Audi A2 - wyobraźnio prowadź!
Jaki jest najmniejszy model Audi, który można kupić, choćby na rynku wtórnym? Oczywiście A3! Tak odpowie większość osób, póki jeszcze nie ma w sprzedaży A1. Nie wiedzą jednak jak bardzo się mylą i jak bardzo szaloną konstrukcją jest samochód, o którym nawet nie słyszeli. No właśnie, ale dlaczego mało kto o nim słyszał?
Bo tak zawsze jest z kosmicznymi rozwiązaniami. Robią dużo szumu w krótkim czasie, a gdy zaczynają się sprzedawać, to okazuje się, że wszyscy klienci wygrali kiedyś w lotto lub mają szwagra w sycylijskiej mafii. Cała reszta ma inne problemy na głowie i nie zamierza poświęcać kredytu na inżynierski wymysł, nad którym „ścierali się" Niemcy. Dlatego projekt upada nim w ogóle zdążył wstać i ostatecznie nikt o nim nic nie wie. Co Audi A2 ma w sobie wyjątkowego? Praktycznie wszystko. Inżynierowie postanowili stworzyć auto małe z zewnątrz i duże w środku, do tego oszczędne i nowatorskie. Wszystkie te czynniki mówiły jedno – to będzie kompletna klapa. Wielu próbowało je okiełznać i dziwnym trafem nikomu się to nie udało. Audi jednak zamiast głosu rozsądku, posłuchało żony prezesa, która chciała mieć takie auto i zaczęło projekt od znalezienia odpowiedniego materiału.
W A2 konstrukcję wykonano z aluminium, co już na dzień dobry podbiło cenę. Potem personel postanowił zająć się obniżeniem kosztów eksploatacji, a co za tym idzie – zużycia paliwa. Nadwozie stało się wąskie i wysokie, a linia dachu mocno opadała ku tyłowi. Studenci Politechniki stwierdzą, że to tak jak u Toyoty Prius, a ci z Uniwersytetu Przyrodniczego – jak u kropli wody w filmie z Animal Planet. Cel był jeden – obniżyć opory powietrza podczas jazdy. Usunięto nawet wycieraczkę tylnej szyby, która ponoć źle wpływała na opływające samochód powietrze. Najwyraźniej z nią wóz spalał o litr więcej paliwa, ale przez kilogramy błota, które osadzają się na szybie efekt i tak jest podobny. Idealnej wizji projektu auta miała dopełniać jego bezobsługowość. W tym celu konstruktorzy zaplombowali maskę. Co się stanie, gdy pociągniecie dźwigienkę pod konsolą, która zwykle pozwala ujrzeć silnik? Wtedy opadnie kawałek czarnego plastiku między reflektorami. Co z tego? Będziecie mogli np. dolać płynu do spryskiwaczy, a nawet sprawdzić stan oleju.
To zabawne, ale dziś ten pomysł śmieszy tak jak w 2000 roku, kiedy to auto zostało wprowadzone do sprzedaży. Tak! Tej konstrukcji niebawem „stuknie" 10 lat! Na szczęście nie musicie jechać do ASO, żeby w razie czego dostać się do silnika. Za tym czarnym kawałkiem plastiku są mocowania – wystarczy je odkręcić, zdjąć maskę i położyć gdzieś obok. A co jest pod nią? Dalsza realizacja planu Audi – oszczędne silniki. Tu zdecydowanie bardziej przykuwają uwagę diesle. Najmniejsza jednostka TDI ma zaledwie 1.2l i 61KM. Są dwie grupy klientów, do których jest skierowana. Emeryci, bo nie jeżdżą szybko i ekolodzy – bo nie jeżdżą szybko i chcą oszczędzać ropę naftową. Całej reszcie ten motor się nie spodoba, chyba, że jeżdżą po mieście. Producent zakłada, że średnio 1.2TDI powinien palić niecałe 3l/100km, a w miejskich korkach – nie więcej niż 4l. Coś mocniejszego ma 1.4l, 75KM i jest starym, dobrym 1.9TDI z wyciętym cylindrem – po zmianach ma ich trzy. Jego dźwięk jest dość specyficzny, ale również zachwyca oszczędnością i w przeciwieństwie do 1.2TDI można tu mówić o dynamice, lecz powyżej 2000obr./min. Wcześniej więcej czasu zajmuje tej jednostce zastanawianie się, co by tu zrobić, niż napędzanie samochodu. Wzmocniona, 90-konna wersja 1.4TDI pozwala osiągnąć 100km/h w niecałe 11 sekund, a to dobra wiadomość, również dla fanów chiptuningu. Oczywiście silniki benzynowe też się znajdą. 1.4l ma 75KM i prezentuje podobne osiągi do 75-konnego diesla z tym, że jest cichszy, więcej pali i płynniej rozwija moc. Flagowy, 1.6-litrowy motor ma bezpośredni wtrysk paliwa i 110KM, a to w połączeniu z małym, aluminiowym autem zapowiada ciekawe doświadczenia cielesne i duchowe. Tak właśnie jest – niecałe 10 sekund do 100km/h, już to mówi wiele. Silniki były kropką nad „i" w projekcie Audi, ale tak naprawdę tym, co było poniżej tej kropki okazała się cena – blisko 70 tys. zł za małe auto w podstawowej wersji wyposażenia, którego do miasta nie kupiłaby Eva Longoria Parker (w tej cenie wzięłaby Mini) to gruba przesada. Gdyby jednak wytłumaczyć to technologią, bo tak trzeba, i kolejnymi dziwnymi pomysłami, to całość zaczyna mieć sens.
Najlepszym przykładem jest wnętrze – to ma być małe auto duże w środku. Faktycznie, ma tylko 3,8m długości, a wewnątrz jest całkiem nieźle. To prawda, że jest wąsko, ale tu nie dało się nic innego wymyślić. Za kierownicą regulowaną na szczęście w dwóch płaszczyznach i tak można zająć przyzwoitą pozycję, do tego fotel jest regulowany na wysokość za pomocą wygodnej dźwigienki, a nie żadnej ukrytej korbki albo kółka, które łamie kobietom tipsy. Nawet podłokietnik na drzwiach wydaje się być w dość dobrym miejscu, ale brak w standardzie tego na tunelem środkowym to zniewaga. Zastosowane materiały wykończeniowe może i nie powalają, ale są z reguły dobrej jakości. Tylko ta kolorystyka i projekt... . Zupełnie tak, jakby projektant nadwozia zginął tuż przed rozpoczęciem opracowywania wnętrza i dlatego całe wykończono na czarno. Ponadto nie ma tu tego, co widać na zewnątrz - zdecydowanych łuków, stylowych dodatków i dziwnych elementów, których przeznaczenia nie zna nawet syn prezesa zarządu Audi. No, może tylko ta rączka przed pasażerem. Zajmuje idealne miejsce na dodatkowy schowek, a tak zamiast niego możecie chwycić się jej mocno w czasie jazdy po autostradzie i żyć w przekonaniu, że prędkość dźwięku się zbliża, szczególnie w 1.2TDI i ekologiem na miejscu kierowcy.
Na szczęście wnętrze urozmaicają trochę aluminiowe wstawki. Znacznie ciekawiej jest z tyłu. Podłoga w samochodzie jest podwójna, bo tego wymagała konstrukcja, ale z tyłu poprowadzona jest jednowarstwowo i znajduje się znacznie niżej niż z przodu. Dzięki temu pomimo krótkiego nadwozia zmieszczą się tam nawet wysocy pasażerowie. Tym największym nie będzie może nadzwyczaj wygodnie, bo linia dachu mocno opada, a kolanami będą obcierać o oparcia przednich foteli, ale przynajmniej się zmieszczą. Zresztą wbrew pozorom miejsca i tak jest znacznie więcej niż sugeruje to mała karoseria. Podobnie ma się sprawa wsiadania i wysiadania z tyłu – progi są bardzo wysokie, drzwi wąskie, a dach ścięty. Niewygodne, ale przynajmniej wóz ma 4 drzwi. Zamiast kanapy producent zastosował fotele. Ważą tyle, co nieduże dziecko, składają się i całkiem wyciągają, dzięki czemu z auta można zrobić mały samochód dostawczy. Zresztą bagażnik też jest ciekawym tematem. Ma 350l, a otwór załadunkowy jest duży, bo klapa mocno zachodzi na dach. Do tego jego dno jest podwójne i znalazło się w nim miejsce na akumulator – zupełnie jak w BMW. Producent uwziął się na wycieraczki, bo nie dość, że z tyłu całkiem je zlikwidował, to z przodu zostawił tylko jedną i po stronie pasażera zostają niewytarte powierzchnie. Do tego tylna szyba jest przedzielona spoilerem, który zasłania dosłownie pół świata. Zależy od sytuacji, ale zwykle wygląda to tak, że podczas postoju na światłach będziecie wiedzieć, jakie auto zatrzymało się za wami, ale często ominie was najlepsze – nie zobaczycie głupich min jego kierowcy.
Projekt Audi jak najbardziej się udał. Auto jest oszczędne, nowoczesne i nawet do teraz trwałe i odporne na poważne usterki. Było fajne, dopóki producent nie zamieścił jego cen w katalogach. Po dokupieniu dodatków w stylu automatycznej klimatyzacji zamiast A2 można było mieć limuzynę klasy średniej. Nie wziąłbym go, bo nie lubię ekologów, ale otwórzcie pierwszy lepszy serwis aukcyjny z autami używanymi – A2 w końcu jest dość tanie! W końcu opłaca się je kupić!
Niniejszy artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy TopCar, która użyczyła auto ze swojej aktualnej oferty do testu i sesji zdjęciowej
http://topcarwroclaw.otomoto.pl
ul. Królewiecka 70
54-117 Wrocław
e-mail: top-car@neo.pl
tel: 71 799 85 00