Mazda 3 MPS - pozory mylą
Kim jest król picu? To ktoś, kto zgrywa wielką gwiazdę, choć wcale nią nie jest. Ale ludzie trochę pozazdroszczą i to wystarcza mu do szczęścia. Po drugiej stronie są wszyscy, którzy nie lubią się obnosić, ale za to mają spore możliwości. Zupełnie jak Mazda 3 MPS.
Mazda 3 pierwszej generacji jest na naszym rynku trochę niedoceniona. Nie ma to jednak związku z samym autem, a z przedstawicielstwem. Oficjalnego importera mamy od 2008 roku i wcześniej wszyscy, którzy pragnęli postawić sobie w garażu Mazdę 3 I, musieli uśmiechnąć się do zachodnich sąsiadów. I jak to w życiu bywa – mało komu się chciało, dlatego większość kończyła w salonie Volkswagena.
Mimo tego Mazda 3 posiada zupełnie inny target, niż Volkswagen. Ma niewiele wspólnego z mdłym kompaktem i nawet w najsłabszej wersji wygląda tak, jakby chciała wyprzedzić wszystkich dookoła. I to mimo tego, że jest spokrewniona z względnie spokojnym Fordem Focusem II. Na rynku wtórnym można jednak spotkać Mazdę 3 inną niż wszystkie. Wystarczy, że posiada na klapie niewinne oznaczenie MPS…
WYGLĄDA NIEWINNIE
Volkswagen do mocniejszych wariantów przykleja literki GTI, Ford ST, a Mazda ma swoje MPS, które w gruncie rzeczy wyglądają dość subtelnie. Zresztą – tak samo jak całe auto. W komisie nawet nie zwróciłem uwagi na ten samochód, bo zniknął wśród ponad stu innych modeli. Dopiero w biurze dowiedziałem się, że „przyjechało coś ciekawego”. Co konkretnie?
Mazda 3 MPS faktycznie z wyglądu prawie niczym nie różni się od zwykłej wersji. Inne zderzaki, alufelgi, końcówka układu wydechowego, do której można zmieścić rękę… Takie przeróbki każdy może sobie zrobić na własny rachunek. I o to właśnie chodzi – samochód dalej wygląda świetnie, a przy okazji nie zgrywa drogowej gwiazdy. Choć w rzeczywistości nią jest. Przy okazji nie sprawia też wielu problemów podczas eksploatacji. Główną wpadką tak naprawdę jest korozja oraz delikatne elementy gumowo-metalowe w zawieszeniu.
NIEPOZORNE WNĘTRZE
Nie wiem czego spodziewałem się po wejściu do tego samochodu, ale tutaj też nie ma większych fajerwerków. Zresztą największymi są chyba kubełkowe fotele, które genialnie trzymają ciało w zakrętach i… przypominają, że to nie jest zwykły kompakt. Znalazło się też miejsce na kilka klimatycznych gadżetów. Diody LED reagują podczas włączania i wyłączania radia, wskazówki startują z godziny szóstej, a czerwone przeszycia połączone z logo MPS dodają nieco pikanterii. Nie wszystko jest jednak idealne.
Nie jest trudno zauważyć, że wnętrze Mazdy 3 MPS różni się od wnętrza Ferrari California. W Japończyku kierowca dalej mimo wszystko czuje się jak w przeciętnym aucie kompaktowym. Praktycznym, choć z drobnymi niedociągnięciami. Użyte materiały są przeciętne, na tylnej kanapie producent poskąpił miejsca, a grube słupki C utrudniają manewrowanie. Do tego po zapaleniu świateł wszystkie wskaźniki przygasają, bo samochód „myśli”, że zapanował zmrok. Tymczasem jest środek dnia i na tablicy rozdzielczej niewiele widać. Zarzuty stają się jednak nieistotne, gdy człowiek zrozumie co to auto właściwie potrafi.
WILK W OWCZEJ SKÓRZE
„Hothatch’e”, czyli „gorące hatchbacki” są intrygujące szczególnie z jednego względu – zachowują sporą praktyczność i wzmagają przerażenie u pasażerów podczas jazdy, co w gruncie rzeczy cieszy kierowcę. Mazda 3 MPS taka właśnie jest. Swoją drogą – nie było jeszcze mowy o tym, co ma pod maską.
Rozsądna moc we współczesnych kompaktach to obecnie około 120KM. Przy 150KM śmiało można powiedzieć, że auto jest dość zrywne, a 200KM to już hardcore, bo z taką mocą nawet małe limuzyny są naprawdę dynamiczne. „Trójka” ma ich jednak znacznie więcej…
250KM to bariera przekraczana przez samochody typowo sportowe, ale 2.3-litrowy motor japońskiego kompaktu jakimś cudem wycisnął jeszcze więcej – ma bagatela 260KM! Taki wynik oczywiście nie byłby możliwy bez drobnego dopingu, dlatego motor współpracuje z turbodoładowaniem. Możliwości silnika budzą wielki respekt - aż trudno sobie wyobrazić co Japończycy wycisnęli z tego samochodu. Przekręciłem więc kluczyk w stacyjce. I co? I nic…
Spod maski dobiegł dźwięk podobny do Ford Escorta z lat 90’, ale szybko przebiło go plunięcie z układu wydechowego – bardzo podobne do tego z tuningowanych po kosztach Hond Civic VI. Do tego wygłuszenie kabiny jest naprawdę marne, bo słychać wszystko dookoła. Po ruszeniu z miejsca jednak szybko okazało się, że ten samochód trzeba traktować poważnie.
Najpierw nic się nie dzieje, potem czuć, że Mazda zaczyna niepewnie rwać do przodu, aż w końcu wskazówka obrotomierza przekracza 3500 obr./min. i w auto wstępuje prawdziwy demon! Maksymalnie 250km/h i 6.1s podczas przyspieszania od 0 do 100km/h – silnik pod maską zachowuje się jak lew zamknięty w klatce! Niezły układ kierowniczy i precyzyjna skrzynia biegów uprzyjemniają jazdę, ale kierowca ciągle musi walczyć z przednimi kołami na które przekazywana jest moc – napęd w ogóle nie radzi sobie z ujarzmieniem możliwości jednostki napędowej. Kontrola trakcji toczy prawdziwą wojnę, rezerwa mocy jest gigantyczna, a kierowca zastanawia się co za szaleniec skonstruował to auto. Można odnieść wrażenie, że temperament „trójki” jest wręcz przedobrzony, ale z drugiej strony cieszy fakt jak dziki i bezkompromisowy jest ten kompakt.
W swojej agresywności Mazda 3 MPS mimo wszystko dalej zachowuje ideę hatchbacka. Co prawda nie można kupić wersji 3-drzwiowej, bo takowej nie ma, ale we wnętrzu spokojnie zmieszczą się 4 osoby, a 300-litrowy bagażnik zmieści większą torbę na dłuższy wypad. To oznacza, że można wybrać się na wycieczkę całą rodziną, a samemu… wchodzić bokiem w zakręty i modlić się, żeby wyjść z nich cało.
Niniejszy artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy TopCar, która użyczyła auto ze swojej aktualnej oferty do testu i sesji zdjęciowej
http://topcarwroclaw.otomoto.pl/
ul. Królewiecka 70
54-117 Wrocław
e-mail: top-car@neo.pl
tel: 71 799 85 00