VW New Beetle Cabrio - dla ludu?
Na rynku jest kilka takich aut, w których facet wygląda co najmniej dziwnie. Toyota RAV4? Ponoć dużo kobiet za nią szaleje, ale w niej akurat każdy wygląda dobrze. Facet też. Smart ForTwo? Na jego temat zdania są już podzielone. Ford Ka? No, tu jest już gorzej. Szczególnie w przypadku ostatniej generacji w pseudoróżowym kolorze. Kobiety nazywają go "biskupim", bo w przeciwieństwie do "samców" znają ładniejsze nazwy barw. Przedostatnia generacja Nissana Micry? Tu też jest tak sobie. A Volkswagen New Beetle?
W sumie ciężko jednoznacznie stwierdzić czy New Beetle jest bardziej męski, czy bardziej żeński. Czy też bardziej unisexy. Z jednej strony wskrzeszone youngtimery są modne i fajne. A Volkswagen akurat idealnie połączył pomysł pamiętający II wojnę światową z nowoczesnością, którą rządzi wizja końca świata oraz afer o pieniądze w rządzie. Jeszcze lepiej udało mu się pogodzić zawyżoną cenę z ludzką euforią. Nowy Garbus był po prostu drogim Golfem, ponieważ korzysta z jego podzespołów. Ale ludzie i tak się na niego rzucili, bo miał ładniejszą karoserię i wyglądał dziwnie. A co sprawia, że to auto jest bardziej żeńskie? Cóż – na przykład kolory. Ostatnio ciężko jest mi spotkać Beetla nie żółtego i nie czerwonego. Ponoć są też groszkowo zielone. Na boga... Jak by nie było - te kolory są męskie tylko na Lamborghini i Ferrari. Mało tego. Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem ten model bez jakiejś słodkiej, mieniącej się naklejki na tylnej klapie, albo rejestracji specjalnej w stylu: „D1 NIUNIA”. Swoją drogą – takie tablice są przecież przypisane do pojazdu, a nie osoby, dlatego następny właściciel, albo raczej właścicielka, bo mężczyzna czegoś takiego nie kupi, też będzie jeździł z „niunią” na zderzakach. Ciekawe czy taki wóz jest łatwo odsprzedać. Ale podnieśmy poprzeczkę wyżej. Co można sądzić o New Beetle w wersji cabrio?
Że kłuje w oczy – to na pewno. Szczególnie z otwartym dachem. Że jest mniej praktyczny od hatchbacka - bo jego bagażnik jest wielkości torby z Tesco, na kanapie nie ma miejsca, a materiałowy dach może przebić w nocy jakiś pijany idiota wracający z imprezy. I jeszcze jedno – że jest niesamowicie lifestylowy. Ostatnio Volkswagen przygotował polską prezentację najnowszego Beetle’a i każdy dziennikarz, który chciał na niej być, musiał tłuc się aż do Meksyku. Ale to nie było głupie – tak naprawdę ten kraj jest ojczyzną Garbusa, nie licząc Niemców, choć to są tylko jego korzenie. To zupełnie tak, jakby mieszkać w Polsce i mieć prababkę z Transylwanii. Może to niewiarygodne, ale Garbus pierwszej generacji był produkowany w meksykańskim Puebla aż do połowy 2003 roku! New Beetle też pochodzi z Meksyku, zresztą wystarczy na niego spojrzeć – czy w jakimś innym kraju może prezentować się lepiej? Otwarty dach, w tle trochę piachu i palm z robakami wielkości cukinii, a przy aucie latynoska piękność z kwiatami na szyi, która wsiada do samochodu o rejestracji „D1 NIUNIA”. Chociaż nie, oni pewnie tam nie mają takich wynalazków. Ale czy taki samochód może sprawdzić się w Europie?
Pewnie! A dlaczego? Bo to Volkswagen Golf w sylwestrowym przebraniu. To oznacza tanie części, mnóstwo zamienników, proste naprawy i armię mechaników, którzy przyjmą to auto z otwartymi rękami. Konieczne było jednak wprowadzenie kilku zmian w stosunku do pierwowzoru. Silnik z tylnej części powędrował pod przednią maskę, by wóz stał się praktyczniejszy. Pomimo tego, że New Beetle jest niszowym samochodem, to jednostek napędowych do wyboru jest sporo. Ten egzemplarz ma pod maską 2-litrowy motor benzynowy o mocy 115KM. Leciwy, prosty, niewyżyłowany i stosunkowo niezawodny. Trzeba tylko pamiętać o serwisie napędu rozrządu. Czy motor jest dynamiczny? Cóż – po tej pojemności można spodziewać się znacznie więcej, chociaż po mocy już nie. I faktycznie - auto nie powala osiągami, ale świetnie radzi sobie w codziennym użytkowaniu. Na papierze silnik może wydać się mułowaty, ale w praktyce jego elastyczność jest naprawdę niezła. Nawet na wysokich biegach chętnie reaguje na ruchy prawej stopy, choć trzeba być świadomym tego, że o jakiejkolwiek większej dynamice można mówić dopiero powyżej około 3500 obr./min. Wada? Lubi „pociągnąć” sobie z baku, dlatego niektórych bardziej ucieszy motor 1.6l 100/102KM, który mimo wszystko jeździ trochę gorzej, szczególnie na niskich obrotach. 1.4l 75KM? Byle nie w tym aucie… Dla spragnionych wrażeń VW przygotował też kilka niespodzianek – 1.8T, 2.3, 2.5 oraz 3.2 RSI. A dla oszczędnych? Diesla i to chyba jednego z ostatnich niezawodnych – 1.9TDI 90-105KM. Osiągi ma co prawda gorsze od porównywalnych jednostek benzynowych, ale wbrew pozorom radzi sobie z samochodem świetnie. Duży moment obrotowy sprawia, że New Beetle chętnie rwie do przodu już od najniższych obrotów – nie licząc drobnej turbo dziury. Najważniejsze jest jednak to, że ten model nie jest problematycznym samochodem.
Zawieszenie? Na naszych drogach zawsze trzeba się liczyć z wymianami łączników stabilizatora, czy silentblocków wahaczy. W New Beetle’u też. Co poza tym? Silniki czasem ciekną, podobnie jak skrzynie biegów. Dość awaryjny jest również czujnik temperatury i sonda lambda. Niekiedy samochód traci moc, ale nim każdy zacznie doszukiwać się problemów z silnikiem, to warto na samym początku sprawdzić przepływomierz – lubi się psuć. Pozostałe usterki są raczej kosmetyką. Dobrze jest konserwować układ hamulcowy, bo rdzewieje. Poza tym farba z emblematów na zewnątrz auta potrafi się łuszczyć, a otwieranie tylnej klapy i wlewu paliwa – zacinać. Niektórzy twierdzą, że wszystko, co się psuje wystarczy „wziąć z łokcia” i nagle zaczyna działać – ale ja tego nie powiedziałem. New Beetle jest na szczęście tani i łatwy w serwisowaniu, dlatego z większością napraw nie powinno być problemów. Z częściami też – o ile nie chodzi o elementy nadwozia… Na rynku są rzadsze od uczciwych polityków.
Wnętrze jest z kolei ciekawym zjawiskiem. Niemcy chcieli chyba dorzucić odrobinę europejskiego smaku do tej latynoskiej konstrukcji, dlatego każdy w środku poczuje się jak pod kopułą Reistagu. Wysoko poprowadzony dach tworzy tak ogromną przestrzeń, że nawet Erykah Badu nie powinna się martwić o swoje afro po wejściu do tego auta. No, chyba, że usiadłaby z tyłu, ale tam nie dość, że oparcia są pionowe, to jeszcze nie ma miejsca na nogi, dlatego długo by tam nie wytrzymała. Jeszcze większą przestrzeń można uzyskać po złożeniu brezentowego dachu. Wystarczy go odbezpieczyć i wcisnąć przycisk, by automatycznie się otworzył. Nie będzie tu jednak skomplikowanego orgiami, nie licząc tylnych szyb – wykonują tak dziwny ruch, by schować się w nadwoziu, że momentami aż chce się wyjść z auta i je łapać, żeby całkiem nie wyleciały z mocowania. Z kolei dach po prostu „łamie” się w połowie i po opuszczeniu zwisa nad tylną częścią nadwozia. Może to i głupie, ale jakie stylowe - dokładnie tak samo wyglądał pierwszy Garbus Cabrio! Na przednich fotelach miejsca jest mnóstwo i bardzo łatwo znaleźć wygodną pozycję. Powala tylko ogromne podszybie, na którym można zagrać turniej tenisa ziemnego oraz paskudne materiały. Co do reszty – jak znacie VW Golfa IV to poczujecie się jak w domu. Projekt wnętrza na szczęście jest zupełnie inny, ale rozmieszenie przyrządów i niektóre przełączniki – identyczne. Jedynie umiejscowienie panelu sterowania szybami jest chore i trochę niewygodne. Ale za to cieszy jeden patent – wszystkie schowki wewnątrz auta zamykane są na klucz. Włącznie z podłokietnikiem. Dlatego śmiało można iść do marketu zostawiając auto z otwartym dachem na parkingu. Z wnętrza nic nie zginie, co najwyżej jakiś idiota wrzuci do środka ogryzek po jabłku, albo napluje na tapicerkę.
Może i facet w New Beetle’u wygląda dziwnie. W wersji cabrio to już w ogóle wręcz kosmicznie, a nie dziwnie. Ale za to w Stanach ludzie trochę inaczej na niego reagują – tam jest po prostu samochodem w stylu retro. Zresztą jakim innym sposobem można kupić sobie Volkswagena Golfa, jednocześnie nie będąc posądzanym przez znajomych z pracy o brak finezji spowodowany nudnym autem, nudnym życiem i nudną żoną? Właśnie tak – wystarczy New Beetle. W nim nikt nie wygląda nudno. Jeszcze jakby był w wersji cabrio, to cała firma by o was słyszała, a na parkingu na pewno nie byłoby drugiego, takiego samego samochodu. Volkswagen autem dla ludu? Nie, nie tym razem…
Niniejszy artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy TopCar, która użyczyła auto ze swojej aktualnej oferty do testu i sesji zdjęciowej
http://topcarwroclaw.otomoto.pl/
ul. Królewiecka 70
54-117 Wrocław
e-mail: top-car@neo.pl
tel: 71 799 85 00