Ssangyong Rodius - na przekór zasadom
Jest wiele rzeczy z pozoru niemożliwych. Tusk nie zaprosi na grilla Kaczyńskiego, Paris Hilton nie przesiądzie się z Bentley'a do Seicento, a autobusu nie połączy się z Hummerem H1. Chociaż z drugiej strony w Korei wszystko jest możliwe. Jaki jest Ssangyong Rodius?
To prawda, że lepiej nie używać słowa „nigdy”. BMW zarzekało się, że prędzej rozpocznie hodowlę bydła, niż wprowadzi przedni napęd w swoich autach, aż tu nagle na rynek nieśmiało wkroczyło BMW Serii 2 Active Tourer z mocą przekazywaną na przednią oś. Dlatego kto powiedział, że Hummera nie da się połączyć z autobusem? Pomysł podchwycili Koreańczycy, zarwali nad nim kilka wolnych wieczorów i na koniec wyprodukowali Rodiusa. Główna idea została zachowana, bo auto co prawda nie pokona tylu przeszkód, co Hummer, ale i tak wjedzie dalej niż jakikolwiek minibus, a przy okazji pomieści w swoim wnętrzu grupkę pasażerów. U nas dokładnie 7, a na azjatyckich rynkach nawet 11. Ta mieszanka stała się jednak ostatecznie dość karykaturalna…
Auto weszło na rynek w 2004 roku, ostatnio doczekało się nawet następcy – Rodiusa II. Jedno jest za to pewne – trudno go nie zauważyć. Z wysokością 180cm jest większy od wzrostu przeciętnego Polaka. Do tego rozstaw osi tego auta wynosi 3m, a szerokość ponad 1.9m. To oznacza, że w jego wnętrzu zmieści się cała Toyota iQ i jeszcze zostania sporo miejsca na wakacyjne torby Samsonite, bo całkowita długość Rodiusa przekracza 5m. Niesie to ze sobą kilka drobnych problemów – największy z nich to taki, że w naszym kraju nie ma gdzie go zaparkować. Dlatego faktycznie warto wozić w środku Toyotę iQ na wszelki wypadek – w centrum życie stanie się prostsze, a Rodius poczeka na obrzeżach miasta. To jednak nie koniec – w tym aucie nie tylko gabaryty przerażają.
SsangYong swojego czasu stał się znany z delikatnie mówiąc – dziwnych samochodów. Wszystkie posiadały większe lub mniejsze umiejętności jazdy w terenie i większość wyglądała tak, jakby została napromieniowana w Czarnobylu. O ile Rexton prezentuje się jeszcze dość zwyczajnie, to na widok Actyon’a aż cisnęło się na usta: „Boże, co to jest?”. Do Rodiusa też to pasuje. Czasem można odnieść wrażenie, że misją stylistów było tworzenie samochodów, które podobają się istotom spoza naszej galaktyki. Rodius ma małe, wręcz karykaturalne kółka, ogromne powierzchnie, oraz tył – na oko sklejony z dwóch różnych samochodów, ciężko stwierdzić jakich.
Zacząłem się zastanawiać co mogę spotkać we wnętrzu auta. Obstawiałem materiały o bliżej nieznanym pochodzeniu, nędzne spasowanie i ogromne wnętrze – skoro w środku można przewieźć Toyotę, to przestrzeń musi być spora. W sumie niewiele się pomyliłem. Na pierwszy rzut oka całość prezentuje się całkiem nieźle – skóra na fotelach podkreśla luksus i nawet sam projekt deski rozdzielczej nie jest tak abstrakcyjny jak nadwozie, przez co może się podobać. Przy bliższym przyjrzeniu czar jednak nieco pryska. Materiały są twarde, nieprzyjemne, kiepsko spasowane i skrzypią. Większość plastików prawdopodobnie była przedtem nakrętkami od Coca Coli. Skórzana tapicerka też nie urzeka – sprawia takie wrażenie, jakby zwierzę pochodziło z innej planety. Nawet ergonomia szwankuje – niektóre przełaczniki są nielogiczne, a panel klimatyzacji został umieszczony trochę za nisko. Jedno w tym aucie jednak mnie ujęło – miejsca jest więcej niż można się spodziewać.
W Rodiusie można zorganizować koncert Jennifer Lopez, bo przestrzeń jest tak ogromna. Trzy rzędy siedzeń zwykle oznaczają bagażnik rozmiaru paczki chipsów, ale nie tutaj – śmiało można zabrać też bagaże lub Rotwailera w klatce. Pojemność kufra to 875l, które można powiększyć do 3164l. Z kolei ładowność sięga 743kg. Co do siedzeń - dwa pierwsze rzędy składają się z foteli, z kolei ostatni tworzy kanapę. Cieszą też szerokie możliwości aranżacji wnętrza, bo siedzenia można praktycznie dowolnie regulować, część jest nawet obrotowa, przez co wnętrze na upartego można upodobnić do kawalerki. Same podróżowanie jest też całkiem wygodne, a o porządek zadba ogrom różnych schowków, kieszeni i szuflad, które są praktycznie wszędzie. Mój faworyt to skrytka w podłokietniku – gabarytowo jest prawie, jak bagaże podręczne w WizzAirze. W tym wszystkim dziwi jednak wyposażenie. Z jednej strony jest sporo dodatków, bez których ludzie nie mogą się obejść – choćby klimatyzacja, elektrycznie sterowane szyby i lusterka, czujniki parkowania, albo system multimedialny z dotykowym ekranem w bogatszych wariantach. Z drugiej strony – mamy XXI wiek, a wyposażenie Rodiusa z dziedziny bezpieczeństwa jest beznadziejne. Próżno też szukać innowacyjnych rozwiązań w stylu doświetlania zakrętów, czy nawet elektrycznie unoszonej tylnej klapy dla leniwych. Wbrew pozorom w tym aucie po prostu nic takiego nie ma. Ale za to jest inny haczyk.
Jedne auta kuszą designem, drugie wyposażeniem, a jeszcze inne – napędem na wszystkie koła. Przynajmniej w przypadku Rodiusa… Sam pomysł na taki napęd w sumie nie jest zły. Rodzinny bus z dobrą trakcją to większe bezpieczeństwo. Problem polega tylko na tym, że w Rodiusie jest reduktor, a to oznacza, że dziwnym trafem auto stawia na jazdę w terenie. 7 osób na pokładzie skrzyżowane z Rajdem Dakar? To już z samej nazwy brzmi zabawnie i w praktyce też jest raczej chwytem marketingowym, bo w teren Rodiusem lepiej nie zapuszczać się bez asysty ciągnika rolniczego. Co nie zmienia faktu, że ten wóz w terenie i tak wjedzie dalej, niż przeciętny minibus. A co z jazdą po drodze?
Po ruszeniu autem z miejsca można początkowo wpaść w panikę – szczególnie, gdy wjedzie się do centrum miasta. Kierownica jest ogromna, tak samo jak gabaryty auta. O tylne czujniki parkowania w egzemplarzach z drugiej ręki nietrudno, ale w praktyce na niewiele się przydają, bo na ten samochód i tak nie ma w Europie zbyt wielu miejsc parkingowych. Przydałaby się za to kamera, bo przez tylną szybę praktycznie nic nie widać. Z masą auta walczy z kolei diesel Mercedesa – ma 2.7l, 340Nm, 5 cylindrów i 165KM. Najlepiej oczekiwać średniego spalania na poziomie 10-11l/100km, co w sumie nie jest takim złym wynikiem, jak na 2-tonowy wóz. Dynamika jest wystarczająca i na tym najlepiej skończyć. Do około 100km/h auto jest dość zrywne, przy prędkościach autostradowych i pełnym załadunku brakuje już mocy. Ale motor sprawdza się w rodzinnym busie, bo tu nie chodzi o osiągi. Zresztą za dynamiczną jazdą nie przepada zawieszenie. Pracuje głośno, nadwozie wychyla się w zakrętach, kołysze na nierównościach, a sam układ kierowniczy jest powolny. Za to sam komfort jest całkiem niezły – ten samochód stworzony jest na długie i najlepiej proste trasy z niewielką ilością poprzecznych nierówności. Wtedy jest w nim najprzyjemniej.
Główną kartą przetargową Rodiusa jest tak naprawdę jego przestrzeń. Pod wieloma innymi względami nie wybija się niczym nadzwyczajnym, choć udowadnia, że niemożliwe jest możliwe – bus z reduktorem i napędem na wszystkie koła może trafić do salonów. I znaleźć klientów, którzy szukają takiego rozwiązania.
Niniejszy artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy TopCar, która użyczyła auto ze swojej aktualnej oferty do testu i sesji zdjęciowej
http://topcarwroclaw.otomoto.pl/
ul. Królewiecka 70
54-117 Wrocław
e-mail: top-car@neo.pl
tel: 71 799 85 00