Fiat Punto II - coś w sobie ma
Myślisz: "tanie auto", mówisz: "Fiat"! Tak, ten producent zagarnął sobie rynek tanich samochodów, zarówno w salonach, jak i w komisach. Jest jeszcze coś - powszechnie uważa się, że te auta są przy okazji awaryjne. Punto II traci na wartości szybciej niż jeździ, dlatego stanowi kuszącą propozycję z drugiej ręki. Ale czy warto ulec pokusie?
Model Punto zastąpił pudełkowate Uno, które pomimo tego, że rdzewiało jeszcze zanim dotarło do salonu, to odniosło naprawdę ogromny sukces. Następca nie sprzedawał się już aż tak dobrze, ale i tak zapełnił miejskie ulice i wyrobił sobie markę. W 1999 roku przyszedł czas na zmiany, bo pierwsza generacja Punto się po prostu zestarzała. I tu należą się oklaski dla Fiata. Linia kolejnego modelu pozostała niezmieniona, a mimo to odświeżone nadwozie wyglądało po prostu świetnie. Z każdym centymetrem ściśle nawiązywało do poprzednika, a przy tym było dużo nowocześniejsze, dzięki zdecydowanym i ostrym liniom. Poza tym pozostały wszystkie charakterystyczne elementy: miejsce atrapy chłodnicy zajmował kawałek blachy z emblematem, tylne lampy dalej były długości mostu Vasco da Gamy w Portugalii, a przednie reflektory soczewkowe tajemniczo spoglądały na szarą rzeczywistość. Nowością jest z kolei fakt, że Punto II nie było już dostępne jako cabrio, a wersje pięcio- i trzydrzwiowa miały inny projekt tylnej części nadwozia, co przekładało się również na pojemność bagażnika. 297l w pięciodrzwiowej i o 33l mniej w trzydrzwiowej. Tak czy owak – nieźle.
W 2003 roku zarząd Fiata czegoś się nawdychał i postanowił przeprowadzić lifting. Kiedyś w końcu trzeba. Całość wyszła jednak tak specyficznie, że gdy pracownicy przynieśli lustro, to Punto tak się zdziwiło, gdy się w nim przejrzało, że aż mu taki wyraz „twarzy" został. To jest chyba najlepszy opis zmian. Wchodząc w szczegóły – po modernizacjach auto utraciło swoją wyjątkowość i po raz pierwszy otrzymało atrapę chłodnicy, a tajemnicze reflektory projekcyjne zostały zastąpione zwykłymi, które wielkością mogą konkurować z grzybem po wybuchu bomby atomowej. W tylnej części wersja pięciodrzwiowa pozostała praktycznie bez zmian, a trzydrzwiowa – no, o niej już styliści sobie przypomnieli, a że nie mieli weny, bo zmęczyli się projektowaniem przedniej części nadwozia, to przykleili tylko wielkie atrapy lamp na klapie pod szybą. Czyli nie jest źle.
Czas porozmawiać o usterkowości, bo tego obawia się najwięcej osób. Ogólnie są trzy grupy aut. Jedne nie psują się praktycznie wcale – to gatunek wymarły. Inne strajkują rzadko, ale jak już coś w nich „strzeli", to trzeba oddać w zastaw dom i rodzinę. Ostatnia grupa kapituluje często, ale naprawy są tak skomplikowane, jak przypadkowe podpalenie własnego mieszkania – czyli wcale. A przez są to tanie. Łatwo można się domyśleć, że Punto II należy do tej ostatniej grupy. Egzemplarz zaniedbany z pewnością pochłonie majątek i będzie bardzo męczący, ale z kolei na bieżąco serwisowany model ma garść stałych usterek, które łatwo przewidzieć i zlikwidować. Standard to awarie pompy wody i alternatora. W tym drugim zwykle pęka obudowa, która rdzewieje pod wpływem soli w zimie. Poza tym zdarzają się przepalenia uzwojenia pod wpływem wody. Producent kiepsko go zabezpieczył i uszczelnił, a taką usterką możecie sobie zafundować sami – wystarczy szybko wjechać w głębszą kałużę.
Punto I miało spore problemy z tylnym zawieszeniem, ale za to producent klepnął się w głowę i w drugiej generacji zafundował belkę, która jest praktycznie bezawaryjna. Z przednią częścią jest już gorzej, bo często do wymiany kwalifikują się silentblocki, sworznie i tuleje wahaczy. Cóż, włosi mają lepsze drogi. Prawdziwy problem stanowi jednak elektronika, która działa jak chce. Na drodze często można spotkać „jednookie" Punto, które ma przepaloną żarówkę w jednym z reflektorów – ta usterka to norma. Poza tym zdarzają się niedomagania elektrycznych szyb, przepalone bezpieczniki i szalejące kontrolki na tablicy rozdzielczej. Jeden z gorszych tematów to awarie centralki wtrysku i wspomagania kierownicy. Wtedy to już mina zdrowo zrzędnie.
Co można znaleźć pod maską? Najczęściej benzynowe 1.2l. Ma 8 zaworów, czyli konstrukcyjnie pamięta czasy, w których ludzie myśleli, że Ziemia jest płaska. Moc – 60KM. To oznacza, że jeździć szybko się nie da. Jednak w mieście ten motor jest niesamowity. Nie trzęsie się jak małe diesle, pracuje dość cicho, a dzięki wolnoobrotowej charakterystyce wyjątkowo żwawo radzi sobie z autem do prędkości 80km/h. Mało tego – jest też oszczędny, trwały i sprawdzony. Bo stary. Problem pojawia się podczas podróży do sąsiedniego miasta. Gdy motor dotrze w końcu do 100km/h, to zaczyna robić wszystko, żeby nie jechać szybciej. Osiągnięcie autostradowych 130km/h trwa kilka lat, a wyprzedzanie czegokolwiek to koszmar. Do tego robi się naprawdę głośno. Dalszą podróż lepiej zlecić mocniejszym silnikom – albo 1.2l wzmocnionemu do 80KM, albo 1.4l 98KM, który jest idealnym wyborem do tego wozu, albo rzadkiemu 1.8l 130KM w specjalnej wersji HGT. Dla ekologów przewidziano również wersję zasilaną gazem ziemnym. Z pojemności 1.2l wyciąga 52KM, czyli też poza miasto lepiej się nie ruszać. Eksploatacja będzie za to wyjątkowo tania.
Na dole hierarchii diesli znajduje się z kolei 1.9D. Ma 60KM, jest niezniszczalny, prosty, niesamowicie leniwy i tak leciwy, że nawet 1.2l 60KM przy nim „wymięka". W późniejszym okresie produkcji został zastąpiony przez nowoczesny 1.3 Multijet, który i tak jest niewiele mocniejszy – ma 70KM. O dynamice można mówić dopiero w 1.9 Multijet, który może mieć 85 lub 100KM. Zupełnie wystarczająco i jeszcze ten moment obrotowy... . Naprawdę ułatwia podróżowanie.
Wnętrze Punto nie jest ani rozczarowaniem ani zaskoczeniem, bo wiadomo, czego można się po nim spodziewać. Dość oryginalnego projektu, szczególnie na tle niemieckiej konkurencji, beznadziejnych materiałów i mimo wszystko przyjemnej atmosfery. Kolorystyka nie jest taka zła, a z przodu miejsca jest naprawdę mnóstwo. Gorzej na kanapie. O ile głowa się zmieści, to nogi już niekoniecznie. Niewątpliwą zaletą auta jest ogromna liczba schowków. Kieszenie w drzwiach są duże, a dodatkową skrytkę można znaleźć nawet pod fotelem pasażera. Może i dodatki w stylu daszków przeciwsłonecznych, które wyglądają jak kawałki sedesu są cięciem kosztów, ale ten wóz ma być tani i jest tani. Widać to też niestety w wyposażeniu, bo jego rozrzut jest olbrzymi. Podstawa wersja jest tak naprawdę kawałkiem blachy, który potrafi się przemieszczać. Nie ma nawet obrotomierza. Jednak już droższe warianty oferują wiele udogodnień. Od pełnej „elektryki", po klimatyzację i wspomaganie kierownicy dual drive z dwoma trybami pracy. Pierwszy z nich nie jest niczym nadzwyczajnym, ale drugi działa tak mocno, że można mieć wątpliwości, czy kierownica oby na pewno ma połączenie z kołami. Ogólny zamysł był taki, że dzięki niemu ma się przyjemnie manewrować. Na rynku wtórnym różnice w cenie pomiędzy różnymi wariantami Punto II nie są już tak duże, dlatego lepiej szukać czegoś konkretniejszego, żeby potem nie narzekać. Co do odczuć kierowcy – jego miejsce pracy to wysoko ustawiony fotel z przeciętnym trzymaniem bocznym, trochę za blisko siebie rozmieszczone pedały i przyjemna, mięsista kierownica. Zawieszenie wbrew pozorom pozwala na precyzyjne prowadzenie i nadąża za silnikiem, jednak mimo wszystko jest dość twarde.
W podobnym przedziale cenowym są też inne, małe samochody. Do tego bardziej renomowane. VW Polo, Opel Corsa, Ford Fiesta... . Można je kupić w atrakcyjnej cenie i nieatrakcyjnym roczniku. Nasuwa się tylko jedna kwestia. Kupić dość starego „Niemca", czy dość nowego „Włocha" za tą samą cenę? No właśnie. Powiem tylko, że mimo drobnych niedociągnięć Punto II jest dobrym autem.
Niniejszy artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy TopCar, która użyczyła auto ze swojej aktualnej oferty do testu i sesji zdjęciowej
http://topcarwroclaw.otomoto.pl
ul. Królewiecka 70
54-117 Wrocław
e-mail: top-car@neo.pl
tel: 71 799 85 00