Skoda Superb - bo najważniejsze jest wnętrze
Są koncerny, które wręcz specjalizują się w produkcji niedrogich aut dla ludu. Kiedyś był to Volkswagen, ale że ludzie zaczęli zgadzać się na coraz bardziej beznadziejne ceny, to zarząd kupił Skodę i właśnie jej zlecił produkowanie samochodów dla zwyczajnych ludzi. A Skoda wcale nie chce być aż tak plebejska.
To zabawne jak niewiele trzeba, by tchnąć w markę samochodową drugie życie. Wystarczy załatwić „nadziany" koncern, który dobrze się kojarzy, ma niezłą technologię i chętnie właduje swój nadmiar gotówki w coś, co ma się źle. Nie ma jednak nic za darmo, bo cała ta inwestycja może się zwrócić w nadmiarze. Tak jak w przypadku Skody. Choć marka w pewnym okresie zaczęła kojarzyć się z firmą produkującą antyczne pojazdy, które najlepiej sprawdzą się podczas wycieczek na ogródki działkowe, to dzięki Volkswagenowi dostała skrzydeł i teraz jest kurą, która codziennie znosi kilka wiader złotych jaj. Fakt, może dziwić to, że Skoda nagle zaczęła produkować całkiem luksusowego Superba, który jak na markę z zerową renomą jest zdecydowanie za drogi. Jednak gdyby tak przyjrzeć się temu wszystkiemu bliżej, to okaże się, że idea Skody została mimo wszystko zachowana – Superb na tle swoich rywali jest po prostu tani.
Pierwsza generacja tej limuzyny była Passatem, który dostał trochę pieniędzy na operację plastyczną i postanowił zmienić sobie twarz. Z kolei druga generacja Superba to już zupełnie inna bajka. Oczywiście dalej obficie korzysta z techniki VW, ale jest zarazem podobna to pozostałych modeli w gamie i ma parę asów w rękawie. Cena – fakt, niecałe 80 tys. zł za podstawową wersję to niedużo. Tym bardziej, że wóz jest nieźle wyposażony, a wykończenie i użyte materiały niebezpiecznie zbliżają się do poziomu Audi. Jednak tym, czym naprawdę ten model powala jest miejsce. Mnóstwo miejsca. To zabawne, ale z tyłu jest chyba jeszcze wygodniej niż z przodu - można założyć nogę na nogę, wygodnie się rozsiąść i mówić do kierowcy „Antonio", bo właśnie taki klimat tam panuje. Jest po prostu przyjemnie. A to nie wszystko, bo Skoda jako pierwsza wprowadziła system TwinDoor, czyli klapę bagażnika, która może otwierać się tak jak w sedanach i ładnie wyglądać na parkingu przy ładowaniu zakupów, lub tak jak w liftbackach – wraz z tylną szybą, dzięki czemu przez duży otwór załadunkowy zmieści się na przykład mały nosorożec. Co ważne – naprawdę się zmieści, ponieważ bagażnik ma ponad 560l, a po złożeniu oparcia kanapy – bagatela 1670. Najlepsze jest jednak to, że za TwinDoor nie trzeba dopłacać, bo jest standardem w każdej wersji, a klapa dodatkowo sama się domyka. Tego wszystkim było trzeba.
Najbardziej chciałbym jednak zobaczyć moment projektowania tego samochodu. Styliści, tak samo jak inżynierowie, włożyli całą swoją miłość w to, żeby auto wyglądało onieśmielająco. Zaczepne, ale dostojne spojrzenie z przodu, trochę chromowanych elementów, potem dyskretne przetłoczenia na masce i spójna linia, która zaczyna się od przedniego koła i z lekkością mknie ku tyłowi… . Nagle jakiś manager zauważył, że takim wozem Volkswagen może niechcący zabić swoje oczko w głowie - Passata. Dlatego zmienił plany. Zwolnił stylistów i zaprosił do współpracy kogoś, kto myślał, że grafit w ołówku to mieszanka kleju i koksu. Mało tego – manager kazał zaprojektować temu facetowi resztę auta, dlatego 1/3 całego wozu jest schrzaniona. Tył wygląda jak schron atomowy i pasuje do reszty samochodu jak pryszcz na czole dziewczynki, która reklamuje tonik do twarzy. No cóż, ale przynajmniej Passat został uratowany.
Warto jednak się przemóc i starać się zapomnieć o wyglądzie tego auta. Po części pomoże w tym droższe o 4 tys. zł kombi, w którym to kadra designerów znowu została zmieniona na jakąś inną – rozsądną, bo wóz wygląda nieźle, ale kiepską, bo tylną część auta w takim stylu bez problemu potrafi zaprojektować rodzina szympansów. Gdyby jednak przemilczeć tą kwestię, to na pierwszy plan wysunie się wyposażenie najtańszej wersji Comfort, które jest całkiem niezłe. Nie trzeba płacić za kontrolę trakcji ESP, czołowe i boczne poduszki powietrzne z przodu oraz airbag kolanowy - ale za autoalarm już niestety tak. Zresztą podobnie jak za schowek w podłodze bagażnika, rolety przeciwsłoneczne, regulację podparcia lędźwiowego w fotelach, koło zapasowe, alufelgi oraz parę innych głupstw, które powinny być w standardzie. Cieszy jednak kilka fajnych dodatków. W standardzie znalazły się wszystkie szyby sterowane elektrycznie, a w tej klasie to niestety wcale nie oczywistość. Każda wersja jest też wyposażona w podświetlenie podłogi z przodu oraz tylne czujniki parkowania. Co ciekawe, prosty system nawigacji można mieć już za 2 900zł, a jeśli macie problem z „zatoczką" na parkingu, to można też dorzucić do samochodu asystenta parkowania, który sam zaparkuje auto pomiędzy innymi wozami. Wystarczy tylko wciskać „gaz" i zmieniać biegi, bo kierownica obraca się sama. Inna sprawa, że system wybiera luki pomiędzy autami, w które zaparkowałby nawet tankowiec, gdyby miał koła, ale cóż – zawsze to jakaś pomoc. Zresztą dobrze, że można sobie coś takiego kupić, bo tylna szyba wygląda jak właz do czołgu - nic przez nią nie widać i utrudnia wszelkie manewry.
Silniki Superba to dobry temat, bo są ciekawą zdobyczą techniki, a benzynowe motory TSI zbierają od dłuższego czasu wiele pochwał i nagród. W sumie nic w tym dziwnego - mają stosunkowo wysoką moc, bezpośredni wtrysk i doładowanie, a takie wynalazki uwielbiają ekolodzy, którzy ostatnio mają sporo do powiedzenia w każdej dziedzinie. I najlepsze jest to, że wszyscy się ich słuchają. Jednostki TSI lubią się kręcić, a dużą część mocy osiągają już przy zaledwie 2000obr./min. – dzięki temu pokochają je zarówno emeryci, dla których głębsze wciśnięcie pedału „gazu" to oznaka przyjaźni z Belzebubem, oraz młodzi, którzy lubią sprawdzać, czy w aucie działa odcięcie zapłonu. Samochód jest naprawdę duży, waży blisko 1,5 tony, a w najtańszej wersji za niecałe 80 000zł ma pod maską 1.4-litrową „benzynę"... . Porażka? Z jednej strony tak, bo 125KM w takim aucie to niewiele, ale z drugiej – dzięki doładowaniu z kompresora i turbosprężarki osiąga 200Nm momentu obrotowego, czyli tego, co tak wciska w fotel przy przyspieszaniu. Wiele osób jest zachwyconych tą jednostką, ale nie ma się co oszukiwać – w Superbie przy tak małej mocy w fotel nie wciska, choć całość na szczęście wystarczy do normalnego przemieszczania się. Mimo wszystko należą się brawa za osiągnięcie tak dużych możliwości z tak małej pojemności, a ci, którzy szukają czegoś, co naprawdę dobrze czuje się pod maską tego wozu, powinni wziąć doładowany motor benzynowy 1.8l 160KM. Za 8 800zł można go połączyć z napędem na wszystkie koła lub świetnym „automatem" DSG – za 9 800zł. Co w tym silniku jest najlepsze? Zastrzyk mocy, który czuć już od najniższych obrotów. Jednostka chętnie zmierza w stronę czerwonego pola obrotomierza i przyspiesza do „setki" poniżej 9 sekund. A to oznacza, że autem można się poruszać bez stresu, choć załadowane rodziną i bagażem robi się trochę spokojniejsze. Lekarstwem na to jest już naprawdę mocny, 2-litrowy motor benzynowy liczący 200KM. W najnowszej odsłonie jest bliźniaczą konstrukcją 1.8l, ale o nieco zwiększonym skoku cylindrów. A to oznacza, że również jest zrywny, cichy oraz nie pali dużo, a dodatkowo po wciśnięciu pedału „gazu" reaguje jak rozdrażniony szaleniec – ale jak na Skodę, to trochę trzeba się na niego spłukać. Kosztuje co najmniej 113 300zł, jednak nie da się ukryć, że właśnie ten silnik stanowi idealny kompromis pomiędzy osiągami, zużyciem paliwa i uśmiechniętą twarzą kierowcy na zdjęciu z fotoradaru. Przynajmniej w nowym aucie, bo sam jestem ciekaw jak ta skomplikowana technika będzie się zachowywała w wozach z drugiej ręki. Dla prawdziwych miłośników – 3.6FSI, 260KM, napęd na wszystkie koła i skrzynia biegów DSG. Tego już ekolodzy nie lubią.
A co z dieslami? O dziwo w ofercie ostał jeszcze poczciwy 1.9TDI 105KM. Całkiem oszczędny i nieśmiertelny, pod warunkiem, że pamięta się o napędzie rozrządu i nie zarzyna się dość skomplikowanej turbosprężarki o zmiennej geometrii łopatek. To zabawne, ale bardzo łatwo można zamienić jego eksploatację w ruletkę. Do tego trzeba jeszcze za to zapłacić. Wystarczy mieć w zanadrzu 2 400zł, ekologiczny błysk w oku i dokupić filtr cząstek stałych DPF, który szczególnie podczas częstej jazdy po mieście zapycha się i każdemu kierowcy chętnie podniesie ciśnienie. Szczególnie, gdy w końcu się zepsuje. Mocniejszy diesel 2.0 TDI ma go niestety w standardzie, ale za to jeździ o niebo lepiej. Liczy 140 lub 170KM, można go dostać z przekładnią DSG, a w tej mocniejszej wersji także z napędem 4x4. Trzeba tylko wiedzieć, że to wszystko kosztuje.
I to jest właśnie problem – koszta. Ludzie, którzy chcą wydać trochę więcej na samochód, zazwyczaj zwracają uwagę na wygląda auta i renomę marki – a Superb nie dość, że wygląda jak wóz, który idealnie wtopiłby się w krajobraz Doliny Muminków, to jeszcze jako marka jest utożsamiany z czymś zwykłym, pospolitym i nudnym. I może właśnie o to chodzi – ci bardziej „flexi" kupią Opla Insignię. A ci, którzy są praktyczni i na tyle odważni, żeby pokazać się w tym aucie w mieście, prędzej czy później trafią do salonów Skody.
Niniejszy artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy TopCar, która użyczyła auto ze swojej aktualnej oferty do testu i sesji zdjęciowej
Top-Car
ul. Królewiecka 70
54-117 Wrocław
e-mail: top-car@neo.pl
tel: 71 799 85 00