Zrozumiałem, po co istnieje Jeep. Wrangler, Gladiator i cała reszta!
Czy wiesz, po co dzisiaj istnieje marka Jeep? Oczywiście, kultywuje tradycje legendarnego Willysa, którego zna cały świat, który stał się ogólnoświatowym synonimem samochodu terenowego. Nawet dzisiaj, wiele osób nierozpoznających poszczególnych modeli i marek produkujących auta uterenowione, o większym samochodzie z dużym prześwitem, mówi po prostu „dżip”. Ale na Jeep Camp 2019 zrozumiałem coś jeszcze.
Trailhawk oznacza „potrafię więcej niż myślisz"
W ofercie tego amerykańskiego producenta terenowych legend, obecnie pod włoskimi rządami, jest wiele modeli, które bardzo rzadko, a może nawet nigdy nie zjeżdżają z asfaltu. Mowa tutaj o takich modelach jak Jeep Renegade, Compass, Cherokee czy Grand Cherokee. Nawet wiele Wranglerów kupowanych jest po to, by rasowo wyglądać „na mieście”. Jednak u szczytu cennika każdego modelu jest wersja najbardziej terenowa, która ma realizować dziedzictwo marki. W przypadku większości modeli Jeepa to wersje Trailhawk, a w modelu Wrangler – Rubicon.
Na samym początku należy zadać sobie pytanie: czy takie wersje są komukolwiek potrzebne? Oczywiście, że są. Szczególnie mniejsze i lekkie modele (Jeep Renegade i Jeep Compass) świetnie sprawdzą się wszędzie tam, gdzie niewielka masa i spore możliwości do jazdy w terenie są obowiązkowe. Są profesje, takie jak leśniczy, kierownik budowy, geodeta, w których wygodny, niewielki i jednocześnie sprawny w terenie samochód to jedno z podstawowych narzędzi pracy.
W przypadku modeli Jeep Cherokee i Grand Cherokee chodzi o pokaz możliwości – duże SUV-y, które z założenia nie będą wykorzystywane przez właścicieli do jazdy w ciężkim terenie, w wersjach Trailhawk dają możliwości, których próżno szukać w modelach marek konkurencyjnych.
Offroad? Tylko w towarzystwie!
Ale w posiadaniu Jeepa, jakiegokolwiek, chodzi o coś jeszcze – o pewnego rodzaju przynależność do grupy ludzi, którzy kochają przygody, aktywny tryb życia i wyzwania za kierownicą. Będąc we włoskich górach, miałem okazję przekonać się, jak wiele osób spotyka się co roku na imprezie Jeep Camp tylko po to, by razem jeździć po specjalnie przygotowanych trasach offroadowych, gdzie samochody tej amerykańskiej marki mają możliwość udowodnienia swojej wartości. I muszę powiedzieć, że byłem bardzo pozytywnie zaskoczony atmosferą i tym, co potrafią same Jeepy.
Kierunek: przygoda. Jeep Camp 2019
Na trasy offroadowe w pierwszej kolejności wyjechaliśmy niewielkim Jeepem Compass Trailhawk. Samochód został wyposażony w opony M+S (czyli zimówki z terenowym bieżnikiem). Już po kilkudziesięciu przejechanych metrach znaki postawione przez organizatorów na przygotowanych trasach sugerowały zmianę trybu napędu na cztery koła na tryb 4L (elektroniczna blokada centralnego mechanizmu różnicowego). Chwilę później rozpoczął się zjazd o nachyleniu 20 stopni pośród kolein kamieni i wystających z ziemi korzeni drzew. Asystent zjazdu, który aktywowaliśmy natychmiast, w zasadzie sam sprowadzał auto w dół. Zadaniem kierowcy było jedynie operowanie kołem kierownicy w celu omijania przeszkód i obieranie prawidłowego toru jazdy.
Pomimo potężnych wstrząsów i chwilami bardzo gwałtownych przechyłów, Jeep Compass zdawał sobie nie robić niczego z napotkanych warunków drogowych. Niemal płynnie po pierwszym spektakularnym zjeździe czekało nas podjeżdżanie pod jeszcze bardziej strome zbocze, gdzie korzenie i sporo kamieni straszyły utratą przyczepności. Co prawda, ze względu na naprawdę śliską nawierzchnię, słyszeliśmy, że czasami jedno z kół kręci się w miejscu, jednak nie było mowy o tym, żeby samochód choć na moment się zatrzymał.
Trawersowanie? Pestka. Więcej tak naprawdę zależy od naszej odwagi niż od możliwości samochodu, które w odpowiednich warunkach potrafią naprawdę zaskoczyć. Momentami trasa była naprawdę emocjonująca, a był to dopiero wstęp.
Po powrocie na teren Jeep Campu, czyli specjalnego miasteczka stworzonego na czas wydarzenia, przesiedliśmy się do Jeepa Wranglera Rubicon Unlimited (wersja długa).
A teraz zaczyna się prawdziwy offroad! Jeep Wrangler Rubicon Unlimited pokazał, co potrafi
To, że na felgach Rubicona zobaczyliśmy „ateki” (opony all terrain), nie zaskoczyło nas specjalnie. Podczas dojazdu na odcinek terenowy, chwilę jechaliśmy asfaltem i to właśnie dzięki oponom naszego Wranglera najpierw było słychać, a dopiero potem widać – opony AT z kostkowym terenowym bieżnikiem na asfalcie są naprawdę głośne.
Znak każe skręcić w prawo, skręcamy. Znak wskazujący konieczność aktywacji trybu napędu 4L – oczywiście. A jak wyglądała trasa? Jak w filmie Hitchcocka. Najpierw 25-stopniowy podjazd po wyślizganym głębokim błocie, na którym samochód z terenowymi oponami ślizgał się jak na łyżwach. Utrzymanie kierunku jazdy było wyzwaniem, ale Jeep Wrangler nawet nie uronił kropli potu. Kolejne przeszkody to naturalne wykrzyże stworzone przez rosnące w poprzek drogi ogromne korzenie oraz trawers z ogromną kałużą przypominającą staw. Tutaj spokój i pewność prowadzenia były szczególnie ważne.
Kiedy po kilkunastu sekwencjach zjazdów i podjazdów byliśmy pewni, że już nic gorszego nas nie spotka, zaczęło się. Wspinanie się po zboczu góry w głębokim, wyjeżdżonym błocie z zakrętami o kącie 180 stopni. Przypominam, że jeździliśmy Jeepem Wrangler Ribicon Unlimited! Na trzecim zakręcie, ze względu na ogromne koleiny na wewnętrznej części zakrętu, musieliśmy zaatakować zakręt po zewnętrznej. Oczywiście, zabrakło promienia skrętu, więc trzeba było wycofać, skręcić kierownicę maksymalnie w prawo i ruszyć w górę. Okazało się, że to nie będzie takie proste... Wtedy pierwszy raz w moim życiu w praktyce dowiedziałem się, jak działają i do czego służą blokady napędu, w które oczywiście Jeep Wrangler Rubicon jest wyposażony.
Musieliśmy wysiąść z samochodu i ocenić, dlaczego samochód nie rusza z miejsca. Okazało się, że prawe przednie koło jest bardzo mocno dociążone (skręt w prawo), a lewe tylne niemal wisi w powietrzu. Kluczowym było więc odzyskanie trakcji z tyłu i jednocześnie nieprzewrócenie samochodu na bok lub dach – w terenie można wykonać taki manewr przy zbyt nerwowych ruchach kierownicą i przez nieostrożne traktowanie gazu.
Po kilku konsultacjach i próbach naprowadziliśmy samochód na właściwy tor, zablokowaliśmy tylny most i samochód z werwą ruszył do przodu. Nie obyło się bez buksowania kół, fruwającego wszędzie błota i chrzęstu łamanych gałęzi, ale Jeep naprowadzony na odpowiednie tory jechał tak, jak gdyby nic się nie stało. Jedynie pot na moim czole wskazywał na to, że przed chwilą prawie utknęliśmy w środku górskiego lasu.
Sprawny w terenie samochód to nie wszystko
Żeby sprawa była jasna – to nie Jeep Wrangler Rubicon jest kiepski w terenie, tylko to ja jestem początkujący w jeździe w terenie. Takiej jazdy trzeba się uczyć po prostu, jeżdżąc odpowiednim samochodem. Fabryczny Rubicon to naprawdę absolutnie potężna terenowa maszyna, a po odpowiednich przeróbkach (fabryczne modyfikacje są możliwe dzięki dedykowanym częściom firmy Mopar – części koncernu FCA), jest praktycznie nie do zatrzymania.
Ciekawy jest również fakt, że organizatorzy Jeep Camp zdecydowali się wysłać nas na trasy wersją Unlimited, żeby udowodnić, że naprawdę duży samochód z odpowiednim zestawem terenowych cech i rozwiązań poradzi sobie w naprawdę ciężkich warunkach.
Dowiedziałem się także, że w terenie sukces, polegający na sprawnym i bezpiecznym przejechaniu odcinka, w dużej mierze zależy nie tylko od możliwości samochodu, ale także od umiejętności kierowcy. Okazało się, że bardzo dużo nauki jeszcze przed mną.
Jeep Gladiator – najtwardszy pickup świata
Właśnie podczas Jeep Campu mieliśmy okazję zobaczyć nowość, która trafi na polski rynek prawdopodobnie dopiero w połowie 2020 roku – nowego Jeepa Gladiatora. Co to za model?
Jeep Gladiator to Jeep Wrangler Unlimited Rubicon, który został przedłużony o pakę pickupa. Wygląda absolutnie fantastycznie – jeśli Wrangler Unlimited wygląda na ogromnego, to Gladiator przy nim przypomina półciężarówkę. I tym tak naprawdę jest – ciężarówką z świetnie wyposażonym wnętrzem, pełnym nowych technologii, z pięcioosobową kabiną, z jednym z najlepszych na świecie napędów i ogromną, otwartą przestrzenią ładunkową.
Jeep Gladiator ma być przede wszystkim pewnego rodzaju symbolem, a jednocześnie absolutnie wielozadaniowym samochodem terenowym. Został stworzony przede wszystkim z myślą o ludziach bardzo aktywnie spędzających wolny czas, dla których zwyczajny bagażnik Wranglera to zdecydowanie za mało.
Jestem ciekawy, jak będzie wyglądał Gladiator w centrum Warszawy czy Krakowa, bo jestem przekonany, że wielu fanatyków Jeepa postanowi używać ten model do codziennej jazdy po mieście. Absurd? Ależ oczywiście, ale i tak część Gladiatorów nigdy nie wyjedzie poza miasto. Taki już los wielu dzisiejszych samochodów terenowych. Na całe szczęście, na przekór wszystkiemu, terenówka zawsze będzie terenówką i po opuszczeniu asfaltu nie bierze jeńców.
Jeep to styl życia!
Żaden z modeli Jeepa nie jest tak naprawdę kierowany do masowego odbiorcy, przynajmniej takie jest moje zdanie. Ten, kto naprawdę chce jeździć Jeepem na co dzień, niezależnie, o którym modelu mowa, raczej nie rozważa modeli marek konkurencyjnych. Dlaczego? Moim zdaniem żaden Jeep nie ma konkurencji – to marka z niemal osiemdziesięcioletnią tradycją, z bardzo łatwo identyfikowalną stylistyką, zawsze z możliwością wyboru wersji niezwykle dzielnej w terenie.
To samochody z amerykańskim rodowodem, ze wszystkimi zaletami i wadami wynikającymi z pochodzenia. Europejscy klienci doceniają Jeepa za wszechstronność oraz za to, że na drodze absolutnie się wyróżniają.
Na Jeep Campie zauważyłem, że niezależnie od tego, czy ktoś posiada Jeepa Renegade, Compassa, Cherokee, Grand Cherokee czy Wranglera, należy do rodziny Jeepa – ludzi, którzy kochają przygody i wyzwania, i wolą trudniejsze niż łatwiejsze drogi do celu.
Zrozumiałem, po co powstał i po co istnieje Jeep. Szczególnie dzisiaj samochody tej marki są alternatywą dla wystylizowanych, ale bezradnych w terenie SUV-ów. Pośród tych podwyższonych landrynek z dołączanym elektronicznie na kilka sekund napędem na drugą z osi Jeep nie udaje twardego, bo po prostu jest twardy i gotowy na wyzwania.