Volvo V50 - Ile Szweda w Szwedzie?
Wszystkie zawirowania na rynku motoryzacyjnym związane z przejmowaniem jednych marek przez inne i skomplikowane układy, w ramach których koncerny podejmują współpracę, która ma na celu obniżenie kosztów produkcji sprawiają, że granice pomiędzy markami z wolna się zacierają. Kiedyś Nissan był Nissanem, Skoda była Skodą, Saab był Saabem, a Seat Seatem. Zresztą, dość podobnie, choć nieidentycznie, było i z Volvo. Ale teraz Nissan ma więcej genów francuskich niż japońskich (zresztą co najlepiej przejawia się w jakości), Saab do końca nie wiadomo czym jest (i czy w ogóle jeszcze jest), Skoda ma więcej Niemca w sobie niż niejeden Niemiec, a Volvo nie jest już tym samym kanciastym Volvo, w którym kochały się miliony. Dokąd zmierzamy?
Ford Focus II, Mazda 3 i Volvo V50, Peugeot 308 – co je łączy? Na pierwszy rzut oka niewiele, ale nieco bardziej wtajemniczeni bez namysłu nakreślą listę, która „spina” wszystkie wymienione samochody. Podobnie, jak Focus, także Mazda i Volvo korzystają z tej samej płyty podłogowej „C1” zaprojektowanej z myślą o kompakcie Forda. Także znany i bardzo ceniony silnik wysokoprężny o pojemności dwóch litrów i mocy 136 KM pracuje pod maską niemal wszystkich wymienionych aut. Zatem ile jeszcze Volvo mamy w Volvo?
Prestiżowe szwedzkie auto z pogranicza klasy kompakt i Premium debiutowało na rynku w 1995 roku jako model V40. Pierwsza generacja auta, dzieląca płytę podłogową i wiele podzespołów z Mitsubishi Carismą, powstawała w holenderskiej fabryce NedCar. Niestety, model V40 pomimo wielu niekwestionowanych zalet (pierwsze auto, które w testach zderzeniowych Euro – NCAP zdobyło notę 4 gwiazdek), borykał się także z wieloma problemami natury technicznej. Znane z doskonałej i solidnej konstrukcji Volvo nieco utraciło ze swojej „pancerności”.
Model V50, czyli następca, miał być remedium na „drobne niepowodzenia” poprzednika. Produkcję przeniesiono z powrotem do ojczyzny Alfreda Nobla, karoserii wszczepiono dodatkową porcję skandynawskich genów, a wnętrze „przypudrowano” subtelną elegancją. Co z tego wyszło?
Bez wątpienia autu nie sposób odmówić szwedzkich korzeni: poczynając na chłodnym i pozbawionym emocji grillu, poprzez atletyczne i surowe w formie wybrzuszenie komory silnika oraz delikatnie wyeksponowanych błotnikach, a na prostym i pozbawionym fajerwerków tyle typowego kombi kończąc. Całe Volvo – bez ekstrawagancji, bez przerostu formy nad treścią, ale z niebywałą klasą.
Pięciodrzwiowe nadwozie kombi wymiarami zewnętrznymi wpisuje się raczej w ramy klasy kompaktów. Mierzące 4.5 m V50 o szerokości niespełna 1.8 m i wysokości nieco ponad 1.4 m tylko nieznacznie przerasta lidera rynku, Forda Focusa. Identyczny w obu autach rozstaw osi, wynoszący 2640 mm, teoretycznie powinien być gwarantem wystarczająco przestronnego wnętrza. Jednak osoby poszukujące pojemnego auta rodzinnego mogą być nieco rozczarowane. Owszem, V50 to auto homologacyjnie pięcioosobowe, ale o komfortowej podróży z kompletem pasażerów na pokładzie można od razu zapomnieć. O ile pasażerowie przednich, świetnie wyprofilowanych i dopasowujących się do sylwetki foteli, podróżują w iście królewskich warunkach, o tyle osoby siedzące na tylnej kanapie o tych przywilejach mogą tylko pomarzyć. Zgoda, trojgu niewyrośniętych dzieciaków powinno tam być w miarę komfortowo, ale troje dorosłych na tylnej kanapie to już zdecydowana przesada.
Zresztą bagażnik także na wielkie szaleństwa nie pozwala – w standardowej konfiguracji ma „tylko” 417 l, a po złożeniu siedzeń tylnego rzędu pojemność ta wzrasta do 1300 l! Konkurencji, nawet ci bazujący na tej samej płycie podłogowej, mają w tej kwestii więcej do zaoferowania.
Pomijając kwestię przestronności, wnętrze produkowanego od 2004 roku z drobnymi zmianami (2007) Volvo zasługuje na słowa uznania. Doskonałe materiały wykończeniowe, perfekcyjne ich spasowanie, wygodna pozycja za kierownicą i wspomniane już wcześniej doskonałe siedziska. Jedno z najpopularniejszych w palecie szwedzkiej marki aut wystrojem wnętrza przekonuje nawet tych nieprzekonanych. Czytelne i mroźne niczym arktyczna noc wskaźniki, „gąszcz” przycisków do obsługi fabrycznego zestawu audio i automatycznej klimatyzacji na pomysłowo rozwiązanej konsoli środkowej (z ukrytym schowkiem tuż za nią), w których jednak bardzo łatwo się połapać, i niesamowite poczucie bezpieczeństwa. Tak, tak, o tym każdy wie, że Volvo produkuje jedne z najbezpieczniejszych samochodów na świecie. Jednak by się o tym przekonać na własnej skórze, wystarczy dokładnie wgłębić się w specyfikację pojazdu (wyposażenie, niemal pancerna konstrukcja nadwozia, zawieszenie). W tym aucie można naprawdę poczuć się bezpiecznie.
Precyzyjny i doskonale wyważony układ jezdny doskonale współgra z rodzinnym i surowym usposobieniem szwedzkiego perfekcjonisty. Nastawieni bardziej na precyzję prowadzenia niż na komfort poczują się w skandynawskim kombi doskonale. O ile pod maską znajdzie się równie idealne rozwiązanie. A z tym trzeba przyznać bywa różnie…
Paleta jednostek napędowych montowanych pod maską V50 jest dość imponująca. Poczynając na podstawowym benzyniaku o pojemności 1.6 l i mocy 100 KM, który spodoba się tylko bardzo cierpliwym i mało wymagającym kierowcom, a na topowym dwuipółlitrowym, pięciocylindrowym arcydziele o mocy 230 KM oznaczonym symbolem T5 kończąc, które zadowoli nawet największych malkontentów. W plejadzie diesli także duży wachlarz możliwości i rozpiętości mocy: od symbolicznych 109 KM w ekologicznej odmianie DRIVe, aż po pokaźny tabun 180 KM pod maską auta z symbolem 2.4 D5 na tylnej klapie bagażnika.
Na piątych drzwiach opisywanego egzemplarza widniał symbol 2.4i. Spora pojemność i spora moc (170 KM) jednostki napędowej zapewnia autu wystarczające osiągi – nieco ponad 8 s do „setki” i prędkość maksymalna wynosząca równiutkie 220 km/h w rodzinnym i stylowym kombi to wartości więcej niż wystarczające. Niestety, przyjemność dynamicznego przemieszczania się w tym przypadku słono kosztuje – o deklarowanych przez producenta 8.5 l na każde 100 km można co najwyżej pomarzyć. Volvo V50 z dużym silnikiem benzynowym pod maską w mieście spokojnie „łyka” 12 – 13 litrów, a jak ktoś się postara to i 15 weźmie. Na trasie trzeba się liczyć ze spalaniem na poziomie 9 l na każde 100 km. Niemało, zważywszy na fakt, że topowa wersja 2.5 T5 spala tylko nieznacznie więcej. Zapewnia przy tym o niebo lepsze wrażenia z jazdy.
Szukający oszczędności powinni skoncentrować się raczej na wersjach wysokoprężnych. Szczególnie dobrze pod tym względem wypada wersja dwulitrowa o mocy 136 KM, ale i najmocniejsza wersja, oznaczona symbolem 2.4 D5, w tej kwestii nie ma sobie nić do zarzucenia.
Volvo to samochód dla wybranych, czytaj tych z grubym portfelem. I nie chodzi tutaj tylko i wyłącznie o koszt zakupu (V50 potrafi kosztować nawet 200 tys. PLN), ale i o koszty utrzymania (paliwo, przeglądy, części zamienne). Dlatego przed wyłożeniem „gotówki” warto się nad tym dwa razy zastanowić. Co prawda, nieprzewidzianych wizyt w warsztatach nazbyt wielu być nie powinno, bo zgodnie z raportami TUV Volvo V50 to dość udana konstrukcja, która z rzadka odmawia posłuszeństwa, ale jak już takowa się przydarzy, to rachunek może być szokujący. Bo Szwedzi szwedzkie auto i wszystko, co z nim związane bardzo drogo sobie cenią.
Zresztą nie inaczej jest z użytkownikami: w większości przypadków właściciele zadowoleni są ze szwedzkiego kombi, a jako słabe punkty wytykają mu niewystarczającą przestrzeń we wnętrzu auta, brak schowków, wysokie spalanie jednostek benzynowych i ogólnie wysokie koszty eksploatacji auta (serwis, części). Za to jakość wykonania i przyjemność z prowadzenia – wzorowe bez względu na wersję silnikową.
Silnik od Francuzów, zawieszenie od Niemców, ale… Szwed i tak nadal pozostał Szwedem. I nic, nawet zaokrąglone linie czy cieplejsza stylizacja wnętrza nie są w stanie tego zmienić. V50 to nadal rasowe Volvo – surowe i zdystansowane, a jednak przy bliższym poznaniu, fantastyczne i przyciągające jak magnes.