Mini Cabrio – Maksi przyjemność
W tym aucie wystarczy osiemnaście sekund, by znaleźć się w zupełnie innym świecie. Słonecznym, przyjemnie relaksującym i wyjątkowo stylowym. Taki samochód powinno się mieć przynajmniej raz w życiu!
Przed wyjściem z domu jeszcze raz sprawdzam pogodę. To podstawowe wiadomości, jakie są potrzebne, by przyjemnie spędzić czas za sterami nowego Mini. Powód to brezentowy dach, który w krótkim czasie można złożyć i cieszyć się słońcem. Na szczęście tego ostatniego ma nie zabraknąć. Deszcz czy nawet chłodne powietrze poprzecinane mgłą to ostatnie na co liczę. Z drugiej strony w Wielkiej Brytanii mają słońca mniej niż deszczu, a kabriolety kochają nad życie. Robią tam też jeden z najbardziej brytyjskich kabrioletów – Mini Cabrio – auto, które za chwilę trafi w moje ręce.
Z głową w chmurach
Serwisy pogodowe są zgodne, zatem okulary przeciwsłoneczne lądują na głowie, a ja z nieskrywaną niecierpliwością oczekuję zajęcia miejsca w nowym modelu. To już trzecia generacja, choć od debiutu hatchbacka angielska marka kazała czekać aż dwa i pół roku na wersję ze składanym dachem. To długo, ale opłacało się. Zwłaszcza, jeśli poprzednik wydawał się wam nieco za mały. Nadwozie wydłużono, osie odsunięto od siebie, przez co kabina zyskała przestrzeń zagospodarowaną głównie za przednimi fotelami. Od teraz znajomi, którzy wylosowali miejsca w drugim rzędzie nie powinni zrzędzić, że mogliby mieć odkręcane nogi, bo nie bardzo wiedzą co z zrobić z kolanami.
Krytycy zarzucają stylistom nowego wcielenia Mini, że przód nie do końca wyszedł im zgrabny. No cóż, gust jest kwestią gustu, a wrażenie, jeśli nawet było złe, to znika niczym kamfora, gdy stajemy przed 192-konną wersją Cooper S. Czarne dodatki, chromowane listwy i akcesoryjne duże obręcze z oponami o niskim profilu czynią cuda, bo z brzydkiego kaczątka nagle naszym oczom ukazuje się piękny łabędź. Jeśli wciąż nie jesteście zadowoleni z wyglądu malca, zawsze możecie wybrać topową wersję JCW (John Cooper Works). Ma nie tylko powalająco mocny silnik (231 KM), ale też agresywną stylistykę, odróżniającą go od reszty. Odnoszę wręcz wrażenie, że dolny wlot powietrza stylizowany jest na buczącego angielskiego kibola z „inteligencko” wysuniętą dolną wargą. Ale przecież od wyglądu auta nikt nie wymaga wysokiego IQ, zatem łobuziakowi to nawet pasuje. Wygląd Coopera S też można podrasować, zamawiając pakiet stylistyczny wzorowany na JCW.
Przygoda zaczyna się na Kaszubach, bo tu właśnie zorganizowano pierwsze jazdy. Miejsce wybrano nieprzypadkowo, bowiem lokalne drogi idealnie pasują do charakteru auta. Albo odwrotnie – ale to już ma mniejsze znaczenie wobec faktu, że mam kluczyk do Mini i jestem tam, gdzie trzeba. Pagórkowaty teren to coś, co w nizinnej Polsce nie występuje zbyt często. A tym nielicznym krainom nadaje nie tylko malowniczy charakter, ale też zmusza drogowców do formowania większej ilości zakrętów. A to świetna informacja, bo siedzę za kierownicą gokarta wśród prawdziwych samochodów.
Wiem, wiem, kabriolety nie są w stanie zagwarantować sztywności nadwozia na poziomie identycznym jak choćby hatchbacki. Podczas codziennych przechadzek do pracy czy na zakupy nie ma to większego znaczenia, snując się leniwie w sznurze aut ciężko dostrzec wszelkie cechy auta, zwłaszcza dotyczące precyzji prowadzenia. Ale na pustej krętej drodze to już co innego.
To, co rzuca się w oczy, a w zasadzie na cały organizm, to nadspodziewany komfort. Choć od momentu, kiedy jeździłem drugą generacją małego kabrioletu upłynęło sporo wody w Wiśle, to mam nieodparte wrażenie, że najnowsze Mini Cabrio oferuje mimo wszystko większy komfort od poprzednika. Niezależnie, czy zdecydujecie się na Coopera S czy JCW, wasze nerki i kręgosłupy nie są zagrożone, wstrząsu mózgu także nie doświadczycie – i to nawet na drogach trzeciej kategorii.
To wręcz urasta do rangi problemu, zwłaszcza w John Cooper Works. Przecież płacąc niemal 150 tys. zł za ekstremalnie usportowioną odmianę drogowego gokarta, oczekujemy, że auto nas sponiewiera, wytrzęsie i przekona, że do jazdy na co dzień powinniśmy zakupić np. komfortowego Counrtymana. Ale nic z tych rzeczy. Prowokacja pod postacią powolnej jazdy po bruku, czy celowego nieomijania nierówności nic nie daje. JCW zawsze zachowuje się przyzwoicie i zdaje się mówić: „bierz mnie codziennie”. Na przejażdżkę, oczywiście.
Jeśli istnieje na rynku jakikolwiek kabriolet porównywalny do Mazdy MX-5, to jest nim właśnie to Mini. Mała kierownica idealnie leży w dłoniach, dokładnie przekazuje wszystko, co kierowca musi wiedzieć o drodze, którą jedzie, a „responsywność” układu kierowniczego jest lepsza niż w niejednym hot-hachu. Dla kierowców Mini gokartowe prowadzenie to nie jedynie slogan, a codzienność. Fantastyczna jest też ręczna skrzynia. Za pomocą jej mechanizmu można by przeprowadzić operację na otwartym sercu.
Jak jeździ się z rozłożonym dachem? Nie wiem, słońce mocno przebija się przez moją przerzedzoną czuprynę, ale za nic nie chcę pozbawiać się przyjemności jazdy kabrioletem. Jeden warunek. Aby móc wyjechać poza miasto trzeba zamontować windshot. Uniemożliwia on zabranie dodatkowych pasażerów, czyli np. atrakcyjnych autostopowiczek, ale podnosi walory użytkowe i skutecznie niweluje zawirowania powietrza wokół głowy. Zysk spory, a strata żadna, bowiem atrakcyjne autostopowiczki występują w przyrodzie rzadziej niż jednorożce. A skoro jesteśmy przy złożonym dachu, muszę przyznać, że widoczność do tyłu jest przy nim fatalna.
Wybór rozsądku
Jak bardzo nie zachwalałbym topowych wersji silnikowych, to przecież na względzie trzeba mieć ścisłe rachowanie przed ewentualnym zakupem. Nie każdy potrzebuje 192 koni pod maską, choć dają sporo radości podczas przyspieszania. Czasem też wartości spalania zaczynają przerażać, dlatego część klientów kieruje swój wzrok na egzemplarze oznaczone wszystkomówiącą literką „D”. Czy to ma sens?
Dla porządku trzeba zaznaczyć, że podstawowe Mini Cabrio, tak jak trzydrzwiowy hatchback, napędzany jest „wykastrowaną”, bo dosłownie pozbawioną jednego cylindra jednostką o pojemności 1,5 litra. Benzynowy Cooper oferuje 136 KM i poza generowanym „syrenim” zaśpiewem trudno mieć do niego jakiekolwiek zastrzeżenia. Jest dynamiczny (0-100 km/h w 8,8 s) i oszczędny – nie tylko na papierze. Naprawdę robi dobre wrażenie. Wysokoprężnym Cooperem D (116 KM) nie jeździłem, więc nie będę go zachwalał. Zresztą Diesel do kabrioletu nie pasuje, zwłaszcza słaby, więc jeśli już, to lepiej wybrać Coopera SD (170 KM). Pod maską ma cztery cylindry i osiągi godne sportowego podwozia (0-100 km/h w 7,7 s).
Zdecydowanie mniej rozsądny, ale podnoszący zadowolenie z posiadania, jest wybór dodatków umożliwiających dostosowanie Miniaka do własnych upodobań. Brezentowy dach z motywem brytyjskiej flagi wobec Brexitu to dla jednych faux pas, dla innych zaś poparcie dla jedności Królestwa. Na szczęście nie jest obowiązkowy. Są jeszcze pasy zdobiące maskę, bez których Mini wygląda zwyczajnie, czy obudowy lusterek, które mogą być w kolorze nadwozia – czarne, białe, a nawet chromowane. Jeśli zestawimy to z 14 kolorami nadwozia, 11 wzorami kół, 8 rodzajami tapicerek, 7 kolorami listw wykończeniowych, w tym podświetlanych, to z dużym prawdopodobieństwem będziemy w stanie zbudować sobie auto, które będzie niepowtarzalne nie tylko w naszej najbliższej okolicy. A już je mając, możemy pojechać na Kaszuby, bo nie tylko drogi są tam piękne.
Zaczynacie się zapewne zastanawiać, czy Mini Cabrio ma jakieś wady. Trudno odnieść go do konkurencji, bo takiej nie posiada, więc stwierdzenie że jest mniejszy czy większy od czegoś tam odpada. Oprócz wspomnianej widoczności do tyłu, dla 95% społeczeństwa, w tym dla mnie, jest zwyczajnie za drogi. Ale czy to wada? Przynajmniej nie jest popularny jak Fabia i daje właścicielowi poczucie posiadania czegoś (względnie) oryginalnego.
Czy warto kupić Mini Cabrio?
Podstawowa wersja Cooper kosztuje 99 800 zł, polecany przeze mnie Cooper S 121 800 zł, zaś pożądany i uderzający do głowy JCW to koszt minimum 146 800 zł. Oczywiście trzeba mieć na względzie, że wybór kilku nierozsądnych dodatków podnoszących walory estetyczne, niekoniecznie użytkowe, to wydatek dodatkowych ok. 20 tys. zł. Ale i tak warto – Mini to wciąż świetny samochód gwarantujący wysoką jakość wykonania, świetne podwozie i usportowione wersje silnikowe. A wszystko w znanym i cenionym od lat opakowaniu, na które wciąż miło się patrzy.