak eko jazda należy raczej do kiepskich rozrywek, toteż szybko sobie ją odpuściłem. Od momentu w którym spostrzegłem że styl jazdy nie ma praktycznie żadnego wpływu na spalanie, zacząłem nieco bardziej dusić moje autko. Teraz rozpędzam się dłużej na niskich biegach, aż do pułapu 4,5 - 5 tys obrotów. Spalanie nie wzrosło w stosunku do normalnej jazdy, za to przyjemność płynąca z takiej jazdy jest znacznie większa od dojenia na piątce przy 60km/h. Trzeba jednak zaznaczyć że jeżdżę przepisowo 50-55 miasto, 90-95 trasa, 120-130 "autostrady". Mankamentem auta jest fakt iż dla bezpiecznego wyprzedzania większości zawalidróg poldas potrzebuje pustego odcinka długości pasa lotniskowego oraz redukcji przynajmniej do czwórki, inaczej manewr nawet przy przy pedale wduszonym do dechy manewr trwałby wieczność i w przypadku pojawienia się co bardziej stromej górki mógłby zakończyć się spektakularnym fiskiem. Przesadzam rzecz jasna, ale powiedzmy sobie szczerze iż stary dobry trapez demonem prędkości nigdy nie był. Jeśli mówić coś o mechanice to trzeba przyznać że pojazd jest niezawodny, tani i łatwy w naprawie. Mimo iż nigdy nie zajmowałem się mechaniką, po przewertowaniu kilkunastu forów i zaopatrzeniu w światowej jakości sprzęt marki topex czy tam inną toyę byłem sam w stanie naprawić niemal wszystko. Wiadomo że ceny części śmieszne, ale wrodzona, poznańska chciwość kazała mi wydobyć wiele rzeczy ze złomu, przez co przykładowo wymiana silniczka krokowego kosztowała całe 2 złote polskie, pół godziny grzebania w beczce ze starymi gaźnikami i 15 minut roboty już przy własnym wehikule (dodam iż polduś hula jak szalony po tej operacji). Podsumowując: autko jest super, pod wieloma względami ten twór ewolucyjnie jakby dostosował się do warunków panujących na polskich drogach, przez co jest uodporniony na wiele ich bolączek. Plusy to także dostępność i cena części, łatwość naprawy i komfort jazdy (no może bywa "ciut" za głośno przy wchodzeniu w nadgwiezdną tj 90km/h, ale od czego jest muzyka?) Polonez ma bez wątpienia duszę i jeśli traktować go z należytym szacunkiem odwdzięczy się długą i niezawodną pracą. Skoro były plusy, to teraz czas na minusy: spalanie niewspółmierne do osiągów, nieforemny bagażnik do którego ciężko zmieścić wysokie bagaże (nawet koszyk piknikowy nie wchodzi) no i rdza. Ruda mimo moich najlepszych starań, złorzeczeń przerywanych tytanicznymi wręcz wysiłkami, a skończywszy na klęciu wniebogłosy i wzywaniu do pomocy sił ciemności zajada poldka ze słyszalnym niemal mlaskaniem. Rdza i polonez są jak Bonnie i Clyde, Timon i Pumba, Tom i Jerry, Sknerus i dziesięciocentówka, jedno bez drugiego nie istnieje i ziemską mocą nie da się ich rozdzielić (chyba że zamkniecie swojego turbostękacza w ogrzewanym garażu z regulowaną wilgotnością, nakryjecie kocykiem i broń boże nie wypuścicie więcej na zły świat). Ostatnia sprawa na poważnie: polonez, jeśli nieumiejętnie się z nim obchodzić potrafi być również nieco niebezpieczny. Autko ciut za mocno wychyla się na zakrętach, a tył na śliskiej nawierzchni zdaje się żyć własnym życiem czym z pewnością zachwyci każdego domorosłego driftera, bądź też przysporzy go o zawał gdy polonez zadecyduje się zrobić bączka na ośnieżonej (lub nawet mokrej) nawierzchni. Mimo wszystko autko jest godne polecenia: wozi leniwy zad z punktu A do punktu B pozwalając uniknąć towarzystwa innych ludzi w komunikacji miejskiej, poza tym samochód chroni przed opadem atmosferycznym, skręca, hamuje i grzeje jak marzenie, za to koszmarnie chłodzi (klimatyzacja manualna uruchamiana wprowadzaną ręcznie w ruch obrotowy wajchą umieszczoną pod każdą z szyb bocznych, zatem mamy tu coś na kształt strefówki z epoki kamienia łupanego). Jeśli komuś zależy na tanim bądź co bądź środku transportu, może nieco już trącącym myszką, ale za to niezawodnym i przykuwającym oko bezkompromisowymi krawędziami ciosanymi siekierą, to Poldek jest dla niego. Ja swojej krówki mam zamiar używać tak długo jak tylko ona sama zdecyduje się podtrzymać współpracę. Dziękuję i pozdrawiam.