Smart ForTwo - idiotyczny czy szałowy?
Pewnego dnia Swatch, producent zegarków, stwierdził, że prócz odliczania czasu chce też przewozić ludzi. Nie wiedział jak się za to zabrać, więc dogadał się z Mercedesem i wspólnie stworzyli stylowy mikrosamochód, który przypominał wózek inwalidzki. Ich miniaturowe auto doczekało się kolejnych wersji, a dziś coraz więcej egzemplarzy pojawia się w komisach - jaki jest Smart ForTwo II z drugiej reki?
Nazwa „Smart” wbrew pozorom nie powstała dzięki translatorowi Google. Jest połączeniem słów Swatch, Mercedes i Art, czyli sztuki. Dwie pierwsze firmy postanowiły skumulować swoją finezję, dzięki czemu światło dzienne ujrzał model ForTwo – dziś na rynku dostępna jest jego druga generacja. Swego czasu Smart oczywiście oferował więcej modeli, ale zbliżyły go do bankructwa, więc z nich zrezygnował. W takim razie co ma w sobie ForTwo, że przetrwał czystkę modelową? To bardzo proste – jest mały, niepraktyczny i zdecydowanie za drogi. To wystarczyło, bo w jego przypadku miało sens.
SMART FORTWO – POMYSŁ INNY NIŻ WSZYSTKIE
To zabawne, ale właściwie dlaczego ludzie kupują auto, które ma mnóstwo wad? Argumentem jest tutaj krótki zwrot: „bo tak”. Prawdą jest, że Smarta nie kupi człowiek, który po przyjściu z pracy zasiada przed telewizorem i oglądając kolejny odcinek „Mody na Sukces” zastanawia się: „To niesamowite, jak bardzo nudne jest moje życie”. Tym autem jeżdżą indywidualiści, którzy wolą przepłacić i sprawić sobie wóz budzący skrajne odczucia. Tak – Smarta albo się kocha, albo nienawidzi. W jego przypadku nie ma stanu pośredniego. Co nie zmienia faktu, że druga generacja jest lepsza od pierwszej.
Przede wszystkim poprawione zostały jednostki napędowe. 0.6-litrowy, doładowany silniczek benzynowy o złej sławie został zastąpiony litrowym. Tym razem podstawowe warianty 61KM i 71KM nie mają już turbosprężarki – posiadają ją tylko mocniejsze wersje o mocach 84 i 101KM. Ta druga pracuje w sportowym wariancie Brabus. Przy okazji – doładowanie potrafi sprawiać problemy, a motor zużywa olej. Silnik diesla oferuje z kolei 0.8l i 45-55KM. Mało tego – jest jeszcze dostępna wersja elektryczna. Problemy za to może sprawiać na naszych drogach zużywające się zawieszenie i układ kierowniczy, a także zautomatyzowana skrzynia biegów. Szczególnie sprzęgło oraz jego elementy nie są najtrwalsze. W drugiej generacji Smarta ForTwo zawsze zastanawiało mnie jednak jedno.
Dwa fotele, bagażnik wielkości półmiska, silnik upchnięty pod zakupami oraz brak zwisów nadwozia – to wszystko brzmi jednoznacznie. Auto ma być jak najmniejsze, by mogło parkować tam gdzie rowery. Jednak nowa generacja urosła aż o 20cm – w przypadku miniaturowych gabarytów to zupełnie tak, jakby zacząć budować sobie zgrabny domek w górach i niechcący zamiast niego stworzyć fortecę z fosą wypełnioną krokodylami. Mimo, że Smartem ForTwo II już ciężej parkować w poprzek drogi jak w przypadku poprzednika, to wóz zachował swoje główne zalety. Średnica zawracania nawet nie przekracza 9m, auto jest świetnie przeszklone, manewrowanie to bajka, a przy okazji wnętrze oferuje nieco więcej przestrzeni. Na parkingu trzeba tylko oswoić się z jedną drobnostką – nie widać przodu, który mimo wszystko lekko wystaje.
TYM RAZEM WYDOROŚLAŁ
Pierwsza generacja Smarta ForTwo przypominała zabawkę – zarówno w środku, jak i na zewnątrz. Z kolei druga z 2007 roku już dość mocno spoważniała. Po wnętrzu spodziewałem się kolorów i kształtów rodem z Disney Pictures, a tymczasem całość prezentuje się dość sztywno i poważnie. Co nie znaczy, że brzydko – wszystko jest schludne, ładne i do tego czytelne. Jednak przy okazji też minimalistyczne. Zestaw wskaźników prezentuje się ubogo, a radio wymagało dopłaty nawet w droższych wersjach – podobnie jak stylowe zegary na szypułkach. Cieszą za to szyby bez ramek i możliwość skonfigurowania nadwozia o dwóch kolorach. Warto jednak szukać wariantów po faceliftingu z 2010 roku – mają mniej tandetne wnętrze i są lepiej wykonane. Przy okazji producent poprawił jeszcze wtedy mechanizm otwierania tylnej klapy, bo w początkowych egzemplarzach był niewygodny. A jak Smart ForTwo jeździ?
Stacyjka trafiła pomiędzy fotele jak w Saabie, a 1-litrowy, benzynowy motor o mocy 71KM dość żwawo radzi sobie w mieście, choć trzeba wkręcać go na wysokie obroty, by wykrzesać trochę mocy. Jednak przekroczenie 100km/h jest nieprzyjemne i w sumie niebezpieczne. Raz, że auto traci resztki dynamiki, której i tak w zasadzie nie ma. A dwa – taka prędkość w połączeniu z nierównościami sprawia, że samochód znienacka potrafi… zmienić kierunek jazdy. Wystarczy to połączyć z przeciętnym komfortem, by szybko okazało się, że sporo można jeszcze poprawić. Ale czy kogokolwiek to obchodzi? Niekoniecznie, bo po mieście szybko się nie jeździ, a tak się składa, że tutaj Smart ForTwo pasuje idealnie. Ale mimo tego wolałbym nie wiedzieć jak radzą sobie z nim słabsze silniki… Swoją drogą – wyobrażacie sobie o ile krótsze byłyby korki, gdyby każdy dojeżdżał po mieście do pracy czymś pokroju ForTwo, a nie kompaktami i limuzynami z segmentu D? Frajdę z przemieszczania się miejskimi uliczkami psuje jednak zautomatyzowana skrzynia biegów – dawno nie miałem styczności z niczym gorszym. Auto zaczyna coraz żwawiej rozpędzać się, aż tu nagle przekładnia postanawia zmienić bieg. Problem w tym, że nie wie, który jest kolejny. Smart zdążył już zwolnić, a automat rozpisuje sobie drzewko decyzyjne na temat poszczególnych przełożeń, by w końcu wrzucić któryś z nich – zmiana biegów trwa wieki, a wyprzedzanie to udręka. Dobrze, że w metropoliach główne drogi zazwyczaj są kilkupasmowe, bo jazda na czołówkę z automatem, który wypiął bieg i zastanawia się, czy jest sens wrzucić jakiś inny, nie jest niczym przyjemnym. Ale za to w ForTwo jest jeszcze ciekawszy patent – tajemniczy skrót MHD.
Wynalazek Smarta został stworzony dla wszystkich, którzy na śniadanie wolą zjeść kiełki i zachwycają się miętą hodowaną w doniczce na parapecie. MHD oznacza mikrohybrydę, choć z typową technologią hybrydową ma tyle wspólnego, co działkowe warzywo, z warzywem szklarniowym modyfikowanym genetycznie przez Japończyków. Niby idea podobna, ale wykonanie jakby inne. Smart ForTwo MHD ma być oszczędniejszy i ekologiczniejszy od tradycyjnej wersji. By tak się stało, miejsce rozrusznika zajął generator Valeo z systemem Start & Stop, czyli nic nadzwyczajnego. Jego działanie jest jednak dość zaskakujące. Jadę sobie miastem, nagle zaczynam zwalniać przed sygnalizacją świetlną i nim auto zdążyło się zatrzymać, to… znienacka silnik wyłącza się, a wóz bezwładnie zaczyna się toczyć. I tak dzieje się za każdym razem, gdy auto hamuje, a jego prędkość spadnie poniżej 8km/h. Przy ruszeniu silnik automatycznie włącza się i można jechać dalej, mam jednak pewne przemyślenia. Smart pochodzi z Niemiec, gdzie ruch uliczny jest względnie płynny, w przeciwieństwie do Polski. Tu, szczególnie w godzinach szczytu dużych metropolii, cały czas oscyluje się w okolicy magicznych 8km/h, dzięki czemu generator Valeo można szybko znienawidzić. Za to funkcję Start & Stop w takich sytuacjach da na szczęście wyłączyć i poczekać na bardziej sprzyjające warunki drogowe. A co ze spalaniem? Producent podaje 4.3l/100km, choć ja osiągnąłem 4.9l. Jakby nie było – w dobie drożejącego paliwa obie wartości są przyjemne jak zimne piwo na hiszpańskiej plaży.
Urok Smarta polega na tym, że kupując go, trzeba myśleć w nieco inny sposób od przeciętnych ludzi. Tu nie działa podejście typu: „chcę mieć auto do miasta”. W jego przypadku to musi być coś w rodzaju: „szukam niepraktycznego samochodu do podbijania metropolii, który ma straszny stosunek ceny do jakości – a chcę go mieć, bo po prostu ma swój styl”. Właśnie dzięki temu ten wóz jest inny niż wszystkie oraz zupełnie niepowtarzalny. I to jest w Smarcie ForTwo najpiękniejsze - dobrze, że jest koncern, który ma odwagę produkować takie samochody.
Niniejszy artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy TopCar, która użyczyła auto ze swojej aktualnej oferty do testu i sesji zdjęciowej
http://topcarwroclaw.otomoto.pl/
ul. Królewiecka 70
54-117 Wrocław
e-mail: top-car@neo.pl
tel: 71 799 85 00