Ford F-250 Super Duty – do ciężkich zadań! Test prawdziwego amerykańskiego pick-upa
Ford F-250 Super Duty to prawdziwy twardziel, który nie boi się ciężkiej pracy. Jak sprawuje się po kilku latach od zakupu?
Seria Super Duty Forda F-250 została wprowadzona w 1998 roku i od samego początku obejmowała modele specjalnie przygotowane do pracy w ciężkich warunkach. Kluczowe dla uzyskania dużej ładowności i ogromnych zdolności pociągowych było zastosowanie wytrzymalszego podwozia i elementów zawieszenia, inaczej niż w lżejszym Fordzie F-150.
W teście przedstawię model F-250 Super Duty z 2012 roku, który jest wciąż w rękach pierwszego właściciela, a od momentu zakupu przejechał prawie 290 000 km.
Prezentowany egzemplarz to wersja podstawowa. W odróżnieniu od oferty europejskich producentów, Ford F-250 Super Duty już w standardzie miał relatywnie dużo udogodnień. Znajdziemy tutaj więc m.in. klimatyzację manualną, wszystkie szyby sterowane elektrycznie, wielofunkcyjną kierownicę, kamerę cofania czy chociażby manualną blokadę przedniego mechanizmu różnicowego.
Ford F-250 Super Duty – ten olbrzym robi wrażenie!
Na pierwszy rzut oka samochód wydaje się ogromny. Prawie 6,3 m długości, 202 cm wysokości i 203 cm szerokości w Europie czyniłyby Forda F-250 Super Duty królem szos, w Teksasie – jest zaledwie jednym z wielu tego typu samochodów.
Z przodu widzimy przede wszystkim w pierwszej kolejności olbrzymi, chromowany grill i zderzak, w którym umiejscowione są dwa metalowe haki – znajdą one swoje zastosowanie przy wyciąganiu innych uczestników ruchu z opresji. Światła zdecydowanie postarzają ten samochód, rozczarowują również niską skutecznością po zmroku.
Z boku dostrzeżemy chromowane progi. Mnie, jako osobie mierzącej 204 cm, niezwykle trudno wysiadałoby się z tego samochodu bez ich obecności. Progi te, przy jeździe poza utwardzonymi drogami, zbierają mnóstwo błota.
Ford F-250 Super Duty ma też duże dwuczęściowe lusterka, które nieco ułatwiają manewrowanie tym kolosem. Tuż obok klamki, na drzwiach kierowcy znajdziemy natomiast pulpit z pięcioma guzikami, za pomocą których, wpisując odpowiednią kombinację cyfr, możemy dostać się do wnętrza, bez używania kluczyka.
Nie sposób pominąć dwóch chromowanych emblematów: pierwszy z nich informuje nas, że wsiadamy do specjalnej wersji Forda F-250: Super Duty. Nieco niżej znajduje się drugi – ten z kolei przypomina, że pod maską znajdziemy silnik o pojemności 6,7 litra Turbodiesel, Power Stroke. Do jednostki napędowej jeszcze wrócimy.
Całość uzupełniają koła o rozmiarze 275/65R/18. W tym zestawie naprawdę niezwykle trudno jest utknąć w terenie, prowadząc Forda F-250 Super Duty.
Tył jest zdecydowanie najbardziej zachowawczy i doskonale ukazuje użyteczny wymiar tego samochodu. Próg załadunku znajduje się na wysokości 89 cm, długość skrzyni ładunkowej wynosi 2,5 m, szerokość skrzyni przy nadkolach to 130 cm, a szerokość klapy to prawie 154 cm. Wysokość skrzyni ładunkowej wynosi 51 cm. Wymiary te przekładają się na 1,8 m3 objętości ładunku i 1,5 tony jego masy. Na tylnej klapie znajdziemy ponadto kamerkę cofania, na zderzaku – czujniki parkowania, a poniżej hak – samochód ma prawie 10 t zdolności holowniczej. Wzrok obserwatora przykuwają również dwie, duże końcówki wydechu, poprowadzone na bok.
Wnętrze Ford F-250 Super Duty – jak wygląda po kilku latach użytkowania?
Po otworzeniu drzwi używanego już przez kilka lat Forda F-250 Super Duty widzimy fotel kierowcy, nadszarpnięty już zębem czasu. Fotel sterowany jest elektrycznie na płaszczyźnie przód-tył, do obsługi pozostałych funkcji znajdziemy manualne pokrętła. Materiałowa, jasna tapicerka to kiepski wybór do tak ciężko pracującego samochodu – nie jest łatwo utrzymać ją w czystości.
Kabina testowanego Forda F-250 Super Duty to tzw. crew cab, czyli po trzy miejsca w rzędzie przednim oraz tylnym. Środkowe miejsca jednym ruchem ręki można zamienić na obszerne podłokietniki, wyposażone w dwa cupholdery.
Deska rozdzielcza na pierwszy rzut oka wygląda świeżo, zestawienie beżu i szarości może się podobać nawet po wielu latach.
Gdy jednak zaczniemy przyglądać się Fordowi F-250 Super Duty dokładniej, zauważymy pewne wady. Wszystkie materiały we wnętrzu charakteryzują się słabą jakością i spasowaniem – na próżno tu szukać miękkich tworzyw. W fatalnym stanie znajduje się kierownica, na górnej części jej wieńca widać ogromne, kilkumilimetrowe ubytki.
Plus natomiast za bardzo wydajną klimatyzację, która w Teksasie sprawdzała się doskonale.
Nagłośnienie zdecydowanie nie zachwyca, ja osobiście preferuję wsłuchiwać się w dźwięk silnika.
W samochodzie jest bardzo przestronnie. Korzystając z warunków fizycznych, postanowiłem przeprowadzić w Fordzie F-250 Super Duty test dwumetrowca. Jaki efekt? Nie możemy absolutnie narzekać na brak miejsca za kierowcą – dwumetrowiec nad głową ma jeszcze pięć palców wolnej przestrzeni. Fotel jest wyprofilowany w ten sposób, że brakuje kilku centymetrów, ażeby dotknąć go kolanami. Na stopy również jest wystarczająco dużo miejsca. Test dwumetrowca zaliczony w stu procentach.
Pora na powrót na fotel kierowcy. Siedzi się tutaj bardzo wysoko, komfortowo i ma się poczucie bezpieczeństwa. Widoczność to nie jest mocna strona tego samochodu. Z przodu ograniczona jest ona przez ogromną maskę. Dodatkowo na jej pogorszenie wpływają rozbudowane słupki A, które łączą się z wielkimi lusterkami bocznymi. Pozostałe słupki również wypadają blado, pod względem widoczności. Paradoksalnie cofanie nie jest problematyczne, gdyż do pomocy mamy zarówno czujniki parkowania, jak i kamerę cofania, z której obraz wyświetlany jest na lusterku wstecznym. Co istotne, linie wyznaczające kierunek poruszania się samochodu podczas cofania są cały czas proste i nie reagują na ruchy kierownicą. Widoczność obrazu z kamerki w pełnym słońcu jest niestety kiepska.
Wrażenia z jazdy, czyli jak jeździ Ford F-250 Super Duty?
Do odpalenia 6.7-litrowego smoka niezbędne są dwa akumulatory. Dźwięk bulgoczącej V8 jest kapitalny, zarówno na obrotach jałowych, jak i podczas jazdy. Silnik to zdecydowanie najmocniejszy punkt tego samochodu – 400 KM i prawie 1100 Nm momentu obrotowego. Jednostka napędowa jest po prostu kapitalna, przyspiesza rewelacyjnie, niezależnie od prędkości, z jaką się poruszamy. Bardzo żywo i dość brutalnie reaguje na gaz. Przy kickdownie potrafi zerwać przyczepność na suchym asfalcie. Przyspieszenie do 100 km/h trwa mniej niż 8 sekund i to wszystko w samochodzie ważącym ponad 3 tony! Zdarzyło mi się ciągnąć nim 12-metrowy heder od kombajnu, który ważył mniej więcej tyle samo, ile pickup. Samochód kompletnie go nie czuł. Nic dziwnego, właściciel twierdzi, że niejednokrotnie ciągnie nim około 9-tonową przyczepę z bydłem.
W trasie, przy normalnej jeździe spalanie Forda F-250 Super Duty kształtuje się na poziomie 15 l/100 km, z kolei szybsza jazda po mieście skutkuje wzrostem spalania do poziomu 26 l/100 km. Zbiornik paliwa ma pojemność 140 litrów.
Samochód wyposażony jest w sześciobiegowy automat – była to jedyna skrzynia dostępna w tym modelu. Działa on dość powoli, jednak dokładnie tego spodziewałem się po tym kolosie.
Podczas jazdy w środku jest głośno, słychać mnóstwo trzeszczących plastików. Ponadto zawieszenie bardzo kiepsko tłumi nierówności. Z przodu zamontowane jest podwójne zawieszenie: standardowa sprężyna, a także dodatkowy amortyzator, z tyłu z kolei znajdziemy resory piórowe. Niestety, słowa krytyki należą się również za hamulce. Sprawiają one wrażenie spowalniaczy i wymagają dużej uwagi i przewidywania na drodze. Większość przyczep nie jest tutaj wyposażona we własne hamulce, stąd poruszanie się z nimi może sprawić nie lada niespodziankę. Na naganę zasługuje mało precyzyjny układ kierowniczy – kierownicą trzeba się sporo nakręcić, aby wykonać manewr.
Podsumowanie – jak Ford F-250 Super Duty sprawdza się w ciężkiej pracy?
Ford F-250 Super Duty to zdecydowanie samochód nietuzinkowy i bardzo rzadko spotykany na Starym Kontynencie. Zapewnia olbrzymią frajdę z jazdy, ogromne możliwości terenowe, a przede wszystkim doskonale sprawdza się w ciężkiej pracy. Ten wół roboczy robi rocznie ponad 40 000 km. Właściciel zmienia w nim olej co 10 tysięcy kilometrów, a poza problemami z zawieszeniem, nie odnotował większych awarii. Egzemplarz ten w momencie zakupu kosztował 57 tysięcy dolarów, a dopłata do silnika Diesla wynosiła ponad 8 tysięcy dolarów.