Skoda Octavia II
Jaka jest recepta na sukces auta? W sumie jest ich kilka. Można wyprodukować samochód oryginalny, zaawansowany technicznie, trwały, tani... ale to wszystko i tak sukcesu wcale nie zagwarantuje. Jest za to jeszcze coś - można skonstruować po prostu zwykłe auto pod skrzydłami kogoś, kto się na tym zna.
Od debiutu tej wersji Octavii minęło parę lat, dlatego powoli zaczyna ona zapełniać komisy samochodowe i można jej się w końcu przyjrzeć pod tym kątem wozu używanego. Octavia zawsze cieszyła się popularnością. No może za wyjątkiem tej pierwszej, produkowanej w latach 60., bo wtedy słowa: „mam samochód", brzmiały tak irracjonalnie jak w dzisiejszych czasach: „skoczę sobie na parę dni do znajomych na Plutonie". Pierwsza współczesna generacja tego modelu sprzedawała się świetnie, dlatego marketingowcy musieli zrobić coś, żeby tę dobrą passę podtrzymać. I zrobili.
Teraz pytanie co takiego zrobili? Jakby się tak bliżej temu wszystkiemu przyjrzeć, to okaże się, że dokładnie to co przedtem, czyli nic szczególnego. Tym razem postawili na środku pracowni Golfa V, założyli mu inne, śnięte nadwozie i obniżyli cenę. To wszystko odbiło się na klientach w dwojaki sposób. Octavia II nie miała już tak przyjaznej ceny, choć na tle chorych kwot rzucanych na oślep w cennikach aut kompaktowych i tak nie była droga. Jednak najważniejsze było to, że urosła wewnątrz. Wszyscy hurtem krytykowali pierwszą generację za ilość miejsca na tylnej kanapie, która bardziej pasowała do pudła na buty niż wozu kompaktowego. Pierwszą, współczesną generację oczywiście. Druga urosła o niecałe 6cm, co jest idealnym dowodem na to, że małe oprócz tego, że jest piękne, to podobnie jak wielkie – może dużo. Różnica naprawdę jest odczuwalna, a ponadto „dwójka" jest też wyższa i szersza od swojej poprzedniczki. Gama silników oczywiście również została zmieniona, ale co równie ważne – także prowadzenie uległo poprawie. Choć przedtem i tak było dobre. Teraz z tyłu jest układ wielowahaczowy pożyczony z Golfa V. Całość można określić jako „lekko przytwardą" – ale mimo to zachowuje komfort i pozwala wchodzić w zakręty z uśmiechem na twarzy kierowcy i przerażonymi minami pasażerów.
Co we wnętrzu? To co zwykle – nic ciekawego. Całość jest tak boleśnie bezbarwna, że aż nie ma się tak naprawdę do czego przyczepić. Deska rozdzielcza jest bardzo klasyczna i świetnie wykończona. Chromowane wstawki tu i ówdzie są jak brutalny makijaż, który zwraca uwagę i wprowadza nieco szaleństwa. Obok nich, w nowszych wersjach, jedynym udziwnieniem jest jeszcze cyferblat zegarów, który ma przypominać ten stosowany w modelach zabytkowych. Może i coś w tym jest. Wszystkie wskaźniki, dźwigienki i przyciski są rozmieszczone dokładnie tam, gdzie w pierwszej chwili zaczyna się ich szukać, szczególnie fabryczne radio zasługuje na pochwałę, bo jego obsługa jest prosta, a włączniki tak wielkie, że można je naciskać w rękawicach bokserskich. Trzeba te radio tylko mieć. Temat wyposażenia standardowego podstawowych wersji aut z koncernu Volkswagena jest ciekawy pod tym względem, że pokazuje jak bardzo producent „kroi" swoich klientów. Teraz trochę się to zmienia, a w Octavii II – no tutaj to już w ogóle widać duży krok naprzód. Radio jest za dopłatą, niech będzie, ale za to w wersjach sprzed liftingu w standardzie są już 4 poduszki powietrzne, trochę „elektryki" i ABS. Po liftingu doszło nawet ESP i czujniki cofania. Najlepsza jest jednak mała i niepozorna rzecz – nie trzeba dopłacać nawet za dzieloną tylną kanapę. Niesamowite! To jednak nie znaczy, że w podstawowej wersji jest wszystko. Dalej trzeba dłubać w zamku kluczykiem, a nie pstrykać pilotem. O alarmie i klimatyzacji też można w niej zapomnieć, nawet manualnej. Sytuację trochę ratuje fakt, że Skoda często wypuszcza różne wersje specjalne, które w rozsądnych cenach oferują ciekawe wyposażenie dodatkowe, ale tak czy owak dopłacić trzeba. Sam komfort, jaki panuje w kabinie jest za to całkiem niezły, szczególnie w wersjach po modernizacjach. Oparcie kanapy jest ustawione trochę zbyt pionowo, ale za to jej pasażerowie mają do dyspozycji indywidualny nawiew – to już ukłon w stronę klasy średniej, ale nie w najtańszej wersji. W niej jest niedostępny. Z przodu – wygodne fotele i trochę schowków. Centralny podłokietnik również występuje tylko w droższych wersjach, jest regulowany i ma w swoim wnętrzu schowek. Co prawda na tyle mały, że garść rodzynek to skraj jego możliwości, ale przynajmniej jest i to chłodzony. Poza tym po bokach foteli znajdują się dodatkowe i nietypowe wnęki na drobiazgi, a w górnej części deski rozdzielczej jest skrytka. W podstawowej wersji niezamykana, bo kawałek plastiku pełniący rolę drzwiczek pewnie doprowadziłby firmę do bankructwa.
Ogólna trwałość auta jest lepsza niż w przypadku poprzednika, ale tak naprawdę jeszcze ciężko cokolwiek więcej na ten temat powiedzieć, bo Octavia II jest zbyt młoda. Hamulce i zawieszenie są dość trwałe, ale w tym drugim często kapitulują silentblocki wahaczy przednich. Z elektryką bywa różnie – czasem strajkują elektrycznie sterowane szyby, a radio zachowuje się tak, jakby bawił się nim ktoś zza światów - samo się podgłasza oraz przycisza. Na pocieszenie zostaje jednak coś, o czym rzadko się wspomina – Skoda ma wyjątkowo tani autoryzowany serwis. Nieoficjalnie mówi się jednak, że jakościowo taki sobie.
Gama silników w Octavii II to też dobry temat. Podstawowy motor benzynowy ma 1.4l i obecnie liczy 80KM. Przedtem miał 75. Jeśli myślicie, że te 5KM zrobiło taką różnicę jak 6cm na tylnej kanapie, o których wcześniej pisałem, to jesteście w błędzie. Motor jest naprawdę trwały, ale w tym wozie - beznadziejny. Nawet zużycia paliwa nie da się utrzymać w rozsądnych granicach, bo jakikolwiek manewr na drodze wymaga wciskania pedału „gazu" w podłogę i wykrzykiwania słów: „więcej mocy!". Chyba, że ktoś jest spokojny, to mu taki silnik wystarczy. Zdecydowanie lepszy jest jednak motor 1.6l 102KM. Lepszy nie znaczy cudowny, ale pozwala na w miarę normalne przemieszczanie i bezproblemową eksploatację, niestety nieszczególnie tanią. Lubi wyższe obroty, a konstrukcyjnie pamięta epokę lodowcową, dlatego przegrywa z nowoczesnymi i oszczędniejszymi jednostkami. I tu się właśnie zaczyna robić ciekawie. Można powiedzieć, że wszystkie doładowane jednostki ze znaczkiem „TSI" są świetne na tle pozostałych silników benzynowych, ale niestety nie wszystkie są dostępne w egzemplarzach sprzed liftingu. W nowszych wersjach do wyboru są 1.8TSI 160KM, 1.4TSI 122KM, oraz 1.2TSI 105KM, który zastąpił 1.6FSI. Dzięki relatywnie dużemu momentowi obrotowemu są elastyczne i jeździ się nimi po prostu łatwo, nie ma konieczności błądzenia w okolicach czerwonego pola obrotomierza i wytwarzania w baku tsunami, żeby nakłonić je do jakiejkolwiek współpracy. Wybór odpowiedniego wariantu najlepiej uzależnić od tego, jak bardzo lubicie łamać przepisy drogowe. Wady – w 1.8TSI zdarzają się awarie skrzyń biegów, a konstrukcja TSI jest skomplikowana i nie przepada za gromadzącym się nagarem, który zapycha wtryskiwacze. 1.6 FSI miewa z nim problemy już od około 100 tys. km – zdarza się, że nierówno pracuje. Co będzie dalej – okaże się, bo ten model jest zbyt świeży.
Dla fanów diesla oczywiście też coś się znajdzie. Na początek znany 1.9TDI 105KM – słaby, stary, niewysilony, ale odpowiednio serwisowany, szczególnie jeśli chodzi o rozrząd, jest po prostu nieśmiertelny. Oprócz niego dostępne są jeszcze dwie, nowsze konstrukcje z Common Railem: 2.0TDI 140KM idealnie spisuje się w tym aucie, a 1.6TDI 105KM to swoista nowość i pewnie niebawem wypchnie z oferty 1.9TDI. Obecnie oba motory posiadają niestety problematyczny filtr cząstek stałych, który chroni przyrodę i wszystko inne, co nie ma związku z portfelem, wolnym czasem i kontem bankowym właściciela. Inne przypadłości – wypalenie uszczelki pod głowicą w 2.0TDI, awarie koła dwumasowego i turbosprężarki. Czyli standard dla nowoczesnych diesli.
Choć Skodę dalej wielu kojarzy z nudą i wąsatym facetem, który chce żyć oszczędnie, to jak widać wiele osób ma to po prostu gdzieś i cieszy się, że może korzystać z techniki Volkswagena w lepszej cenie. Jeśli lubiłbym tego typu auta i miałbym dopłacić do Golfa, który ma trochę lepsze materiały we wnętrzu i co generację wygląda tak samo – to bym podziękował. Wziąłbym Skodę, a za to co zostanie sprawiłbym sobie wczasy na Fuerteventura. Chociaż tygodniowe.
Niniejszy artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy TopCar, która użyczyła auto ze swojej aktualnej oferty do testu i sesji zdjęciowej
http://topcarwroclaw.otomoto.pl
ul. Królewiecka 70
54-117 Wrocław
e-mail: top-car@neo.pl
tel: 71 799 85 00