BMW 5 E39
Każdy mniej lub bardziej kieruje się marką samochodu przy zakupie, ale ostatecznie nie każdy realizuje swoje marzenia. Samochody o renomowanej pozycji są zwykle stare i drogie jako auta używane, a w podobnej cenie można wyjechać z salonu choćby Dacią Logan i cieszyć się kilkuletnią gwarancją. A może jednak warto zaryzykować?
Na rynku jest mnóstwo luksusowych marek samochodowych, ale tylko niewielka ich część cieszy się wyjątkowo ugruntowaną pozycją. Takich aut nie kupuje się tylko dlatego, że są w miarę ładne, bo w salonach i komisach znajdzie się sporo tańszych modeli i bardziej udanych stylistycznie. Takie wozy są po prostu obiektem pożądania innych ludzi, którzy pragną je tylko dlatego, bo musieliby sprzedać całą rodzinę na eBay, żeby sobie taki samochód kupić. W końcu zakazany owoc jest smaczniejszy, dopóki nie zrobi się z niego kompotu. I teraz inni ludzie, którzy mają nadmiar gotówki, kupują te doceniane samochody, żeby poczuć to coś siedząc wewnątrz i uśmiechać się do samego siebie jadąc przez miasto i ściągając zazdrosne spojrzenia. Wiadomo, w USA społeczeństwo kocha jedne auta, w Europie drugie, a w Azji jeszcze inne. Jak jest w Polsce? To bardzo proste. Wystarczy, że wejdziecie na jakikolwiek serwis randkowy lub portal społecznościowy, wpiszecie granicę wieku 16 lat i wybierzecie płeć „kobieta". Potem trzeba już tylko przejrzeć zdjęcia i otworzyć w nowym oknie te, które są niesmaczne i przedstawiają osoby w nienaturalnych pozycjach oraz dziwnych miejscach, np. półnagą dziewczynę prezentującą swoje wymalowane usta w wannie lub inną, skąpo ubraną ukazującą swoje wdzięki „wypinając się" na dywanie. Na koniec zostaje opis pod zdjęciem, który wszystko wyjaśni: „poznam bogatego faceta starszego o 20 lat, nie może być łysy i musi mieć Audi, BMW albo Mercedesa". I już wiadomo jakie auta budzą u nas respekt! Mercedes robi większą furorę w firmach, zresztą pisałem wcześniej o kilku modelach, na Audi przyjdzie czas, a tymczasem zostaje BMW.
Seria 5 E39 jest jednym z częstszych gości na naszym rynku. Pomimo tego, że konstrukcja sięga 1995 roku, to trzeba przyznać, że całe auto trzyma się tak dobrze, jak większość amerykańskich gwiazd telewizyjnych. Wersje po liftingu prawie w ogóle nie różnią się od starszych odpowiedników ale dzięki delikatnym zmianom zderzaków, „grilla" oraz reflektorów potrafią zwrócić na siebie uwagę nawet dziś. Prezentują się po prostu dobrze, szczególnie z wyszukanymi wzorami większych, oryginalnych felg. O ile przy konkurencie spod znaku Mercedesa w podobnym wieku, Klasie E, wygląda się fajnie tylko w marynarce i po czterdziestym roku życia (no, może z wyjątkiem egzemplarzy stylizowanych przez AMG), to do „5" pasuje zarówno prezes hurtowni alkoholowej jak i maturzysta, syn bogatych rodziców. To zaleta i zarazem wada, bo marka BMW często jest utożsamiana z ludźmi w dresie z ogoloną na łyso głową. To utarty stereotyp, który jest prawdziwy, ale tylko w pewnym stopniu. Faktycznie, sam mam przeboje z takimi ludźmi, bo wiecznie chcą się ze mną ścigać po wrocławskich ulicach, ale gdyby drążyć temat dalej, to są to najczęściej właściciele BMW 3 – tańszych i w zakupie i w utrzymaniu, a to że ich spotykam, to pewnie czysty przypadek. Nie kupują Mercedesów, bo przy tych niedrogich wyglądają kiepsko. Wybierają BMW, a ostatnio mam wrażenie, że również Audi, bo są bardziej młodzieżowe i cieszą się renomą, a to, plus często dość duża moc, działa jak zastrzyk testosteronu – i na biznesmena i na młodzika w dresie.
Nie wiem dlaczego wcześniej nie zająłem się tym modelem, ale prawda jest taka, że ciężko jest znaleźć jakieś wady w „5". Jedna z większych to silnik 2.5 tds o ponad 140KM. Jest paliwożernym dieslem z sześcioma cylindrami ułożonymi w rzędzie, który z reguły cieszy niewymagającego właściciela dopóki nie zacznie się psuć. Na rynku wtórnym jest ich mnóstwo i to w kuszących cenach. Zdecydowana większość E39 przekroczyła już dawno 200 tys. km, a to oznacza, że awarie mogą nastąpić w każdej chwili, a dokładniej mówiąc w momencie, który najczęściej określa się jako zły. Zaczyna się od problemów z „odpaleniem" silnika, a kończy na awarii pompy wtryskowej i pęknięciu głowicy. Ta druga niedługo przekroczy cenę złota, bo po prostu zaczyna jej na rynku brakować, bo wspomniane awarie naprawdę nie są rzadkością. Do tego dochodzi jeszcze kapitulacja skomplikowanej turbosprężarki i potężny rachunek, który może przekroczyć nawet 50% wartości auta. Nie martwcie się jednak, bo to nie znaczy, że lepiej o tym samochodzie zapomnieć. W ofercie znajduje się też rzędowy diesel 3.0d, również o sześciu cylindrach ale mocy ponad 180 i 190KM. Nie jestem fanem motorów wysokoprężnych, ale testowy egzemplarz był wyposażony właśnie w tą jednostkę i śmiało mogę stwierdzić, że faktycznie jest tak dobra jak o niej mówią. Statystycznie długo pozostaje bezawaryjna przy odpowiednim serwisowaniu, a z autem radzi sobie po prostu świetnie. Oczywiście trzeba mieć na oku turbosprężarkę, która prędzej czy później i tak się zepsuje. Przyjemna elastyczność i niecałe 8 sekund do 100km/h to niezły wynik. Do tego zaskakująco mało pali i ma ładny dźwięk. W połączeniu z bezpośrednim układem kierowniczym oraz zawieszeniem-legendą, które zachowuje komfort i jednocześnie pozwala na ostrzejszą jazdę na zakrętach, auto staje się po prostu fajne. Są też oczywiście niezłe jednostki benzynowe, ale warto sięgnąć tylko po te największe - flagowy, widlasty ośmiocylindrowiec o pojemności 4.9l i mocy 400KM (M5), mniejszy 4.0 z 290KM oraz ewentualnie 3.5l i 3.0l, których moce wahają się w granicach 240KM. Fakt, paliwo znika z ich baku jak cukierki w przedszkolu (choć w tym ostatnim da się to jeszcze przełknąć), ale osiągi w pewnym stopniu to zrekompensują. Całą resztę benzynowych silników detronizuje 3.0d. Nie mówię, że są złe, ale w tym dieslu podobne lub nawet lepsze wrażenia z jazdy kosztują po prostu mniej przy eksploatacji.
Jednym bardziej zależy na wyglądzie karoserii, innym wnętrza. Jakby na to nie patrzeć to właśnie w kabinie wszyscy przesiedzimy prawie całe życie samochodu i w E39 chyba każdy poczuje się dobrze. Wewnątrz jest sporo miejsca zarówno z przodu jak i z tyłu. Przednie fotele są bardzo wygodne, a ilość kombinacji ich ustawienia przekracza ludzkie pojęcie. Niewtajemniczeni będą musieli poświęcić chwilkę na ogarnięcie działania wszystkich dźwigienek przy fotelu w przypadku sterowania ręcznego, a jak w końcu im się to uda, to z pewnością docenią możliwość elektrycznego pompowania oparcia. Do tego zagłówki są tak wyprofilowane, że w końcu można o nie oprzeć głowę. Jednak nie to jest najlepsze. Opisywany egzemplarz lifting ma już za sobą, podobnie jak 200 tys. km na liczniku. Mimo tego wnętrze jest w idealnej kondycji, a wszyscy użytkownicy „5" są dłużni inżynierom BMW drinka za zastosowanie tak dobrych materiałów. Kierowca nie powinien narzekać – konsola zwrócona jest delikatnie w jego kierunku, a zegary są proste, czytelne i ładne, a dodatkowo uzupełnione o ekonomizer. Deska rozdzielcza może niektórych przestraszyć ilością różnych, podejrzanych przycisków, ale ich obsługa jest w praktyce bardzo łatwa i wciskając wszystkie po kolei nie wysadzicie nic w powietrze. Nawet zaryzykuję stwierdzenie, że są bezpieczniejsze od przeszukiwania podobnych funkcji w skomplikowanych systemach multimedialnych współczesnych aut, bo nie odwracają w takim stopniu uwagi od drogi. Do tego wszystkie są na tyle duże, że miłośnicy podróżowania samochodem w rękawiczkach nie będą mieli z nimi problemu. Pasażerowie tylnej kanapy również powinni być szczęśliwi. Od społeczeństwa zaglądającego przez szyby podczas czekania na skrzyżowaniu mogą odgrodzić się rozsuwanymi kurtynami przeciwsłonecznymi, a gdy zrobi im się za gorąco – pobawić się indywidualnymi pokrętłami od klimatyzacji. Schowków też jest całkiem sporo, ale te w tylnych i przednich drzwiach nie grzeszą pojemnością, nie mówiąc o tym w przednim podłokietniku, do którego wejdzie tylko kilka plastrów żółtego sera. E39 można było kupić w wersji sedan i Touring, czyli kombi. Oba mają ponad 400l bagażniki, a Touring wyposażono dodatkowo w fajny gadżet w postaci otwieranej tylnej szyby. Wewnątrz – różne haczyki i gumy do mocowania bagażu w otoczeniu starannego wykończenia.
Czy jest sens przepłacić za starszy konstrukcyjnie samochód używany renomowanej marki? Może i tak, ściąganie zazdrosnych spojrzeń jest bezcenne, a E39 jeszcze potrafi to robić, bo zeszło z taśmy dopiero w 2004 roku. Choć nie lubię ani diesli, ani samochodów, które mają cokolwiek wspólnego z rodziną, to kupiłbym takie auto z szałowym 3.0d, bo pomimo tego, że spełnia wszystkie cechy auta rodzinnego i reprezentacyjnego, to jeszcze potrafi dać frajdę za rozsądną cenę. Niestety po ulicach kręci się mnóstwo osób, które też chcą mieć coś takiego i nawet nie myślą o tym, żeby sprzedać rodzinę na wspomnianym eBay, bo nawet nie mają tam konta. Dlatego nie mógłbym mieć takiego samochodu, bo z lenistwa rzadko używam garażu i pewnie długo bym nim nie pojeździł. A szkoda.
Niniejszy artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy TopCar, która użyczyła auto ze swojej aktualnej oferty do testu i sesji zdjęciowej
http://topcarwroclaw.otomoto.pl
ul. Królewiecka 70
54-117 Wrocław
e-mail: top-car@neo.pl
tel: 71 799 85 00