Dlaczego wakacje w kamperze to najlepszy sposób na urlop?
Cały rok to samo: poniedziałek-piątek – praca, weekend – obowiązki domowe. A czas dla rodziny? W końcu jest ten moment, przychodzi upragniony urlop. Najprościej oczywiście iść do biura podróży, zarezerwować jakieś „all inclusive” i polecieć do ciepłych krajów. Ale co jeśli spędzanie dwóch tygodni w hotelowym pokoju to dla nas nie wypoczynek? Co jeśli mamy dwójkę małych dzieci, które po dwóch godzinach nad hotelowym basenem stwierdzą, że im się „nudzi”? Z kolei dla automaniaków największą wadą hotelowych wakacji jest brak możliwości przemieszczania się autem, zwiedzania, odkrywania nowych miejsc. Niby można wykupić fakultatywną wycieczkę lub wypożyczyć samochód, ale to nie to samo, co mieć pod ręką swoje cztery kółka. Najlepiej takie, do których wszystko się zmieści. I mam na myśli... naprawdę wszystko.
Takim pojazdem jest samochód kempingowy – czyli kamper. Spędzanie wakacji w domku na kółkach staje się w Europie coraz popularniejsze. O ile jeszcze dekadę temu było to domeną raczej starszych obywateli, to dziś zalety posiadania „pod ręką” własnej kuchni, łazienki i łóżka zaczynają doceniać młodsi ludzie, nierzadko z dziećmi. Taką możliwość rozważyłem też ja, z moją niedawno powiększoną rodziną, bo nie da się bardziej spędzić czasu razem niż na 10 m2 podłogi samochodu kempingowego.
Kampera można zorganizować na kilka sposobów. Można wziąć nowe auto z wypożyczalni, co będzie kosztowało od około 500 złotych za dzień, można kupić nowe auto – tu ceny są porównywalne z postawieniem prawdziwego nowego domu i niejednokrotnie przekraczają pół miliona złotych. Można też kupić auto używane. Jednak kampery zawsze były – i nadal są – bardzo drogie. W moim przypadku pojawiła się jeszcze jedna opcja – pożyczenie kampera z najlepszego możliwego źródła – od rodziców.
Samochód, który stał się naszym domem na dwutygodniowy urlop to 25-letni Hymermobil, bazujący na Fiacie Dukato II generacji, wyposażony w dość mocny, jak na początek lat 90., silnik 1.9 Turbo Diesel o mocy 82 KM. Auto moich rodziców miało szczęście nigdy nie być własnością wypożyczalni, a od nowości było w posiadaniu tylko trzech ludzi. Dzięki temu po ćwierćwieczu jest niemal jak nowe, z przebiegiem zaledwie 120 tys. km.
Marka Hymer jest dla kamperowców tym, czym dla samochodziarzy był dawniej Mercedes. Jakość wykończenia wnętrza jest na bardzo wysokim poziomie i dobrze znosi upływ lat. Wyposażenie jest bardzo bogate i mimo wieku wszystko doskonale działa. Mamy do dyspozycji łazienkę z prysznicem, toaletą chemiczną, umywalką, bojler na 20 litrów wody, który może ją ogrzewać zarówno gazowo, jak i elektrycznie, w pełni wyposażoną kuchnię, z dwoma gazowymi palnikami, zlewozmywakiem oraz lodówką z możliwością zasilania na trzy sposoby (12V, 230V, gaz). Jest też ogrzewanie – znowu zarówno gazowe, jak i elektryczne, z systemem nawiewów rozprowadzających ciepłe powietrze po całej kabinie.
Nasz kamper to Hymermobil 544. Jest to średniej wielkości model, umożliwiający podróżowanie nawet sześciu dorosłym osobom, jednak o pełni komfortu można mówić przy maksymalnie czterech pasażerach. Wtedy nie zabraknie dla nich na nic miejsca. Za tak wyposażone, nie młode już auto, w stanie bliskim ideałowi, trzeba zapłacić od 40 tys. złotych w górę, ale trzeba je najpierw znaleźć. Moi rodzice swojego wymarzonego domku na kołach szukali blisko 2 lata. Można pojechać do naszych zachodnich sąsiadów, gdzie wybór będzie większy, ale tam za Hymera z naszej generacji trzeba zapłacić od 12 tys. euro wzwyż (za około 8-9 tys. euro można kupić auto z dużym przebiegiem, wymagające licznych napraw).
Istnieje wiele typów kamperów, począwszy od busów z wyposażeniem kempingowym, przez pół-integry (kabina od busa z zabudowanym na ramie domkiem), alkowy (jak pół-integra, tylko z dodatkowym łóżkiem nad kabiną) i pełna integra (wtedy dodatkowe łóżko jest nad głową kierowcy i na postoju opuszcza się je do przestrzeni pasażerskiej) – czyli pojazd z mechaniką auta dostawczego, z nadwoziem w całości wykonanym przez firmę kempingową. Nasza maszyna jest przedstawicielem tego ostatniego typu pojazdów.
Zanim wyruszymy
Wakacje w kamperze trzeba dobrze zaplanować. Pomagają w tym informacje dostępne na forach internetowych (camperteam.pl), na których można znaleźć relacje innych kamperowych rodzin z ich podróży. Często znajdziemy w nich współrzędne GPS do ciekawych miejsc. Dodatkowo możemy się wspomóc przydatnymi aplikacjami jak park4night, które z pomocą nawigacji skierują nas na interesującą miejscówkę. A no i właśnie – miejscówkę, a nie kemping. Bo wakacje w kamperze to wolność. Nie musimy szukać kempingu, na którym rozbijemy nasz namiot, czy postawimy przyczepę. Nie musimy szukać miejsca z łazienką, zbiorczą kuchnią czy dostępem do prądu – mamy to wszystko przy sobie, w kamperze.
Zanim jednak wyruszymy, musimy przygotować samochód. O takich oczywistościach jak sprawdzenie poziomu oleju czy ustawieniu ciśnienia w kołach nie ma potrzeby wspominać. Każdy, kto na wakacje jeździł samochodem i tak to zrobi. Ale kamper to także dodatkowe obowiązki. Nasza maszyna wyposażona jest w dodatkowe panele solarne na dachu, które, w połączeniu z dużą butlą gazową, niemal całkowicie uniezależniają nas od zewnętrznych źródeł zasilania. Przed wyjazdem warto zadbać o pełne naładowanie baterii i wszystkich swoich urządzeń elektrycznych (komórek, aparatów fotograficznych, kamerek czy laptopa). Należy również napełnić zbiornik z czystą wodą. Zazwyczaj jest on umieszczony w jednym z bagażników podłogowych i mieści od 80 do 150 litrów. Po zatankowaniu wody, trzeba przemyśleć pakowanie. Zbiornik przeważnie znajduje się po jednej ze stron pojazdu, znacząco ją dociążając. Dlatego pakując inne ciężkie przedmioty – wodę do picia, grilla, leżaki na plażę itp. – trzeba ulokować je po drugiej stronie auta. Tak wyważony pojazd będzie się lepiej prowadził.
Jesteśmy na wczasach
Wakacje zaczynają się w momencie przekręcenia kluczyka. Wszystkie troski codziennego dnia zostają w domu, a my w naszych czterech ścianach, na czterech kołach, możemy oddać się błogiemu lenistwu. 24 godziny na dobę z naszymi bliskimi – pełna integracja. Tu warto jeszcze nadmienić, że kierowca, do pełni szczęścia, musi lubić jazdę i nie mieć trudności z poruszaniem się naprawdę dużym sprzętem. Nasz kamper ma ponad 5 metrów długości, ponad 2 metry szerokości i niemal 3 metry wysokości. Zwłaszcza ten ostatni parametr może sprawić kłopot – choćby na niektórych przejściach granicznych, gdzie obsługa osobówek może odbywać się przy okienku ukrytym pod dachem o wysokości do max. 2,5 m.
Wakacyjny nastrój ogarnia nas powoli, a jego najwcześniejszymi przejawami mogą być już pierwsze postoje na trasie. Śniadanie w miejscu obsługi podróżnych przy autostradzie – nie ma sprawy. Obiadek na leśnym parkingu – proszę bardzo. Drzemka po dotankowaniu paliwa – oczywiście. I nie będzie to „łamanie pleców” na rozłożonym fotelu kierowcy w osobówce, ale porządny sen na wygodnym łóżku. Tak, to są wczasy, a to dopiero początek.
Możliwości samochodu kempingowego są nieograniczone. Każde miejsce, w którym się zatrzymamy, staje się naszym podwórkiem. Pojawią się chmury na niebie? Sprawdzamy pogodę w sieci i już wiemy, że 200 km dalej świeci słońce – odpalamy silnik i za 3 godziny jesteśmy znowu na słonecznej plaży. Jednym słowem – całkowita WOLNOŚĆ. A jeżeli deszcz zaskoczy nas po przebudzeniu? To też nie problem. Nie musimy przecież nawet wychodzić z samochodu. Umyjemy się w pokładowej łazience i pojedziemy dalej.
Nasz urlop trwał 14 dni. Z tego w Grecji byliśmy przez 12 z nich. W tym czasie byliśmy łącznie w siedmiu „dzikich” miejscach i na jednym kempingu. Tak naprawdę ten ostatni był koniecznością tylko dlatego, że na wyspie, na którą dotarliśmy obowiązywał całkowity zakaz biwakowania poza miejscami wyznaczonymi – czyli płatnymi kempingami. W pozostałych przypadkach odkrywaliśmy, czym jest życie kamperowca w najczystszej postaci. Zatrzymywaliśmy się na plażach, nieraz do linii wody mieliśmy mniej niż 15 metrów. Dźwięk morskich fal usypiał nas wieczorem, by znowu towarzyszyć nam przy śniadaniu. Takich atrakcji nie oferuje żaden apartament, żaden hotel, ani żaden kemping. Właśnie ten aspekt życia w kamperze spodobał mi się najbardziej.
Taką formę wakacji odkryliśmy dzięki wspomnianym już forom internetowym, które informują nie tylko o tym, gdzie można znaleźć fajne miejsce na biwak, ale także, jakie udogodnienia można na takiej dzikiej miejscówce znaleźć. Nieraz przy plaży jest prysznic ze słodką wodą, czy kranik umożliwiający dotankowanie wody do zbiornika w kamperze. Niemal we wszystkich odwiedzanych przez nas miejscach były kosze na śmieci. Część lokalizacji oferowała cień sosnowego lasu, część – piękny widok na rozległe pola i pobliskie górskie szczyty.
Przemieszczanie się między kolejnymi punktami naszej podróży wiązało się z pokonywaniem tych ostatnich. Dało nam to możliwość poznania Grecji, jakiej nie ma w przewodnikach. Małe, osadzone między górami miasteczka oferują zupełnie nieznane szerokiej turystyce doznania. Sami Grecy to naród bardzo otwarty i życzliwy. Mimo braku możliwości werbalnego porozumienia się i tak zawsze jakoś się dogadywaliśmy i mieliśmy dzięki temu okazję skosztować różnych pyszności. Najlepsze były jednak zapierające dech w piersiach widoki. Osiągniecie dużych wysokości na bardzo krętych górskich drogach stwarza jednak pewne problemy dla starszej generacji samochodu. Pod niektóre wzniesienia musieliśmy niemal „pełzać” na pierwszym biegu z prędkością 10-15 km/h, szybciej się nie dało, ale nie dlatego, że brakowało mocy, ale dlatego, że silnik zbytnio się rozgrzewał. Poprzedni właściciel naszego Hymera częściowo zaradził temu problemowi, montując, podobnie jak wielu kamperowców jeżdżących starszymi modelami, dodatkowy wentylator chłodnicy, załączany osobnym przełącznikiem z wnętrza pojazdu. Wolna jazda nie była jednak problemem, bo jadąc z wspomnianymi prędkościami nawet kierowca może podziwiać okolice.
Gdy nie było gór, problemy stwarzały greckie drogi. Ich stan jest, delikatnie pisząc, okropny. Asfalty są bardzo szorstkie i nierówne, a przez to głośne. Jednocześnie nienaprawiane latami potrafią zaskoczyć dziurami, jakich u nas nie widziałem od lat 90. minionego stulecia. Oznaczenie dróg również pozostawia wiele do życzenia. Problemem nie jest nawet nietypowy grecki alfabet (znając rosyjską cyrylicę można się co nieco domyślić), ale czasem brak znaków w ogóle. Na szczęście nasz GPS nie zawodził.
Urządzenie nawigacyjne to kolejny ważny element wyposażenia samochodu kempingowego. Najlepiej, żeby miało możliwość wprowadzenia gabarytów pojazdu (my korzystaliśmy z nawigacji marki TomTom dla ciężarówek). Dzięki temu unikniemy cofania ze zbyt ciasnych uliczek lub spod za niskich mostów. Takiej funkcji nie oferują, przynajmniej na razie, mapy Google.
Kamper – pojazd bez wad?
Każde rozwiązanie ma swoich zwolenników i przeciwników. Tak samo jest z podróżowaniem samochodem kempingowym. Jednym przeszkadzać będzie powolna jazda – my poruszaliśmy z prędkościami do 90 km/h (według GPS). Inni będą narzekali na wysokie spalanie – u nas oscylowało między 10 a 11 litrów na 100 km (nowoczesny kamper integra przy prędkościach do 100 km/h będzie spalać 8-9 litrów, bus czy pół-interga około litr mniej). Na takie wartości wpływ ma po pierwsze masa pojazdu – po zapakowaniu wakacyjnego ekwipunku, jedzenia i wody auto ważny ponad 3 tony, jak i ogromny opór, jaki kamperowi typu integra stawia powietrze.
Tę ostatnią kwestię odczułem szczególnie podczas powrotu do Polski. Przez blisko jedną trzecią trasy (ponad 450 km) jechaliśmy z wiatrem czołowym. Odczucie było zbliżone do jazdy pod górę. Wiatr zmusił nas do zmniejszenia prędkości do około 80 km/h, a spalanie i tak wzrosło do 11,5 litra na 100 km.
Ostatnią, tym razem czysto obiektywną, wadą jazdy kamperem są taryfy na autostradach. We wszystkich krajach, przez które podróżowaliśmy, poza Macedonią, jadąc samochodem kempingowym, jesteśmy traktowani gorzej niż osobówki i musimy płacić więcej. W Serbii różnica jest niewielka, około 3 euro na całej długości trasy w tym kraju. Na Węgrzech to już po przeliczeniu ponad 160 złotych za winietkę na miesiąc (wobec 90 złotych za auto osobowe), natomiast w Grecji, gdzie opłaty pobierane są, podobnie jak u nas na znienawidzonych bramkach – pojedyncza bramka dla samochodu osobowego to np. 1,8 euro, ale dla kampera już 5,20 euro. My jednak nie przejęliśmy się za bardzo greckimi zakusami na nasze portfele i przemieszczaliśmy się drogami bocznymi, które dały nam możliwość zobaczenia tych wszystkich niesamowitych miejsc.
Ja chcę jeszcze raz!
Jako dziecko podróżowałem z rodzicami po KDL (krajach demokracji ludowej) zestawem składającym się z kolejnych osobówek mojego taty, sprzęgniętych z przyczepą z Niewiadowa. Potem przez lata jeździłem z namiotem w bagażniku – rodzice wybierali domy wczasowe. Jednak od jakiegoś czasu z coraz większym sentymentem spoglądaliśmy w stronę kempingów. Rodzice cztery lata temu kupili opisywane auto. Ja dopiero teraz, przez wzgląd na najmłodszego członka rodziny, zdecydowałem się pożyczyć kampera i nie tylko, że nie żałuję, ale wiem, że za rok pojedziemy nim znowu.
Jeśli tym tekstem zachęciłem kogoś z czytelników do spróbowania, to nie wahajcie się i już dziś szukajcie możliwości pożyczenia samochodu kempingowego na przykład na majowy weekend. Kilka wiosennych dni na pokładzie kampera wystarczy, by pokochać (lub nie) taką formę wypoczynku. Ja pokochałem.