Kupiłeś tanio luksusowy samochód? Uważaj, żeby Ci go nie zabrano!
Jak wszyscy dobrze wiemy, „Polak potrafi”. Jak zaoszczędzić na kupnie drogiego samochodu? Jak zarobić więcej na jego sprzedaży? Polacy, i nie tylko, stale odkrywają luki prawne, które pozwalają im wyjść bardziej „na plus” niż ich uczciwa konkurencja. Problem w tym, że kłamstwo ma krótkie nogi...
Jako naród, można powiedzieć, mamy na pieńku z organami władzy. Historia nauczyła nas nieufności do państwa, a nasza wrodzona zaradność kazała wymyślać sposoby, dzięki którym uda się nie tylko przetrwać, ale i urwać część dla siebie. W końcu z socjalistycznego ustroju wynieśliśmy przekonanie, że każdemu należy się po równo.
Na akty oszustwa wobec systemu Polacy często pozostawali obojętni - skoro „ja” kupuję coś za mniej, to czym miałbym się przejmować? Pamiętamy wpisywanie na umowach kupna-sprzedaży komicznie niskich kwot za samochody, pamiętamy, jak popularne były auta „z kratką”, wiemy też o rejestracji samochodów jako pojazdy specjalne, np. bankowozy. Wszystko to, pozornie, tworzy okazje, z których żal byłoby nie skorzystać.
Teraz skarb państwa uszczuplany jest w inny sposób - trudny do wyśledzenia. To obecnie przestępstwo niemal doskonałe. Tylko, że ktoś może się w końcu o swoje upomnieć, a nasz samochód „z promocji” zajmie Urząd Skarbowy albo Urząd Celny jako dowód w sprawie. I zamiast zyskać kilkanaście procent, okaże się, że stracimy wszystko, co zainwestowaliśmy.
O co właściwie chodzi? O tym poniżej.
Zaczyna się niewinnie
Chcesz kupić nowy samochód - idziesz do salonu. Wybrałeś odpowiedni model, wiesz już, jak chciałbyś go skonfigurować, więc siadasz ze sprzedawcą do biurka i zaczynacie negocjować cenę. Staje na 3-procentowym rabacie. Słyszysz, że niżej z ceną fizycznie już się zejść po prostu nie da. Może i tak, ale potwierdzenia szukasz u innych dealerów - wszyscy mówią to samo.
I nagle trafiasz na TO ogłoszenie. Ten sam samochód, którym tak się interesujesz, nowy, stoi w salonie wielomarkowym i to z ceną, uwzględniającą – załóżmy - 10% rabatu. Już jesteś 7% do przodu względem oficjalnej sieci sprzedaży. Ponownie - pocisz się na negocjacjach i udaje Ci się ostatecznie wywalczyć aż 15% rabatu. Myślisz, że w salonie chcieli na Tobie tylko zarobić, a tutaj ktoś wreszcie pokazał „ludzką twarz” i zaoferował rewelacyjną cenę. Może nawet powiedział, że sam na tym niewiele zarobi, ale liczy się dla niego zadowolony klient.
Skoro cena jest ustalona, przechodzimy do finansowania. Prowadzisz firmę, więc leasing wydaje się bardziej korzystny. Znajdujesz odpowiedni bank i podpisujesz umowę. Widnieje w niej zapis, który mówi, że za wybór przedmiotu leasingu oraz jego dostawcę odpowiadasz Ty jako leasingobiorca. Gdybyś wcześniej przyłożył do tego większą uwagę, może dwa razy zastanowiłbyś się nad tym, dlaczego akurat ten sprzedawca jest w stanie oferować samochody poniżej ceny rynkowej. Gdybyś to zrobił, może historia miałaby inne zakończenie...?
Skąd ta cena?
Przejdźmy do sedna całej sprawy. W jaki sposób ktoś może zaoferować nam luksusowy samochód w cenie znacząco poniżej rynkowej i jeszcze na tym zarobić? Jakim cudem nagle jesteśmy w stanie pozwolić sobie na samochód, na który normalnie nas stać?
Pierwsza myśl - może ma cofnięty przebieg, może spadł z lawety, jest po jakimś wypadku? Choćbyśmy zabrali ze sobą doświadczonego mechanika, okazuje się, że z samochodem jest wszystko w porządku. To może kradziony? Pudło. Oszustwa podatkowe? Nie, wszystko wygląda legalnie...
No właśnie - "wygląda”. Na czym polega luka prawna? Na tym, że urzędy wymagają jedynie deklaracji uiszczenia akcyzy bez pieczątek i stempli właściwego urzędu. Wcześniej, przy rejestracji pojazdu należało przedstawić potwierdzenia zapłaty akcyzy i VAT-u, wydane przez właściwego urzędnika UC lub US, ale to trwało nawet kilka tygodni i utrudniało handel międzynarodowy - a Unia Europejska polega przecież na tworzeniu równych szans dla gospodarek państw członkowskich. Żeby nie dyskryminować przedsiębiorców spoza Polski, procedura została ułatwiona. Załatwienie wszystkich formalności trwa teraz krócej, ale, co zaraz wykażemy, system jest mniej szczelny.
Opiera się on bowiem na zaufaniu do obywatela. Rejestrując samochód, musimy jedynie przedstawić potwierdzenie zapłaty akcyzy, które wydrukujemy po wpisaniu numeru VIN w systemie E-ZEFIR (https://puesc.gov.pl/). Problem w tym, że E-ZEFIR jest wadliwy. Do systemu wchodzą dane o zapłaconej akcyzie, ale z niego nie wychodzą - nawet jeśli akcyza zostanie zwrócona (a jeśli już - to po dłuższym okresie). Jeśli samochód zostanie sprzedany za granicę, nowy kupujący ma prawo ubiegać się o zwrot akcyzy od Urzędu Celnego. Tyle że, jeśli to auto zostanie w krótkim czasie ponownie sprowadzone do Polski, w systemie nadal będzie widniało jako „po opłatach” - mimo że akcyza została już zwrócona. Poza tym dokument, generowany przez system, wygląda jakby był stworzony przez 10-latka w prostym edytorze tekstowym, a co za tym idzie, jest prosty do podrobienia.
Mechanizm wygląda nastepująco:
Do krajowego salonu zgłasza się firma z zagranicy i kupuje pojazd bez rejestracji w PL (co jest warunkiem koniecznym), aby móc się ubiegać o zwrot akcyzy. Co ciekawe, dość często dealerzy, wychodząc naprzeciw klientom zagranicznym, na fakturze sprzedażowej od razu obniżają kwotę faktury o wartość krajowej akcyzy i VAT-u, aby cena była rzeczywiście netto (w takim wypadku o zwrot akcyzy występuje dealer). Firma, która zakupiła pojazd, sprzedaje go dalej, by przeszedł przez następny kraj i dopiero wtedy następuje powrót pojazdu do Polski na firmę „słupa”, która może być zarejestrowana na przysłowiowego „menela spod budy z piwem”, czy kogokolwiek, kto w danym momencie potrzebował jakiegoś zastrzyku gotówki, a ściągnięcie od niego zaległych opłat będzie graniczyło z cudem. W zasadzie nikt nie sprawdza, że firma ta została założona w ciągu ostatnich trzech miesięcy. Ważne, że firma figuruje jako aktywna. Do czasu kwartalnego sprawozdania finansowego widnieje jako uczciwy podmiot prawny, który płaci podatek VAT. Co ciekawe, w tym procederze samochód może nawet nie wyjechać za granicę, liczą się jedynie papierki. Firma „słup” rejestruje samochód i po otrzymaniu stałego dowodu, sprzedaje dalej pojazd z normalną FV 23%, pomimo że tego podatku nie zapłaciła, a całą kwotę otrzymaną ze sprzedaży, wyciągnie z konta bez odprowadzania jakichkolwiek podatków.
Teraz do gry wkracza absolutnie legalna Polska firma, która kupuje samochód od firmy „słupa”. Obowiązek zapłaty podatku VAT oraz akcyzy spoczywa na firmie „słup” (jako na importerze), ale ta już dawno przestała istnieć (oczywiście wcześniej opróżniła konta bankowe bez uiszczenia podatków). Legalna firma oficjalnie nic nie wie na temat braku zapłaty podatków i kupiła samochód w dobrej wierze. Ma papiery pojazdu (dowód rejestracyjny, karta pojazdu) oraz dowód zapłaty za przedmiot - sprawa czysta, a samochód jest „krajowy”, zarejestrowany, ma polską instrukcję obsługi, książkę serwisową etc. Taki pojazd zostanie bez najmniejszego problemu sprzedany do użytkownika końcowego (np. Leasingu).
Podobny mechanizm funkcjonuje również przy samochodach, kupowanych z zagranicy, tyle że tam przedkładane jest podrobione potwierdzenie zapłaty akcyzy, a potwierdzenia zapłaty VAT-u obecnie nie trzeba składać do rejestracji! Często można zetknąć się z sytuacją, w której na krajowych stronach z ogłoszeniami figurują samochody ewidentnie skopiowane z europejskich portali ogłoszeniowych (mobile.eu, autoscout24), ale w - co zastanawiające - dużo niższych cenach niż wynikałoby to z należnych naszemu fiskusowi podatków, nie wspominając o marży pośrednika i kosztach transportu.
O jakich liczbach mówimy? VAT to 23% wartości samochodu, akcyza to 3,1%, jeśli pojemność silnika nie przekracza 2 litrów i 18,6% (oczywiście pamiętajmy, że realna wartość odzyskanej akcyzy jest sporo mniejsza niż teoretyczne 18,6%, ponieważ jest liczona od wartości zakupu pojazdu z fabryki i waha się w zależność od importera w widełkach 50-80% ceny katalogowej), jeśli pojemność jest większa, niż 2 litry. Dodajmy do tego przykładowy rabat dodany od autoryzowanego dealera - niech będzie 3%. Już teraz widzimy, że skala będzie o wiele większa w przypadku luksusowych samochodów z dużymi silnikami. Po tych wszystkich operacjach samochód jest tańszy aż o 44,6%! I teraz niech firma B da nam nawet 10-procentowy rabat, za który będziemy całować ją po stopach. Nadal zarobi na tym samochodzie 34,6% jego wartości.
Załóżmy, że samochód kosztuje 500 tys. zł - nieuczciwa firma zarabia na jednym samochodzie aż 173 tys. zł. A klient nadal jest zadowolony, bo kupił samochód o 50 tys. zł taniej. Sytuacja win-win?
Kto na tym traci?
Na tym procederze nie traci ani autoryzowany dealer, ani nieautoryzowany dealer, ani też klient. Traci na tym Skarb Państwa. I to dużo. Skala przedsięwzięcia jest ogromna i może obejmować ponad 1000 samochodów miesięcznie. Nawet, jeśli jeden taki samochód kosztuje 150 tys. zł, Państwo traci na nim około 31 tys. zł. W skali miesiąca - 62 mln zł. Ktoś się może kiedyś o te pieniądze upomnieć. Pytanie tylko, od kogo je pobierze lub komu zabezpieczy pojazd jako dowód w sprawie przeciw importerowi? Pamiętamy niedawną aferę paliwową, gdzie za brakujące podatki na paliwo, sprzedawane poprzez firmy „słupy”, musieli solidarnie odpowiadać hurtownicy i właściciele stacji paliw. Jeśli kupicie na bazarze flaszkę wódki bez banderoli, to ciężko służbom celnym Was namierzyć jako użytkownika, ale sprzedaż i zakup pojazdów mechanicznych są dobrze zewidencjonowane.
Inne metody - czyli oszustwo grubymi nićmi szyte
Oszuści mogą zmieniać swoje metody. Jeśli uznają, że VAT zostanie wyśledzony, mogą zrezygnować z oszukiwania na tym podatku, ale uszczuplą budżet państwa choćby o te 18,6% akcyzy. To będzie trudniejsze do wyśledzenia.
Jeśli w procederze, na końcu łańcucha, uczestniczy firma, która ma budzić zaufanie klientów, przez co działa dłużej, może kupować samochody od wspomnianej wcześniej firmy „słupa” z fakturą VAT 23%. W ten sposób może oczyścić się z zarzutów, bo przecież kupiła samochód legalnie. Mogła nic nie wiedzieć o oszustwach firmy „słup”. A przecież za każdym razem firma „słup” zamienia się w firmę X, Y, Z i tak dalej. Faktycznie handlują z różnymi firmami, reprezentowanymi przez różne osoby.
Do tego dochodzi kwestia właścicieli. Mimo że w ogłoszeniu widzimy „samochód z polskiego salonu”, co jest akurat prawdą, to moglibyśmy zobaczyć, że po drodze miał kilku właścicieli, którzy uczestniczyli w tej karuzeli podatkowej, ponieważ w Karcie Pojazdu zostają po takim procederze ślady. Ale na to też jest sposób - wystarczy tę kartę wyrzucić. Wtedy występuje się do organu rejestracyjnego o wtórnik. Do wydania nowej karty potrzebny jest tylko dowód rejestracyjny i oświadczenie o utracie karty pod rygorem odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań. W nowej karcie będzie widniał już tylko ostatni właściciel - sprzedawca.
Co to znaczy dla „Kowalskiego”?
Organy, ścigające za przestępstwa podatkowe, mają 5 lat na kontrolę każdej transakcji. Właściciel samochodu z nieopłaconą akcyzą albo podatkiem VAT może więc przez 5 lat od zakupu mieć niespokojny sen. W tym czasie może bowiem zapukać do jego drzwi kontroler skarbowy, który - jeśli wykryje nieprawidłowości - zabierze samochód jako dowód w sprawie defraudacji. Jeśli samochód ten podlega leasingowi, nadal będziemy musieli płacić raty. W końcu to my jesteśmy odpowiedzialni za wybór i dostawcę przedmiotu leasingu.
Urząd Skarbowy, któremu podlegała firma, która sprzedała samochód, w ciągu około 4 miesięcy dostanie wykaz transakcji międzywspólnotowych, na których nie znajdzie opłaty VAT dla samochodu o danym numerze VIN. Skoro firma, która tego nie zrobiła już nie istnieje, Urząd z łatwością namierzy Kowalskiego na podstawie danych rejestracyjnych samochodu (CEPIK) i możliwe, że będzie zmuszony poprosić o zaległy VAT, powiększony o odsetki za okres zwłoki lub chcieć zabezpieczyć pojazd jako dowód w sprawie przeciw importerowi.
Jak nie wdepnąć w bagno?
Przysłowiowy Kowalski przy zakupie musi uważać już nie tylko na stan techniczny pojazdu i jego faktyczny przebieg. Obecnie trzeba przywiązywać bardzo dużą uwagę do wszelkich dokumentów dołączanych - lub nie - do sprzedawanego samochodu.
Przede wszystkim zwracajmy uwagę na ceny. Jeśli samochód jest wystawiony na sprzedaż z ceną poniżej rynkowej, powinniśmy stać się bardziej podejrzliwi. Dla porównania można sprawdzić podobne ogłoszenia na zagranicznych serwisach: cenę w euro netto pomnożyć przez aktualny kurs i dodać do tego kwotę akcyzy i VAT-u, przy czym należy pamiętać, iż kwotę podatku liczymy od wartości netto z doliczoną akcyzą (nota bene piękny przykład na podatek od podatku). Często okaże się, że samochody za granicą wcale nie są tak mitycznie tanie.
Kolejna sprawa - możemy poprosić o potwierdzenie (nie oświadczenie!) o zapłaceniu akcyzy i podatku VAT przez sprzedającego. Jeśli nie będzie miał nic do ukrycia, da nam takie potwierdzenia od ręki i nie będzie się zasłaniał tajemnicą handlową.
Powinniśmy też sprawdzić, od kogo właściwie kupujemy samochód, a co najważniejsze - przez czyje ręce przeszedł pojazd. Firmy, prowadzące tego typu działalność, najczęściej posługują się formą Spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, z najniższym możliwym kapitałem. Wystarczy wyszukać taką firmę w dowolnym, publicznym katalogu po numerze KRS i prześledzić jej historię - szczególną uwagę zwrócić na długość stażu działalności. W internecie (link: https://historiapojazdu.gov.pl) możemy odnaleźć informacje, których już nie ma w duplikacie karty pojazdu i sprawdzić, ilu (i jakich) właścicieli miał nasz pojazd.
Akcyzę możemy sprawdzić w systemie E-ZEFIR, ale właściwie nie wiemy, jak informacja z tego systemu będzie się miała do rzeczywistości. Jeśli jednak już w tym momencie system sygnalizowałby brak opłaconej akcyzy, należą nam się wyjaśnienia. Sam moment opłacenia też jest ważny - jeśli akcyzę opłacono przed sprowadzeniem pojazdu do Polski, to istnieje duże ryzyko, że w jego historii są jakieś nieprawidłowości, ponieważ - wedle naszych przepisów - akcyza powinna być zapłacona po sprowadzeniu pojazdu do kraju.
Na koniec rachunek prawdopodobieństwa. Teoretycznie, im droższy samochód, tym większe prawdopodobieństwo, że coś jest z nim nie tak. Może to jednak zależeć też od wolumenu sprzedaży i rabatowania samochodów poprzez dealerów - przykładowo, Mazda 6 z silnikami 2.5 SKYACTIV-G lub 2.2 SKYACTIV-D to bardzo pożądany samochód, który również objęty jest 18,6-procentową akcyzą i w związku z tym też może leżeć w sferze zainteresowań oszustów.
Alternatywne zakończenie
Na początku artykułu nakreśliliśmy czarny scenariusz, w którym okazyjnie kupiony, wymarzony samochód staje się źródłem udręk i przykrych sytuacji. Jednak bogatsi o wiedzę na temat możliwych oszustw podatkowych, możemy uniknąć wielu nieprzyjemnych sytuacji. Wystarczy, że do zakupu samochodu podejdziemy ze spokojną głową i nie rzucimy się ślepo na najniższą ofertę.
Owszem, tym sposobem znalezienie pewnego używanego samochodu staje się jeszcze trudniejsze, a kupno nowego - spoza autoryzowanej sieci dealerskiej - zostaje obarczone dodatkowym ryzykiem. Oczywiście okazje też się trafiają - pamiętajmy tylko, by oceniać je zdrowym rozsądkiem, ewentualnie korzystać z pomocy ekspertów.
* Współpraca merytoryczna: www.broker.auto.pl (facebook.com/brokerautopl)