Mercedes Klasy E Coupe - powrót do korzeni
W historii Mercedesa był taki - dość niechlubny dla marki - moment, gdy klienci z zakupionymi za spore pieniądze samochodami, zbyt często pojawiali się w serwisie. Na szczęście nastąpił przełom - Mercedes ponownie postanowił udowodnić, że może być niezawodny. W dodatku otworzył się na szerszą klientelę - przecież autem z gwiazdą na masce nie musi jeździć jedynie prezes w garniturze. Najlepiej widać to na przykładzie modelu E Coupe. Czy warto go kupić z drugiej ręki?
Każdy to przytacza do znudzenia, więc i tym razem warto tę kwestię poruszyć - wielu fanów marki uważa, że prawdziwa dusza Mercedesa zniknęła wraz z zakończeniem produkcji modelu W124, który przetrwałby nawet wybuch bomby atomowej. Pierwszy „okularnik” z drugiej połowy lat 90’ zasłynął z drobnych usterek i nowoczesnych silników Diesla CDI, które, choć jeździły świetnie, to miliona kilometrów już nie były w stanie przejechać. Z kolejną generacją było jeszcze trudniej - delikatne skrzynie biegów, kapryśna elektronika czy problematyczny układ hamulcowy z elektronicznym sterowaniem dorzuciły kolejne problemy serwisowe. Aż w końcu przyszedł czas na przełom.
W 2009 roku Mercedes wypuścił nową Klasę E, której już sama sylwetka miała symbolizować trwałość i powrót do korzeni. Krągłe linie zostały zastąpione przez kanciaste kształty, rodem z czołgu Rudy 102, a wnętrze jakby zatrzymało się w czasie, choć dalej pozostało eleganckie. Mimo tego nie każdy chce jeździć sedanem, więc pojawiła się również wersja 2-drzwiowa (obok cabrio i kombi). Auto zadebiutowało z 2 parami kanciastych reflektorów, a w 2011 roku przeszło niewielki lifting. Już rok później styliści ponownie dorwali się do samochodu i tym razem zmian było znacznie więcej - zarówno na zewnątrz, jak i w środku. Najwięcej kontrowersji budził nowy przedni pas - wtedy Klasa E po raz pierwszy od kilkunastu lat przestała nosić „okulary”, bo przerzuciła się na gogle. Ale czy trwałość auta faktycznie uległa poprawie?
Usterki
To niesamowite, ale, mimo ogromnego stopnia skomplikowania konstrukcji, śmiało można powiedzieć, że ten samochód jest po prostu trwały. Co prawda nie są to osiągnięcia z czasów W124, ale na tle współczesnej konkurencji i tak Klasa E wypada świetnie. Co nie znaczy, że te luksusowe coupe jest bezawaryjne. Łańcuchy rozrządu w silnikach przestały być nieśmiertelne i wytrzymują, szczególnie w dieslach, około 200 tys. km. A skoro o dieslach mowa - już na samym początku producent zaliczył wpadkę z wadliwymi wtryskiwaczami. I to na taką skalę, że chwilowo zablokował sprzedaż wariantów wysokoprężnych oraz ogłosił sporą akcję serwisową. Poza tym tradycyjnie zawodzi filtr cząstek stałych, pojawiają się drobne wycieki płynów eksploatacyjnych i kapryśny bywa osprzęt silników. Samodzielnie lub „u Pana Henia” ciężko będzie cokolwiek wymienić, bo prawie wszystko ma przypisany do siebie kawełek płytki krzemowej, która podejmuje wiele decyzji, głównie w obszarze oszczędzania. Całość nosi tajemniczą nazwę, którą można spotkać w formie emblematu na nadwoziu - BlueEfficiency. Dzięki temu alternator czy sprężarka klimatyzacji są odpinane przez komputer, gdy ten uzna, że chwilowo stają się zbędne, a zwiększają zużycie paliwa. Poza tym zdarzają się również usterki zębatek na wałkach wyrównoważających w motorach benzynowych, szwankuje pneumatyczne zawieszenie i automatyczna skrzynia biegów. Usterki wyposażenia elektronicznego też nie powinny nikogo dziwić - przy takiej ilości kabli to nieuniknione, bo konstrukcja jest wyjątkowo rozbudowana.
Na drodze
Klasa E Coupe to jedno z aut, o których ciężko się pisze, bo istnieje niewiele elementów, do których można się przyczepić. Wnętrze może nie jest specjalnie finezyjne, ale za to użyte materiały są wysokiej jakości i nawet po latach nie wydają z siebie niepokojących dźwięków na nierównościach. Na drzwi trafił jeden z najbardziej intuicyjnych paneli sterowania fotelami, centralne miejsce wśród zegarów zajął prędkościomierz z okrągłym ekranem, a po jego lewicy pręży się klasyczny zegarek jak za starych, dobrych lat. System inforozrywki nie jest specjalnie trudny w obsłudze - steruje się nim za pomocą pokrętła oraz kilku przycisków, a wszystkie informacje są prezentowane na dużym monitorze w centrum deski rozdzielczej. Z przodu jest wygodnie i miejsca nie brakuje - gorzej wygląda podróż na tylnej kanapie, ale nie można wymagać od nadwozia coupe pojemności rodem z eurokontenera. Pasażerowie kanapy mają na pocieszenie indywidualne nawiewy oraz dodatkowe schowki.
Co wybrać pod maskę? O silnikach oferowanych do Klasy E można napisać książkę, bo tyle ich było. Wariant Coupe występuje głównie z tymi mocniejszymi i łatwiej o motor benzynowy. W sedanie prawie w każdym przypadku z salonu wyjeżdżał diesel. Moc motorów benzynowych wahała się w przedziale 184-408KM, nie licząc flagowej wersji AMG. Z kolei diesle zaczynały od 170KM, a kończyły na 265. Już podstawowe jednostki pozwalają ujrzeć pierwszą „setkę” na zegarze poniżej 9s, ale do charakteru auta najlepiej pasują warianty widlaste, choćby benzynowy silnik z E300 generujący 251KM. Mimo wszystko próżno spodziewać się po nim ryku rodem z gier komputerowych. Zawieszenie, układ kierowniczy, skrzynia biegów - nie mają w sobie wyczynowych genów. We wnętrzu słyszalny jest tylko delikatny pomruk, a auto zamiast jazdy bokiem w slalomach stawia na spokój i komfort. Porównywalne emocje generuje 231-konny diesel E350 CDI. Mocniejsze jednostki napędowe można polecić już koneserom. Mimo sportowego charakteru, E Coupe cały czas bowiem przypomina, że tak naprawdę jest sportową limuzyną, a nie wyścigówką, która próbuje być wygodna.
Mercedes udowodnił, że znowu może produkować trwałe auta, które cieszą. A gustowne coupe nie musi być tylko domeną BMW, czy Jaguara. Brak słupków B, niezłe proporcje, powoli starzejące się linie - to po prostu udany samochód.