Jeszcze bez zmarszczek - Corsa D
Koniec studiów, kilka lat pracy, oszczędnościowy rachunek w banku, trochę odsetek... Na koniec jeszcze drobny gest od rodziców i w końcu jest - nareszcie udało się uzbierać nieduże, ale konkretne pieniądze na samochód. Pojawia się tylko drobny problem. Lepiej wyrzucić wszystko na nowe i słabo wyposażone auto z salonu, czy może na starsze, używane, ale z pełną opcją? A gdyby tak połączyć zalety obu rozwiązań?
Za powiedzmy 40 tys. zł można kupić sobie Fiata Pandę lub VW Up! w dość bogatej linii wyposażenia. Jednak nie ma się co oszukiwać – młody człowiek po studiach zwykle ma lub będzie miał potomka i o ile nie wpadł z przypadku, to kręci się obok też jego „druga połówka”. Właśnie dlatego tak mały samochód będzie po prostu za mały. O klasę większy wóz jest już wyposażony niewiele lepiej od celi więziennej, ale za to są jeszcze np. 12-letnie BMW. Emanują luksusem, a także świetnie radzą sobie w paleniu gumy i zużywaniu paliwa. Część z nich wjechała kiedyś w drzewo, ale udało się je „wyklepać”, a wysokie koszty eksploatacji zawsze można zrekompensować głodówką. To chyba jednak też zły wybór dla kogoś, kto ma kredyt na mieszkanie…
Jest za to jeszcze jedno wyjście. Opel Corsa D jest produkowany od 2006 roku i dalej można kupić go w salonie. To oznacza, że ciągle jest aktualnym modelem. Starym konstrukcyjnie, ale aktualnym. Ponadto za 30-parę tysięcy można mieć kilkuletni egzemplarz z flagową linią wyposażenia Cosmo, obejmującą większość elementów, które człowiek uważa za luksusowe. W takim razie może warto się skusić?
Młodzi ludzie należą do pokolenia Y, a to oznacza, że są wybredni i nic im się nie podoba. Mimo tego prawda jest taka, że Corsa D dalej prezentuje się całkiem nieźle, szczególnie po drobnym face liftingu – dlatego może się podobać. Zresztą podczas swojej kariery zgarnęła nawet kilka nagród - została doceniona przez Autobest, a także zajęła II miejsce w plebiscycie na Samochód Roku. Jednak skoro ma to być jedyne auto w rodzinie, to powinno być przede wszystkim przestronne. W końcu nigdy nie wiadomo kiedy trzeba będzie przewieźć familię na wakacje, albo przetransportować jakiś nowy mebel z Ikei. Po tylnej kanapie nie należy wiele oczekiwać, bo Corsa nie jest dużym samochodem, ale za to z przodu jest jak w Maybachu. Miejsca jest mnóstwo, fotel ma bardzo duże możliwości regulacji i nawet 2-metrowe osoby nie wysiądą z tego auta z bólem krzyża. 285-litrowy bagażnik nie urzeka może swoją pojemnością, ale przynajmniej jest ustawny. Ponadto kokpit ma projekt miły dla oka, a materiały są całkiem niezłe. To jednak nie znaczy, że to auto nie ma wad.
Szyby lepiej spryskać jakimś eliksirem zapobiegającym parowaniu, bo układ wentylacji sobie z tym nie poradzi. Klimatyzacja słabo łapie wilgoć i długo schładza wnętrze, a jego ogrzanie trwa jeszcze dłużej. Najgorsze jest jednak to, że nawiew od drugiego biegu w górę wydaje z siebie dźwięk startującego Concorde’a. A jak łatwo można się domyślić – tylko wtedy coś daje.
Corsa D jest pokoleniem Opla, które zamiast typowych dźwigienek za kierownicą ma joysticki, czyli dźwignie, które po włączeniu z powrotem wracają na swoje położenie. Głupie. To taka oryginalność na siłę, ale można się przyzwyczaić. Podobnie jak do pedału sprzęgła, który ma ogromny skok i dziwny styl pracy.
Pamiętacie „Randkę w ciemno”? Teraz każdy może codziennie przeżyć ją na własnej skórze, wystarczy sprawić sobie Corsę D. Przednie słupki są tak grube, że przysłaniają pół świata i ciągle wyskakuje zza nich coś zadziwiającego. Można sobie spokojnie jechać drogą, aż tu nagle… ciach! Przed maską pojawia się przerażony pieszy. Nie trzeba długo czekać, żeby na skrzyżowaniu podobna sytuacja zaistniała z udziałem TIRa, a przy przejeździe kolejowym – z InterCity. Dobrze, że hamulce działają w Corsie świetnie. Pracują bardzo pewnie i lekko, a wóz od razu staje w miejscu jak wryty. Co prawda podczas hamowania układ wydaje z siebie rezonujący dźwięk przypominający syczenie anakondy, ale przynajmniej działa. Gorzej, gdy zamiast hamować, przyjdzie uciekać…
W tak niewielkim aucie bardzo łatwo o silnik benzynowy. Rozrzut jest duży – od 1.0l i 60KM do 1.6l i blisko 200KM. Najczęściej można natknąć się na moce w granicach 80-100KM, choćby na 80-konny 1.2l. Jeszcze nie tak dawno temu można było pomyśleć: „boże, 80KM w tak małym samochodzie, toż to będzie jechało jak rakieta!”. Owszem, 20 lat temu tak, ale nie w XXI wieku. Corsa jest dość duża, ciężka i przez to do rakiety jej daleko. Do 3 000 obr./min. nie dzieje się w zasadzie nic ciekawego. Powyżej tej granicy pojawiają się przebłyski dynamiki, które łatwo można zabić – wystarczy spróbować wjechać pod górkę. Teraz można już domyślić się, że wyprzedzanie autobusu jest naprawdę potężnym zastrzykiem adrenaliny… W mieście jednak jednostka sprawdzi się idealnie. Ale skoro pojemność motoru wynosi zaledwie 1.2l to, czy jednostka mało pali? Tak, nawet bardzo, ale wtedy piesi będą się poruszać po chodniku szybciej od tego auta. Motor wręcz zmusza to trzymania wyższych obrotów, bo jest elastyczny jak drewniany pal. Wtedy można zachować wystarczającą dynamikę, ale rośnie spalanie - przeważnie zamyka się w około 7l/100km.
Diesle są dużo oszczędniejsze i mają dwie pojemności – 1.3l oraz 1.7l. Bywają jednak bardziej kłopotliwe w obsłudze. Samochód jest jeszcze dość świeży, ale warto liczyć się z prawdopodobieństwem awarii turbosprężarki, wtryskiwaczy, intercoolera i koła dwumasowego. Czasem pojawiają się błędy w komputerze, zużywają się łączniki stabilizatora i końcówki drążków kierowniczych. Mimo wszystko wg statystyk auto jest trwałe, a większość silników napędza łańcuch rozrządu.
Zawieszenie jest twarde jak serca konstruktorów tego auta – nie znali litości, a zakup dużych alufelg i niskoprofilowych opon to na naszych drogach strzał w kolano. Większość nierówności wyraźnie czuć, ale za to slalomy to prawdziwa bajka. Zabawę mogą popsuć tylko pasażerowie, którzy od agresywnej jazdy zrobią się „zieloni”. Corsa ani się specjalnie nie wychyla na zakrętach, ani niespodziewanie nie traci przyczepności. Jakiś konstruktor przesadził tylko z układem kierowniczym – jest zbyt czuły i trzeba się do niego przyzwyczaić przy większych prędkościach. Z kolei skrzynia biegów haczy, ale przeważnie tylko w przypadku pierwszego i wstecznego biegu, także podczas jazdy nie przeszkadza.
Przeciętna Corsa D nie jest 12-letnim BMW. Jest mniej komfortowa, ciaśniejsza, gorzej jeździ, ale i mniej pali, jest tańsza w utrzymaniu i przede wszystkim nowsza. Na tyle nowsza, że ciągle stanowi aktualną ofertę w salonach Opla. W takim razie czy lepiej kupić 2-letnią Corsą zamiast starego BMW? Cóż, to już nie pytanie do mnie. Ale patrząc na nasze drogi – większość chyba mimo wszystko postawi na Bawarię.
Niniejszy artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy TopCar, która użyczyła auto ze swojej aktualnej oferty do testu i sesji zdjęciowej
http://topcarwroclaw.otomoto.pl/
ul. Królewiecka 70
54-117 Wrocław
e-mail: top-car@neo.pl
tel: 71 799 85 00