Flaming w stadzie wróbli - Vel Satis
Jakie są auta z segmentu E? Czarne. To co prawda żart, ale trudno się z nim nie zgodzić. Poza tym jak limuzyna, to musi być 4-drzwiowa i z emblematem Mercedesa, Audi lub BMW. Tak się przyjęło w Europie, choć dam sobie głowę uciąć, że indywidualiści wybiorą... no właśnie. Co?
Pojęcie: „awangardowe auto” można zrozumieć na wiele sposobów. Ktoś kupi sobie Mercedesa Klasy E z linią wyposażenia Avantgarde i będzie czuł się nietuzinkowo, podczas gdy facet w Jaguarze wyśmieje go na parkingu. Jeden i drugi zapadnie się jednak pod ziemię, gdy z czarnej Wołgi z lat 70’ wysiądzie kolejny kierowca. Kiedyś myślałem, że nie ma nic bardziej nietuzinkowego od odrestaurowania zabytkowego auta z ubiegłego wieku i jeżdżenia nim po ziemniaki na obiad do hipermarketu. Zrozumiałem, że myliłem się, gdy zobaczyłem Renault Vel Satis.
Auto jest ciekawe z kilku powodów. Po pierwsze – jest tak awangardowe, że prawie nikt go nie kupował. Dzisiaj nie ma następcy i nie można go kupić w innym miejscu niż komis. Albo lombard… Po drugie – w salonie było na tyle drogie, że klienci woleli iść do dealera Mercedesa i świadomie kupić Klasę E. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby tamta generacja nie została wtedy mianowana jednym z flagowych przykładów upadku jakości Mercedesa. Po trzecie – pięciodrzwiowy hatchback jako podstawowe i jedyne nadwozie w świecie luksusowych limuzyn? Do tego czarnych? To jak pomysł Britney Spears by ściąć się na łyso. Wreszcie po czwarte – ten samochód wygląda tak dziwnie, że nawet w 2012 roku, 11 lat po premierze, przypomina kokon obcego. Jednak, gdy stanąłem obok niego, to te krzywizny przestały mnie dziwić, ponieważ spojrzałem cenę…
Nie upadłem na ziemię z przygnębienia – wręcz przeciwnie. 10 letnie, luksusowe auto z kosmicznym wyglądem i wyposażeniem można mieć za równowartość używanego Fiata Pandy! Popowodziowe? „Bite”? Używane przez jakiegoś posła? Okazyjną cenę można tłumaczyć na wiele sposobów, ale Vel Satis ma po prostu tak ogromny spadek wartości i nie ma w tym żadnego podstępu. No, prawie żadnego – ten samochód jest po prostu wpadką.
Kwestia designu jest sporna – jedni są zachwyceni wyglądem tego samochodu, inni się z niego śmieją. Ja osobiście doceniam zerwane noce projektantów i kompromisy księgowych. Jednak kilka lat temu i tak przeszedłbym się do salonu Mercedesa i podpisał na siebie wyrok kupując poprzednią E-Klasę. „Wziąłem kredyt na Merca” brzmi lepiej niż: „wziąłem kredyt na Renault”. Ale za to teraz, w komisie? Taka cena to okazja. Charakterystyczna bryła ma jednak kilka wad – widoczność jest kiepska, ciężko dostrzec przód auta podczas parkowania, a grube przednie i tylne słupki utrudniają manewrowanie. Mimo wszystko problem Vel Satisa nie tkwi w kontrowersyjnym wyglądzie. Chociaż nie, po części to też jego wina. Zdecydowanie gorszym tematem jest jednak technologia.
Gdyby porównać Vel Satis do komputera w pokoju Bill’a Gates’a, to nikt nie zauważyłby większej różnicy, nawet Gates. Chyba, że zacząłby jednego i drugiego używać, bo jego PC działałby niezawodnie, a Vel Satis nie. Mnóstwo skomplikowanej elektroniki, która fazę eksperymentalną przechodziła na pierwszych właścicielach wręcz zgubiła ten samochód. Nawet do wymiany głupiej żarówki świateł mijania potrzebny jest MacGyver. Co może się psuć? Wszystko. Występują problemy z bezkluczykowym systemem HandsFree, czujnikami ciśnienia w oponach, sensorem deszczu, zmierzchu, a nawet z elektronicznym hamulcem postojowym. Vel Satis bazuje na Lagunie II, która przez swoją awaryjność była wielokrotnie spychana przez swoich właścicieli do rowu, dlatego nie przoduje w rankingach niezawodności. Najzabawniejsze jest jednak to, że elektroniczne dodatki podnoszące komfort tak naprawdę go ujmują – bo się psują. A to nie koniec.
Mechanika niestety też jest zawodna. Zawieszenie nie radzi sobie ani z masą auta, ani z dziurami na naszych drogach, dlatego lepiej nastawić się na częste wymiany elementów gumowo-metalowych lub od razu zacząć je magazynować na wszelki wypadek w piwnicy. Szczególnie delikatna jest przednia oś, ale za to sworznie wahaczy są wymienne. Ręczne przekładnie charakteryzują się poprawną trwałością, ale automat już nie. Przy większym przebiegu zaczyna szarpać, a to oznacza początek dużych wydatków i depresji właściciela. Trwałość układu kierowniczego też jest wątpliwa, a największą loterią są silniki. Benzynowe akurat są dość trwałe – dostępne pojemności to 2.0l oraz 3.5l. Ten pierwszy mógł być dodatkowo doładowany. Diesli było więcej – 2.0 dCi to dość udany następca koszmarnego 1.9dCi, a 2.2 dCi można porównać do nawiedzonego domu. Kupujesz go niczego nie świadomy. Robisz parapetówkę, by uczcić świetny wybór. A po miesiącu dowiadujesz się, że w piwnicy mieszka celtycki diabeł i zaczynasz robić wszystko, żeby się jak najszybciej wyprowadzić. 2.2 dCi potrafi się zatrzeć, ma problemy z kolektorem, zaworem recyrkulacji spalin, układem wtryskowym i turbosprężarką. Gdyby mógł mówić, to poprosiłby o kartę kredytową i numer PIN. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że łatwo go spotkać na rynku wtórnym i się nim zauroczyć, bo sprawnie napędza auto i niewiele pali. Flagowy 3.0 dCi od Isuzu jest dużo trwalszy, ale lepiej dobrze go sprawdzić przed zakupem, bo naprawy są koszmarnie drogie. Ponadto miewa problemy z układem chłodzenia. Auto jest wykonane trochę bezmyślnie i po kosztach, ale szczególnie jedno mnie w nim ujęło – spytałem kilku posiadaczy Vel Satisa, czy kupiliby go jeszcze raz. I co? Pomimo kosztowej eksploatacji powiedzieli że tak…
Ciekawy design deski rozdzielczej, ponad 2.8m rozstawu osi, świetne wyciszenie kabiny, królewskie fotele i tak duża przestrzeń, że można w środku grać w tenisa ziemnego – ten samochód ma naprawdę duże zalety. Ponadto w podróży sprawdzi się ustawny bagażnik i mnóstwo schowków – te ciekawsze znajdują się pod drewnianą listwą ozdobną przed pasażerem oraz pod tylną kanapą. Jednak najlepszy jest komfort jazdy. Auto wręcz płynie po drodze i nawet 3-litrowy diesel nie daje po sobie poznać tego, że jest motorem wysokoprężnym. Na niskich obrotach co prawda go słychać, ale cichnie wraz ze wspinaniem się po obrotomierzu i płynnie uwalnia moc 176KM. Do tego faktycznie można zejść poniżej 9l/100km jeśli chodzi o zużycie paliwa. Czy auto z tym motorem jest szybkie? Cóż, 10.5s do „setki” przy blisko 180KM to marny wynik, ale nie o to tutaj chodzi. Na tylnej kanapie naprawdę zmieszczą się 3 osoby i nie będą narzekały, a płaskie siedziska foteli sugerują, że slalomy to nie ta bajka. Tym samochodem po prostu przelatuje się nad dziurami w jezdni z jednego miejsca w drugie i właśnie do tego został stworzony. Najlepiej jechać nim przepisowo autostradą z sączącym się Bachem z niezłego systemu audio w tle. A że nie każdy kupi ten samochód, to już inna sprawa. Podejrzana technologia, dziwna stylistyka i właściciele niemieckich aut Premium, którzy mimo wszystko będą spoglądać z szyderczym uśmieszkiem… Cóż, nikt nie powiedział, że Vel Satis jest dla każdego. I właśnie to jest jego największą zaletą i… zarazem wadą.