Zmiana bajki - Ford Fiesta
Nie mogę się powstrzymać, żeby nie poruszyć tematu Aston Martina. Brytyjska marka pożyczyła od Toyoty miniaturowy model IQ, przykleiła mu swój grill oraz emblemat i zaczęła go sprzedawać, jako Cygnet za kosmiczne pieniądze. Przy okazji założyciel Astona, Lionel Martin, zaczął przewracać się w grobie. No dobrze, tylko co Ford ma z tym wspólnego?
Koncern Forda kiedyś był właścicielem Aston Martina, ale sportowe auta zaczęły go ciągnąc za sobą na dno. Przez to zarząd postanowił pozbyć się ulubionej marki Jamesa Bonda. Co się z nią stało? Można powiedzieć, że żyje dalej, ale jej akcje zostały rzucone na pożarcie giełdzie i rozeszły się po świecie jak młodzi Polacy. Fordowi chyba jednak sentyment do Astona pozostał, zresztą trudno się dziwić – posiadanie takiej marki w koncernie to coś w rodzaju poślubienia Hugh Granta. Co prawda niesamowicie zadłużonego, ale zawsze to Hugh Grant. Drogą dedukcji - sprzedaż to rozwód. Ford jednak znalazł sposób, by pocieszyć siebie i klientów, których na Astona nie stać – przeprowadził modelowi Fiesta facelifting.
JAK NIE FORD
Odświeżony samochód z przodu w ogóle nie przypomina Forda – przecież to Aston! Trudno powstrzymać się od takiej myśli, a to oznacza, że świat zwariował. Tylko co tak naprawdę się zmieniło? Jeśli chodzi o przednią cześć nadwozia, to wszystko. Lampy mogą mieć diody LED, inny jest zderzak, maska oraz grill. Z boku spostrzegawczym rzucą się w oczy nowe wzory alufelg i lusterka, a z tyłu – lampy i spoiler. Wniosek z tego taki, że ogólnych zmian designu tak naprawdę nie ma wiele, ale te zaistniałe dały naprawdę dużo. Zresztą czy przedliftingowa wersja była brzydka? Nie. Jedynie trochę się już opatrzyła. Nadwozie w dalszym ciągu będzie hatchbackiem, choć zostanie zaoferowany również sedan – ale nie w Europie.
Ford zdecydował się również na wprowadzenie nowych kolorów nadwozia. W starszej wersji szczególnie ciekawym odcieniem była magenta, choć pamiętam jak kłóciłem się swojego czasu w jednym z salonów Forda, że to róż. Na prezentacji designerka Fiesty z przerażającym zachwytem opowiadała o czterech, nowych barwach – czerwonym, niebieskim, miedzianym i musztardowym. Słowo „exciting” padało częściej od much w lecie. Miałem wrażenie, że przesadza, ale w praktyce okazało się, że odcienie są naprawdę ładne. Nową kolorystykę oferuje również wnętrze. Czy w nim też zaszły jakieś zmiany projektowe? Tak, choć lepiej powiedzieć, że to tylko kosmetyka. Na konsoli pojawił się kolorowy wyświetlacz, niektóre przełączniki zmieniły swoje położenie, inne są również tekstury, materiały i kierownica. Trzeba przyznać, że szczególnie górna cześć deski rozdzielczej jest wykonana z nietypowego i miłego tworzywa. Gorzej jest z jej dołem i drzwiami – można rozbijać sobie o nie jajka do omleta. Ponadto gniazdo USB zostało umieszczone na widoku – lepiej nie zostawiać w nim na noc pendrive’a, bo nowe szyby są drogie. Reszta elementów pozostała tak naprawdę bez zmian. Projekt jest świeży i ładny, a flagowy wariant kokpitu dalej ma miliony drobnych przycisków do obsługi wielu funkcji. Do auta wkroczyła przy okazji pożyteczna technologia.
SYNC jest systemem, którym steruje się za pomocą głosu. Jakby nie było – jeszcze kilka lat temu takie rozwiązanie oferowały tylko samochody luksusowe. Nie oznacza to jednak, że z Fiestą można rozmawiać i kazać jej choćby otwierać szyby. SYNC współpracuje z urządzeniami elektronicznymi podłączonymi przez USB lub Bluetooth. Przez to może przeszukiwać tylko biblioteki muzyczne nagrane choćby na telefon lub zadzwonić do kogoś. Oczywiście nie omieszkałem uświadomić przedstawicielowi Forda, że na tle systemu głosowego SIRI w iPhonach są jeszcze w epoce kamienia łupanego, ale bronił się tym, że SIRI korzysta z łącza internetowego, a SYNC nie. Tak czy owak system jest dobrym pomysłem, choć Fiat podobne rozwiązanie oferuje już od dłuższego czasu.
W Fieście pojawiły się również nowe systemy bezpieczeństwa. Emergency Assistance potrafi sam zadzwonić do lokalnych służb by wezwać pomoc. Przez telefon podaje lokalizację GPS zdarzenia i automatycznie porozumiewa się w języku danego kraju, ale oczywiście nie po polsku - wtedy życie byłoby już zbyt piękne. Z kolei Active City Stop jest w stanie sam zatrzymać samochód przy małych prędkościach, by uniknąć stłuczki. Wszystko to można znaleźć u innych marek, dlatego najlepsza z nowinek nazywa się MyKey. To nic innego jak programowalny klucz. Można na nim ustawić ograniczenie prędkości, poziom rezerwy paliwa, systemy bezpieczeństwa, a nawet maksymalny poziom głośności audio. I na koniec dać go swojemu dziecku, które niedawno odebrało prawo jazdy, by spać bez tabletek uspokajających, gdy pociecha zechce gdzieś pojechać. System potrafi również zmusić do zapięcia pasów – wycisza audio. Tak więc albo pasy, albo muzyka. Fiesta nie posiada widlastej ósemki pod maską, którą można posłuchać zamiast ulubionej mp-trójki, dlatego wybór będzie prosty – każdy pęknie. Swoją drogą – silnik to też ciekawy temat.
DOWNSIZING RZĄDZI
Ford jest dumny ze swojego 3-cylindrowego motoru benzynowego 1.0 EcoBoost. I to tak bardzo, że wkłada go coraz większej ilości modeli pod maskę – niebawem nawet Mondeo! Fiesta oczywiście też go teraz ma. O ile Ford jest dumny z miniaturowego silnika, to główny konstruktor wręcz balansuje na skraju ekscytacji i chorobliwej euforii - jednak rozumiem go. O projekcie swojego dzieła mógłby opowiadać latami, ale faktycznie wykonał kawał dobrej roboty. Jednostka jest tak mała, że mieści się w torbie podróżnej. Ma bezpośredni wtrysk paliwa, turbosprężarkę i w Fieście osiąga aż 125KM. Szczerze tylko życzę Fordowi, by jego nowe dziecko nie miało problemów z trwałością… Moc jest w końcu olbrzymia w stosunku do pojemności, to igranie z prawami natury. A jak takie auto jeździ?
Koncern zorganizował prezentację odświeżonej Fiesty w Rzymie i patrzyłem z przerażeniem na to, co dzieje się tam na drogach. Wręcz obawiałem się poruszania po nich. Kierowca busa dał wszystkim jednak dobrą radę – nie rozglądać się na boki i patrzeć zawsze przed siebie. To ponoć pomaga ocalić poduszki powietrzne. Chwilę później przekonałem się, że miał rację – samobójcy na skuterach pojawiali się znikąd i wjeżdżali pod koła bez jakiegokolwiek stresu. Niewiele Włochów słyszało również o takim wynalazku jak kierunkowskazy. Niezłe zawieszenie Fiesty i układ kierowniczy utwardzający się wraz ze zwiększaniem prędkości jazdy na szczęście pomagały błyskawicznie reagować. Sam silnik osiąga 170Nm momentu obrotowego od 1 500 obr./min jednak nie czuć wtedy jakiegoś nadzwyczajnego zapału do pracy. Właściwie wręcz wcale go nie ma. Dopiero od około 2 500-3 000 obr./min jednostka zdecydowanie ożywa. Niestety wtedy zaczyna pracować głośno, a jej dźwięk przypomina stado warczących psów. Spalanie też wzrasta, choć 8l/100km przy naprawdę dynamicznej jeździe to i tak świetny wynik. Ponadto przełożenia skrzyni są długie i nie trzeba często sięgać do dźwigni zmiany biegów. Ten mikroskopijny motor ma tak naprawdę dwie twarze. Na niskich obrotach sprawia, że od auta niczego nie można wymagać, bo jest po prostu ospałe. Jednak w drugiej połowie obrotomierza wstępuje w niego szatan i nie ma problemów nawet z wyprzedzaniem kolumny aut. Przede mną droga zaczęła piąć się serpentyną stromo w górę. Czy silnik poradził sobie z tym? Pewnie! Pedał gazu faktycznie trzeba było wciskać mocno i strawić paskudny warkot jednostki, ale doładowanie i 125KM sprawiały, że mimo bardzo trudnej trasy auto w ogóle nie sprawiało wrażenia ociężałego. Jeszcze ciekawiej było w przeciwnym kierunku – serpentyną gwałtownie w dół. Fiesta ma przedni napęd, a praw fizyki nie da się oszukać, dlatego cierpi na podsterowność. Jednak granica poślizgu przesunięta jest daleko i naprawdę łatwo ją wyczuć. Zawieszenie świetnie radzi sobie w slalomie, a jazda tym autem staje się prawdziwą zabawą – brawo! Na przyjemność z jazdy nikt nie powinien narzekać. Zatrzymałem się na chwilę, by wykonać kilka zdjęć, aż tu nagle system Start&Stop automatycznie wyłączył rozgrzany do czerwoności silnik. Hmm… co na to turbosprężarka? Gdyby mogła mówić, to pewnie krzyczałaby: „Wypuśćcie mnie stąd!”. Moje obawy rozwiał jednak konstruktor motoru – doładowanie ma na szczęście swój indywidualny system chłodzenia, więc nagłe wyłączenie silnika nie jest szkodliwe. Przynajmniej w teorii…
Dzięki liftingowi Ford po prostu przystosował Fiestę do nowych standardów w segmencie B. To było nieuniknione, bo konkurencja prze do przodu. Do odświeżonego designu warto zacząć się przyzwyczajać, bo niebawem wszystkie Fordy będą tak wyglądać. Czy to dobrze? Cóż, teraz zamiast Aston Martina Cygnet można mieć Forda Fiestę - oba idealnie odnajdą się w mieście i z przodu wyglądają podobnie. A co z zaoszczędzoną gotówką? Domki letniskowe są podobno teraz w modzie.