Scenic I - uwierzyć w stereotypy?
Niektórzy uważają, że wszystko, co zaczyna się na literę "F" na ziemię zesłał szatan, choćby Fiata, Forda, czy auta francuskie. No i Facebooka oczywiście. Tymczasem są też ludzie, którzy znaleźli w słowniku słowo "stereotyp", na Facebooku w postach opisują nawet wizytę w toalecie, autami francuskimi jeździ cała ich rodzina, a w domu hodują czarnego kota, który codziennie przebiega im przez drogę i potrafi mówić. Teraz od razu nasuwa się pytanie - która grupa ludzi ma rację?
No cóż, czarne koty z reguły nie potrafią mówić, więc ta druga grupa może się mylić, bo prawdopodobnie nie istnieje. Jednak z drugiej strony można przecież trzymać się faktów – jaki jest jeden z najpopularniejszych, francuskich samochodów? Scenic. Ba – to nawet najpopularniejszy minibus, jaki powstał w ostatnim czasie. Tylko co takiego zrobiło Renault, że konstrukcja odniosła tak duży sukces? Szczerze mówiąc nic. Miało w ofercie kompaktowe Megane, pomysłowego Francuza za biurkiem i parę zbędnych blach w fabryce. Po zmieszaniu ze sobą tych trzech składników w 1996 roku powstało Renault Megane Scenic. Wysokość sprzedaży zdziwiła chyba samych marketingowców, bo ludzie rzucili się na ten samochód jak po farby do włosów przed sylwestrem. W 1999 roku auto przeszło lifting i stało się odrębnym modelem z własną ścieżką kariery, jeżeli tak można o tym powiedzieć. Z nazwy wypadł wyraz „Megane”, a konstrukcja była produkowana jeszcze do 2003 roku. Potem przyszedł czas na następcę. No dobrze, tylko co takiego wyjątkowego jest w tym aucie?
Przede wszystkim praktyczność. I najlepiej wyobrazić sobie taką scenkę, żeby wszystko sobie dokładniej zwizualizować. Renault Scenic wjeżdża do rynku jakiegoś niewielkiego miasta, 5-metrowe mercedesy zdzierają sobie zderzaki, bo nie mogą nigdzie zaparować, a Scenic zmieścił się w zatoczce, w której przed chwilą gryzły się dwa wielbłądy. Bo scenka rozgrywa się w Egipcie, żeby było ciekawiej. Chwilę potem otwierają się wszystkie drzwi, z których z uśmiechem wyskakują rodzice, trójka dzieci i cztery Rottweilery. Na koniec wszyscy wyciągają z bagażnika pięć walizek, każdy po jednej, i idą na zakupy do afrykańskiego odpowiednika Super Samu. Czyli na targ, w którym panuje 70 stopni Celsjusza. I dokładnie taka była wizja tego auta – dostać dużo w małym nadwoziu. Cóż - udało się.
Z zewnątrz Scenic to nic nadzwyczajnego – nadmuchane Megane. W środku też nie ma dużych zmian, ale te, które już mają miejsce naprawdę czuć. Jak się siedzi w tym samochodzie? Dziwnie. Tak pewnie pomyśli większość, która przesiądzie się tu ze zwykłych „osobówek”. Kierownica jest pochylona jak w autobusie, fotel nawet maksymalnie opuszczony sprawia takie wrażenie, jakby siedziało się na szczycie Mount Blanc, a z pozycji kierowcy widać wszystko, włącznie z tym, co znajduje się za równikiem. Do tego kabina jest zaskakująco obszerna. Z tyłu nie ma normalnej kanapy – jej miejsce zastąpiły trzy fotele, które można składać i przesuwać. Trójka dorosłych poczuje się na nich jak w celi, ale za to taka sama ilość dzieci będzie przeszczęśliwa. Do tego podłoga jest płaska i pomimo tego, że z tyłu siedzi się wyżej niż z przodu, to nie brakuje specjalnie miejsca ani na nogi, ani na głowę. Cieszy też duża liczba schowków, bo są praktycznie wszędzie – pod podłogą, pod siedzeniem, w drzwiach, na podszybiu... zupełnie jak w domu. Potem aż nie można niczego znaleźć. Jednak jest też druga strona medalu.
Wnętrze jest całkiem przyjemne dla oka, ale zarazem wręcz krzyczy, że zostało stworzone po godzinach przez chińskich niewolników. Szczególnie plastiki w dolnej części kokpitu dają się tak łatwo zarysować, że można nawet zostawiać na nich notatki rodzinie. Podobna kwestia dotyczy bagażnika. Ma 410l, czyli nie jest tak źle. Do tego można go powiększyć do 1800l po złożeniu oparć siedzeń – podłoga jest płaska, dlatego bardzo łatwo jest tą przestrzeń wykorzystać. Jednak wystarczy przejechać parę razy w te i we w te z kuchenką w kufrze, żeby już nigdy nie otworzyć go przy znajomych ze wstydu – materiały bardzo łatwo się rysują. Poza tym kabina nie jest jakoś nadzwyczajnie dobrze wyciszona. Silniki wysokoprężne starają się „przekrzyczeć” radio, a przy zamkniętych drzwiach i odrobinie szczęścia w porywach można nawet usłyszeć jak sąsiedzi wyzywają się na ulicy. Jednak cały czas niewyjaśniona jest jedna kwestia – czy Scenic się psuje?
Tak, bo jest samochodem. W takim razie czy psuje się często? Wiele zależy od egzemplarza, ale gdyby kierować się statystyką, to jest gorzej niż przeciętnie. Na szczęście pierwsza generacja nie jest skomplikowana jak komputery NASA, w przeciwieństwie do współczesnej wersji, dlatego też psują się zwykle uciążliwie drobiazgi. Elementy gumowo-metalowe zawieszenia szybko się wybijają, a mocowaniem tylnymi amortyzatorami zajmowały się chyba dzieci prezesa Renault, bo nie chciał im kupić klocków – są źle wykonane i całość się urywa. Poza tym czasem szwankuje EGR, pompa paliwa, alternator... na szczęście zdecydowana większość usterek nie kończy się przymusowym postojem, dlatego można je jakoś zgryźć. A co jest pod maską?
Częstym gościem są diesle. 1.9l ma wiele wariantów mocy i różne rozwiązania konstrukcyjne. Najsłabsza odmiana dysponuje 64KM, wynalazł ją Fred Flinston i świetnie radzi sobie z autem do prędkości 20km/h. Najmocniejsza to już 102KM, bezpośredni wtrysk paliwa i Common Rail. To dobry silnik, nawet turbiny są w nim dość trwałe, bo nie mają jeszcze zmiennej geometrii łopatek. Jednostki benzynowe są bardziej niezawodne i jest ich więcej, ale nie ma nic za darmo – sporo palą. Najmniejszy motor ma 1.4l i 75-95KM. Większe to już 1.6l 75-107KM, 1.8l 116KM i największy – 2.0l 114-140KM. Wersje 140-konną ciężko spotkać na rynku wtórnym, ale jeśli zależy wam na osiągach to warto jej poszukać – samochód z tym silnikiem pod maską jeździ całkiem nieźle. Część motorów benzynowych ma zmienne fazy rozrządu, dlatego po pierwsze – trzeba wchodzić na obroty, żeby wycisnąć z nich wszystkie możliwości. Po drugie – układ zmiennych faz rozrządu czasem się psuje, a szczególnie w wariancie 140-konnym nie jest zbyt tani w naprawie.
Czy faktycznie trzeba się bać Scenica, bo jest autem francuskim? Fakt, nie jest idealny, ale dzięki temu, że jego budowa jest prosta, to dość łatwo można w nim ogarnąć ewentualne problemy. W takim razie czy to oznacza, że wyznawcy Facebooka, którzy hodują w domu gadające koty mają rację? Cóż – tak naprawdę każdy ma własne zdanie, ale ci, którzy w stereotypy nie wierzą kupią ten samochód.
Niniejszy artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy TopCar, która użyczyła auto ze swojej aktualnej oferty do testu i sesji zdjęciowej
http://topcarwroclaw.otomoto.pl/
ul. Królewiecka 70
54-117 Wrocław
e-mail: top-car@neo.pl
tel: 71 799 85 00