Suzuki Wagon R+ - głos rozsądku
Motoryzacja ma to do siebie, że im jest starsza, tym bardziej miasta wydają się źle zaprojektowane, szczególnie te duże około godziny 16.00. Dlaczego? Bo o ile chodnikami można dojść wszędzie w długim czasie, to drogami dojechać nie wszędzie w jeszcze dłuższym. Ludzie pokochali samochody i teraz odbija się to wszystkim czkawką, ale gdyby tak zainteresować się pakownymi autami, które zajmują mało miejsca? Czy życie nie byłoby łatwiejsze?
Wbrew pozorom to pytanie jest bardzo proste – dla wielu nie. Wystarczy chwycić pierwszą lepszą książkę o mentalności Polaków. Działa mniej więcej tak: szary obywatel w spokojnej dzielnicy jakimś cudem wygrywa w lotto i kupuje sobie zielonego Jaguara XJR Convertible. Oczywiście z kremowym dachem, żeby auto było dokładnie takie same jak w spocie reklamowym totalizatora. Podczas woskowania karoserii dostrzega, że sąsiad z domu obok sprawił sobie identyczny wóz, bo dostał spadek po pradziadku. Wtedy wszystko ruszyło - zaczęli kupować coraz większe felgi do swoich aut, żeby tylko były fajniejsze od tych w samochodzie sąsiada. Potem okazało się, że nie ma już w sprzedaży tak dużych opon, dlatego następne były dodatki do karoserii. Na koniec trzeci sąsiad zarobił na lewych interesach z mafią i zainwestował w Lamborghini Murcielago, a dwóm pozostałym pokazał środkowy palec. Następnego dnia cała trójka miała wydrapane na drzwiach znane słowo które ludzie piszą przez „h" zamiast „ch" i poprzebijane opony – bo ktoś inny też chciał mieć takie wozy, ale nie chciało mu się wziąć do roboty. Polacy po prostu zazdroszczą sukcesu innym ludziom, a samochód jest jedną z trzech rzeczy, które są w stanie powiedzieć światu o zasobności konta bankowego. Dwie pozostałe to dom i złoty łańcuch na szyi grubości kabla od pralki. Jednak jest sporo ludzi, którzy nie jeżdżą po mieście Audi A8 z 6-litrowym silnikiem W12, bo albo ich na to nie stać, albo nie widzą w tym większego sensu. Jeśli do tego chcą mieć auto małe z zewnątrz i duże w środku, to na początek klasyfikacji wysuną się dwa modele – Opel Agila i Suzuki Wagon R+.
Od 2000 roku oba auta są bliźniaczą konstrukcją, dlatego teoretycznie nie ma większej różnicy, jeśli się nad nimi zastanawiacie. W jednym i drugim bywają kłopoty z dostępnością części, psują się łożyska kół, pojawiają się problemy z katalizatorami, sondami lambda i czasem wyposażeniem elektrycznym. Ważną rolę odgrywa tutaj słowo „teoretycznie". Suzuki budzi większy strach wśród społeczeństwa, dlatego więcej traci na wartości i można kupić go taniej. Do tego często jest lepiej wyposażony niż Agila i ma trochę inne silniki. To, że faktycznie gama jednostek jest zmieniona nie jest specjalnie dobrą informacją, bo nieco więcej palą. Najmniejszy silnik ma 1.0l pojemności, 12 zaworów i 53KM. Podobny motor występuje w Agili i niestety nawet w mieście może okazać się męczący, dlatego jeśli już, to lepiej sięgnąć po 1.3l o mocach 76-93KM (Agila ma 1.2l 75-80KM). Palą całkiem sporo, bo w mieście nawet 9l/100km, ale dynamika jest znacznie lepsza. Do tego R+ z takim silnikiem ma jedną, dużą przewagę nad podobną Agilą – można go dostać ze stałym napędem na wszystkie koła 4WD. Utarła się już opinia, że Suzuki jest całkiem niezłe w produkcji samochodów terenowych i w tym małym autku całe rozwiązanie też przypomina typowe wozy na bezdroża. Moc jest rozdzielana w stosunku 50:50, a w terenie na tą oś, która daje choć znikomą szansę na to, że wyciągnie auto z sytuacji, w której większość osób zaczęłaby się modlić. Zarówno w Agili jak i w R+ można mieć miniaturowego diesla. Ma zaledwie 1.3l pojemności i 70KM. W mieście pali tyle, ile przeciętny kompakt na trasie, jest dynamiczniejszy od benzynowego 1.0, głośny i tak się trzęsie, że każdy ruch cylindra czuć w „krzyżu". Jeśli chodzi o samą jazdę autem – zawieszenie jest stosunkowo twarde i mało sprężyste, co może na naszych drogach niektórych drażnić. Do tego wysokie nadwozie lubi się wychylać na zakrętach przy większych prędkościach. Silniki benzynowe są ciche w niskich partiach obrotów, ale mniej więcej od 100km/h wyraźnie wyją, a wiatr huczy. Jeszcze jakby płaczące dziecko do tego doszło to obraz rozpaczy byłby prawie idealny. Jednak to nie ma znaczenia, bo w mieście nie jeździ się 100km/h, a przynajmniej nie powinno.
Tyle o silnikach, czas na całe auto. Zwolennicy podróżowania 12-cylindrowym Audi A8 po mieście zajmują ponad 9,5 metra kwadratowego drogi. A ci z Wagona R+? Prawie połowę mniej – 5,6. To oznacza, że gdyby miał wymiary Audi, to przewiózłby prawie dwa razy więcej osób, spaliłby co najmniej o połowę mniej paliwa i gdyby zachował obecną sylwetkę, to wyglądałby jak wóz pogrzebowy. Pewnie sporo osób stwierdzi, że sylwetka auta już teraz jest paskudna. To prawda, bo przypomina klatkę na chomiki, ale nie da się uniknąć faktu, że jest praktyczna. Dach jest poprowadzony wysoko, wsiadanie i wysiadanie w końcu jest przyjemnością, a ogromne, przeszklone powierzchnie znacznie ułatwiają miejską jazdę. Podobnie jak niewielka szerokość. Samochód jest na tyle krótki, że zmieszczenie czterech osób wymagało wysokiego umieszczenia foteli. Kierowca dzięki temu widzi jeszcze więcej niż powinien, a za kierownicą może usiąść całkiem wygodnie. Deska rozdzielcza jest tandetna, a konsola centralna została powierzona gimnazjaliście ze sprayem w ręku – pomalował ją na srebrno. Tak naprawdę to pasuje do plastikowego klimatu wnętrza i nawet go trochę ożywia, ale chromowane elementy na dźwigni zmiany to już trochę za dużo. Zegary mają wyjątkowo toporny wygląd, ale przynajmniej są czytelne i nie ogołocone – zawierają zarówno wskaźnik temperatury silnika jak i obrotomierz. Schowków jest całkiem sporo – zaczynając od tych konwencjonalnych w desce rozdzielczej, a kończąc na tych bardziej egzotycznych w tylnych drzwiach i pod fotelem pasażera. Dodatkowo jest też przy nim mała półka, podobnie pod kierownicą. Fotel kierowcy jest regulowany na wysokość, ale nie żadną korbką albo przyciskami tylko niepraktyczną rączką. Działa mniej więcej tak jak krzesła obrotowe w urzędach państwowych. Pociągacie rączkę, zjeżdżacie na dół. A jak chcecie do góry? Trzeba zejść z krzesła albo podskakiwać, żeby się powoli podniosło. W R+ jest to możliwe bo ma wysoki dach. Zdecydowanie najgorzej jest jednak z tyłu. Kanapa umieszczona jest wyżej niż fotele, nie ma za wiele miejsca na nogi, a oparcie jest śmiesznie niskie. Zagłówki zamiast podtrzymywać głowę, w najniższym położeniu wrzynają się w łopatki u wyższych osób. Albo ktoś miał zły dzień podczas projektowania, albo był karłem. Za to szczególnie w R+ można znaleźć całkiem bogate wyposażenie na rynku wtórnym. Przednie poduszki powietrzne to norma, lecz elektrycznie sterowane szyby, klimatyzacja i parę innych dodatków to przyjemna niespodzianka. Bagażnik ma tylko 250l, ale oparcie kanapy bardzo łatwo się składa i powiększa go do prawie 600l. Do tego podłoga jest płaska, otwór bagażowy ogromny, a siedzisko automatycznie chowa się w podłogę. Nie próbowałem, ale „na oko" pralka by weszła.
Suzuki Wagon R+, a co za tym idzie też Opel Agila, to typy aut, które na minimalnej powierzchni oferują całkiem sporo. W pewnym stopniu spełnią rolę auta rodzinnego, bo w Polsce wszystko jest możliwe, a w mieście zaoszczędzą trochę cennej przestrzeni i ułatwią poruszanie się po nim. Do tego nikt nie wydrapie im na drzwiach wulgarnego słowa i nie poprzebija wszystkich opon z zazdrości. To nieduże, tanie, praktyczne auta, których wybór jest nie tyle trafiony, co rozsądny.
Niniejszy artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy TopCar, która użyczyła auto ze swojej aktualnej oferty do testu i sesji zdjęciowej
http://topcarwroclaw.otomoto.pl
ul. Królewiecka 70
54-117 Wrocław
e-mail: top-car@neo.pl
tel: 71 799 85 00