Jak utopić pół miliona? Kup Mercedesa G500
Czy wziąłbyś samochód za grubo ponad pół miliona złotych w ciężki teren? Raczej nie. A jednak Mercedes wyraźnie oddziela Klasę G od SUV-ów, nazywając ją „off-roaderem”. Gdzie tu zatem logika? Poszukajmy.
Jaki powinien być samochód terenowy? Musi mieć duży prześwit, dobry napęd na cztery koła z blokadami, silnik z odpowiednim momentem i solidną konstrukcję. Wydawałoby się, że wiele SUV-ów spełnia te kryteria, ale w naprawdę trudnych warunkach większość powinna odpuścić.
Dlatego też obok tak uzdolnionych terenowo samochodów, jak Grand Cherokee czy Range Rover, nadal jest miejsce na Wranglera i Mercedesa Klasy G. To w pierwszej kolejności samochody o potencjalnie najlepszych właściwościach terenowych na rynku. Dopiero później dodajemy do nich jakieś względy praktyczne czy… luksusowe.
Mercedes Klasy G już od 40 lat wjeżdża tam, gdzie inne samochody się poddają. Robi to jednocześnie w otoczeniu świetnego wykończenia wnętrza, nowoczesnej technologii i ikonicznego już kształtu kiosku na kołach.
Jazda w terenie oznacza jednak podwyższone ryzyko uszkodzenia samochodu, a przecież za Klasę G trzeba zapłacić PRZYNAJMNIEJ 546 tys. zł. Czy to samochód dla majętnych zapaleńców czy ikona, która wystarczy, że „może”, ale nie musi?
Przekonajmy się.
Rewolucja? Zapomnijcie
Mercedes Klasy G to niewątpliwie samochód z charakterem. Najbardziej rozpoznawalny, obecnie produkowany, Mercedes. To o tyle ciekawe, że choć sam Mercedes ma na koncie mnóstwo ikon motoryzacji, to właśnie Gelenda jest tym modelem, który przetrwał próbę czasu i jest stopniowo – i ciągle – rozwijany. Inne kultowe modele albo mocno zmieniały się na przestrzeni lat, albo znikały z oferty, by powracać po latach. I znów zniknąć – przykładem SLS.
Jak więc wyewoluowała Klasa G? Przede wszystkim zyskała lampy LED. W tym samochodzie chyba ważniejsze jest jednak to, co się nie zmieniło. Nadal mamy kierunkowskazy na poziomie maski. Nadal mamy widoczne i wystające na zewnątrz zawiasy drzwi. Nadal mamy też pudełkowaty kształt i otwieraną na bok klapę bagażnika z kołem zapasowym.
Żeby otworzyć którekolwiek drzwi, trzeba przycisnąć duży przycisk zamka. Żeby je zamknąć, trzeba użyć siły. Towarzyszy temu głośny trzask, który pozostał chyba niezmieniony od pierwszej generacji. Żeby wsiąść, trzeba stanąć na stopniu, bo prześwit wynosi aż 24 cm. To toporny, jak na dzisiejsze standardy samochód, ale to część jego charakteru.
Głębokość brodzenia może wynieść nawet 70 cm. Wysoki prześwit i krótkie zwisy to też duży kąt zejścia i natarcia, ale nowa Klasa G jest też szersza aż o 12,5 cm! To daje prawie 2 metry szerokości i więcej stabilności.
Niby jest tu trochę zmian, ale nawet Porsche 911 nie przypomina wszystkich poprzedników tak bardzo, jak klasa G swoich.
Cena Mercedesa G500 skądś się przecież wzięła
Mercedes G500 to koszt przynajmniej 546 tysięcy złotych, ale jeśli mielibyśmy wersję AMG 63, to mówilibyśmy już o kwocie prawie 750 tysięcy. Niedługo do oferty dołączy bazowa wersja 350d, ale nie spodziewałbym się zbyt niskiej ceny.
Jak to jednak jest, że samochód, w którym drzwiami trzeba trzaskać, jak w Polonezie, kosztuje aż tyle? Wystarczy zajrzeć do środka, a później pod maskę. Nie od dzisiaj na G-klasę mówiło się „terenowa S-klasa”. Nie mylić z „SUV-em klasy S”, którym jest przecież GLS.
Wnętrze z pakietem designo zachwyca jakością wykonania. Wysokogatunkowa skóra, przeszycia, użycie odpowiednich materiałów w całej kabinie – to część historii, jaka stoi za wysoką ceną.
Jej kolejny epizod to technologia. Nie mamy tu już analogowych zegarów, tylko duże ekrany rodem z Klasy E czy Klasy S – zamknięte pod jedną taflą szkła i obsługiwane touchpadami na kierownicy.
To wszystko wygląda, jak stworzone do dalekich podróży. Od jednej trasy przełajowej, do drugiej oczywiście. Trochę tak jest, bo fotele są bardzo wygodne i wyposażone w podgrzewanie, wentylację i rozbudowany masaż. To też jeden z niewielu samochodów, gdzie pięć osób może faktycznie bardzo wygodnie się rozsiąść i w ten sposób podróżować. Mamy też zresztą czterostrefową klimatyzację. Podłoga jest płaska, bo na przeniesienie napędu zostało jeszcze sporo miejsca pod samochodem.
Kiosk nie jest jednak najbardziej opływowym kształtem, jaki można nadać samochodowi, więc już przy prędkościach autostradowych Klasa G staje się bardzo głośna w środku. Dodatkowo, prawie pionowa przednia szyba zbiera wszystkie owady, piach i inne zanieczyszczenia.
I jeszcze dźwięk zamka centralnego, który automatycznie zamyka drzwi po ruszeniu. Brzmi to, jakby ktoś przeładowywał Kałasznikowa. Ale ponownie – cały w tym urok Klasy G i absolutnie nie jest to dziełem przypadku.
Jako terenówka, Klasa G musi być w stanie – w razie czego – zabrać sporo sprzętu, ale raczej nie będzie tu z tym problemu. Bagażnik mieści 480 litrów, a po złożeniu siedzeń nawet 2 250 litrów.
Czy coś ją zatrzyma?
Wiele osób obawiało się, że Mercedes Klasy G może zatracić gdzieś po drodze swój terenowy charakter i w miejsce sprawdzonych, mechanicznych rozwiązań pojawi się więcej elektroniki. Nic bardziej mylnego. Konstrukcja nadal opiera się na ramie. Mamy trzy oddzielnie aktywowane blokady dyferencjałów – przedniego, centralnego i tylnego.
Nadal mamy też sztywny tylny most. To o tyle ważne, że podczas jazdy w bardzo wyboistym terenie, koła mogą mieć kontakt z podłożem nawet na sporych „wykrzyżach”. Konstrukcja wielowahaczowa jest świetna na drogach, ale kiedy mamy dużą różnicę wysokości, na których znajdują się koła, wielowahaczowi brakuje skoku, a koło ląduje w powietrzu.
Z dziennikarskiego obowiązku zabraliśmy Klasę G na tor crossowy pod Krakowem. Już bez spięcia mechanizmów różnicowych samochód radził sobie świetnie, ale po włączeniu wszystkich blokad był po prostu nie do zatrzymania. Luźna nawierzchnia, wzniesienia i różnice poziomów na drodze to za mało, by Klasa G pokazała swój potencjał. Przy dobrej pogodzie nie znaleźliśmy miejsca, które sprawiłoby Klasie G jakąkolwiek trudność. A jeśli nawet byśmy takie znaleźli, np. stromy błotnisty podjazd, to pewnie elementem, który by zawiódł, byłyby tylko opony. Założenie opon z kostką typu AT, a już najlepiej MT rozwiązałoby wszelkie problemy.
Tyle tylko, że nikt raczej nie wykorzystuje – przynajmniej nowej – Klasy G do rajdów przełajowych. Chociaż potencjał ma ogromny, to jednak najczęściej porusza się po miastach i drogach asfaltowych. I w mieście również robi ogromne wrażenie, ale swoim wyglądem. Mercedes Klasy G jest wielki – i to nie w takim kontekście, jak GLS. Jest po prostu wyższy od prawie każdej innej osobówki czy SUV-a.
I choć to dość szeroki samochód, całkiem łatwo się nim manewruje. To wszystko zasługa prawie pionowych boków – dzięki temu od razu wyczuwamy szerokość i mieścimy się nawet na wąskich drogach z samochodami zaparkowanymi po obu stronach.
Testowaliśmy wersję G500 z 4-litrowym silnikiem V8. Rozwija 422 KM i 620 Nm momentu obrotowego, co przekłada się na przyspieszenie do 100 km/h w zaledwie 5,9 sekundy. Zbiornik paliwa mieści 75 litrów, ale samo zużycie paliwa wynosi najczęściej około 20 l/100 km, chociaż producent podaje wynik 14,9 l/100 km. Paliwo ucieka więc dość szybko.
Tym bardziej, że Klasa G w wersji 500 to nie tylko zdolności terenowe. W trybie sportowym pięknie grzmi z wydechu, który kończy się gdzieś na wysokości tylnych drzwi. W całej kabinie (i okolicy) roznoszą się więc strzały lub bulgot. Wystarczy jednak wrócić do trybu Comfort, by samochód stał się nieco bardziej cywilizowany.
Jednak tak, jak SUV-y radzą sobie nieźle w prawie każdych warunkach, tak w G Klasie czuć ten terenowy charakter. Nadwozie kładzie się w zakrętach, a przed najostrzejszymi z nich trzeba trochę zwolnić. Choć więc silnik zachęca do szybkiej jazdy, to podwozie z pewnością nie zostało do tego stworzone.
Mercedes Klasy G. Wyjątkowy samochód
Mercedes G500 to samochód absolutnie wyjątkowy. Do bólu luksusowy, do bólu terenowy. Od 40 lat praktycznie nietknięty, jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny. Zaporowo drogi.
Często słyszymy komentarze, że kierowcy sportowych samochodów nie wykorzystują ich potencjału. To jednak ich sprawa, jak korzystają z ich własności i tak samo jest w przypadku Mercedesa Klasy G.
Kupować samochód za prawie milion złotych z wyposażeniem dodatkowym, tylko po to, by ryzykować, że źle oszacujemy głębokość rzeki i go utopimy, albo że zmasakrujemy lakier w krzakach, nie brzmi rozsądnie. Punkt widzenia zależy jednak od punktu siedzenia – oligarchowie pewnie nie mieliby z tym problemu.
Mimo tych zdolności, Klasa G to jednak świetny samochód na co dzień, który bardzo się wyróżnia. Nie jest idealny. W pewnych aspektach nawet nie sięga dzisiejszych standardów – jest głośny podczas jazdy, trochę toporny, niekoniecznie stworzony do szybkiej jazdy w zakrętach.
To wszystko czyni go bardzo niszowym, ale kiedy wszyscy dookoła jeżdżą szybkimi coupe i sedanami, a ty chcesz czegoś innego, choć równie drogiego – oto jest, Mercedes Klasy G.
Redaktor