Audi A6 C7 - używane, ale jak nowe
Zakup samochodu w salonie ma sporo plusów. Zaczynając od gwarancji, a kończąc na współczesnych standardach wyposażenia i bezpieczeństwa. Jak wszędzie są też minusy. Choćby cena i spadek wartości szczególnie przez pierwsze trzy lata. A gdyby tak kupić porządne auto, które jest prawie nowe?
Audi A6 C7, choć przeszło drobny facelifting, jest w dalszym ciągu produkowane. Czy się zestarzało? Raczej nie. I pewnie szybko to nie nastąpi, bo stylistyka ewidentnie jest ponadczasowa. Choć w swojej doskonałości też trochę… nudna. Ponadto niewtajemniczeni będą mieć problem w odróżnieniu A6 C7 od innych sedanów marki. O ile pomyłka z A8 nie jest ujmą, to w przypadku mniejszego i tańszego A4 już tak. Ale przynajmniej nikt nie zwątpi, że A6 to Audi – nie da się pomylić tego auta z inną marką.
To już siódma generacja limuzyny Audi z klasy wyższej średniej. Pierwsza co prawda nie nosiła w nazwie modelu litery „A”, choć Audi 100 z końcówki lat 60’ ubiegłego wieku siłą rzeczy jest dumnym dziadkiem współczesnego modelu. W stosunku do bezpośredniego poprzednika A6 C7 trochę urosło, ale za to nie przytyło. Dzięki szerokiemu zastosowaniu aluminium cała konstrukcja trochę straciła na wadze. Przy okazji producent nieco cofnął kabinę do tyłu i proporcje stały się jeszcze doskonalsze.
Kilkuletnia limuzyna z Niemiec jest tańsza o około połowę od tej samej w salonie, co oznacza oszczędność w wysokości nawet ponad 100 tys. złotych. Przy tym nie odbiega poziomem wyposażenia od współczesnych, luksusowych aut. Mało tego – na rynku wtórnym jest dostęp do sporej ilości bogato wyposażonych egzemplarzy, które zawstydzą niejedno auto z salonu. Zresztą na tle konkurencji Audi A6 C7 to jeden, wielki gadżet w niepozornym opakowaniu. Czy taki nabytek z drugiej ręki ma sens?
Gadżet w garażu
Można się zdziwić, ale testowy egzemplarz ma już na liczniku 214 tys. km. I najlepszą rzeczą jest w tym wszystkim to, że po aucie w ogóle nie widać zużycia – nawet we wnętrzu. To podkreśla z jak doskonałych materiałów zostało zrobione A6. Nawet kierownica nie jest przetarta, a kokpit wygląda jak nowy. Zresztą trudno, żeby było inaczej. Władze Audi swego czasu podkreśliły, że będą kłaść nacisk na jakość. I coś w tym faktycznie jest. Kokpit nie skrzypi i jest świetnie spasowany, plastiki miękkie, a użyte dekoracje nie sprawiają wrażenia odpustowych gadżetów. Matowe drewno, szczotkowane aluminium… Wszystko jest naturalne i po prostu piękne.
Swoją drogą – kokpit Audi A6 niewiele różni się od tego w A8. Zarówno pod względem materiałów, jak i spasowania oraz… gigantycznej ilości elektroniki. Początkowo kierowca może się czuć nieco przytłoczony. Ogromny i rozbudowany tunel centralny wygląda jak wał przeciwpowodziowy. Ponadto szędzie jest mnóstwo przycisków i przełączników. Jednak po zapoznaniu się z autem całość nabiera sensu i okazuje się intuicyjna. Jeszcze te dyskretne gadżety…
Po odpaleniu silnika z kokpitu dystyngowanie wysuwa się wielki ekran systemu multimedialnego MMI. Po wyłączeniu auta z powrotem chowa się w kokpicie i jest tak dobrze dopasowany do otaczających materiałów, że na pierwszy rzut oka nawet go nie widać. Sterowanie multimediami w zależności od wersji może zostać powierzone pokrętłu lub touchpadowi, podobnemu do tego w laptopach. Ten drugi rozpoznaje nawet gesty. Zresztą miłośnicy gadżetów poczują się tutaj świetnie. W opcji był dostęp niesamowity system grający Bang&Olufsen. Dopłata do niego też była niesamowita… Na pokładzie można oglądać filmy a nawet pracować, ponieważ samochód poprzez kartę SIM potrafi łączyć się z Internetem i stanowić punkt dostępu dla kilku urządzeń jednocześnie. Nawet nawigacja wykorzystuje mapy Google. A gdyby prąd w zewnętrznych urządzaniach skończył się, to na pokładzie znajdują się gniazda 12V do ładowania. Oczywiście trudno wymienić tutaj pełną listę wyposażenia, bo w aucie znajduje się tak dużo różnych dodatków. W skrócie można stwierdzić jedno – mało jest tak zaawansowanych aut na rynku.
Na drodze
Póki co ciężko jest mówić o typowych usterkach Audi A6 C7 z drugiej ręki, bo wóz jest zbyt młody. Pojedyncze przypadki dotyczą zwykle błędów związanych z elektroniką, niesprawnym oświetleniem LED i elementami gumowo-metalowymi w układzie zawieszenia. Wcześniej problematyczne bywały też silniki – szczególnie, jeśli chodzi o popularny diesel 3.0 TDI. Zasłynął z awarii układu rozrządu, układu wtryskowego oraz awaryjnymi kolektorami. Swoją drogą – oferta jednostek napędowych jest ogromna. Pojemności motorów benzynowych wahały się w przedziale 2.0l – 4.0l, a moc 180 – 420KM. I to nie licząc skrajnie sportowych wariantów RS. Z kolei diesle reprezentował znany 2.0TDI oraz 3.0TDI. Szczególnie ten ostatni jest popularny i to z kilku względów.
Mimo rodowodu diesla, we wnętrzu jest zupełnie cicho, nawet na wysokich obrotach. Kultura pracy jest doskonałai nawet na zewnątrz samochodu nie słychać, że pod maską pracuje diesel. Osiągi zresztą też są niezłe. Skrzynia potrafi trochę szarpać, ale auto chętnie przyspiesza praktycznie przy każdej prędkości. Turbodziura jest bardzo słabo wyczuwalna.
Zawieszenie jest dość sztywne, ale zachowuje trochę więcej komfortu, niż w przypadku BMW Serii 5. Trochę ustępuje mu też pod względem prowadzenia, ale i tak zasługuje na oklaski. A6 C7 jest mniej podsterowne od poprzednika i bardzo łatwo jest wyczuć je na drodze, bo zachowuje się po prostu przewidywalnie. Z napędem na wszystkie koła Quattro czyni cuda. I także tutaj trafiła wszechobecna elektronika – niektóre egzemplarze z rynku wtórnego mogą pochwalić się zawieszeniem aktywnym.
Limuzyna, która dalej jest nowa, ale dużo tańsza od tej z salonu? To całkiem niezły pomysł. Ząb czasu nie robi na A6 C7 większego wrażenia, a wnętrze zachowuje świetną kondycję nawet po przekroczeniu 200 tys. km. Trzeba mieć tylko na uwadze coraz większe ryzyko usterek, co przy ogromnym stopniu skomplikowania tej konstrukcji bywa kosztowne. Pewne jest za to jedno – kilkuletnie Audi A6 zagwarantuje na co dzień mnóstwo frajdy i komfortu.