Fiat Punto I - wóz na dobry początek
Ciągle pisze się o fajnych autach, które są szybkie, kosztują sporo i wyglądają dziwnie. Jednak młodzi kierowcy muszą od czegoś zacząć, a że obecnie natknięcie się na działającego "Malucha" jest tak prawdopodobne, jak odkopanie szczątków dinozaura podczas plewienia chwastów we własnym ogródku, to trzeba szukać innych modeli na swój "pierwszy raz". A może by tak w dalszym ciągu zaczynać przygodę z motoryzacją od Fiata?
Nie ma się co oszukiwać – kilkadziesiąt godzin z „elką" na dachu nie zrobi z nikogo kierowcy. Co najwyżej przeprogramuje mózg na nowe, dziwne doświadczenie, jakim jest poruszanie się w metalowym pudle dwadzieścia razy szybciej niż na własnych nogach. Wobec tego jakie auto jest potrzebne młodemu kierowcy? Najlepiej najpierw odpowiedzieć sobie kim jest młody kierowca. Zwykle chodzi do liceum, bo wtedy można zrobić sobie „prawko". Do tego testuje możliwości swoje i auta, dlatego dobrze by było, gdyby na karoserii nie było widać zadrapań, gdy w coś „przygrzmoci". Na konieć - jeździ z „ziomami" na imprezy, bo nie wszyscy mają swoje wozy, więc przydałoby się też duże wnętrze, żeby ich wszystkich pomieścić. Aha – i najlepiej, żeby takie auto nie kosztowało więcej, niż alkohol kupiony na imprezę z okazji osiemnastych urodzin. Punto pierwszej generacji jak nic.
Ten niepozorny wóz wszedł na rynek w 1993 roku – czyli w zamierzchłych czasach i trzeba przyznać, że w ogóle nie wygląda na samochód, któremu bliżej do zabytku niż „nówki" z salonu. A to za sprawą zgrabnej ręki projektantów z Fiata. Nie dość, że auto wizualnie trzyma się nieźle, to jeszcze trudno pomylić je z jakimkolwiek innym. Nie ma atrapy chłodnicy, tylne lampy są ogromne i wysoko umieszczone, dlatego się nie brudzą, a nadwozie jest tak szczelnie obudowane zderzakami, które zwykle nie są lakierowane, że cała reszta aut powinna przed Punto wręcz drżeć. Szczególnie, gdy ten wystąpi w roli głównej podczas manewrów na parkingu z młodym kierowcą wewnątrz. Jednak to nie wszystko.
Jedną z najlepszych rzeczy w tym aucie jest wnętrze. Wielkie jak na tą klasę i pudełkowate – pomieści naprawdę sporo. Nawet na tylnej kanapie będzie dość wygodnie, bo pasażerowie usadzeni są mocno w pionie, dlatego z miejscem na nogi nie jest nieźle. Bagażnik – 275l wystarczy na zakupowe szaleństwo. Na wczasy i tak jeździ się innym wozem, choć dobrze wiedzieć, że na letnie bulwary zostało też skonstruowane Punto Cabrio. Jednak skoro to auto jest takie fajne, to gdzie tkwi haczyk? To proste – jest niesamowicie tandetne. Na „plastiki" we wnętrzu wystarczy spojrzeć, żeby zaczęły skrzypieć, do tego są tak twarde i sztuczne, że rysuje je nawet kurz zawarty w powietrzu. I te wyposażenie – obrotomierz, jakiekolwiek elektryczne dodatki, czy wspomaganie kierownicy to rarytasy na miarę kawioru w pospolitym, mlecznym barze. Ale ma to swoje dobre strony.
Najnowsze Punto I pochodzi z 1999 roku – czyli nie jest już pierwszej świeżości, a to oznacza, że od czasu do czasu może sprawiać trochę kłopotu. Jednak dzięki tak prostej konstrukcji i zwykle braku wyposażenia, nie istnieje chyba mechanik, który by go nie naprawił. Zresztą im mniej skomplikowanych rzeczy w aucie, tym więcej kieszonkowego zostanie w portfelu. Co sprawia najwięcej problemów w Punto I? Elektronika – o ile jest. Elektryczne szyby raz działają, raz nie, czasem szwankuje centralny zamek, do tego awarie komputera sterującego pracą silnika to praktycznie standard. Jeśli chodzi o mechanikę – jest parę flagowych usterek. Synchronizatory w skrzyni biegów są chyba chińskim dziełem sztuki rzemieślniczej, bo przy większych przebiegach zmiana przełożeń to koszmar. Przednie zawieszenie jest dość trwałe, ale za to tylne – pożal się Boże. Tuleje wahaczy ledwo wytrzymują zwykle 20 tys. km na naszych drogach. Nieco lepiej radzą sobie amortyzatory i łożyska wahaczy, co nie znaczy, że są trwałe. Poza tym bardzo często pęka obudowa alternatora, bo ten jest umieszczony w kiepskim miejscu, z auta wyciekają różne płyny, szczególnie olej, czasami „siądzie" sprzęgło... . Pewne jest jednak jedno – przy stosunkowo niedużym nakładzie gotówkowym nad wszystkim można zapanować, bo zarówno części, jak i naprawy są tanie. Ale lepiej dobrze sprawdzić wóz przed zakupem, żeby nie „popłynąć".
Prowadzenie auta sprawia takie wrażenie, jakby specom z Fiata przez przypadek jedne rzeczy się udały, a inne nie. Choćby taki układ kierowniczy – kierownicą można kręcić i kręcić, a wóz dalej jedzie prosto. To głównie zasługa braku wspomagania, przez co czułość całego układu jest znikoma, a każdy gwałtowniejszy manewr oprócz przerażenia w oczach kierowcy nie odznacza się dosłownie niczym. Z kolei zawieszenie auta to ciekawy temat, bo radzi sobie naprawdę nieźle. Fakt, jest trochę twarde i pracuje głośno, ale za to cieszy sprężystością i wbrew pozorom pozwala na sporo. Jednak trzeba uważać, żeby czasem nie wypaść z foteli przy takiej zabawie, bo w ich przypadku praktycznie nie istnieje coś takiego jak boczne podparcie ciała.
Z kolei silniki są bardzo różne i trzeba mieć na uwadze, że niektóre wersje mają tendencje do wydmuchiwania uszczelki pod głowicą – a założenie nowej nie jest specjalnie tanie. Rodzice, którzy nie chcą zabić swojego dziecka powinni zastanowić się nad zakupem benzynowego 1.1l 55KM. Nie jest drogi i jak na tak małą pojemność dobrze radzi sobie z wozem, choć prawda jest taka, że z tego motoru nie da się wykrzesać chęci do życia – zachowuje się tak, jakby był na wiecznym kacu. Ciekawym tematem jest za to 8-zaworowy 1.2l. Ma 60KM, polodowcową konstrukcję i dwa schematy zachowania. Pierwszy – miastowy. Przy niedużych prędkościach jeździ naprawdę świetnie – jest elastyczny, zrywny i dynamiczny. I tak jest mniej więcej do 100km/h. Powyżej tej magicznej granicy włącza mu się drugi schemat i z dynamicznej jednostki chętnej do pracy, zmienia się w flegmatycznego męczennika, który swoim jękiem próbuje zmusić kierowcę do popuszczenia pedału gazu. Za to istnieje na to lekarstwo – wystarczy wziąć wersję wzmocnioną do ponad 70KM. Są jeszcze dwie jednostki benzynowe – 1.6l 88KM i 1.4l GT Turbo 133KM, ale ta pierwsza nie jest zbyt opłacalna podczas eksploatacji, a druga – no cóż, posiadanie Punto I GT jest tak samo podniecające jak trzymanie Ferrari pod domem. Tylko miny innych kierowców podczas wyprzedzania są lepsze.
Punto można również kupić z prehistorycznym dieslem 1.7D. Ma różne moce – od 57 do 70KM w wersji doładowanej i choć w żadnej z nich nie jest specjalnie dynamiczny to posiada kilka zalet. Ma prostą konstrukcję, jest dość elastyczny przy niskich prędkościach, a przy odpowiednim serwisowaniu – idiotoodporny i nieśmiertelny. Jednak czy warto skusić się na Punto pierwszej generacji? Egzemplarze z początku produkcji zaczynają powoli rdzewieć, po zakupie większość z nich będzie wymagała napraw, a eksploatacja często jest loterią. Jednak zdradzę wam jedno – sam zaczynałem od malinowego Punto I i mimo tego, że miewał wzloty i sromotne klęski, to podczas rozpychania się na parkingu, upychania znajomych we wnętrzu i straszenia rykiem silnika podczas przyspieszania - był bezcenny. No i ma w sobie jeszcze coś – młodzi ludzie nie chcą teraz jeździć Fiatami 126p, bo to „siara". A Punto? No cóż – fajny wóz.
Niniejszy artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy TopCar, która użyczyła auto ze swojej aktualnej oferty do testu i sesji zdjęciowej
http://topcarwroclaw.otomoto.pl
ul. Królewiecka 70
54-117 Wrocław
e-mail: top-car@neo.pl
tel: 71 799 85 00