Renault Scenic II
W Polsce królują stereotypy, dlatego sporo osób dostaje epilepsji już na samą myśl o tym, że mogłoby kupić francuski samochód. Tymczasem niewielu wie, że Renault jest jednym z głównych graczy w klasie minivanów, bo samo ją stworzyło. Teraz ma jednak znacznie trudniejsze zadanie - musi pokazać, że faktycznie jest w tym świetne.
Pamiętacie pierwsze Renault Espace? Sztywna rama, nadwozie z plastiku i mnóstwo przestrzeni w kabinie – to było coś. Pomysł był na tyle dobry, że wkrótce potem inne firmy zaczęły go kopiować, a Espace doczekało się kolejnych generacji. Miało jednak jedną wadę – było dużym autem rodzinnym, ale jego cena zmuszała do pozostawienia dzieci w zastaw w salonie. I wtedy pojawił się następny pomysł – a gdyby tak zbudować coś mniejszego? W 1996 roku Francuzi wzięli pod lupę zgrabny kompakt, Megane, powymieniali parę blach w nadwoziu, dorzucili do wnętrza trochę praktycznych rozwiązań i stworzyli kolejny przebój – Scenic. Sami nie byli chyba do końca świadomi, że przerośnięte auto segmentu C spędzi sen z powiek u tak dużej liczby osób.
Trzeba przyznać, że eksperymenty i te nieśmiałe pragnienie sukcesu wychodzi Renault na dobre. Do kolejnych generacji swoich modeli producent nawrzucał tyle elektroniki, że zabawki japońskich nastolatków mają się do nich jak kosa do kombajnu. Do tego całość upakował w stylistykę rodem z filmów George’a Lucas’a i z zamkniętymi oczami czekał na reakcję społeczeństwa. Fakt – z modelem Avantime trochę przesadził, ale cała reszta – po prostu udało się! Scenic II to typowa twarz Renault z tamtego okresu. Wyglądał szałowo, a pod metalową skorupką woził pełno złączek, układów scalonych i innych, dziwnie brzmiących nazw. Odpowiadały głównie za szpanerskie gadżety oraz bardzo rozbudowany system bezpieczeństwa – swojego czasu producent obwieszczał nawet całemu światu z radością, że według Euro NCAP ma jedne z najbezpieczniejszych aut na rynku. Elektronika rządzi się jednak jednym, powszechnie znanym prawem – cieszy, jeśli działa. Z tym jest akurat różnie, dlatego może być źródłem irytujących problemów. Przede wszystkim, jeśli macie na oku używany egzemplarz Scenic II, to w pierwszej kolejności zajrzyjcie na stację diagnostyczną. Egzemplarze po wypadkach zostawcie frajerom - mnóstwo mechaników na szybko naprawia auta śrubokrętem i młotkiem byle tylko je sprzedać, dlatego skomplikowana elektronika może szwankować. Czasem zdarzają się awarie czujników systemu handsfree lub samej karty, ale u nas najbardziej podatne na uszkodzenia jest zawieszenie. Swoją drogą – resoruje jak wózek dziecięcy. Do szybkiej jazdy się nie nadaje, ale już w długie podróże jak najbardziej tak, bo komfort, jaki proponuje jest odprężający. Psują się w nim najczęściej łączniki stabilizatora i sworznie wahaczy. Poza tym bywają również problemy z łożyskami kolumn resorujących i końcówkami drążków kierowniczych. Wady wadami, ale gdyby tak spojrzeć na auto od strony użytkowej? I tu się zaczyna dziać.
Renault samo utworzyło ten segment i to widać. Konkurencja spod znaku Forda, czy Citroena podobnej generacji wydaje się być przy nim po prostu niedorozwinięta. Scenic bije ich na głowę praktycznością – gdzie nie spojrzeć, to producent wcisnął jakiś schowek. Na drzwiach? To akurat standard. W podłodze? Jest. A pod fotelem? Też jest. Oprócz tego jeszcze na konsoli i mały po lewej stronie wyświetlacza, ale z tego akurat wszystko wypada. Właśnie – wyświetlacz to też ciekawy temat. Jest umieszczony centralnie na podszybiu i stanowi jeden z ważniejszych akcentów HiTech wnętrza. Podaje wszystkie możliwe informacje – prędkość, głębokie przemyślenia komputera pokładowego na temat zużycia paliwa w aucie, a nawet kilka drobnych rad dla kierowcy, żeby umiał to auto w ogóle „odpalić" po umieszczeniu karty w czytniku. Wbrew pozorom jest czytelny, ale trzeba się przyzwyczaić do jego centralnego umieszczenia. Co do samej jazdy i prowadzenia – auto jest komfortowe i nawet nie próbuje sugerować, że jest inaczej. Fotele mają kiepskie trzymanie boczne, a zawieszenie doznaje szoku za każdym razem, gdy przyjdzie mu się zmierzyć z jakimś bardziej wyszukanym manewrem. I o to chodzi – to auto jest po prostu wygodne. Do tego pomysłowość wnętrza dodatkowo umila podróż – zamiast tylnej kanapy są 3, niezależne i regulowane fotele, a ten środkowy można nawet złożyć i zrobić sobie z niego duży podłokietnik lub stolik. Na marginesie – szkoda, że podłokietnik pomiędzy przednimi fotelami był za dopłatą. Dodatkowo cieszą jeszcze miłe gadżety - do oparć pierwszego rzędu producent przykręcił tacki w samolotowym stylu, popielniczka jest wyjmowana i zwalnia miejsce na kubek, a podłoga jest płaska i można na niej grać w golfa. Do całości dochodzi jeszcze sporo przestrzeni w aucie, a jeśli szukacie jej jeszcze więcej, to jest też przedłużona wersja Grand. Co do bagażnika – jest większy niż mogłoby się to wydawać patrząc na auto z zewnątrz. Do tego wszystkie tylne fotele można złożyć w dwóch ruchach bez pomocy Mc Gyver’a, co jeszcze bardziej go powiększa. Mało tego – jeżeli zamiast kilku kuchenek mikrofalowych zamierzacie przewieść coś w rodzaju belki stropowej dachu, to i na to znajdzie się rozwiązanie – oparcie przedniego, prawego fotela jest składane, dzięki czemu można przewieźć naprawdę długie przedmioty.
Pod maską auta nie widać nic – jest bardzo ciasno. A jaki motor najlepiej wybrać do tego rodzinnego wozu? To zależy, czego od niego oczekujecie. Silniki benzynowe są mniej problematyczne, ale oczywiście więcej palą. Charakter rodzinnego wozidełka zagwarantuje podstawowy 1.4l o mocy 98KM. Po prostu ciągnie auto do przodu – w górach i nie daj boże załadowany pasażerami oraz walczący z klimatyzacją może być dla niektórych męczący. Osiągi na poziomie przeciętnego auta kompaktowego jest w stanie zapewnić 1.6-litrowy silnik o mocy 115KM, który rozkręca się w wyższych partiach obrotów, a coś, co podchodzi pod dreszczyk emocji – 2.0l szczególnie w wersji doładowanej, osiągającej 163KM. Diesle miewają problemy z układem zasilania, tradycyjnie wrażliwe są na jakość paliwa, ale za to pracują dość cicho i gdy nie męczy się ich pedałem „gazu", to śmiało można stwierdzić, że są oszczędne. Rekordzista to motor 1.5dCi o mocach 80-105KM. Nie jest ani dynamiczny, ani paliwożerny, czyli do rodzinnego charakteru auta i długich wypraw pasuje idealnie. Trochę więcej emocji jest w stanie tchnąć w Scenica jednostka o pojemności 1.9l. Można ją dostać o mocach w granicach 100-130KM, ale jeśli interesuje was naprawdę dynamiczny wariant, to zostaje tylko flagowy, 2-litrowy motor o mocy 150KM.
Boicie się francuskich aut - to omińcie Scenica II. Jednak szybko może się okazać, że tak naprawdę ciężko będzie znaleźć na rynku auto, które w podobny sposób łączy tak dużą praktyczność, bezpieczeństwo i technikę, a do tego nie wygląda jak wagon kolejowy. Nazwa „Renault" może dla niektórych brzmi groźnie, ale producent udowodnił, że nadal jest świetny w produkcji tego typu aut. Jest tylko jeden warunek przyjemnej eksploatacji – wóz musi być zadbany, bo nie jest odporny na złe traktowanie.
Niniejszy artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy TopCar, która użyczyła auto ze swojej aktualnej oferty do testu i sesji zdjęciowej
http://topcarwroclaw.otomoto.pl
ul. Królewiecka 70
54-117 Wrocław
e-mail: top-car@neo.pl
tel: 71 799 85 00