Renault Captur – byłem oczarowany i... zmieszany
Zmieniłem zdanie o Renault Captur. Wiecie dlaczego?
Zaspokojenie wygórowanych potrzeb nabywców oraz wysokich standardów, które coraz częściej oczekiwane są już w niższych klasach pojazdów, to naprawdę ciężkie zadanie. Sprawy jeszcze bardziej się komplikują, gdy ma pojawić się kolejne wcielenie modelu, a poprzednik postawił poprzeczkę naprawdę wysoko. Francuscy inżynierowie stanęli przed takim właśnie nie lada wyzwaniem – jak zaprojektować nową generację, która wpisze się w obecnie panujące trendy na tyle, aby nie splamić sukcesu swojego poprzednika? Poleciałem do greckich Aten sprawdzić, czy nowy Captur ma choć cień szansy powtórzyć dokonania pierwszej generacji.
Nigdy nie byłem fanem Captura
Na wstępie muszę się do czegoś przyznać. Pomimo ogromnego, bezdyskusyjnego sukcesu pierwszej generacji, która sprzedała się w nakładzie 1,5 miliona egzemplarzy w ponad 90 krajach, nigdy nie należałem do fanów Captura. Nie przekonywał mnie jego ówczesny design oraz nudne i niczego niewnoszące wnętrze. Nawet dwukolorowe nadwozie, które wtedy było nietuzinkowym zabiegiem, zupełnie do mnie nie przemawiało. Był mi zupełnie obojętny! I to właśnie ta obojętność sprawiała, że wybierając się na prezentację najnowszej odmiany, którą widziałem dosłownie jeden raz na zdjęciach, nie odczuwałem wielkiego podniecenia. Powiem więcej, jechałem wręcz znudzony.
I zanim fani Renault, a tym bardziej użytkownicy Captura, zaczną rzucać monitorami i wysłać do mnie wiadomości z pogróżkami, z czystym sumieniem biję się w pierś. Gdy zobaczyłem najnowszą generację na żywo, moje spotkanie z Renault Captur wyglądało jak spotkanie po latach chłopaka, który w szkole wyśmiewał się z brzydkiej dziewczyny, a dziś ta dziewczyna bez większego problemu może startować w wyborach Miss Polski. Byłem oczarowany i jednocześnie zmieszany.
Z przodu nowe Renault Captur wygląda naprawdę dobrze i proporcjonalnie. Oczywiście znajdziemy masę elementów nawiązujących do innych modeli w gamie, jak chociażby reflektory w układzie „C", ale jest również wiele nowości. Przedni zderzak nie tylko podkreśla osobowość i dynamikę samochodu, ale pełni też dodatkową funkcję – w nadkola wbudowano dwa szerokie deflektory. Mają one ograniczać zawirowania powietrza, poprawiać aerodynamikę samochodu i w konsekwencji przyczyniać się do mniejszego zużycia paliwa.
Bok nowego Renault Captur również zadziwia. Przede wszystkim swoimi proporcjami oraz wieloma wyraźnymi, choć nieprzesadzonymi przetłoczeniami. Nowy Captur jest dłuższy od poprzednika o 11 cm i mierzy teraz 4,23 m, czego zupełnie nie widać i to jest niesamowity plus.
Najbardziej jednak skradł moje serce tył tego samochodu. Wysmuklone tylne światła nowego Renault Captur w kształcie litery „C”, ciekawie zaprojektowany tylny zderzak i matowa „terenowa” nakładka w srebrnym kolorze. Całość sprawia tak dobre wrażenie, że podczas robienia zdjęć mógłbym śmiało zamknąć oczy i robić je niechlujnie, wyłącznie celując obiektyw w samochód. Nie miałoby to najmniejszego znaczenia, bo auto z każdej strony prezentuje się świetnie, dlatego zdjęcia i tak wyszłyby idealnie.
A jak środek? Nudny jak kiedyś?
Wnętrze nowego Captura również przeszło ogromną metamorfozę. Ciężko znaleźć jakiekolwiek podobieństwo do poprzedniej generacji i dobrze. Niestety, we wnętrzu jest jednak pewien haczyk. Na odbiór środka ogromny wpływ ma poziom wyposażenia i konfiguracji. No cóż, bardziej podstawowe wersje nie robią efektu „łał”. Natomiast jeśli dopłacimy i trochę „zaszalejemy”, to wrażenie jest naprawdę niezłe. Możliwość skonfigurowania wnętrza nowego Renault Captur w odważnych lifestylowych kolorach lub w poważniejszych, bardziej eleganckich barwach, pozwala na dostosowanie środka do swoich potrzeb, a możliwości konfiguracji jest naprawdę wiele, bo producent proponuje aż sześć pakietów wystroju wnętrza. Ekran multimedialny Smart Cockpit w najwyższej wersji może mieć aż 9,3 cala, a to najwięcej w swojej klasie i do tego pionowe ustawienie, które komponuje się z konsolą centralną.
A gdy już o konsoli wspomniałem, to przyszła pora na „wisienkę na torcie”. Francuzi nazywają go „pływającym” kokpitem, choć dla mnie trafniejszą nazwą jest „latający” kokpit. To opcja, która występuje przy zamówieniu egzemplarza z automatyczną skrzynią biegów i ciężko jej nie zauważyć, bo dźwignia zmiany biegów dosłownie lewituje nad półką do bezprzewodowego ładowania telefonu umieszczoną między fotelami. Efekt naprawdę niesamowity i choć chciałbym, aby atmosfera pozostała tak cukierkowa jak do tej pory, to niestety wnętrze nowego Renault Captur ma wady, a tak naprawdę jedną bardzo istotną wadę. Taką, z której dobrze znamy Renault.
Pomimo świetnych materiałów wykończeniowych we wnętrzu ich spasowanie pozostawia wiele do życzenia. Szczególnie słabą jakość połączenia plastików można dostrzec przy obudowie wirtualnych zegarów, czy chociażby wcześniej wspomnianym „pływającym” kokpicie, który przy dotknięciu kolanem cały się wygina. Szkoda, bo to tak naprawdę najsłabszy element wnętrza nowego Renault Captur, a niestety bardzo istotny.
Na pocieszenie, aby nie zakończyć tej części negatywnym akcentem, dodam, że Captur ma o 81 litrów pojemniejszy bagażnik od poprzedniej generacji, który teraz pomieści 536 litrów.
Wygląd to nie wszystko. Co pod maską nowego Renault Captur?
Oferta silników Renault Captur jest dość rozbudowana. Kupujący do wyboru będą mieli cztery silniki benzynowe – od 100 KM do 155 KM i trzy silniki Diesla – od 95KM do 115 KM. Najsłabszy wariant silnika benzynowego będzie wyposażony w litrowy trzycylindrowy silnik, natomiast mocniejsze to motory o pojemności 1.3 litra. Z kolei wszystkie diesle to 1.5 BlueDCi. W przyszłości planowany jest również silnik benzynowy połączony z instalacją LPG oraz oczywiście hybryda typu Plug-in, która będzie miała baterię o pojemności 9,8 kWh i deklarowany przez producenta zasięg 45 kilometrów na jednym ładowaniu.
Podczas jazd testowych miałem możliwość przejechać się pośrednią jednostką benzynową o mocy 130 KM w dwóch wariantach - z manualną i automatyczną skrzynią biegów. Muszę przyznać, że najrozsądniejszym wyborem jest opcja z automatem, który – pomimo tego, że nie należy do najżwawszych – to zapewnia płynność działania. A to, przy komfortowym podróżowaniu, ma spore znaczenie. Do tego zapotrzebowanie na paliwo jest prawie identyczne. Podczas jazd wynosiło w okolicach 5,8–6,0 l/100 km.
Zawieszenie zostało oparte na połączeniu kolumny MacPhersona z belką skrętną, co wskazuje, że nowy Captur idealnie będzie sprawdzał się w mieście. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że zawieszenie nie należy do najcichszych i nierówności, choć mniej odczuwalne, są niestety mocno słyszalne.
Ceny nowego Renault Captur nie są jeszcze znane, ale sądząc po konkurentach, w których celuje Captur, można spodziewać się ceny w okolicach 70 tys. zł. Na oficjalne dane będziemy musieli jednak jeszcze poczekać.
Zmieniłem zdanie o Renault Captur
Renault Captur to samochód, który zaskoczył mnie pod każdym względem. Choć nie jest autem bez wad, to wzbudził mój podziw, pomimo startu ze straconej pozycji. Mogę śmiało stwierdzić, że to jedna z lepszych propozycji w tym segmencie. To samochód, który pozwoli czuć się wyjątkowo na drodze i do tego zaoferuje nam mnóstwo nowoczesnej technologii i miejsca w środku.
A co z pytaniem zadanym na początku artykułu? Czy nowy Captur ma choć cień szansy powtórzyć dokonania pierwszej generacji? Odpowiedź jest prosta – o to się nie martwię.
Redaktor