Mercedes ML
Ponad dwie tony żywej masy, wysokość Pałacu Kultury i zawrotna cena. ML Mercedesa przyjął się na europejskim rynku pomimo typowo amerykańskiego stylu. Modele używane pierwszej serii o oznaczeniu W163 można już kupić dużo taniej, co nie znaczy, że okazyjnie. Czy ma to jednak jakikolwiek sens?
Odpowiedź jest bardzo prosta – nie ma. W 1997 roku panowie z Mercedesa stwierdzili, że klasa G to za mało. Jest typową terenówką, wygląda jak zwykłe auto, które niedługo będzie mogło zostać zabytkiem i nie zainteresuje nikogo, kto lubi od czasu do czasu wprowadzić odrobinę nowoczesności do ponurego, ziemskiego życia. Jednak dzięki wizualnemu odmłodzeniu, szczypty współczesnej technologii i wywindowaniu ceny klasa G zrobiła się podejrzanie ciekawa dla ludzi ze stonowanym gustem i nadmiarem gotówki. Pomimo tego producent wprowadził jeszcze jedną terenówkę, Klasę ML. Tak naprawdę jest SUVem, już na oko widać, że nie będzie sobie radziła w terenie tak żwawo jak starszy brat. Docelowa grupa klientów też jest zupełnie inna, w Polsce często określa się ich terminem „nowobogaccy". Jest jednak haczyk, ci sami ludzie za podobne pieniądze mają do wyboru jeszcze innego Mercedesa – Klasę S. Jest szybsza, wygodniejsza i lepiej wykonana. ML idealnie sprawdzi się na rynku amerykańskim, może nawet jest odrobinę za mały, choć teraz zaczynają tam królować kompaktowe hybrydy. W Europie posiadanie takiego samochodu nie ma sensu, bo nikt nie będzie się nim topił w błocie, a Klasa S jest po prostu lepsza. Do tego ML waży na tyle dużo, że spokojnie może konkurować z TIRami w ugniataniu kolein na drodze. To wada, bo kupując drogi samochód oczekuje się dobrych osiągów, a te trudno w tak ciężkim aucie połączyć z rozsądnym spalaniem. Wiem – ludzi, którzy kupują ML stać na paliwo, ale po co mają przepłacać?
Zresztą starsze, używane W163 są w zasięgu zwykłych śmiertelników, którzy chcieliby trochę zaoszczędzić na eksploatacji. Mają do wyboru dwa diesle - jeden dobry, drugi zły. 2.7CDI ma 163KM i 5 cylindrów umieszczonych w rządku. Nie nadaje autu przyspieszenia tylko rozpędza je powoli do 100km/h. W takich wypadkach mówi się zazwyczaj: „oszczędny i dobry do miasta". Bez sensu, przynajmniej w takim aucie. W mieście spala prawie 13l paliwa, a średnio ponad 9, dlatego nadaje się tylko do szpanowania przed znajomymi w wąskich uliczkach, choć z bólem muszę przyznać, że jak na tak ciężkie auto wynik nie jest taki straszny. Niewymagającym wystarczy. Drugi diesel ma 8 cylindrów, układ „V" i 4 litry pojemności. Co prawda średnio „dobija" do około 11l/100km ale sprawia, że to auto można polubić – 250 całkiem żwawych koni powoduje, że wóz nie zachowuje się tak, jakby podczas każdego wyprzedzania marzył o innym kierowcy i pielęgniarce, która podłączy mu najnowszy model respiratora. Niewiele ponad 8 sekund do 100km/h pozwala być szybszym od większości innych aut w promieniu kilku kilometrów, dlatego ten silnik, choć jest dieslem, jest po prostu idealny do tego samochodu. Jeśli bardziej rajcują was osiągi niż spalanie, to lepiej zapomnieć o jednostkach wysokoprężnych. Flagowe są benzynowe, widlaste „ósemki" o pojemnościach 5.5l (AMG), 5.0l i 4.3l i mocach odpowiednio 347, 292 i 272KM. Szczególnie w przypadku dwóch pierwszych motorów osiągi są świetne, ale średnie spalanie rozkłada się na poziomie kilkunastu litrów, dlatego można je polecić tylko koneserom. Słabsze mają 3.5l, 3.2l i 2.3l. Nigdy nie kupujcie tego ostatniego – w tym samochodzie to tak, jakby zamówić sobie seryjnego mordercę pod własny adres. Ma 4 cylindry, 150KM i w wersji z doładowaniem jest jednym z najlepszych silników ale w pierwszych generacjach SLK i CLK. W ML trzeba ciągnąć za nim cysternę z benzyną i do tego uważać, żeby czasem nie zaczęła was wyprzedzać. Motor 3.5l ciężko spotkać na rynku aut używanych, ale 3.2l jest tak częstym gościem jak 2.7 CDI – są ich setki. Nie jest rewelacyjny. Dynamika zadowoli niewymagających ale paliwożerność powali nawet słonia.
Podsumowując – drogi samochód, który przegrywa z innymi w podobnej cenie na europejskich, krętych drogach. Ma wielkie silniki, które radzą sobie z nim przeciętnie, a te, które można polecić są tragicznie drogie w utrzymaniu. To wszystko mówi samo za siebie – ML jest autem na rynek USA. Pojawia się jednak pewien problem. Fakt, na starym kontynencie nie ma większego sensu nim jeździć, ale w Polsce wręcz przeciwnie. Wszystko za sprawą naszych dróg. Prawie nie mamy autostrad, a po zwykłych międzymiastowych szybko jeździć się nie da, dlatego niepotrzebne są wyszukane osiągi. ML W163 produkowany był od 1997 do 2005 roku, a w 2000 przeszedł lifting, który zdecydowanie poprawił go wizualnie i technicznie. Warto zainteresować się drugą serią, ale pierwsze egzemplarze, szczególnie w podstawowej wersji miały nieduże felgi z ogromnymi, „balonowymi" oponami – wyglądały jak przeszczep z epoki średniowiecza, ale były rajem na nasze dziurawe drogi. W połączeniu z komfortowo zestrojonym zawieszeniem, które nie jest może idealne na kręte drogi, ale świetne na niekoniecznie równą nawierzchnię, powstaje jedno z lepszych aut do naszego kraju. Mało tego, ciągle powstają nowe osiedla, a społeczeństwo przenosi się na wieś – mały ruch i bezpieczeństwo zapewnione przez „sąsiedzki system ostrzegania" są bezcenne. Właśnie tam może przydać się również napęd na wszystkie koła. W ciężkim terenie się nie sprawdzi, ale na lekkich bezdrożach jak najbardziej tak.
Niezawodność ML nie jest porażająca, dlatego wiele osób narzeka na stosunek ceny do jakości. Nie dziwię im się, po liftingu w 2000 roku producent poprawił sporo rzeczy, ale i tak według DEKRY tylko około 50% starszych aut nie miała usterek podczas badań. Najwięcej problemów sprawiało zawieszenie, układ hamulcowy i elektronika. Po Mercedesie można było spodziewać się czegoś więcej. Testowy egzemplarz lifting ma już za sobą – wygląda naprawdę dobrze, może z wyjątkiem tylnej części nadwozia, która jest nieco „zwalista". We wnętrzu nie widać cięcia kosztów. Skórzana tapicerka jest świetnej jakości, podobnie jak użyte materiały na desce rozdzielczej. Nie wiem tylko dlaczego producent zastosował kierownicę wielkości Saturna. Do schowków można upchnąć drobiazgi z całego mieszkania, fotele są wygodne i regulowane chyba w każdym, możliwym kierunku. Przyciski sterujące umieszczone są na brzegu siedziska i niektórym może przeszkadzać manipulowanie nimi przy zamkniętych drzwiach. Sama pozycja za kierownicą jest wysoka ale wygodna. Nie pojmuję tylko jednego – czy tak trudno jest umieścić podłokietniki 5cm wyżej? Powoli zaczynam wierzyć, że projektanci wnętrz mają ręce dłuższe od moich nóg. Wysokie nadwozie pozwoliło zlikwidować progi i tunel środkowy, przez co wnętrze wydaje się wyjątkowo duże. Pojemność bagażnika i ilość miejsca na nogi można regulować, bo tylna kanapa jest przesuwana - niestety tylko w dwóch położeniach. Producent pomyślał o jej pasażerach i powierzył im indywidualne sterowanie klimatyzacją. Jeśli chodzi o bagażnik – ma 613l, a po złożeniu siedzeń 2020. Łatwo go załadować, ale klapa bagażnika będzie przeszkadzała wysokim osobom – ML to kolejne, duże auto, w którym nisko się podnosi. Co do automatu – działa całkiem zgrabnie, lecz nastawiony jest zdecydowanie na komfort. Wybieranie biegu nie jest przesadnie szybkie, a przy kierownicy nie ma łopatek. Może to i dobrze – to nie jest auto sportowe.
Są szybsze, wygodniejsze i ładniejsze auta od ML. Po co komu taki samochód na starym kontynencie? Prawda jest taka, że Mercedesy kupuje się dla szpanu, a ML jest jednym z modeli, którym idealnie to wychodzi. Rozrzutni mogą dokupić dodatkowy rząd siedzeń – stracą bagażnik, ale nie będą musieli wozić dużej rodziny czymś na podobieństwo vana. U nas nie dość, że wygodniej się takim samochodem jeździ po dziurawych drogach, to jeszcze z dumą można położyć kluczyki przy barze na piwie z kolegą. A to, że ciężarówki w lecie brodzą w ciepłym cemencie i produkują nowe koleiny? Teraz mogę im się odwdzięczyć.
Niniejszy artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy TopCar, która użyczyła auto ze swojej aktualnej oferty do testu i sesji zdjęciowej
http://topcarwroclaw.otomoto.pl
ul. Królewiecka 70
54-117 Wrocław
e-mail: top-car@neo.pl
tel: 71 799 85 00