Galloper - Japończyk po koreańsku
Na początek drobna zagadka: Co to jest? Wygląda jak Mitsubishi Pajero, ale ma emblemat Forda Mustanga. Ilością spoilerów i wlotów powietrza zawstydziłby niejedno Ferrari, ale niestety nie prześcignąłby go. Chyba, że w terenie. I wreszcie ostatnia kwestia - ma dwa fotele jak typowe auto sportowe... Ktoś zgadł?
Hyundai Galloper jest zagadkowym autem, o którym większość osób nic nie wie. Co ciekawe – na naszych drogach od czasu do czasu można go dość łatwo spotkać. W takim razie, co to za samochód? Jego podobieństwo do Mitsubishi Pajero nie jest przypadkowe, ponieważ to jest Mitsubishi Pajero. Tylko trochę „poprawione” przez Koreańczyków… Druga generacja Gallopera weszła na rynek w 1998 roku i przestała być produkowana w 2003. Jego konstrukcja jest jednak znacznie starsza, dlatego stanąłem obok niego i zacząłem się zastanawiać nad kilkoma kwestiami.
Po pierwsze – wygląd. Fakt, to Pajero, ale jakby trochę przesadzone. I do tego zdążyło się już zestarzeć. Nie ma elementu karoserii, który nie miałby spoilera albo wlotu powietrza. Jeszcze te wszechobecne nazwy: „intercooler”, „innovation”, „turbo”… To zupełnie tak, jakby ubrać na siebie całą biżuterię, jaka jest w domu i iść tak na miasto. Ale nie da się ukryć faktu, że już na pierwszy rzut oka samochód jest potężny i budzi respekt.
Po drugie – właściwie po co komu takie auto? Wersja Innovation ma tylko 3 drzwi i znikomą ilość miejsca na kanapie. Do tego w ogóle może jej nie mieć, jak testowy egzemplarz. Ponadto pomimo 3 drzwi samochód jest na tyle duży, że manewrowanie jest dość trudne. Nie mówiąc już o wersji 5-drzwiowej, która ledwo mieści się w większości miejsc parkingowych. Z kolei archaiczna technologia nie pozwala czerpać takiej przyjemności z jazdy, jak w przypadku zwykłych osobówek w podobnej cenie. Jednak na Gallopera trzeba spojrzeć pod nieco innym kątem.
Szczególnie 2-osobowy wariant jest takim autem, którym chce się wjechać do lasu, ustrzelić sarnę, zapakować ją do ponad 2000-litrowego bagażnika i zawieźć do domu na obiad. Ba, dzięki niemu można robić tak codziennie, aż w końcu saren by w lesie zabrakło. Gdybym szukał stosunkowo niedrogiego samochodu, to nie kupiłbym Gallopera z prostego względu. Moje przemieszczanie się do pracy polega na staniu w korku. Jednak gdybym codziennie musiał przeprawiać się przez amazońskie błoto, to zastanowiłbym się głębiej. W tym akurat terenowy Hyundai jest całkiem niezły.
Konstrukcja oparta na ramie, klasyczny napęd 4x4 z reduktorem i 205mm prześwitu – a wszystko to podane w rozsądnej cenie. Galloper jest bezkompromisowym samochodem terenowym. Ma jednak słaby punkt – nie przepada za koleinami, ponieważ wystająca obudowa skrzyni redukcyjnej szoruje wtedy o ziemię. Jednak na suchym podłożu radzi sobie świetnie i nawet zaspy nie są mu straszne. Warto mieć jednak na uwadze, że skrajne możliwości terenowe zależą też często od dobrego ogumienia. I przy okazji niosą ze sobą jedną wadę…
Gallopery intensywnie eksploatowane w terenie mają to do siebie, że znacznie szybciej zużywają się i psują. Zresztą i tak nie ma w tym nic dziwnego, praca w ciężkich warunkach robi swoje. W takich egzemplarzach największe problemy sprawia układ zasilania, przeniesienie napędu oraz zawieszenie. W tym ostatnim bardzo słabe są amortyzatory. Jak na ironię intensywnie użytkowanych egzemplarzy jest najwięcej, bo to auto nie jest zabawką, tylko klasyczną i spełnioną terenówką. Czy to oznacza, że na utwardzone drogi się nie nadaje?
Nie, ale to nie jest samochód do częstych i dalekich podróży. Można go porównać do wieloryba leżącego na piachu. Oddycha, ale nic poza tym, tak więc szału nie ma, bo woli pływać w oceanie. Dokładnie tak samo jest w przypadku Gallopera – bezdroża to jego żywioł. Na zwykłej drodze po prostu daje sobie radę i nic poza tym. Zawieszenie jest dość miękkie, ale to nie znaczy, że dobrze wybiera nierówności. Auto wychyla się na zakrętach i ma tendencje do kołysania się na kiepskiej nawierzchni. Jazda po koleinach też nie należy do najprzyjemniejszych, bo samochodem zaczyna wtedy rzucać, a układ kierowniczy jest trochę „gumowaty”. Silniki również nie zapewniają żadnych mocniejszych wrażeń.
Auto można kupić z dwoma motorami benzynowymi o pojemności 3.0l, które najchętniej w kilka dni zużyłyby połowę zasobów ropy naftowej na świecie. Jest też 2.5-litrowy diesel. Kabina jest fatalnie wygłuszona, dlatego silnik świetnie słychać, szczególnie na wyższych obrotach. Powyżej 100km/h dochodzi do tego jeszcze szum wiatru. W przypadku diesla spalanie zwykle zamyka się średnio w okolicy 10-11l/100km, czyli nie tak tragicznie jak na blisko 2-tonowe auto. Tylko czy moc rzędu 99-105KM w tak ciężkim samochodzie to dobry pomysł? No właśnie… Z tym motorem Galloper nie galopuje, a tylko nabiera prędkości. Dopiero na wyższych obrotach czuć przebłyski dynamiki, które i tak są marne. Ale nie o to tutaj chodzi, bo moment obrotowy o wartości 253Nm świetnie radzi sobie w terenie. Warto jednak trzymać wtedy motor na średnich obrotach, ponieważ na niskich może się dławić.
Wnętrze terenowego Hyundaia wygląda jak kokpit Rudego 102, ale o dziwo można tu znaleźć sporo ciekawych dodatków. Zaczynając od elektrycznie sterowanych szyb, poprzez klimatyzację, a kończąc na zestawie dodatkowych zegarów, które wskazują np. przechył auta. Użyte materiały są w dotyku podobne do pudełka po jogurcie, do tego ich spasowanie jest marne i potrafią skrzypieć. Za tą są łatwe w czyszczeniu i nie wymagają specjalnej troski, bo z nią czy bez niej i tak wyglądają tandetnie. Projekt deski rozdzielczej jest banalny, dlatego wszystko jest intuicyjne, ale ergonomia i tak trochę kuleje. Radio jest umieszczone na tyle nisko, że za każdym razem podczas obsługi trzeba składać mu pokłon. Ponadto zegary są częściowo przysłonięte przez kierownicę. Na szczęście w przednim rzędzie siedzeń miejsca jest tyle, co w kawalerce, a dzięki temu, że samochód przypomina z wyglądu kiosk, to ma też podobną widoczność. Powierzchnia szyb jest ogromna i za kierownicą siedzi się bardzo wysoko.
Galloper nie zna kompromisów. Jest dość surowym autem, które zdecydowanie preferuje jazdę po bezdrożach. Czy jest sens kupować go do codziennej eksploatacji? Zwykłe auto osobowe w podobnej cenie będzie znacznie praktyczniejsze na co dzień, ale z drugiej strony każdy, kto rozważa zakup samochodu pokroju Gallopera nie bierze nawet pod uwagę zwykłego wozu osobowego... Dlatego odpowiedź na te pytanie najlepiej po prostu przemilczeć.
Niniejszy artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy TopCar, która użyczyła auto ze swojej aktualnej oferty do testu i sesji zdjęciowej
http://topcarwroclaw.otomoto.pl/
ul. Królewiecka 70
54-117 Wrocław
e-mail: top-car@neo.pl
tel: 71 799 85 00