Mitsubishi Lancer VIII
Niektóre marki są ściśle z czymś związane. Większość ludzi, którzy oglądają od czasu do czasu rajdy samochodowe, na pytanie: "z jakim autem kojarzy ci się pilot rzucający rajdowym slangiem i kierowca, który ze stoickim spokojem lawiruje polną ścieżką pomiędzy drzewami" odpowie - z Mitsubishi oraz Subaru. I słusznie, te auta zna chyba każdy. Jednak już nie każdy kojarzy Lancera w wersji rodzinnej.
Mitsubishi ma za sobą kawał historii. Sam fakt, że ten egzemplarz jest już VIII generacją modelu daje do myślenia. Przez te wszystkie lata producentowi udało się wypracować sobie opinię koncernu produkującego niezawodne auta, który ładuje oszczędności w rajdy i targa się za włosy z Subaru. A tak naprawdę samochody to tylko jedna z nielicznych rzeczy, którymi się zajmuje. Można kupić cywilną wersję sportowego Lancera Evolution z nawet 400KM pod maską, ale to nie on jest rodzinnym wydaniem rajdówki – ten jest dla szaleńców, którzy minęli się z powołaniem do sportu. Jest jeszcze jedno auto – zupełnie inne stylistycznie, spokojne, stonowane – przez niektórych uważane nawet za nudne. Pewnie właśnie przez swój nieokreślony charakter nie zdobyło popularności, ale i tak zachowuje wszystkie cechy dobrych, japońskich samochodów.
Zarząd Lancera nawet nie myślał o tym, że wóz mógłby być wytwarzany w kraju innym niż Japonia. Obecnie coraz więcej sedanów oddaje się w ręce Turków, którzy na myśl produkowania każdego, czterodrzwiowego auta po prostu „odlatują". Nie wiem, co mają w sobie Japończycy, ale faktycznie potrafią składać auta na bardzo wysokim poziomie, co ma odzwierciedlenie w rankingach niezawodności. Lancer nie jest problematycznym samochodem i ciężko nawet znaleźć jakieś często powtarzające się usterki. Czasem do wymiany kwalifikują się łączniki stabilizatora, bo nie radzą sobie ze rdzą. Trochę częściej zdarzają się wycieki płynu chłodzącego z okolic pompy wody w motorze 1.6l, ale i tak większość właścicieli Lancera pewnie nawet nie wie, że miało taką usterkę w swoim aucie – zwykle cichaczem była usuwana przez Mitsubishi przy okazji przeglądów, czy innych napraw. Poza tym bywa, że szczególnie tylne zawieszenie skrzypi – winowajcą są tuleje, jednak to już są szczegóły. Poważniejsze awarie po prostu nie występują.
Co z samą jazdą? W czasach VIII generacji, Mitsubishi nie było specjalnie zainteresowane dieslami, dlatego w ofercie znalazła się tylko nieduża gromadka szesnastozaworowych motorów benzynowych. Spośród 1.3l, 1.6l, 2.0l i 2.4l najczęściej wybierane były 1.6l 98KM oraz 2.0l 136KM – i słusznie. Ten mniejszy idealnie sprawdzi się w rękach spokojniejszych kierowców. Sprint do setki trwa niecałe 12 sekund, a sam silnik jest dość oszczędny i cichy, oczywiście jeśli nikt nie zacznie wciskać pedału „gazu" w podłogę na autostradzie i muskać wskazówką obrotomierza po czerwonym polu – choć ta jednostka faktycznie potrafi to robić całkiem nieźle. Jest jednak coś, co warto podkreślić – to wszystko przy niedużym, 1.6-litrowym motorze. Niby ma 16 zaworów, ale naprawdę całkiem nieźle zbiera się przy niższych obrotach, co jest dość rzadkie w tego typu konstrukcjach. Dodatkowo skrzynię synchronizował jakiś łebski facet, bo jej przełożenia pozwalają wycisnąć z silnika to, do czego faktycznie jest zdolny. Inna sprawa, że zdarzają się „chrupnięca" szczególnie drugiego biegu, ale to i tak nie jest uciążliwe. Lewarek pracuje delikatnie, ma krótki skok i naprawdę może zachwycić. Nic nie zmieni jednak faktu, że to tylko 100KM. Dla tych, co idą tym tokiem myślenia powstał większy 2.0l 136KM. Stosunek mocy do pojemności mówi, że pracował nad nim Neandertalczyk, ale co z tego – Lancer jest niedużym i lekkim autem kompaktowym, a to oznacza, że takie parametry większości wystarczą. Od 2000 obr./min. można już liczyć na zaczątek zapału do pracy, ale prawdziwa zabawa zaczyna się dopiero powyżej 4000 obr./min. i jak to u japończyków bywa – szybko się nie kończy. Zawieszenie zachowuje komfort, ale tylko w słabszych wersjach. Dzięki takiemu zestrojeniu przód ma lekkie tendencje do uciekania, a nadwozie do wychylania się, choć wóz i tak prowadzi się pewnie. Auta z 2-litrowym motorem mają wyraźnie twardsze resorowanie – pasażerowie nie będą tym zachwyceni, w przeciwieństwie do kierowcy, bo taki samochód jeździ lepiej.
Często jest tak, że jak już ktoś kojarzy Lancera w rodzinnym wydaniu, to nie wie o nim szczegółu, który często może być dobrą kartą przetargową podczas zakupu – obok wersji sedan było produkowane również kombi. Co prawda bardziej pasuje do niego rola lifestylowego wozidełka niż rodzinnej ciężarówki, ale warto wziąć go pod uwagę podczas poszukiwań tego typu auta. Ma wszystkie zalety sedana przyprawione bagażnikiem, który można załadować po sam dach. Właśnie – co do sedana. Już na oko widać, że jest dość świeżym autem, do tego wersja z 2-litrowym motorem wyraźnie różni się od słabszych braci. Ma inne alufelgi, trochę odpustowe, ale modne wśród tunerów lampy tylne w stylu Lexusa i ogromny spoiler na klapie, który podczas cofania zasłania pół świata. To wszystko niby jest szałowe, ale autu brakuje „jaj". To zupełnie tak, jakby wybudować na jakimś pustkowiu kurną chatkę, w rozkopanym ogródku postawić stroboskopy, a we wszystkich drzwiach zamontować złote klamki. Nie o to w tym wszystkim chodzi. Za to wnętrze ma zupełnie inny styl, niż te w niemieckich autach. Swoimi pogrzebowymi barwami śmiało może konkurować z Volkswagenem, ale pod każdym innym względem jest już indywidualistą. Co ważne – na plus. W Lancerze siedzi się dość nisko, a konsola nie jest obładowana milionem przycisków jak współczesne lodówki nowego typu. Jest czytelna, wszystko ma pod ręką, a ponadto każda wersja wozu jest nieźle wyposażona – także w tak pożądaną ostatnio klimatyzację. Lancer z 2-litrowym motorem ma dodatkowo zamontowaną sportową kierownicę Momo w miejscu tradycyjnej. Może i wygląda trochę „kiczowato", ale świetnie spełnia swoją rolę w przeciwieństwie to tej standardowej, która jest trochę za duża i za „plastikowa". Co do reszty - boczne lusterka mają sporą powierzchnię, zegary są czytelne, a dźwignia zmiany biegów wręcz namawia do współpracy. Do tego wóz automatycznie blokuje wszystkie drzwi po zapaleniu silnika, a to miły i bezpieczny dodatek. Tylko ten podłokietnik centralny... ma co prawda dwa schowki w swoim wnętrzu, których w całym aucie nie ma za wiele, ale jest za krótki. Jeśli chodzi o możliwości przewozowe – z tyłu nie ma za dużo miejsca, ale to nie znaczy, że nikt się tam nie zmieści. Oparcie kanapy zostało wyposażone w trzeci zagłówek, ale lepiej nie upychać na niej takiej gromadki pasażerów, a owy zagłówek schować do bagażnika – przeszkadza przy cofaniu. Wysokim osobom może zabraknąć trochę miejsca nad głową, ale i tak nie powinni narzekać. Przynajmniej do pewnego momentu podczas podróży. Co do bagażnika – ten niestety odziedziczył po japońskich przodkach trzy popularne wady: z zewnątrz można go otworzyć tylko kluczykiem, zawiasy klapy wnikają do jego wnętrza, a nadkola są duże i nieforemne. To jednak nie znaczy, że jest bezużyteczny – zmieści się w nim człowiek, a przeciętnej rodzince na wczasy w zupełności wystarczy.
Czemu ta generacja Lancera się u nas nie przyjęła? Może dlatego, że nazwa „Mitsubishi" brzmi w dalszym ciągu dla wielu Polaków tak obco, jak teksty większości amerykańskich piosenek popowych. Teraz za rozsądną cenę można kupić dobrze wyposażone oraz trwałe auto z drugiej ręki – do tego o korzeniach w sporcie. Choć trochę rozczarowuje fakt, że zamiast na fundamentach, producent skupił się na szczegółach, to cała propozycja jest wyjątkowo kusząca i warto jej ulec.
Niniejszy artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy TopCar, która użyczyła auto ze swojej aktualnej oferty do testu i sesji zdjęciowej
http://topcarwroclaw.otomoto.pl
ul. Królewiecka 70
54-117 Wrocław
e-mail: top-car@neo.pl
tel: 71 799 85 00