Fiat Grande Punto - mała rewolucja
Tanie i masowe auta zawsze były i będą popularne - bo są tanie i masowe. Ma to jednak pewne konsekwencje. Są jednym, wielkim cięciem kosztów, trzeba je często naprawiać, wyglądają tandetnie, a ich królem jest Fiat. Do tego zakup takiego wozu z drugiej ręki jest równoznaczny z podpisaniem na siebie wyroku. Tak przynajmniej było kiedyś, ale świat się zmienia. Pytanie tylko, czy Fiat zmienia się razem z nim?
Otóż zmienia się, a żeby było śmieszniej – ze względu na problemy finansowe. W 2001 roku Fiat wypuścił dopracowane auto, które miało podbić rynek. Nazywało się Stilo. Ludzie jednak wystraszyli się albo znaczka na masce, albo tego, że nowy kompakt miał spełnić nie tyle plan zawładnięcia rynku, co całego świata i w najczarniejszym scenariuszu wybicia wszystkich ludzi oraz mianowania prezesa zarządu Fiata guru naszej planety - dlatego przestali kupować Stilo, a Fiat utonął w długach. To jedyne racjonalne wytłumaczenie niepowodzenia tego auta. Następne modele nie były ot takimi świeżymi autkami, które może ktoś kupi, a może nie. One dosłownie musiały się sprzedawać. Najpierw zrobiło się gorąco, gdy na rynek weszła Panda, ale wystarczyło kilka bezsennych nocy, żeby okazała się być bestsellerem. Do tego pozwoliła zarobić na projekt nowego Punto, który był jeszcze bardziej ryzykowny.
Nowe Punto było tak inne od wszystkich pozostałych, że aż dostało nową nazwę – Grande Punto. I coś w tym jest – jak na miejskie auto jest naprawdę spore. Z przodu jest wygodnie, z tyłu również, a bagażnik ma co najmniej 275l. Czyli nie jest źle. Największą rewolucją jest jednak stylistyka. Włosi chyba tak bardzo przestraszyli się plajty, że żaden z nadwornych artystów firmy nie był w stanie narysować samochodu - tak trzęsła się im ręka, że zamiast zgrabnego auta klasy B, wychodziło EKG. A jak wiadomo, co najmniej połowa klientów zwraca uwagę na wygląd. Druga połowa dorzuca jeszcze do tego markę, a to oznacza, że design był dla tego producenta wszystkim, co mógł zaoferować. Projekt ostatecznie wydelegowano do studia Giugiaro. Pamiętacie poprzedni model z wielkimi reflektorami, które przypominały wielkie gały śniętej ryby? Właśnie wtedy Punto po raz pierwszy dostało atrapę chłodnicy na masce i zaczęło wyglądać naprawdę żałośnie. Teraz też ją ma, ale dla odmiany urzeka.
Dziennikarze mówią, że przód Grande Punto przypomina Masserati. Może i tak, ale podobnie zadarty „ryj" mają też wszystkie modele Volvo. Pewne jest jednak jedno – samochód wygląda świetnie. Jest proporcjonalny, z tyłu pozostały lampy sięgające dachu, a w standardzie są kołpaki, które przypominają alufelgi. W sumie to jest też wada, bo mniej przytomni kupujący mogą się na to nabrać. Grande Punto otrzymało nową płytę podłogową i Bogu dzięki same sprawdzone rozwiązania. W stosunku do poprzednika poprawiło się też wykonanie i trwałość auta, ale jest pewien haczyk.
Panowie z Fiata chyba tak bardzo spieszyli się z produkcją tego wozu, że potem zaczęły ich straszyć po nocach akcje serwisowe. Kiedyś za takie wpadki palili inżynierów na stosie, a teraz tylko się z nich śmieją. To niestety standard w ostatnim czasie. Grande Punto miało problemy z elektroniką, dlatego zaczęto wymieniać oprogramowanie. Jedna z mniej zabawnych wpadek dotyczyła wałka kierowniczego, który mógł nawet doprowadzić do wypadku, bo w niektórych egzemplarzach był źle zamocowany. Wymieniono też izolację na przewodzie elektrycznym, który wychodził z nagrzewnicy, a nawet wadliwą uszczelkę pod głowicą w dieslu. Fakt, brzmi źle, ale w praktyce Grande Punto nie jest awaryjnym autem. Przynajmniej jak na obecne czasy i jak na Fiata. Łączniki stabilizatora i tuleje, które zwykle szybko się „sypią", tutaj okazują się całkiem trwałe. Silnikom też nie można za wiele zarzucić, choć wkurzają drobiazgi – klamki w tylnych drzwiach kapitulują, elektryka bywa złośliwa, a awaria górnych łożysk kolumn McPhersona jest tak pewna, jak to, że facet, który je projektował, skończył studia zupełnym przypadkiem.
Na rynku wtórnym ogłoszeń jest mnóstwo, ale na jaki silnik się skusić? Zacznę od diesli, a konkretnie – diesla. 1.3 Multijet jest fajny, bo rodzimy – produkują go w Polsce. Do tego był testowany przez wiele redakcji i śmiało można powiedzieć, że został porządnie wykonany. Na tym jego zalety się kończą. Turbodziura, a raczej turbokrater jest tak potężny, że uniemożliwia normalne ruszanie. Na niskich obrotach ten motor nie robi nic – tylko rozpaczliwie rzęzi i krzyczy: „dobij jak musisz!". Do tego 75KM nie daje sobie rady z tym samochodem. Jeśli już, to warto wziąć pod uwagę wersje 90-konną. Jednak tutaj też ruszanie z „jedynki" nie będzie przyjemne, a sam silnik jest tak mały i oszczędny, że czas jego nagrzewania w zimie mierzy się kalendarzem, a nie zegarkiem. Popularny jest również 1.9JTD 120-130KM. Ma co prawda tylko 8 zaworów, czyli tyle, co diesle z czasów głębokiej komuny, ale za to pompuje naprawdę sporo wigoru w to nieduże auto. Wady? Turbosprężarka – pada jak wszędzie. I dwumasowe koło zamachowe – to akurat złośliwość współczesnej inżynierii. Do tego nie tania. Mimo wszystko to i tak najlepszy wybór. Można zrobić ukłon w stronę nowości i skusić się na najnowsze dzieło, diesla 1.6l, ale ten będzie w pewnym sensie najgorszy. Fakt, jego dynamika zupełnie wystarcza, ale ma zamontowany filtr cząstek stałych, który jest wrzodem na wiadomo czym u każdego kierowcy. Szczególnie podczas jazdy miejskiej, gdzie się zapycha, a jak na ironię Grande Punto jest stworzone głównie do miasta.
Silniki benzynowe są mniej kłopotliwe. 1.2l 65KM uchodzi za bezawaryjny, ale znalazł się w tym aucie chyba przez pomyłkę, 1.4l 77KM wcale nie jest wiele dynamiczniejszy i miewa problemy z czujnikiem faz rozrządu, a jego wzmocnioną do 95KM wersję można polecić większości, ale trzeba pamiętać o jednym – wraz z paliwem lubi sobie łyknąć również olej. Najlepsza jest jednak kwestia niepozornego 1.4 T-Jet. Ma 120KM, doładowanie i jest w sumie jednym z nielicznych wyjątków, które są w stanie rywalizować z volkswagenowskim 1.4 TSI. Tak! To właśnie Fiat, który jeszcze jakiś czas temu zaczął chodzić do spowiedzi, żeby się rozgrzeszyć przed sromotną klęską, ma teraz jeden z najbardziej zaawansowanych silników na rynku! Można też znaleźć wersję 155-konną, ale najważniejsze jest tutaj słowo „można". W praktyce upolowanie takiego egzemplarza to cud.
Jeśli chodzi o prowadzenie – układ kierowniczy łączy się z kołami chyba tylko telepatycznie, a skrzynia biegów ma zbyt długi skok, ale za to zawieszenie pozwala na odrobinę szaleństwa. Jest sprężyste i dość twarde, dlatego na zakrętach można sobie pozwolić na sporo. Byle w granicach zdrowego rozsądku, bo to tylko wóz klasy B.
A wnętrze? Oprócz tego, że jest „Grande" jak na swoją klasę, to cieszy też lepszymi materiałami niż w poprzedniku. Choć i tak tandetnymi. Do tego schowek przed pasażerem to kpina, bo prawie nie istnieje, a dodatkowe szybki w przednich słupkach niestety nie pomagają za bardzo przy manewrowaniu. Za to kierowca może rozsiąść się wygodnie w swoim miejscu pracy. Szczególnie kierownica zasługuje na pochwałę – jest gruba, wyprofilowana i dobrze leży w dłoniach. Sam silnik robi się głośniejszy dopiero na wysokich obrotach, dla niektórych jego dźwięk może być zaletą. Do tego nawet we wnętrzu znalazło się miejsce na logo Punto, czyli literkę „P" z kropką na górze. Gdyby tak spojrzeć na nią z innej perspektywy, to okaże się, że przypomina siedzącego faceta z wyciągniętymi rękami – zupełnie jakby trzymały kierownicę. Czy to oznacza, że Grande Punto, aż chce się jeździć? Fakt, świat ciągle się zmienia, a ten samochód jest idealnym przykładem na to, że Fiat razem z nim. I co ważne, mimo garści niedociągnięć - na lepsze.
Niniejszy artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy TopCar, która użyczyła auto ze swojej aktualnej oferty do testu i sesji zdjęciowej
http://topcarwroclaw.otomoto.pl
ul. Królewiecka 70
54-117 Wrocław
e-mail: top-car@neo.pl
tel: 71 799 85 00