Skoda Superb - stereotyp usunięty
Jeszcze w latach 90' ubiegłego wieku Skoda miała łatkę taniego auta dla ludu. Ponadto w pokoleniu Favorit - niezbyt trwałego. Małżeństwo z Volkswagenem poprawiło opinię na temat czeskich aut, a producent zaczął mierzyć coraz wyżej i wyżej... aż w końcu uderzył do świata limuzyn. Jaka jest Skoda Superb I?
Raz przypisanej łatki ciężko się pozbyć, dlatego ruch Skody wydał się bardzo ryzykowny. Gdzie prestiż, luksus i przepych, które tak cenią klienci klasy średniej? Przecież to tylko tania, popularna marka. Owszem, ale okazało się, że mnóstwo klientów szuka dużej limuzyny, która jest po prostu rozsądnie wyceniona. To wystarczyło, by Superb popularnością dorównała wczasom w Egipcie.
SKODA SUPERB - HISTORYCZNE KORZENIE
Koncern miał już kiedyś w ofercie samochód o takiej nazwie. Konkretnie chodzi o lata 30' i 40' ubiegłego wieku. Model był obrzydliwie luksusowy, dlatego można stwierdzić, że nowa generacja w pewnym sensie odziedziczyła prestiż po dziadku. Ale właściwie jak powstała? Gdyby wykręcić Superbowi tylne światła i zastąpić je tymi z Volkswagena Passata B5 FL, to pewnie mało kto rozróżniłby te dwa auta jadąc za nimi. A że potomek zwykle jest podobny do rodzica, to nie jest to przypadek. Skoda Superb przejęła płytę podłogową po Passacie B5, jednak przybyło jej dokładnie 10cm. Można się czepiać, że to tylko przedłużony Volkswagen, do tego niezbyt świeży. Konstrukcja sięga 1996 roku, a Superb ujrzała światło dzienne w 2001... Ale czy jest sens wypominać to Skodzie? Podwozie Superb może i jest leciwe, ale w sumie to nie wada - stare, sprawdzone rozwiązania w razie czego naprawi warsztat za rogiem, a nie McGyver. Trzeba tylko pamiętać o newralgicznych punktach. Przede wszystkim przednie zawieszenie jest drogie w serwisowaniu i delikatne. Szczególnie aluminiowe wahacze potrafią osiągać cenę złota, choć można w końcu liczyć na tańsze zamienniki. Tylnemu zawieszeniu z wahaczami wleczonymi i belką pomocniczą nie można już wiele zarzucić. Swoją drogą - czeska marka chętnie stosuje rozciąganie mniejszych aut po to, by wskoczyły o półkę wyżej lub na granicę segmentów. Obecnie nawet model Rapid został w ten sposób powiększony, przez co z miejskiego auta przerzucił się na konkurowanie z kompaktami. Czyżby to był przepis na sukces prosto od Skody? Cóż, taki patent znacznie pomógł Superbowi.
PRZEPIS NA SUKCES
10cm to mniej więcej tyle, co jedna marchewka - człowiek się tym nie naje. Jednak długość tej jednej marchewki potrafi zdziałać cuda na tylnej kanapie, a wtedy człowiek staje się szczęśliwszy. Miejsca jest tam tyle, że nawet papież byłby zadowolony. Zdegustowałyby go tylko uchwyty i przełączniki, z których notorycznie łuszczy się farba i wyglądają przez to odpychająco. Jednak nie tylko przestrzeń jest kartą przetargową tego auta. Można też liczyć na kilka ciekawych patentów rodem z Czech. Zmęczony pasażer kanapy może sobie rozłożyć centralną część przedniego, prawego oparcia fotela, dzięki czemu przez powstały otwór wsunie i rozprostuje nogi. Co prawda stopy prawie podetknie kierowcy pod nos, ale za to sam wygodnie się rozłoży. To jest genialne! Dobrym pomysłem jest również parasolka ukryta w specjalnej skrytce tylnych drzwi. Ciekawych pomysłów jest w tym aucie więcej, ale większość z nich i tak była oferowana za dopłatą. Jest też dobra wiadomość - łatwo jest spotkać Skodę Superb I z drugiej ręki, która reprezentuje jeden z bogatszych wariantów wyposażenia. Dzięki temu ABS z kontrolą trakcji, klimatyzacja, "elektryka" wszystkich szyb i lusterek oraz komplet przednich i bocznych poduszek powietrznych nie jest rzadkością. Wyposażenie zwykle nie sprawia poważniejszych problemów, choć moduł komfortu zarządzający elektroniką wnętrza nie przepada za wilgocią. Co się stanie, gdy ulegnie usterce? Wtedy np. szyby nie opuści się przyciskiem, bo ten zacznie obsługiwać coś innego. Zdarza się również, że automatyczna klimatyzacja nie trzyma temperatury. W takim przypadku zwykle trzeba usunąć błędy z komputera lub wymienić przewód osuszacza - lubi się przecierać. Poważniejszym problemem i tak jest korozja nadwozia. Ponadto fabrykę opuściły również egzemplarze z wadliwym lakierem, zostały objęte akcją serwisową.
KOMFORT? TAK, POPROSZĘ
Można powiedzieć, że kokpit jest deską rozdzielczą VW Passata B5 po niewielkiej mutacji. Jakość materiałów też jest podobna - w dolnej części deski rozdzielczej prawie można wydrapać paznokciem listę zakupów do zrobienia w hipermarkecie, bo jest tak twarda, w pozostałych częściach kierowca ma już do czynienia z przyjemnym i miękkim tworzywem. Do tego nieźle spasowanym. Szkoda tylko, że panel obsługi klimatyzacji przysłania dźwignia zmiany biegów. Podobnie jak środkowy zagłówek tylną szybę podczas cofania. Na szczęście mimo wszystko kokpit jest do bólu czytelny, a wszyscy miłośnicy VAG z tamtych lat poczują się jak w domu. Jak jest z bagażnikiem? On już nie zaskakuje jak wnętrze, ale 462l w tej klasie to i tak nieźle.
Auto mogły napędzać zarówno silniki benzynowe jak i diesle. Na początek - te które lepiej sobie odpuścić. Podstawowy silnik benzynowy 2.0 nie jest tak naprawdę zły, ale gdyby mógł wybierać, to wolałby trafić pod maskę mniejszego auta. Jest za słaby i mało elastyczny, choć dzięki wiekowej konstrukcji można liczyć na niezłą trwałość. To dobry wybór dla kierowców, którzy nie oczekują żadnych osiągów od samochodu. Diesla 2.0 TDI lepiej jednak nie polecać już nikomu. Większość egzemplarzy cierpi na pękające głowice, awarie doładowania i koła dwumasowego, problemy ze smarowaniem... W tym ostatnim przypadku znienacka potrafi zaświecić się kontrolka ciśnienia oleju, ale wtedy silnik jest już zwykle do wymiany. Ciekawym tematem jest również 2.5 TDI V6. Idealnie pasuje do tego auta – świetnie brzmi, urzeka kulturą pracy na tle mniejszego brata, przy delikatnym traktowaniu potrafi niewiele palić i dysponuje przyjemną rezerwą mocy. Niestety cierpi na problemy, które zwykle objawiają się po około 150 tys. km. Krzywki mają tendencję do wycierania się, auto traci moc, szarpie, a właściciel płacze, bo naprawa nie jest tania. Awaryjna jest również pompa wtryskowa - jej naprawa zwykle jest tańsza od krzywek, ale o okazji i tak lepiej tu nie mówić. Również napęd rozrządu jest drogi w serwisie, ponieważ dostęp do niego jest koszmarny. Jest za to też dobra wiadomość - 2.5 TDI po liftingu z 2006 roku jest trochę trwalszy, choć nie wszystkie przypadłości zostały usunięte. Reszta motorów charakteryzuje się już większą trwałością.
Stosunkowo częstym gościem pod maską jest benzynowy motor 1.8 turbo o mocy 150KM. Sprawnie napędza samochód, ale walczy z jego masą, przez co potrafi sporo palić. W tym przypadku warto rozważyć też wariant 2.8 V6. Taka pojemność w dzisiejszych czasach to jak trzymanie trotylu we własnej piwnicy, jednak w praktyce pomysł nie jest głupi. Spalanie wzrośnie nieznacznie w stosunku do 1.8T, a osiągi będę dużo lepsze. I jeszcze ten dźwięk... Mimo wszystko na rynku wtórnym bardzo łatwo też o słynnego już diesla - 1.9 TDI. Najlepiej skusić się na najmocniejszy wariant motoru o mocy 130KM. Jego główne problemy są powszechnie znane - zawór EGR, doładowanie, napęd rozrządu i przepływomierz. Tak naprawdę z tymi usterkami łatwo można sobie poradzić, a sam silnik jest nieśmiertelny jak twórczość Sienkiewicza. Co prawda pod maską Superb radzi sobie przeciętnie, ale jest elastyczny, oszczędny i do codziennej, spokojnej eksploatacji wystarczy. Jednak w tym samochodzie tak naprawdę nie chodzi o osiągi. Wystarczy rzut oka na aukcje internetowe i wszystko staje się jasne - ciężko jest znaleźć równie duże i dość młode auto w takiej cenie, szczególnie z dieslem pod maską. Luksusowa Skoda? Może nie luksusowa, ale za to wygodna, komfortowa oraz obszerna. I to się właśnie sprzedało.
Niniejszy artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy TopCar, która użyczyła auto ze swojej aktualnej oferty do testu i sesji zdjęciowej
http://topcarwroclaw.otomoto.pl/
ul. Królewiecka 70
54-117 Wrocław
e-mail: top-car@neo.pl
tel: 71 799 85 00