Mercedes W124 - samochód, czy czołg?
Ludzi kocha się dlatego, że sprawiają radość, można na nich polegać i stają się bliscy. A rzeczy? Głównie dlatego, że się nie psują i przywołują miłe wspomnienia. Ponad 20 lat temu Mercedes postanowił dokonać niemożliwego i skrzyżował takie dwa typy miłości w jednym samochodzie. Efekt? Powstało auto, które dla producenta było tak naprawdę nieopłacalne... Jaki jest model W124?
Mercedes W124 miał problem - został następcą W123, który do dzisiaj przemyka przez kraje pustynne z kilku względów - łatwo go naprawić, za bardzo nie ma w nim co się psuć i pojedzie na praktycznie każdym paliwie. Choć temat był ciężki, to plan się udał. Dziś piramidy w Egipcie niszczeją szybciej od W124, a auto stało się symbolem trwałości i... biznesu taksówkarskiego. Jednak, czy dzisiaj dalej jest tak trwały?
Większość aut po ponad 20 latach na drodze wymagałaby już wizyty na szrocie. A limuzyna Mercedesa jeździ dalej, choć warto być świadomym grupy usterek. Diesle wytrzymują ponad pół miliona kilometrów bez remontu, ale obecnie większość przekroczyła już dawno tą wartość i będzie wymagała wizyty u mechanika. Warianty benzynowe również są bardzo trwałe i zazwyczaj mniej wyeksploatowane - w długą podróż wystarczy wrzucić na wszelki wypadek do bagażnika elementy układu zapłonowego, by mieć względną pewność dotarcia do celu. Co poza tym?
Pierwsze egzemplarze zmagały się ze słabym zabezpieczeniem antykorozyjnym i nietrwałym zamocowaniem foteli - producent poprawił jednak obie kwestie. Po tylu latach lepiej jednak nie liczyć na to, że silnik jest szczelny. Wycieki zwykle są jednak drobne, a winowajcami są przeważnie simeringi, uszczelka pod pokrywą zaworów, skrzynia biegów i tylny most. Tak swoją drogą - ten ostatni ma też tendencje do huczenia. Trzeba obawiać się jeszcze czegoś?
Tak naprawdę W124 rzadko zaskakuje czymś nagłym. Elektroniki w nim tyle, co w ładowarce do telefonu, dlatego jedynymi elementami, które czasem zawodzą są przepalone żarówki w reflektorach i desce rozdzielczej, przepływomierz, czy akumulator. Luzy w układzie kierowniczym, problemy z hamulcem postojowym, czy stuki w zawieszeniu nie powinny nikogo dziwić, choć te ostatnie i tak potrafi wytrzymać więcej niż Prometeusz przywiązany do skały. Z kolei lakier ma grubość tynku elewacyjnego, dlatego w połączeniu z niezłym zabezpieczeniem antykorozyjnym w nowszych wersjach skutecznie konserwuje nadwozie. Niestety - większość egzemplarzy i tak rdzewieje, bo przeszły większe lub mniejsze wypadki i zostały naprawione po kosztach. To jednak nie przypadek, że W124 pokochali taksówkarze. Ale, czy trwałość jest jego jedyną zaletą?
To w sumie ciekawe pytanie - czy jest w ogóle sens kupować ten samochód? Jego ceny zaczynają się od kilku tys. złotych a kończą na ponad 10 tysiącach. A przecież coraz bliżej mu do zabytku. Do tego tak naprawdę nie zależą od wieku, a stanu technicznego, dlatego lepiej nie zwracać uwagi na rok produkcji. W takim razie czy zakup tego auta jest szaleństwem? Na początek warto zastanowić się nad tym, czy tym autem da się w ogóle jeździć. A tu można się zdziwić. Pod maską można znaleźć wszystko - od dychawicznego diesla 200D oferującego 70KM, a kończąc na benzynowym monstrum E500 z widlastą ósemką pod maską. Motory mają łańcuch rozrządu, który jest odporny na rozciąganie. Obok wersji 200D często spotykany jest motor 2.5l 90-92KM. W sumie nie jest ani szybki, ani oszczędny, ani cichy, ale zawsze nieco bardziej żwawy od najsłabszego wariantu. Wśród benzynowych okazów wersja 230 nieźle sprawdzi się w codziennej eksploatacji. Również nie oferuje jakiś wyszukanych doznań za kierownicą, ale auto z tym silnikiem dość sprawnie się porusza i nie rujnuje na stacji. Motory można połączyć z ręczną lub automatyczną skrzynią biegów - obie trwałością dorównują niezniszczalnym hamburgerom z McDonalds's, także nie trzeba się ich obawiać. A jak W124 sprawdza się w codziennym życiu?
Auto przeszło dwa faceliftingi - w ostatnim z 1993 roku zmieniło też przy okazji nazwę modelową na Klasę E. Pierwsze warianty były w sumie wyposażone tylko w koła i kierownicę, choć oferowały też przy okazji ogrzewanie dwustrefowe. W nowszych autach można już spotkać klimatyzację, czy "elektrykę" szyb oraz lusterek. Choć auto jest duże i przydałyby się czujniki parkowania, to i tak widoczność zza "kółka" zachwyca, bo nadwozie jest jak szklarnia. Nawet wnętrze pozytywnie zadziwia użytymi materiałami. Projekt jest co prawda finezyjny jak porąbane drzewo, a kolorystyka w podstawowych wersjach monotonna, ale do jakości tworzyw i spasowania ciężko się przyczepić. Nawet wyciszenie w kabinie jest naprawdę niezłe, a przestrzeni nie brakuje ani z przodu, ani z tyłu. Ustawny bagażnik też spisze się na wakacjach, ale to dalej nie wszystko, co oferuje auto.
Wariant sedan i kombi nie są zaskoczeniem, ale na rynku wtórnym można też spotkać coupe i kabriolet z miękkim dachem. To sprawia, że każdy ma szansę znaleźć coś dla siebie. Te wszystkie warianty zgadzają się jednak w jednej kwestii - gumowaty układ kierowniczy, miękkie zawieszenie, wygodne ale płaskie i trochę „tapczanowate” fotele... To nie jest samochód sportowy i nawet nie próbuje taki być. On ma być po prostu wygodny i przyjemny w codziennym użytkowaniu. Przez to zdecydowanie bardziej woli spokojne przemieszczanie się z jednego punktu w drugi - nawet w przypadku mocniejszych wersji.
Mercedes W124 jest jednym z ostatnich przedstawicieli wymarłego "gatunku" aut. Sprawia takie wrażenie, jakby księgowi firmy zostali zamknięci w celach, a najważniejsze było dobro klienta. Dzięki temu każdy wiedział, że dobrze wydał pieniądze i cieszył się z eksploatacji auta. Czemu to się zmieniło? Bo marki w końcu dostrzegły ile zarobią na serwisie. Z samym Mercedesem na czele…
Niniejszy artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy TopCar, która użyczyła auto ze swojej aktualnej oferty do testu i sesji zdjęciowej
http://topcarwroclaw.otomoto.pl/
ul. Królewiecka 70
54-117 Wrocław
e-mail: top-car@neo.pl
tel: 71 799 85 00