VW Golf Mk IV Cabrio
Golf IV zrobił w swoich latach tak dużą furorę, jak wszystkie generacje przed nim i po nim. Do tego jest chyba ostatnim Golfem, który w momencie wprowadzenia na rynek był szałowy. Doczekał się wielu wersji nadwozia, w tym cabrio, które już na pierwszy rzut oka wygląda podejrzanie znajomo. Czy warto przymknąć oko na zakamuflowaną przeszłość?
Zbliża się zima, a tu znienacka ukazuje się tekst o kabriolecie. Wbrew pozorom nie chcę nikomu zrobić na złość, a jedynie podsunąć pewne spostrzeżenie. Mnóstwo osób twierdzi, że zakup kabrioletu w naszych warunkach klimatycznych ma tak wielki sens jak poruszanie się saniami po Buenos Aires, bo lato jest krótkie i ogólnie stosunkowo zimne. Prawda jest taka, że klimat wszędzie się ociepla, członkowie Greenpeace są smutni, a ekolodzy zaczynają brać proszki na uspokojenie i jeszcze bardziej utwierdzają się w tym, że widlaste silniki mają wspólną z diabłem nie tylko nazwę. Tak naprawdę z otwartym dachem można jeździć u nas długo pod warunkiem, że będziecie poruszać się po mieście, bo tam prędkości są mniejsze i po prostu jest przyjemniej. Sam mam kabriolet i stwierdziłem, że odmrożenia głowy nabawię się dopiero od drugiego kwartału października, czyli mniej więcej wtedy, kiedy ludzie zakładają na swetry kurtki i nie jeżdżą z opuszczonymi szybami w normalnych samochodach. No właśnie, teraz nie dość, że nikt auta w czasie jazdy już nie wietrzy, to jeszcze używa tak sprytnego wynalazku jak ogrzewanie, a to oznacza, że pożytku z kabrioletu nie ma. Choć brzmi to śmiesznie, to właśnie teraz warto taki samochód kupić, a najlepiej w okolicach grudnia, gdy każda stacja telewizyjna będzie „trąbiła", że w środku zimy drogowcy są zdziwieni, że spadł śnieg i nie są w stanie oczyścić jezdni. Ceny kabrioletów sporo spadną, a sprzedający będą zazwyczaj zdesperowani podczas każdego spotkania, bo kupców w tym okresie będzie mało, dlatego jeśli macie dar kłócenia i „nie zgadzania się" z innymi, to możecie jeszcze sporo zyskać. Wbrew powszechnej opinii kabrioletem da się jeździć w zimie. Kilka modeli ma metalowy dach, a do tych ze zwykłym, brezentowym można dokupić ochronny hardtop lub zaimpregnować przed wilgocią i modlić się, żeby jakiś idiota nie uderzył w niego pięścią na mrozie, bo może go skruszyć. Jeśli wam to nie przeszkadza, lubicie Volkswagena Golfa i wiatr we włosach, to możecie zastanowić się nad wersją cabrio.
Ostatni Golf bez dachu nosił takie samo oznaczenie jak tradycyjny odpowiednik, którego miał udawać (Mk IV) i przestał być produkowany w 2002 roku. Potem przyszła era Eosa, który jest już zupełnie inną bajką. Jednak pod skorupką przypominającą Golfa IV, kabriolet nie ma z nim za wiele wspólnego. Dokładniej mówiąc całe pokrewieństwo zmieści się w jednej linijce artykułu: inny pas przedni, tylna klapa, tylny zderzak i kierownica. Cała reszta to stary, dobry model Mk III, który rozpoczął karierę bez dachu w 1993 roku dzięki firmie Karmann, produkującej go dla Volkswagena. W 1999 Volkswagen postanowił zaoszczędzić gotówkę i przeprowadził spory lifting, który upodobnił go do IV generacji. Przy okazji zmienił też oznaczenie III na IV i cieszył się ze swojego sprytu. Tak więc cała konstrukcja jest naprawdę stara, ale to nie koniec. Rozwiązania techniczne tego nadwozia cabrio sięgają jeszcze 1979 roku, kiedy to Karmann wyprodukował Golfa I Cabrio. Od tamtej pory niewiele się zmieniło. Dach nadal trzeba odryglowywać ręcznie (ale na szczęście składa się elektrycznie), a przez całą szerokość nadwozia mniej więcej nad głową kierowcy ciągnie się pałąk bezpieczeństwa. Swoją drogą wygląda dość lifestylowo, ale takie rozwiązania to już dawno przeżytek. Kabriolety to zwykle otwarte wersje swoich sportowych odpowiedników. Panowie z VW stwierdzili, że nie ma się co „ścierać" i nawet nie będą próbowali tchnąć w otwartego Golfa choć szczypty sportowego szaleństwa. Oferta silników jest ogołoconą wersją tych z hatchbacków, a dosadnie mówiąc nie ma wśród nich nic ciekawego. Miłośnicy diesli znajdą za to 3 słynne 1.9TDI o mocach 90-110KM. Są oszczędne, ale ich dynamika jest przeciętna, do cichych nie należą, a podczas pracy trzęsą całą kabiną i warty polecenia jest tylko ten najmocniejszy o mocy 110KM. Pozostałe bardziej pasują do hatchbacków. Jednostek benzynowych jest niewiele więcej i żadna nie powala. 1.6l 101KM – najlepszy wśród najgorszych, 1.8l 75KM - technologiczny zabytek, 1.8l 90KM – technologiczny zabytek, przy którym ktoś grzebał, 2.0l 116KM – duża pojemność okupowana przez niedużą gromadkę śniętych klaczy. Trzy ostatnie motory benzynowe palą dość sporo jak na oferowane możliwości. Najrozsądniejszy wybór to 1.6l, ale jeśli nie interesuje was nic oprócz osiągów, to zostaje tylko 2.0l, który rozpędza auto do 100km/h w prawie 11 sekund, a do 200km/h – wcale. To przykre, ale taki jest właśnie flagowy silnik w szałowym cabrio. Dlatego mimo wszystko najlepiej jednak wziąć diesla.
Wady wadami, ale gdyby tak popatrzeć na Golfa IV Cabrio jak na zwykły kompakt z możliwością otworzenia dachu, wyposażony w prehistoryczną technikę oraz silniki, które są stworzone do wolnej jazdy i szpanowania to okazuje się ciekawy. Większość cabrio ma problemy z bagażnikiem - tu jest całkiem spory, a jedyną przeszkodą w jego wykorzystaniu jest mały otwór załadunkowy. Nawet tylna kanapa się składa, a to w takim aucie duży plus. No właśnie, tylna kanapa – przynajmniej jest w przeciwieństwie do wielu innych kabrioletów. Można na niej wcisnąć 2 dodatkowe osoby. Nie będzie im wygodnie, bo na nogi miejsca jest mało, a z zewnątrz w tylnej części dachu będą widoczne dwie bruzdy od głów, jeśli dodatkowi pasażerowie będą wysocy. Z przodu jest zupełnie inaczej. Wysoko poprowadzona linia dachu zaoszczędza sporo miejsca i tak naprawdę same odczucia bliższe są zwykłemu autu osobowemu niż kabrioletowi. Deska rozdzielcza to kopia tej z Golfa III – jest ohydna. Patrząc na nią nikt by nie przypuszczał, że auto wyszło w 1999 roku. Jej archaicznego projektu dopełnia jeszcze antena od radia wystająca z przedniej „ćwiartki" jak we Fiacie 126p. VW starał się ratować sytuację dodatkami. Skórzana tapicerka jest trwała, „plastiki" trochę lepsze niż w Mk III, a wyposażenie całkiem bogate - zaczynając od „elektryki", a kończąc na komputerze pokładowym, klimatyzacji, poduszkach powietrznych, a nawet podgrzewanych fotelach. Ergonomia nie jest zła, ale przez to, że wnętrze było na siłę unowocześniane, to w niektórych miejscach brak logiki. Przyciski sterowania przednimi szybami są na drzwiach, a tylnymi na konsoli, Część kontrolek umieszczona jest nad lewą kartką wentylacji – pozostałe w zestawie wskaźników, z kolei sterowanie wysokości foteli jest niewygodne. Jeśli chodzi o jazdę – wiadomo, jest głośniej niż w hatchbacku, bo materiałowy dach nie ma grubości puchowej kołdry jak w Continentalu GT. Dachy zwykle nie przepuszczają wody, ale przy większych prędkościach wyraźnie może szumieć wiatr przedzierający się przez uszczelki. Zawieszenie też bardziej pasuje do kompaktu niż auta o zacięciu sportowym, ale mimo to sprawia wrażenie dobrze zestrojonego.
Golf III w opakowaniu Golfa IV – pomysł niezły, tym bardziej, że sporo osób jest w stanie uwierzyć, że to zupełnie nowa generacja. „Trójka" nie była zła, ale teraz czasy się zmieniły, ludzie chcą nowych rozwiązań i emocji. Mk IV Cabrio jest w stanie zagwarantować to drugie za rozsądną cenę i warto się na niego skusić, jeśli nie przeszkadzają wam słabe silniki i technologia, na którą wpadł jeszcze Da Vinci. W przeciwnym wypadku lepiej wziąć hatchbacka albo odłożyć na Mercedesa SLK.
Niniejszy artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy TopCar, która użyczyła auto ze swojej aktualnej oferty do testu i sesji zdjęciowej
http://topcarwroclaw.otomoto.pl
ul. Królewiecka 70
54-117 Wrocław
e-mail: top-car@neo.pl
tel: 71 799 85 00