Getz - czy Hyundaiowi nie wyszło?
Ludzie mają różne marzenia. Jedni chcą znaleźć w piwnicy sarkofag kuzynki Tutenhamona, drudzy - kupić sobie różowe Porsche, a jeszcze inni po prostu pojechać na wakacje nad polskie morze i odmrozić sobie przyrodzenie z powodu braku pogody. Panowie z Hyundaia też mieli marzenie - chcieli podbić europejski rynek małych aut. No cóż - nie udało się.
Początki były niezłe. Projekt Getza powstał w koreańskim centrum zlokalizowanym w Niemczech – dziwna mieszanka, ale od razu widać, że auto było ukierunkowane na Stary Kontynent. W przeciwieństwie do Amerykanów, Europejczycy lubią zgrabne i najlepiej niedrogie samochody, a ten Hyundai taki właśnie był. Do tego poza rzadką na naszych drogach wersją 3d, można go było dostać też z 5 drzwiami i właśnie w takiej konfiguracji sprzedawał się najlepiej. O ile można to w ogóle tak nazwać, bo hitem nie był. No właśnie, ale w sumie dlaczego?
Może dlatego, że swego czasu w jednym ze spotów reklamowych bodaj Robert Leszczyński tak niedyskretnie namawiał odbiorców do zakupu tego auta, że słowo „podstęp” w tym przypadku samo cisnęło się na usta? A może dlatego, że to Hyundai? Niektórzy nawet nie wiedzą jak pisze się nazwę tego auta, więc co dopiero myśleć o jego zakupie. Jednak jeśli samochód kupuje się oczami, to tutaj nie jest z tym tak źle. Można powiedzieć, że projekt zawiewa lekką, niemiecką bryzą – ostre kształty, zdecydowane linie i ogólnie trochę toporny design... „ordnung muss sein”. Za wiele finezji tu nie ma, ale śmiało można powiedzieć, że całość jest ponadczasowa. Zapewne dlatego, że Getzów mało jeździ po naszych drogach i nie zdążyły się jeszcze opatrzyć. Nadwozie ma niezłe proporcje i zarazem jeden problem – zdarza się, że rdzewieje. To kiepska wiadomość, bo samochód nie jest przecież stary – światło dzienne ujrzał w 2002 roku. Jednak mimo to i tak ma sporo zalet.
254-litrowy bagażnik może i jest przeciętny na tle swoich konkurentów, ale za to ma asa w rękawie. Oparcie kanapy da się złożyć jednym, prostym ruchem, a następnie odchylić całe siedzisko do przodu – dzięki temu powstaje pokaźna i regularna przestrzeń z płaską podłogą, w sam raz na wywiezienie dobytku z jednej kawalerki do drugiej. Punkt dla Getza w roli studenckiego wozidełka. We wnętrzu nie zapomniano również o schowkach – półka pod kierownicą, schowek pod konsolą oraz w bagażniku, sporo miejsc na napoje i inne drobiazgi. W sam raz dla Pań, bo powiększy im torbę, która i tak nie ma dna. Drugi punkt dla Getza. Auto nie jest też specjalnie awaryjne. Zdarzają się problemy z przewodami zapłonowymi, gumami stabilizatora i tarczami sprzęgła. Inne usterki też są raczej dokuczliwe niż groźne – szwankujący centralny zamek, zacinające się klamki, awaryjna sonda lambda. Z tylnego zawieszenia mogą też dochodzić stuki, które często wbrew pozorom mają związek z hamulcami. Tylko wymiana sterownika silnika potrafi niestety trochę zaboleć, a się zdarza. Mimo to można zrobić drobny test – namierzyć Getza na drodze, zajechać mu drogę modląc się, żeby nie przyrżnął w bok i zadać jego spanikowanemu właścicielowi wymowne pytanie: „Lubisz Pan swój samochód?”. Naprawdę sporo osób odpowie, że lubi – bo nie jest specjalnie kłopotliwy. Albo ucieknie, bo pomyśli, że im go zabierzecie. Trzeci punkt dla Getza. Jednak czwartego już nie będzie.
Nie ma samochodów idealnych, dlatego także Getz ma parę niedociągnięć. Wyciszenie wnętrza? A co to takiego? W środku słychać wszystko, włącznie z wybuchami wulkanów po drugiej stronie kuli ziemskiej. Jednostki benzynowe męczą dźwiękiem tylko na wysokich obrotach, ale za to diesel – jego słychać cały czas. Choć z drugiej strony niektórzy to lubią. Jednak złą jakość wykończenia już trudniej zaakceptować – widać gdzie marketingowcy szukali oszczędności, bo materiały są paskudne. Wyposażenie w najtańszych wersjach zresztą też, a fotele to dwa stołki. Owszem, da się w nich wysiedzieć naprawdę długą trasę, bo są całkiem wygodne, gorzej jak ta trasa będzie się składała z serpentyn, bo wtedy ciało lata po samochodzie ja worek ziemniaków – boczne podparcie w nich nie istnieje. Automatyczną skrzynię lepiej też omijać szerokim łukiem. Ręczna co prawda „haczy”, ale lepsze to niż ogromne zużycie paliwa oraz obawa o własne życie podczas wyprzedzania. A automat ma to na wyposażeniu standardowym – on nawet z silnika Ferrari GTB wypompowałby cały wigor. Cieszy za to jeden, drobny szczegół – pieniądze zaoszczędzone na tandetnych rozwiązaniach poszły na inne, szczytne cele.
Silniki, poza rzadkimi problemami z zapłonem i spalaniem oleju nie mają większych problemów – to chyba rekompensata za wykończenie auta. Sporo Getzów ma pod maską benzynowy motor 1.1l 66KM – jest idealny do tego, żeby skrzywdzić to auto i przy okazji kierowcę. W takim razie po co ludzie go kupowali? To proste – bo był tani. I to wystarczyło, żeby strawić fakt, że do setki przyspiesza kilka lat, jest elastyczny jak metalowy drąg i pali więcej od pociągu, bo trzeba go wkręcać na wysokie obroty, żeby zaczął jechać. Przy delikatnym traktowaniu spalanie można jednak utrzymać w niezłych granicach. Mimo to zdecydowanie lepiej zainteresować się 1.3l 82KM, albo 1.4 97KM. To jednostki wysokoobrotowe, dlatego także tutaj ciężko jest uniknąć wspinania się po obrotomierzu i ryku silnika, który zagłusza radio. Ale co tam – te silniki są za to całkiem zrywne. Flagowy motor ma 1.6l i 105KM. Getz jest lekki, dlatego można się zdziwić jak dużo wigoru tkwi w tej konfiguracji. Spalanie? „Benzynówki” Hyundaia nie są specjalnie oszczędne, ale za to jest też diesel – 1.5l, 88KM, niezła elastyczność i... wysoka cena.
Patrząc na nadwozie Getza można stwierdzić, że przy wchodzeniu w zakręt auto będzie jechało na kołach, a przy wychodzeniu – na dachu. Ten Hyundai jest wysoki i już na oko widać, że pewnie mocno się wychyla na łukach. Ale pozory mylą. Zawieszenie jest dość twarde, dlatego auto w slalomie radzi sobie lepiej, niż można by się tego po nim spodziewać. To ratuje sytuację na zakrętach, ale na „kocich łbach” już nie – w takim przypadku mieszanka ‘Getz + pełny pęcherz moczowy’ może się skończyć niekontrolowaną powodzią. Dobrze jest też uważać na poprzecznie nierówności na zakręcie, bo przód potrafi wtedy uciec. Podobnie ma się sprawa z podmuchami bocznego wiatru – samochód staje się trochę nerwowy.
Marzenia się spełniają – ale nie wszystkie. Hyundai spalił swoje podejście do podbicia rynku małych aut, choć sam Getz nie jest taki zły. Może trzeba marzyć o czymś bardziej abstrakcyjnym, żeby mogło się spełnić? Choćby o tej kuzynce Tutenhamona w piwnicy? A może to auto faktycznie wcale nie jest takie dobre? Cóż – gdyby rynek był przewidywalny, to życie byłoby nudne.
Niniejszy artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy TopCar, która użyczyła auto ze swojej aktualnej oferty do testu i sesji zdjęciowej
http://topcarwroclaw.otomoto.pl/
ul. Królewiecka 70
54-117 Wrocław
e-mail: top-car@neo.pl
tel: 71 799 85 00