Ocena kierowcy - Opel Corsa B Hatchback

Auto posiadałem 2 lata, z czego praktycznie rok przeleżało u mechanika. Za każdym razem psuło się coś innego. A to pompa paliwowa, to znów cewki zapłonowe, innym razem trzeba było wymienić wszystkie przewody elektryczne. Stałym gwoździem programu był związek zawodowy przepustnicy i kolektora ssącego, którego nigdy nie udawało się do końca naprawić, a który ponoć był odwieczną piętą achillesową tego modelu. Ogólnie cała elektryka auta żyła własnym życiem i żaden samochodowy elektromechanik, mechanik i inny wąsaty janusz nie był mi w stanie pomóc; wszyscy po paru sesjach z tym cudem techniki bezradnie rozkładali po ręce w akcie złożenia broni. Auto doprowadziło mnie do takiego stanu lękowego, że bałem się nim jechać gdziekolwiek dalej, niż do pracy i bynajmniej nie były to obawy nieuzasadnione. Najlepsze w tym samochodzie jest to, że zostało już zezłomowane.

Teoretycznie moc jest, ale osiągnięto ją przez wysokie kręcenie silnika, co przekłada się bezpośrednio na spory hałas i jeszcze większe zużycie paliwa.

Zwykła skrzynia. Przełącza biegi. Nie ma tu żadnych ochów, ni achów, nie ma też nad czym płakać. Czasem któryś bieg wyskoczy, jak się niedokładnie wbije. Japończyk to to nie jest.

Zawieszenie twardawe, jedni lubią, inni nie. Brak ESP, więc zimą można czasem przy wyprzedzaniu zrobić kołowrotek bez względu na rodzaj zastosowanych opon.

Z widocznością nie ma większych problemów. Można spokojnie ogarnąć sytuację wokół samochodu... poza martwymi punktami na godzinie 4 i 8.

Powiedzmy sobie szczerze, to nie jest auto do wyjazdów rodzinnych. Jadąc samemu pod namiot można się jeszcze zapakować. 2 osoby? Może być problem. Powyżej to już cyrkowy numer pt. ilu klaunów zmieści się do corsy. Jeśli chodzi o przełączniki i manetki, to wszystko standardowo - ani ziębi, ani grzeje.

Ogrzewanie jeszcze daje radę, z wentylacją już tak sobie. Trzeba się wspomagać korbotronikiem, chyba że ktoś ma elektryczne szyby.

Miejsca jest bardzo mało. Dwie osoby z przodu, to ciągłe walenie drążkiem zmiany biegów po nogach pasażera. Zaś z tyłu można kisić sardynki.

Jakie wyciszenie?

Chleje wachę jak ruski czołg na kacu. Gdyby zamontować gaz, to pewnie wciągnąłby instalację nosem i wydalił rurą wydechową.

Auto kupiłem używane, fakt, ale drugie tyle, ile mnie ono kosztowało, wsadziłem w naprawy, więc kiepski był to biznes.

W tym aucie nie było drobnych usterek. To auto było jedną, wielką usterką.

Wszystko się psuło, co tylko mogło się psuć.