Chevrolet Corvette C7 Stingray - powrót legendy
Z ikonami motoryzacyjnymi jest wielki problem. Bo oto stworzenie nowego modelu po latach może dać bardzo wielki sukces albo spektakularną porażkę. Nie ma innej możliwości. Tak samo, jeśli auto dorobiło się już statusu legendy. Każda kolejna generacja musi "udźwignąć" schedę poprzedniczki, a co więcej powinna być lepsza i bardziej konkurencyjna. Zobaczmy jak Chevrolet poradził sobie z ikoną amerykańskiej motoryzacji. Przed Państwem Chevrolet Corvette C7 Stingray.
Ford musiał poradzić sobie z Mustangiem i GT 40, BMW chciało zaryzykować z Mini. Wszystko po to by odwołać się od wzorców, tego co już kiedyś chwyciło, a teraz może również stać się sukcesem. Corvette nie jest „odrodzeniem” modelu po latach, jest kontynuacją, odpowiednikiem amerykańskiego Porsche 911, samochodem marzeń, spełnieniem teorii „american dream”. A rok w którym pokazano nową C7 jest wyjątkowy, bo to właśnie w 2013 przypadają 60 urodziny modelu Corvette.
Wygląd nowego Chevroleta Corvette C7 Stingray jest raczej ewolucją niż rewolucją . Nie da się nie zauważyć bardziej agresywnych linii czy ostrzejszych krawędzi. Poprzedniczka, model C6 była łagodniej narysowana, przetłoczenia płynniej przechodziły w końcowe linie. Tu natomiast większy nacisk położono na dynamikę nadwozia. Przód auta zdawać by się mogło, czerpie inspirację z włoskich super maszyn z Cavallino Rampante na masce. Tył auta jest troszkę bardziej kontrowersyjny. Można doszukać się tu akcentów z modelu Camaro, być może z poprzedniej Corvetty. Ale jedno jest pewne, poczwórny wydech, zaczerpnięty ze studyjnego modelu Centennial wygląda znakomicie! Co do nadwozia warto powiedzieć, że jest ono aż o 57 procent bardziej sztywne niż poprzednie konstrukcje. Dzięki zostawaniu odpowiednio lżejszych materiałów udało się również odchudzić karoserię. A to dzięki np. masce wykonanej z włókna węglowego i wykonanym z tego samego materiału panelu środkowym na dachu. Dodatkowo błotniki, tylne sekcje i drzwi powstały z kompozytów, natomiast rama na jakiej osadzony jest samochód jest całkowicie aluminiowa.
Pod maskę trafił całkowicie nowy silnik o pojemności 6,2 litra, mocy 450 koni mechanicznych i 610 Nm momentu obrotowego. Jednostka o oznaczeniu LT1 to oczywiście wielkie, soczyste V8, które wyróżnia się bezpośrednim wtryskiem paliwa i układem zmiennych faz rozrządu. Oczywiście konstruktorzy nowej Corvette musieli dodać też akcent ekologiczny, dlatego też zamontowano tu system dezaktywacji połowy cylindrów przy równej jeździe lub z niewielkim obciążeniem. I tu pojawia się ciekawostka. Ponieważ Chevrolet Corvette C7 Stingray posiada dwa rodzaje aktywnego układu wydechowego. Pierwszy, standardowy działa w momencie pracy tylko czterech cylindrów i z pomocą specjalnego zaworu umieszczonego wewnątrz, dba, by dźwięk wytwarzany przez V4 brzmiał równie dobrze i soczyście. Drugi natomiast pojawia się w momencie przełączenia na wszystkie pracujące cylindry. Wtedy dodatkowe zawory akustyczne nie tylko dodają muzyki jednostce ale również poprawiają osiągi Vetty.
Dla odbiorców przewidziano do wyboru jedną z dwóch rodzajów skrzyni biegów. Ręczną skrzynię o siedmiu przełożeniach i sześciobiegowy automat. Co ciekawe konstruktorzy zastosowali specjalny układ, dbający o to by prędkość obrotowa jednostki napędowej była dostosowana do prędkości z jaką pracują koła na tylnej osi. Dzieje się tak zarówno przy zmianie biegu na wyższy jak i przy redukcji. Ma to zapobiegać szarpaniu i szybszej zmianie przełożeń.
Nową Corvette C7 Stingray będzie można zamówić z opcjonalnym pakietem Z51 Performance. Otrzymamy w nim: elektrycznie kontrolowany tylny dyferencjał o zwiększonym tarciu, czyli szperę, suchą miskę olejową, większe przednie hamulce, ciasno zestopniowaną skrzynię biegów, inny pakiet aerodynamiczny czy innowacyjny system chłodzenia układu hamulcowego, przekładni i dyferencjału. Ponadto dostaniemy w nim większe o jeden cal w porównaniu z wersją standardową obręcze felg, odpowiednio 19 – calowe z przodu i 20 – calowe z tyłu, a także specjalnie zaprojektowane do tego modelu opony Michelin Pilot Super Sport. Zamiast standardowych amortyzatorów firmy Bilstein w Z51 zastosowano aktywne magnetyczne amortyzatory, wykorzystujące technologię Magnetic Ride Control, z opiłkami magnezu zatopionymi w kolumnach amortyzatorów.
Ponadto wzorem konkurencji General Motors postanowił wyposażyć C7 w sterownik trybu pracy samochodu (DMS), który można obsługiwać za pomocą pokrętła na konsoli środkowej. Do wyboru mamy sześć trybów: Tour, Rain, Snow, Eco, Sport i Track, odpowiednio do codziennej jazdy, na deszcz, śnieg, ekonomiczny, sportowy i na tor. Każdy tryb inaczej oddziałuje na 12 różnych elementów pojazdu, np. na ciekłokrystaliczny zestaw wskaźników, skrzynię biegów, tylny dyferencjał czy przepustnicę.
Wnętrze Chevroleta Corvette C7 Stingray bardzo dobrze nawiązuje do jej poprzedników. Starano się wyeliminować bolączkę poprzednich wersji, czyli jakość wykonywania i wykończenia. Obecnie są one na bardzo wysokim poziomie. Można wybrać pomiędzy dwoma rodzajami foteli. Standardowy oparty na aluminiowo-magnezowej ramie i bardziej „torowy”, który lepiej podtrzymuje ciało i jest sztywniejszy. We wnętrzu użyto dużo włókna węglowego, karbonu i wysokiej jakości skóry typu Nappa.
Chevrolet na pewno przewiduje w przyszłości mocniejsze wersje nowej Corvetty. Wszyscy czekamy na następczynie Z06 czy w końcu ZR1. W marcu w Genewie zostanie pokazana wersja Convertible, a pierwsze egzemplarze Chevroleta Corvette C7 Stingray trafią do klientów w drugiej połowie tego roku.