Toyota Celica - rzadkie zjawisko
Niewielkie, sportowe samochody są ciasne, niepraktyczne i "twarde", przez co poruszanie się nimi po naszych drogach często jest udręką. Jednak dają zarazem tyle radości, że rozsądek schodzi na drugi plan. Są jednak lepsze i gorsze auta. Jaka jest Toyota Celica?
Już na pierwszy rzut oka widać, że projektanci sportowej Toyoty postanowili zapomnieć o cyrklu i zadowolili się samą ekierką. Nie ma drugiego tak wystylizowanego auta, ale właściwie z którego roku pochodzi siódma generacja? To jest dobre pytanie – z 1999! Tak, Toyota Celica ma już kilkanaście lat, a dalej wygląda dość futurystycznie. Jest coś jeszcze – jej produkcję zakończono w 2005 roku, a w salonie była na tyle droga, że obecnie jest rzadkim widokiem na drogach. To dobrze – miłośnicy takich samochodów źle się czują, gdyby obok nich na światłach stanie drugi egzemplarz, w przypadku Celici nie muszą się o to martwić. Ale czy ten model, jak przystało na Toyotę, jest niezawodny?
TOYOTA CELICA – JAPOŃSKA SZKOŁA
Faktycznie eksploatacja tego auta nie sprawia zwykle większych problemów. Chyba najbardziej irytują siłowniki tylnej klapy – są nietrwałe i bagażnik ciągle się sam zamyka. Zdarza się również, że niektóre egzemplarze korodują, a układ hamulcowy nie jest zbyt trwały. Choć często to wina agresywnych właścicieli, którzy specjalnie nie oszczędzają samochodu.
Częsta praca na wysokich obrotach przyspiesza zużycie synchronizatorów skrzyni biegów, a w zawieszeniu dość szybko kapitulują gumy stabilizatora. Co z elektroniką? Przeważnie zawodzi sonda lambda, prócz niej rzadko pojawiają się inne problemy. Warto jednak zwrócić uwagę na katalizator i zużycie oleju silnikowego w pierwszych egzemplarzach. Jednak czy prócz trwałości Toyota Celica VII kusi czymś jeszcze?
POSZŁA INNĄ DROGĄ
Gdyby tak przyjrzeć się bliżej temu autu, to szybko okaże się, że coś tu jest nie tak. Poprzednia generacja była jak pływanie w morzu podczas sztormu – miała w ofercie doładowany silnik, napęd na wszystkie koła, a człowiek po przejażdżce wychodził spocony. Nowsza wersja zamiast sztormu serwuje kąpiel w wannie. Nie ma doładowanych silników, ani napędu na obie osie, a jej rajdowy duch jakby gdzieś uleciał. Swoją drogą - kiedyś wszedłem w dyskusję z przedstawicielem Toyoty w jednym z salonów sprzedaży. Facet mówił, że koncern nie szczyci się tą generacją sportowej Toyoty, ponieważ nie ma czym… Dlaczego?
Powiązania z antysportową Corollą i ucieczka z rajdów nie wpłynęły najlepiej na sportowy wizerunek auta, dlatego nie doczekało się następcy o tej samej nazwie, a koncern po kliku latach stworzył nowego „pupilka” – model GT86 z napędem na „tył” i silnikiem typu bokser pod maską. Owszem, to auto jest świetne, ale czy na jego tle Toyota Celica faktycznie tylko udaje samochód sportowy?
W POGONI ZA EMOCJAMI
Ciasne wnętrze już na samym początku dobitnie sugeruje, że Celica nie ma zamiaru być rodzinna. Jakby tego było mało – widoczność jest słaba, podobnie jak wyciszenie kabiny. Za to kokpit całkiem nieźle wygląda. Ma ciekawy design, wskazówki startują z godziny szóstej, a elektroniczny wyświetlacz przy prędkościomierzu ma lekki posmak kokpitu z samolotu. Wszystko byłoby wyjątkowo smaczne, gdyby nie użyte materiały. Plastiki są twarde i podłe, choć znoszą próbę czasu. Na drobne wpadki przestaje się jednak zwracać uwagę po przekręceniu kluczyka w stacyjce.
4-cylindrowy, rzędowy silnik 1.8l może i nie brzmi tak dobrze jak bokser w GT86, ale za to sporo potrafi. Trzeba tylko umieć się z nim porozumieć. Przedni napęd co prawda nie sugeruje żadnych nadzwyczajnych doznań, ale można się miło rozczarować. Zawieszenie jest dość sztywne i zapewnia przewidywalne prowadzenie. Ponadto przyjemność z jazdy podkreśla niezły układ kierowniczy – jest bezpośredni i pozwala łatwo wyczuć auto. Trzeba tylko przywyknąć do charakteru jednostek napędowych.
Toyota Celica VII nie oferowała diesli. Słabszy motor benzynowy ma 143KM. Na niskich obrotach praktycznie wcale nie jedzie, na średnich pojawiają się w nim przebłyski mocy, a na wysokich sprawia mnóstwo frajdy i wyraźnie ożywa. Elastyczność jest w nim marna, ale za to pracuje i kręci się jak w bolidzie F1. Do tego jeśli 143KM to za mało, jest też wariant 193-konny. Czy jest odpowiednio ostrzejszy?
Cóż – na pierwszy rzut oka, nie. Prawie 200KM w niewielkim samochodzie to naprawdę sporo, ale po ruszeniu z miejsca człowiek zastanawia się, czy te konie w ogóle żyją. I tak ciągle bije się z myślami aż do około 5-6 tys. obrotów, kiedy to w auto wstępuje szatan, a jednostka zaczyna pracować wręcz wyczynowo. Zmieniają się fazy rozrządu i dodatkowo rozwarcie zaworów, uwalniana jest pełna moc, a motor w przerażającym tempie kręci się aż do odcięcia – to niebywałe w jakich warunkach on kocha pracować! I trzeba do tego przywyknąć, by polubić jazdę tym autem. Wtedy kiepska elastyczność zostanie wynagrodzona z nawiązką.
Toyota Celica trochę spokorniała na tle swojego poprzednika, ale zachowała kilka ważnych elementów. Dalej jest praktyczna, 365-litrowy bagażnik przyda się podczas zakupów i co najważniejsze – jak przystało na sportowe geny, ciągle daje sporo radości.
Niniejszy artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy TopCar, która użyczyła auto ze swojej aktualnej oferty do testu i sesji zdjęciowej
http://topcarwroclaw.otomoto.pl/
ul. Królewiecka 70
54-117 Wrocław
e-mail: top-car@neo.pl
tel: 71 799 85 00