Skoda Octavia I - przebojowa nuda
To jest coś - poprzez przestarzałe auta z silnikiem z tyłu i Favorit z pękającymi szybami, skończyć na czymś bezpłciowym. Brzmi strasznie, ale tak naprawdę ta krótka historia jest olbrzymim sukcesem. Skoda wyprodukowała auto, którym ludzie chcą jeździć. Fakt, jest nudne, ale przede wszystkim dobre.
To zabawne jak los może być łaskawy. W latach osiemdziesiątych Skodzie coraz bardziej zaczęły dokuczać problemy finansowe. Przed sobą widziała tylko jedno – apokalipsę. Nagle pojawiła się pierwsza niespodzianka – upadł komunizm i Europa odetchnęła z ulgą. Chwile potem druga – Volkswagen zainteresował się współpracą z czymś, co kulało na obie nogi - ze Skodą. Bez wątpienia jej szefostwo zrobiło sobie wtedy najlepszą imprezę integracyjną w ich życiu, ale to nie oni wyszli zwycięsko z całej tej sytuacji. Najlepszy interes zrobił Volkswagen. Tak jak w każdej współpracy raz miało się ochotę poszczuć sąsiada psem ze szczęścia, a raz utopić się w wannie ze smutku, ale mniej więcej wtedy, kiedy na rynek weszła Octavia, ludzie zrozumieli, że Volkswagen zaczął zdrapywać emblematy ze swoich samochodów i zastępować je tymi od Skody. Dostrzegli jeszcze coś – jej olbrzymią praktyczność, dlatego zaczęli ją kupować.
Gdyby tak przyjrzeć się koncernowi VW, jego modelom kompaktowym, to można zaobserwować pewną ciekawą rzecz: jest Audi A3 – luksusowe, renomowane, drogie. Niżej - VW Golf, właściwie to na równi z Seatem Leonem, jego usportowionym wizualnie klonem. Za całą tą grupką dzielnie jedzie Skoda Octavia, przez wielu uważana za auto dla emerytów. Tak naprawdę wszystkie te samochody są jednym i tym samym wozem, różnią się detalami technicznymi oraz tym, że jeden jest trochę mniej plastikowy wewnątrz od drugiego, dlatego z całej tej gromadki jest sens kupić tylko Octavię – tanią, trwałą i pozbawioną emocji. Skoda jest wyborem rozsądnym, ale jeśli do oferty dorzucicie słowo „renoma" i będziecie w stanie za nią dopłacić, to robi się mniej ciekawie i lepiej zainteresować się czymś innym – najlepiej Audi. Silniki w większości ucieszą. Oczywiście nie mogło wśród nich zabraknąć słynnych, volkswagenowskich diesli. Szczególnie warto pomyśleć nad wersją 1.9l TDI o mocy co najmniej 110KM. Co prawda pracuje jeszcze na pompowtryskiwaczach i do najcichszych nie należy, ale zadowoli większość osób. Jest oszczędna, w mieście raczej nie przekroczy 7l/100km, choć wszystko zależy od brutalności kierowcy. W trasie też łatwo się odnajdzie. Około 11 sekund do 100km/h na ogół wystarcza, a jeśli to mało – jest też wersja 130-konna.
Silników benzynowych jest jeszcze więcej. Podstawowy 1.4 o mocy 60KM polejcie wodą święconą i wezwijcie egzorcystę. W takim samochodzie sprawdza się beznadziejnie. Jeśli zależy wam na cenie auta, to pogrzebcie wśród motorów 1.6l. Ten ciekawszy ma 101KM i jest starą, sprawdzoną technologią VW. Auto napędza całkiem żwawo, a jak nie będziecie go gnębić, to odwdzięczy się też niskim spalaniem na poziomie 7, góra 8 litrów. Jeśli cena jest mniej istotna, to zdecydowanie najlepiej poszukać modelu 1.8l z doładowaniem. Ma 150 lub nawet 180KM, świetnie wchodzi na obroty i idealnie kontrastuje z rozespanym przodem samochodu. Spalanie? Wszystko zależy od stylu jazdy. Usterki auta zdarzają się, ale zwykle można je tanio usunąć. Do niektórych sami możecie się przyczynić – wóz nie ma zbyt dużej przestrzeni pomiędzy silnikiem a jezdnią, dlatego każdy większy wzgórek na drodze ma szansę nieźle nabroić. W teorii już rozjechany lis może być problemem, a w praktyce – po prostu nierówna droga. Lekarstwem jest metalowa osłona. W dieslach głównym problemem są turbosprężarki, szczególnie ta w motorze o mocy 110KM – ma zmienną geometrię łopatek i zapieka się w niej kierownica. Taka przyjemność trochę będzie kosztowała, ale pozostałe usterki nie są już aż tak bolesne. Bywają problemy z przepływomierzem, elementami metalowo-gumowymi przedniego zawieszenia oraz cieknącą chłodnicą. Zdarzają się również spadki mocy oraz zbyt duże zużywanie oleju przez silniki. Pocieszające jest jednak to, że części zamiennych jest mnóstwo, a nawet te z ASO bywają rozsądnie skalkulowane. W końcu to ma być tanie auto.
Octavia jest skierowana do innych klientów niż podobne modele koncernu, jednak człowiek, który wpadł na pomysł realizowania słów: „dajcie im dużo, ale niech zapłacą mało" sprawił, że Octavia stała się najbardziej praktycznym autem w gamie. Dlaczego? Bo jeśli chodzi o bagażnik, to patrzy na rodzeństwo z góry i ma z nich niezły ubaw. Nie dość, że jest duży, bo liczy 528l, to jeszcze dostęp do niego jest idealny – w przeciwieństwie np. do Bory, Skoda jest liftbackiem. Ponadto po złożeniu dzielonej kanapy można w nim przewieźć młodego nosorożca – 1330l cieszy. Wnętrze auta ma dwie strony medalu – jedna wersja kokpitu wygląda dziwnie i jest tandetna. Można ją znaleźć w autach z początku produkcji. Później do władzy w zarządzie dopchał się ktoś pozytywnie nastawiony do życia i namówił resztę, żeby wykańczali deskę rozdzielczą na poziomie Golfa IV – dzięki temu materiały stały się lepsze, a projekt nowocześniejszy. Niestety wraz z zaletami, Octavia przejęła od Golfa wady – najczęściej wykończenie jest czarne, dlatego przed wejściem do auta warto zaopatrzyć się w pigułki antydepresyjne. Do tego jej dolna część oraz konsola centralna są wykonane z nędznego plastiku. Za to wszystko w gruncie rzeczy wygląda porządnie i jest intuicyjne, no może za wyjątkiem przycisku otwierającego wlew paliwa – znajduje się na konsoli centralnej.
Zegary są czytelne i nudne, czyli pasują do auta. Po liftingu producent wprowadził do nich pierwiastek szaleństwa i nadał im delikatny posmak retro. W takim aucie to prawdziwa rewolucja, ale trafiona, bo całość wygląda lepiej. Skoda ostatnio słynie z ciekawych pomysłów. W tym modelu producent dopiero się rozkręcał, ale cieszą takie dodatki jak mały daszek przeciwsłoneczny nad lusterkiem wewnętrznym, kieszenie w tylnych drzwiach i siatki w bagażniku. To, że Octavia ma tą samą płytę podłogową, co kompaktowe Audi i Volkswagen jest zaletą w oczach jej potencjalnych, racjonalnych klientów w kraciastych marynarkach. Niestety wraz z nią odziedziczyła dużą wadę – mało miejsca z tyłu. Nie ma go ani na nogi, ani na głowę, bo linia dachu opada ku tyłowi. Precyzyjniej mówiąc – nie będzie go dla wyższych osób, ci mniejsi jeszcze się na kanapie odnajdą i w razie czego powinni wytrzymać podróż z Zamościa do Szczecina. Jest jeszcze coś – Skoda, podobnie jak Volkswagen, każe sobie dopłacać za różne, dziwne rzeczy. Testowy egzemplarz był nieźle wyposażony, miał nawet wszystkie szyby elektryczne, ale radia niestety już nie. Zwykle na rynku wtórnym są auta z lukami w wyposażeniu elektrycznym, choć zdarza się nawet, że zamiast zamka schowku pasażera jest zaślepka. Może o czymś nie wiem, ale najwyraźniej jego mechanizmy zrobione są ze złota, skoro Skoda każe za niego płacić.
Octavia osiągnęła sukces dzięki przemyślanej technice Golfa IV, ale nie zaszłaby tak daleko gdyby nie cena. Teraz na rynku wtórnym jej oferta jest ogromna i większość osób tym bardziej może sobie na nią pozwolić. Jeśli wasze podejście do aut jest czysto praktyczne, to Skoda będzie jednym z lepszych wyborów. Jest trwała, nudna i szczególnie z dieslem pod maską oszczędna. Jeśli jednak nie kupujecie auta dla siebie, tylko dla ludzi chodzących po ulicy, to szukajcie co najmniej droższego Golfa IV – większość otaczających was osób będzie nim bardziej zachwycona. Tylko po co to robić, skoro te auta to praktycznie to samo?
Niniejszy artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy TopCar, która użyczyła auto ze swojej aktualnej oferty do testu i sesji zdjęciowej
http://topcarwroclaw.otomoto.pl
ul. Królewiecka 70
54-117 Wrocław
e-mail: top-car@neo.pl
tel: 71 799 85 00