Renault Clio III
Klio to jedna z dziewięciu muz w greckiej mitologii. Była córką Zeusa i mała trochę sióstr. Jednak teraz słowo "clio" przeważnie kojarzy się z jednym z modeli Renault. Muzy zwykle onieśmielają swoją urodą i mniej więcej podobnie jest w przypadku tego samochodu. To auto jest ładne. Jednak czy to wystarczy, by było godne zainteresowania jako dobry samochód z drugiej ręki?
Clio III jest produkowane od 2005 roku, więc jest świeżym modelem. A to oznacza, że może być łakomym kąskiem w roli wozu używanego, bo w końcu można je taniej kupić i być „na topie". Problem w tym, że jakiś czas temu koncern Renault miał ciekawy okres w swoim życiu. Wyprodukował auta, które zaczęły potem wracać do serwisu z powodu dziwnych awarii. Na tyle dziwnych, że niektóre ASO nie bardzo wiedziały jak nad nimi zapanować. Wpadki czasem się zdarzają, ale tu było niestety inaczej - bliżej było raczej do zagłady niż zwykłej wpadki. Producent wiedział, że stracił trochę klientów, więc zapowiedział, że nastał w Renault wyjątkowy okres. Okres poprawy jakości ich wozów. Jak się później okazało nie poszło tak dobrze, jak miało być, ale mimo to Clio III jest jednym z nielicznych aut z pierwszego rzutu, które sprostały temu zadaniu. I to całkiem dobrze.
Ta generacja jest młodym autem, dlatego póki co ciężko mówić o częstych awariach. Zawieszenie jest dość trwałe, jego budowa prosta, a ewentualne naprawy łatwe. Zwykle problemy sprawiają elementy elektryczne w tym niestety również te, które wpływają na bezpieczeństwo: ABS, poduszki powietrzne, ESP. Jednak spokojnie – swojego czasu Clio III zostało uznane za najmniej awaryjną konstrukcję w swojej klasie, wyprzedzając nawet taką „szychę" jak Toyota Yaris. Oczywiście jeśli ufać tego typu statystykom. Trzecia generacja nadal jest produkowana, tylko że w 2009 roku dopchał się do niej inny wizjoner i zastosował dość dużą „operację plastyczną", która upodobniła auto do innych model marki.
Obecnie panuje taka moda, że auta rosną. I to bardzo, bo teraz samochody miejskie gabarytowo są tak duże, jak pierwsze kompakty. W Clio jest dokładnie tak samo, a większy samochód oznacza większą masę. Małe Renault przytyło grubo ponad 100kg dlatego ci, którzy znają silniki z poprzedniej generacji i byli nimi zachwyceni, mogą się teraz rozczarować. Jeśli chodzi o jednostki benzynowe, to tu ofertę otwiera batalia silnika 1.2l o wielkim rozrzucie mocy – od 65 do 101KM. Ten motor ma również to do siebie, że najłatwiej znaleźć go na rynku wtórnym. Śmiało można powiedzieć, że jest całkiem oszczędny, ale w najsłabszych wariantach może okazać się niewystarczający. Przynajmniej nie na trasie, bo w turlaniu auta od skrzyżowania do skrzyżowania poradzi sobie idealnie. Zrywne są tak naprawdę dopiero jednostki o mocy około 100KM. Znajdzie się oczywiście i 1.2l, który spełnia te kryterium, ale posiada jeden haczyk – turbosprężarkę. Ten mały gadżet zapewnia autu wielki jak na tak małą pojemność moment obrotowy, ale jak powszechnie wiadomo – turbosprężarki prędzej czy później lubią się psuć. I nie są tanie w naprawie. Prostszą konstrukcję i podobną moc mają silniki 1.4 i 1.6l, jednak żeby nie było idealnie – więcej palą. Do tego ten większy ma zmienne fazy rozrządu i może nie spodobać się osobom, które myślą, że jak silnik pracuje na wysokich obrotach, to kierowca łamie wszystkie możliwe przepisy. Ta jednostka po prostu je lubi i właśnie wtedy dociera do niej fakt, że wcale nie jest taka słaba. Typowych niedomagań wersji benzynowych nie ma wiele. Zdarzają się awarie rozrusznika, oraz częściej zabrudzenia przepustnicy, uszkodzenia cewki zapłonowej, czy sondy lambda. Na szczęście 1000zł z reguły spokojnie wystarcza na ich usunięcie, a nawet zostanie z tej kwoty jeszcze większa sumka na paliwo. Z dieslami jest już trochę inaczej. Wszystkie są doładowane, bo bez tego dodatku nadawałyby się tylko do generowania prądu dla żarówki w kurniku. Przez to eksploatacja turbosprężarki może być problematyczna, a że to diesel – to również układ common rail nie we wszystkich egzemplarzach będzie szczytem niezawodności. Zdarza się, że „pada" układ wtryskowy oraz pompa ciśnienia. Poza tym zapycha się zawór recyrkulacji spalin i silnik się dusi. Z wyjątkiem tego ostatniego, takie naprawy będą kosztować już dość dużo i na paliwo niestety nie zostanie. Co do samego motoru wysokoprężnego – tu jest dostępny tylko jeden o pojemności 1.5l, ale ma sporo wariantów mocy. 68-konny jest dość zrywny przy niskich prędkościach, choć nim dotrze do „setki", to kierowca pewnie zaśnie wraz z pasażerami, 86-konny już wystarcza do normalnej jazdy, a 106-konny – do nerwowej. Inne cechy 1.5 dCi? Jak to w małych autach – trochę drży, mógłby być cichszy i mało pali.
Jak powszechnie wiadomo, lub nie wiadomo, Renault współpracuje z Nissanem, dlatego płytę podłogową Clio III można znaleźć też w modelach Micra i Note. Czy to dobrze? Może i tak, bo nie jest taka zła. Ilość miejsca z tyłu znacznie się poprawiła i jest porównywalna do tej u konkurentów takich jak VW Polo czy Ford Fiesta. To jednak nie znaczy, że można tam biegać – to nadal tylko wóz miejski. Bagażnik też jest całkiem niezły – ma 288l i niestety wysoką krawędź załadunku. Nie każdy jest świadomy, że oprócz hatchbacka, można też znaleźć wersję kombi, a ta ma już 439-litrowy kufer. Renault w ostatnim czasie ma fioła na punkcie bezpieczeństwa, dlatego nawet małe Clio dostało maksymalną notę pięciu gwiazdek w testach Euro NCAP, co oznacza, że albo jest dobre w zdawaniu życiowych egzaminów jak niektórzy ludzie, albo faktycznie można mu zaufać w tych mniej przyjemnych chwilach. W podstawowej wersji są już zamontowane 4 poduszki powietrzne. To chyba w ramach rekompensaty za brak dzielonego oparcia kanapy. Testowy egzemplarz jest jednak z wyższej półki, dzięki czemu oprócz tego, że nieźle wygląda, to jeszcze sprawia świetne wrażenie wewnątrz. Fakt, wnętrze ma na tyle ponure, że osoby o słabych nerwach mogą w nim wpaść w depresję, ale deskę rozdzielczą wykończono bardzo przyjemnym i miękkim materiałem, któremu Renault nadało nawet nazwę – slush. Fotel kierowcy jest wygodny i można go nisko ustawić, by poczuć dreszczyk sportu. Oczywiście nie w podstawowej wersji, bo w niej nie jest regulowany. Za kierownicą - zegary ze stylizowanymi akcentami oraz dźwigienki wycieraczek i kierunkowskazów, które są dość nietypowe – krótkie i grube. W niektórych wersjach w pobliżu tej sterującej wycieraczkami można też znaleźć panel z przyciskami do radia. Wszelkie dodatki stylistyczne to tak naprawdę tylko tandetny plastik, ale z drugiej strony co z tego – wygląda dobrze, szczególnie na żywo.
Francuzka finezja może i nie równa się włoskiej, ale w roli motoryzacyjnego wcielenia greckiej muzy, Clio III wypada całkiem nieźle. Niestety wygląd może być złudny – gdyby było inaczej, to nie istniałyby rozwody. Małe Renault może pokazać jednak coś więcej, do tego na rynku wtórnym jest tańsze od klasowych rywali i wbrew obiegowej opinii o producencie - trwałe. To po prostu udane auto, które niedługo zamiast z grecką muzą będzie kojarzone z nauką jazdy – bo sporo ich jeździ z „L-ką" na dachu".
Niniejszy artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy TopCar, która użyczyła auto ze swojej aktualnej oferty do testu i sesji zdjęciowej
http://topcarwroclaw.otomoto.pl
ul. Królewiecka 70
54-117 Wrocław
e-mail: top-car@neo.pl
tel: 71 799 85 00