Dacia Sandero – niczego nie udaje

Dacia Sandero to najtańsze auto dostępne obecnie na polskim rynku. Musiała jednak pójść na kompromis w kwestiach dotyczących np. prowadzenia czy wykończenia. Słabo, ale jednak przyspiesza, hamuje, skręca. Czy do spokojnej, codziennej jazdy potrzebujemy czegoś więcej, zwłaszcza że naszym priorytetem przy zakupie jest jak najniższa cena?

Może się podobać

Testowany model jest już po faceliftingu, który z zewnątrz wprowadził trochę świeżości. Z przodu najważniejszą zmianą są reflektory – posiadają teraz ledowe światła do jazdy dziennej. A co oprócz tego? W tej cenie nie liczmy na niezliczoną ilość przetłoczeń i załamań. To auto ma być proste i jak najlepiej wtapiać się w otoczenie. Widzimy zatem grill z prostokątnymi elementami i w naszej wersji lakierowany zderzak (w podstawie dostajemy czarne matowe wykończenie). Mimo cięcia kosztów, Dacia próbowała w jakiś sposób poprawić wygląd swojego mieszczucha, dodając kilka chromów tu i ówdzie.

Z boku Sandero to typowe auto miejskie – spotkamy tu krótką maskę i „nadmuchaną” karoserię, aby w środku pomieścić jak najwięcej. Na start dostajemy 15-calowe koła stalowe, a za dopłatą 1010 zł będziemy posiadać cały czas „piętnastki”, ale wykonane ze stopów lekkich. Przed tylnymi klamkami zaczyna się jedyne przetłoczenie, które biegnie do tylnych lamp – blacharze pokochają to auto za tak mało skomplikowaną linię boczną.

Jeżdżąc Dacią Sandero czasami może nam się wydawać, jakbyśmy cofnęli się o kilkanaście lat... Takie wrażenie odnosimy, patrząc np. na antenę od radia, która długością zbliża się do anten od CB Radia… Podobne odczucia mamy, kiedy chcemy otworzyć bagażnik – aby to zrobić, musimy nacisnąć zamek.

Z tyłu natomiast czeka na nas niespodzianka – tylne lampy naprawdę mogą się podobać i nie powstydziłyby się ich nawet droższe auta. Oprócz ciekawych reflektorów, „stety albo niestety”, nie dzieję się już kompletnie nic. Nie ma nawet końcówki rury wydechowej.

 

Smutno i szaro

Wsiądźmy zatem do środka, czyli miejsca, gdzie rządzi „król twardych plastików”. Napotkamy je dosłownie wszędzie – niestety nawet na kierownicy. Takie zastosowanie jest oczywiście tanie, ale bardzo niewygodne. Zerkając trochę niżej, dostrzeżemy znowu rozwiązanie, które dziś chyba nie powinno mieć miejsca – regulacja wysokości świateł oparta jest o mechaniczne pokrętło.

Deska rozdzielcza to klasyka Dacii. Praktycznie w każdym modelu spotkamy ten sam widok. Do projektu nie można się przyczepić – nie jest urokliwa, ale nie taka jej rola. Ma być twardą skorupą, która wytrzyma przeciwności losu. Jest za to bardzo praktyczna i funkcjonalna. We wnętrzu dopatrzymy się wielu schowków czy trzech uchwytów na kubki. Do pracy jak najbardziej wystarczy. Aby trochę ożywić środek, Dacia zastosowała elementy dekoracyjne, przypominające włókno węglowe oraz „plastry miodu” zatopione w nawiewach.

Miejsca z przodu jest co najwyżej wystarczająco. Siedzi się wysoko, co poprawia widoczność. Fotele na krótkich dystansach zdają egzamin, ale na dłuższych zaczyna brakować regulacji podparcia odcinka lędźwiowego. Ciecia kosztów możemy dostrzec też np. po sterowaniu wysokością fotela. Dziś ciężko znaleźć nowe auto z „katapultą” zamiast z standardowej dźwigni do zmiany wysokości. Brakuje też regulacji kierownicy w dwóch płaszczyznach – musimy zadowolić się tylko zmianą góra-dół. Koniec końców jakoś udało mi się dopasować do tego małego auta z moimi 187 cm wzrostu.

Z tyłu pozytywne zaskoczenie. Miejsca nad głową i na nogi jest sporo, jak na długość samochodu wynoszącą 4069 mm i rozstaw osi na poziomie 2589 mm. Do dyspozycji mamy kieszenie za przednimi fotelami i gniazdo 12V. Fotelik dziecięcy szybko i bezpiecznie zamontujemy dzięki ISOFIX-om na tylnych miejscach. W tym momencie warto wspomnieć o zdobyciu przez to auto czterech gwiazdek w teście Euro NCAP.

Bagażnik to coś, czym Sandero może się dumnie pochwalić. 320 litrów – tyle oferuje to małe, miejskie autko. To wartość, którą czasami dysponują tak modne dziś crossovery. Ponadto znajdziemy w nim dwa haczyki, oświetlenie i możliwość złożenia dzielonej tylnej kanapy. Przeszkadza wysoki próg załadunkowy, ale rekompensuje to foremny kształt przestrzeni bagażowej.

 

Coś na plus, coś na minus

A jakie są wrażenia z prowadzenia tego „wynalazku”? Zacznijmy może od tej najmniej przyjemnej rzeczy, aby później było coraz lepiej. Najsłabszym ogniwem małej Dacii jest układ kierowniczy – gumowy, nieprecyzyjny, niedający żadnego kontaktu z kołami. Dodatkowo musimy się nią naprawdę nakręcić między skrajnymi położeniami. Problem jeszcze mamy z jej słabym wspomaganiem kierownicy. Trochę lepiej sprawuje się manualna 5-biegowa skrzynia biegów. Nie grzeszy precyzją, ale nie jest źle. Przyzwyczaić trzeba się jedynie do długich skoków lewarka. Na plus zaliczamy jej dobranie do możliwości silnika.

Na koniec to, co najlepsze, czyli zawieszenie i silnik. Zawieszenie oczywiście absolutnie nie nadaje się do szybszej jazdy, ale tego nie wymagamy od Sandero. Świetnie sprawuje się na nierównościach i o to chodzi. Sprawia wrażenie pancernego – takiego, które nie boi się żadnych dziur ani krawężników. Nie ma różnicy czy jedziemy po asfalcie, czy po wyboistej drodze. Zawsze sprawuje się tak samo, połykając komfortowo kolejne przeszkody.

A silnik? Mały, ale za to nie znaczy, że cichy. Do testów przypadł nam podstawowy wariant – trzycylindrowe, wolnossące 1.0 SCe o mocy 73 KM i maksymalnym momencie obrotowym na poziomie 97 Nm, dostępnym przy 3,5 tys. obr./min. Niska masa własna (969 kg) sprawia, że nie czujemy deficytu mocy. Nie jest to „rakieta”, ale bardzo dzielnie spisuje się w mieście. W trasie, gdy mamy na liczniku powyżej 80 km/h, zaczynamy jednak marzyć o większej mocy. Przeszkadza nam też wtedy hałas – zarówno silnika, jak i wiatru. Wyciszenie to słowo obce dla Sandero – skądś tak niska cena musiała się w końcu wziąć.

Z pocieszeniem przychodzi nam jednak spalanie – w trasie bez problemu osiągniemy 5 litrów na „setkę”, a w mieście Dacia zadowoli się 6 litrami. Z takim zużyciem paliwa i dużym zbiornikiem (50 litrów) będziemy rzadkimi gośćmi na stacji benzynowej.

 

Szeroki wybór

Oprócz testowanej jednostki do wyboru mamy jeszcze silnik 0.9 TCe 90 KM zasilany benzyną lub fabryczną instalacją gazową. Dla zwolenników diesli Sandero ma do zaoferowanie dwa warianty: 1.5 DCI o mocy 75 KM lub 90 KM. Jeśli ktoś jest fanem „automatu”, znajdzie coś dla siebie i tu – zautomatyzowaną przekładnię montowaną z mocniejszym wariantem benzynowym.

Jak na auto, którego priorytetem jest jak najniższa cena, Sandero może być nadspodziewanie bogato wyposażone. W najwyższym poziomie („Laureate”) otrzymamy manualną klimatyzację i sterowanie radiem przyciskami pod kierownicą. Nie tylko podstawowa wersja jest atrakcyjna cenowo. Dodatkowe opcje również są przyjaźnie wycenione np. 7-calowy dotykowy ekran z nawigacją, Bluetooth i USB to koszt 950 zł, tempomat – 650 zł, a kamera cofania z czujnikami parkowania z tyłu to 1500 zł. „Nota bene” jakość kamery cofania bardzo pozytywnie nas zaskoczyła. Nie jedno auto za 100 tys. zł prezentuje dużo niższy poziom.

 

„Killer” cenowy

Dacia Sandero wraz z Loganem nie mają sobie równych w kwestii ceny. Za 29 900 zł otrzymamy nowe auto z salonu, wyposażone w testowaną jednostkę 1.0 SCe. Jeśli interesuje nas mocniejszy wariant 0.9 TCe, musimy wybrać też wyższą wersję wyposażenia – zapłacimy wtedy już 41 900 zł, ale dostaniemy instalację LPG. Chęć posiadania najmocniejszego diesla wiąże się z wyższym wydatkiem, ponieważ ten jest dostępny tylko w wersji „Laureate”. Wartość takiego zestawu to 48 700 zł.

Konkurencja w tym segmencie jest bardzo rozbudowana, ale gdzie byśmy nie spojrzeli, podstawowa odmiana zawsze będzie droższa. Najbliżej ceny Dacii jest Fiat Panda, którego możemy kupić za 34 600 zł. Trochę więcej wydamy na Skodę Citigo (36 900 zł). W salonie Forda model Ka+ to koszt 39 600 zł, a np. Toyota za Aygo życzy sobie 39 800 zł. Kolejnym plusem dla Sandero jest obecność 5-drzwiowego nadwozia w standardzie. U innych producentów przeważnie musimy za to dodatkowo zapłacić.

Dacia Sandero jest idealnym autem dla księgowego – oczywiście ze względu na stosunek ceny do tego, co oferuje. Ma co prawda tandetne plastiki, ale swoje plusy też posiada – może się podobać, jest komfortowa i oszczędna. Jeśli dla kogoś samochód to tylko cztery koła i kierownica, Dacia również się sprawdzi. Nie wszyscy muszą interesować się motoryzacją i zachwycać się prowadzeniem danego modelu. Wszystko to, co najpotrzebniejsze znajdą u tego producenta, a przy tym nie zapłacą zbyt wiele.

Dodano: 6 lat temu,
autor: Maciej Nowak,
zdjęcia: Maciej Nowak
Zobacz inne artykuły
Bezpieczeństwo w Mazda CX-60 – czyli systemy wspomagające i ochrona
Chcesz poczuć się jak właściciel ponad 3000 aut, których nie musisz naprawiać ani ubezpieczać? Takie rzeczy tylko w Traficarze
Okazje ze Stanów mogą być pułapką, ale nie muszą. Oto, jak sobie z nimi radzić
Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje Politykę prywatności .