Jeep Grand Cherokee WJ - lepsze frytki czy ziemniaki?
Amerykanie są niesamowici. W fastfoodach są w stanie dojrzeć witaminy, na ich drogach spokojnie mógłby wylądować Airbus A380, a domy mieszkalne potrafią postawić w kilka dni. I to często bez użycia cegieł - bo wystarczą im ściany z "tektury". Koncepcja samochodu też jest inna niż w Europe. Jaki jest Jeep Grand Cherokee WJ?
Jeep to kawał amerykańskiej motoryzacji. O ile nawet Porsche ugięło się i w odpowiedzi na zapotrzebowanie rynku obok aut sportowych zaczęło produkować szybkie limuzyny oraz SUVy, to Jeep, dosadnie mówiąc – ma ten rynek gdzieś. Nadal oferuje tylko i wyłącznie samochody terenowe i po prostu czeka, aż ktoś je kupi. Co prawda nie wszystkie mają napęd na 4 koła, ale są ciekawą odskocznią od europejskiej motoryzacji. A obok Wranglera, Grand Cherokee jest czymś w rodzaju Fidela Castro na Kubie – to prawdziwa twarz tej marki.
Mimo słowa „Grand” w nazwie modelu, te terenowe auto nie ma zbyt wiele wspólnego z rozmiarami Empire State Building. Na amerykańskich drogach wręcz gubi się, a w Europe przerastają go klasowi rywale pokroju BMW X5. A co w nim zostało z legendy Jeepa? Całkiem sporo. Co prawda auto straciło typową ramę na koszt nowocześniejszego nadwozia samonośnego, ale nie trzeba martwić się o słabą sztywność konstrukcji, ponieważ została wzmocniona. Nawet oba zastosowane mosty są sztywne – leśnikom i miłośnikom brodzenia w błocie spodoba się to, ponieważ rozwiązanie jest w sumie w pewnym stopniu wizytówką wołów roboczych. Ale to nie znaczy, że każdy Grand Cherokee poradzi sobie w terenie bez asekurującego ciągnika rolniczego lub czołgu.
Egzemplarze kupione w USA często są dość specyficzne. Po pierwsze – Amerykanie w trochę inny sposób niż w Europie pojmują słowo „luksus”. Im po prostu wystarczy w aucie garść prostych dodatków, plastiki z przetopionych szczoteczek do zębów i cztery koła, żeby dało się jechać. Co ważne – wygodnie. Bo to o wygodę i podstawki pod litrowe kubki z Coca colą głównie chodzi. Po drugie – w Europie są zakręty, a w USA nie. Dlatego Jeep Grand Cherokee kupiony w Ameryce ma inne zawieszenie, często jest gorzej wyposażony od wersji europejskich i może nie mieć napędu na wszystkie koła. Wtedy moc jest przekazywana tylko na tylną oś. Do tego zmienione podwozie powoduje, że auto jest zbyt miękkie i przed każdym ruszeniem Jeepem z miejsca na naszych drogach warto wcześniej przygotować sobie jakąś gustowną mogiłę na wszelki wypadek. Europejskie wersje zostały jednak lepiej przygotowane do naszych realiów, a to nie jedyne plusy.
Praktycznie każdy europejski Jeep Grand Cherokee ma automatyczną przekładnię i napęd na wszystkie koła. Swoją drogą – owe napędy mogą być dwa. Selec-Trac umożliwia ręczny wybór przekazywania mocy na osie i ma cztery tryby pracy sterowane wybierakiem przy dźwigni zmiany biegów. Z kolei Quadra-Drive jest bardziej zautomatyzowany i przednia oś dołącza się automatycznie w razie potrzeby. Łatwo to powiedzieć, ale cały proces trwa na tyle długo, że na drodze samochód jest momentami wręcz nieprzewidywalny. W terenie układ spisuje się lepiej, bo tu mniej liczy się czas reakcji. Przy okazji wybierak ma też mniej opcji – steruje trzema trybami. Ponadto moment obrotowy jest regulowany pomiędzy przednią i tylną osią, a także lewą i prawą stroną. Ale czy przygotowanie do jazdy w terenie przekłada się również na ogólną trwałość auta?
Najwięcej problemów sprawia tak naprawdę włoski silnik diesla od VM – 3.1 TD o mocy 140KM. Nie dość, że auto jest dzięki niemu dynamiczne jak bryczka konna, to jeszcze motor przegrzewa się, głośno pracuje, ma beznadziejną kulturę pracy i problemy z głowicami. A jest ich pięć – po jednej na każdy cylinder. Mercedesowski diesel 2.7 CRD 163KM jest dużo lepszy, choć zaniedbany stanie się studnią bez dna. Do jego trwałości nie można się przyczepić, ale cały układ wtryskowy i zasilanie nie są tanie w ewentualnym serwisie, bo jednostka jest nowoczesna. Z kolei benzynowe motory 4.0l i 4.7l to stara, amerykańska szkoła. I to dosłownie stara – silniki pamiętają erę czarnobiałych telewizorów. Słabszy ma 190KM, a mocniejszy 220 lub 258KM. Jak widać – moc wyciśnięta z tych pojemności „powala”, szczególnie że większość marek osiąga dzisiaj tyle z jednostek o połowę mniejszych. Za to te z Jeepa są nieśmiertelne i współpracują z praktycznie każdą instalacją gazową, nawet taką z wyprzedaży montowaną przez nastolatka. Lepiej tylko nie łudzić się, że dzięki LPG poruszanie się 4.7-litrowym monstrum stanie się tanie. Średnie spalanie gazu bez problemu dochodzi do 20l/100km i tak naprawdę najlepiej mieszkać w gazowni, żeby poruszać się nim bezstresowo. Jednak powiedzmy sobie szczerze – ten motor kupuje się dla niesamowitego dźwięku i frajdy, spalanie schodzi na nieco dalszy plan.
Co to pozostałych usterek – stuki w zawieszeniu i zużycie elementów gumowo-metalowych to już nic nadzwyczajnego, bo zdarza się w każdym samochodzie. Tu trzeba się tylko dodatkowo oswoić z różnymi, dziwnymi dźwiękami dochodzącymi z podwozia. W przypadku Grand Cherokee to normalne zjawisko. Elektronika również lubi stroić sobie żarty, a w przypadku bogatszych wersji Limited oraz Overland jest jej całkiem sporo. Raz zawodzą elektrycznie sterowane szyby, innym razem różne czujniki, czy tempomat i podgrzewanie foteli. Zwykle nie trzeba się jednak obawiać unieruchomienia samochodu. Do drobnych wycieków też lepiej się przyzwyczaić. A jak auto radzi sobie na naszych drogach?
Gdy tylko wsiadłem do samochodu i odpaliłem 4.7-litrowe monstrum, to poczułem się jak w klatce z lwem. Od samego ryku z układu wydechowego aż mi ciśnienie skoczyło, ale szybko okazało się, że motor tak naprawdę jest jak smok ze Shreka – straszny na zewnątrz i potulny w środku. Auto słychać na pół osiedla podczas przyspieszania, ale do osiągów BMW X5 M mu bardzo daleko. Z takiej pojemności zaklętej w ośmiu cylindrach można wycisnąć znacznie więcej, niż 220-258KM, co nie zmienia faktu, że jak na terenówkę auto jest całkiem zrywne. Na wolnych obrotach motor wydaje z siebie przyjemne dudnienie, które czuć w plecach. Na wysokich ryczy jednak w niebo głosy i Bogu dzięki, że nikt nie wpadł na pomysł, by wygłuszyć kabinę ile się da – ten dźwięk uzależnia. Sam motor błyskawicznie reaguje na ruchy prawej stopy. Wystarczy lekko musnąć pedał, żeby silnik wciągnął wiadro paliwa i brutalnie zareagował – w przeciwieństwie do automatycznej przekładni. Ona na wszystko ma czas i gdy silnik wkręci się gwałtownie na obroty i ryczy w oczekiwaniu na wyższy bieg, to skrzynia zaczyna się zastanawiać, czy wysiłek włożony w zmianę przełożenia w ogóle jej się opłaci? Po czym błyskotliwe stwierdza, że jak najbardziej tak! Tylko, że widlasty potwór zdąża w tym czasie wypić ćwierć baku paliwa. Stara szkoła konstruowania silników i skrzyń sprawia jednak, że mimo iż są mało wydajne, to zachwycają swoją trwałością. I w przypadku Grand Cherokee na długowieczność tych elementów można śmiało liczyć.
W codziennym życiu przydaje się otwierana szyba w tylnej klapie, wysokie zawieszenie do pokonywania krawężników i świetna widoczność dookoła. Nawet czujniki parkowania nie są konieczne. Na długich podróżach zachwycą miękkie i wygodne fotele, a cała deska rozdzielcza, choć nieco tandetna oraz kiczowata – została zaprojektowana dość przejrzyście. Większością funkcji i tak steruje się z pozycji multimedialnej kierownicy i manetek. Z kolei na drodze Jeep jest po prostu miękki. Większość nierówności nie czuć, co najwyżej nadwozie pokolebie się trochę w różne strony. I o ile przy niedużych prędkościach Grand Cherokee jeździ się całkiem przyjemnie, to po wyjechaniu na autostradę zacząłem się zastanawiać, czy czasem nie zamówić sobie przez Internet różańca. Każda zmiana pasa przy 140km/h to przygoda pokroju skoku ze spadochronem. Auto najlepiej radzi sobie na bulwarze i faktycznie wtedy człowiek najlepiej się w nim czuje. Niewielka prędkość, głęboki bulgot silnika i podziwianie widoków dookoła – bajka.
Jeep Grand Cherokee w niczym nie przypomina europejskich samochodów. Tak bardzo jak nasz schabowy z ziemniakami różni się od frytek z nieśmiertelnym burgerem, tak i ta amerykańska terenówka serwuje swój unikatowy klimat. I to jest w niej właśnie najpiękniejsze. Nie każdy lubi ziemniaki, ale znajdzie się i wielu przeciwników frytek, jednak do klasycznego V8, atrapy chłodnicy z 7-otworami i spoglądania na innych kierowców z góry całkiem szybko można się przekonać.
Niniejszy artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy TopCar, która użyczyła auto ze swojej aktualnej oferty do testu i sesji zdjęciowej
http://topcarwroclaw.otomoto.pl/
ul. Królewiecka 70
54-117 Wrocław
e-mail: top-car@neo.pl
tel: 71 799 85 00