Volkswagen Tiguan – nudny, ale praktyczny
Tak naprawdę boom na crossovery zapoczątkowała jeszcze pierwsza Toyota RAV4, która długo wiodła prym w tym segmencie. Aż tu nagle pojawił się Volkswagen Tiguan. Czy dzisiaj pierwsza generacja dalej jest dobrą propozycją z drugiej ręki?
Niewielki, uterenowiony Volkswagen pojawił się w 2007 roku i od razu zyskał sympatię klientów. Po Tiguana I w salonach ustawiły się kolejki, a samochód szybko trafił na listę bestsellerów wśród crossoverów. Żeby podtrzymać dobrą passę, auto przeszło lifting w 2011 roku i wytrzymało na rynku do 2016, kiedy to przyszedł czas na następcę. Tak długi staż na rynku jest godny podziwu.
Fizycznie bazą dla Tiguana był poczciwy Volkswagen Golf, stąd gabaryty są zbliżone. Crossover mierzy 4,4 m długości, a prześwit został zwiększony do 17 cm, co oznacza, że jest prawie taki sam, jak w zwykłych autach – nie jest to Hummer H1, ale zawsze nieco łatwiej pokonać miejskie krawężniki. Co z brodzeniem w głębszym błocie? Tam lepiej wysłać dzieci z kaloszami, bo przynajmniej będą miały z tego frajdę – Tiguan już niekoniecznie.
Niemniej jednak producent zadbał o to, by jego dzieło, jak przystało na crossovera, od czasu do czasu mogło zjechać na bezdroża bez szyderczego chichotu ludzi w pobliżu. Po pierwsze – część egzemplarzy na rynku wtórnym ma napęd na wszystkie koła i choć nie jest stały, to i tak działa nadzwyczaj sprawnie. Tylna oś jest dołączana automatycznie za pośrednictwem sprzęgła haldex. Na drodze opóźnienie podczas poślizgu jest znikome, dlatego cały układ pomaga, a nie szkodzi – szczególnie na oblodzonej jezdni. Z kolei w terenie dodatkowe dwa koła napędowe potrafią przesądzić o braku konieczności wydzwaniania do kumpla, który posiada Jeepa Wranglera i linkę holowniczą. Po drugie – w salonie do wyboru były dwa przednie pasy nadwozia. Jeden ze standardowym zderzakiem, a drugi ze ściętym, który wygląda tak, jakby dolna połowa standardowego zderzaka odpadła gdzieś po drodze. Dzięki temu kąt natarcia jest większy i auto może pokonywać większe wzniesienia, choć na Mount Everest lepiej i tak się nie porywać. Tiguan to przede wszystkim auto szosowe, bo taka jest idea tego typu crossoverów – na pierwszy rzut oka wyglądają dzielnie, ale gdy przyjdzie co do czego, to na wyglądzie się kończy, bo nawet napęd 4x4 jest rzadkim dodatkiem na rynku wtórnym. Ale czy propozycja Volkswagena się psuje?
Usterkowość
Nie da ukryć się faktu, że Tiguan jest stosunkowo skomplikowanym autem − era samochodów, które można było naprawiać młotkiem i pończochą minęła bezpowrotnie. Szczególnie u Volkswagena, który lubi zaskakiwać nowinkami technicznymi, choć w okresie produkcji Tiguana I stał się ofiarą własnych pomysłów. W starszych modelach ze swojej gamy musiał walczyć z kryzysem diesla 2.0 TDI z pompowtryskiwaczami, którego eksploatacja przypominała rosyjską ruletkę (poważnie – od wyceny naprawy zatartej jednostki człowiek miał ochotę pociągnąć za spust...), a w Tiguanie z pierwszych lat produkcji oraz bliźniaczych konstrukcjach z podobnego okresu pojawiły się z kolei problemy z benzynowym motorem 1.4 TSI, którego na rynku wtórnym lepiej unikać. A szkoda, ponieważ o drugi motor benzynowy (2.0 TSI) trudno z drugiej ręki, a 1.4 TSI i tak robi niesamowite wrażenie na drodze – jest kulturalny, elastyczny, oszczędny przy delikatnym traktowaniu i przede wszystkim zrywny. Niestety, ma problemy z układem rozrządu, które zwykle kończą się remontem, pękają w nim tłoki i szwankuje sprzęgło elektromagnetyczne. Poza tym w jednostkach benzynowych można spodziewać się dodatkowo drobnych problemów z osprzętem i usterek układu wtrysku bezpośredniego. Wtryski to również problem 2-litrowego diesla TDI. W Tiguanie został wyposażony w Common Rail, a nie pompowtryskiwacze, przez co przynajmniej nie dotyczą go kosztowne problemy starszego brata (np. zatarcie).
Elektronika w uterenowionym Volkswagenie jest, o dziwo, całkiem trwała, choć zdarzają się problemy z elektronicznym wspomaganiem układu kierowniczego. Z kolei zawieszenie nie przepada za naszymi drogami. Jest skomplikowane, więc posiada sporo elementów, które mogą się zepsuć − od czasu do czasu pojawiają się stuki, głównie z powodu zużytych elementów gumowo-metalowych. Innym tematem jest skrzynia biegów – o ile wariantowi manualnemu nie można nic zarzucić, to dwusprzęgłowemu automatowi DSG już tak. Ofiarą usterek zazwyczaj pada mechatronika. Ceny napraw? Jak czynsz rezydencji króla Brunei. Tiguana jednak nie trzeba się bać – to trwałe auto, które pociągnie za kieszeń tylko w przypadku awarii, dlatego dokładne sprawdzenie używanego egzemplarza jest koniecznością. Zużyty samochód może okazać się koszmarem z powodu zaawansowanej konstrukcji. Na szczęście o części zamienne nietrudno.
Wnętrze
Tutaj lepiej nie spodziewać się fajerwerków rodem z Titanica i latających korków od szampana, bo klimatowi wnętrza zazwyczaj bliżej jest do stypy niż sylwestra, szczególnie w bazowych wariantach. Mimo to są też wersje z ładnym, beżowym wykończeniem – w salonie lista opcji Tiguana była naprawdę długa, dlatego praktycznie każdy egzemplarz na rynku jest po prostu inny. Do ergonomii tradycyjnie nie można się przyczepić – jakość plastików jest dobra, spasowanie również, a miejsca nie brakuje zarówno z przodu, jak i z tyłu. To jedno z aut, w którym trudno znaleźć słabe strony, choć można krytycznie odnieść się do stosukowo wysokiego progu załadunku bagażnika oraz dźwigni zmiany biegów, zasłaniającej część przycisków. Cieszą za to niewinne dodatki – małe wieszaczki na słupkach B, kieszenie w drzwiach mieszące butelki, przesuwana tylna kanapa z dostępem do składanych tacek czy praktyczna półka na podszybiu. Żeby jednak nie było tak kolorowo – podstawowe wersje wielu tych elementów po prostu nie miały. Ale jeśli konto bankowe "pękało w szwach", to Tiguan mógł nawet sam parkować, bo i taki system był dostępny w opcji.
Pod maską
Czas na złą wiadomość dla miłośników jednostek benzynowych – na rynku wtórnym praktycznie ich nie ma, diesli jest co najmniej dwa razy więcej. Żeby było ciekawiej – gama jednestek benzynowych z drugiej ręki to przede wszystkim 1.4 TSI. Mocniejszy 2.0 TSI, który jest trwały, ceniony i wręcz genialny to rzadkość, choć warto go poszukać. Najmocniejszy wariant oferuje 211 KM, jest niezwykle dynamiczny i zrywny. Moce wersje 1.4 wahają się w przedziale 122-160 KM. Cała reszta aut na rynku wtórnym ma diesla 2.0 TDI, który oferuje od 110 KM do 177 KM. To dobry wybór, choć subtelność pracy i tak nie dorównuje doładowanym motorom benzynowym, które w Tiguanie mają świetną charakterystykę pracy. Jeśli chodzi o diesla – wersję 110 KM lepiej omijać, bo po co się męczyć? Dobrym minimum jest wariant 2.0 TDI 140 KM – oszczędny, dynamiczny, dość spontaniczny podczas współpracy z kierowcą. Flagowa odmiana przekraczająca 170 KM posiada już odczuwalną nadwyżkę mocy i powinni zainteresować się nią miłośnicy dynamicznej jazdy. Przy okazji trzeba też pochwalić zawieszenie oraz układ kierowniczy. Niby crossover, a prowadzi się jak zwykłe auto osobowe – nadwozie specjalnie nie wychyla się w zakrętach, w slalomach czuć przyjemną stabilność, a układ kierowniczy pracuje precyzyjnie i pozwala bardzo łatwo wyczuć samochód.
Volkswagen Tiguan I to faktycznie jeden z ciekawszych crossoverów na rynku i zarazem jeden z najnudniejszych w układzie słonecznym. Ale ma to sens – to auto nastawione na praktyczność i codzienną eksploatację bez przyciągania zazdrosnych spojrzeń. Jeśli o to chodzi – warto go kupić.
Niniejszy artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy TopCar, która użyczyła auto ze swojej aktualnej oferty do testu i sesji zdjęciowej.
http://topcarwroclaw.otomoto.pl/
ul. Królewiecka 70
54-117 Wrocław
e-mail: top-car@neo.pl
tel: 71 799 85 00