Zielony szaraczek - Nissan Micra
Aby odnieść sukces trzeba czymś zabłysnąć - przypodobać się klientowi. Jest to szczególnie ważne w segmencie małych miejskich autek, takich jak Nissan Micra. Jak to "błyszczenie" wygląda w przypadku czwartej generacji małego Nissana?
Całkowicie nowy Nissan Micra czwartej generacji to typowe współczesne auto miejskie. Można uznać go również za samochód globalny. Bo jak inaczej podkreślić fakt, że ten maluch będzie sprzedawany w 160 krajach całego świata? O ile w segmencie supersamochodów łatwo usatysfakcjonować konsumentów niezależnie od odległości od równika, to w przypadku tradycyjnych aut rodzinnych czy miejskich jest to już dużo trudniejsze. Stworzenie produktu, który przypadnie do gustu nabywcy europejskiemu tak samo jak mieszkańcowi Stanów Zjednoczonych jest karkołomnym przedsięwzięciem. Ale mały Nissan broni się dzielnie, a dzięki nowej platformie, na której jest oparty, ma spisywać się znakomicie niezależnie od kontynentu.
Nie trzeba być znawcą marki, aby już na pierwszy rzut oka zauważyć, że najnowsza Micra wcale nie przypomina swojego poprzednika, obecnego na rynku od 2002 roku. Stylizacyjnie, znacznie bliżej jej do generacji, która do produkcji weszła w roku 1992. Pozostały charakterystyczne dla poprzedniej generacji, wysoko umieszczone lampy, jednak osadzone są w bardziej stonowanej, mniej awangardowej, obłej karoserii. Cóż, po Nissanie, który całkiem niedawno zaprezentował intrygującą bryłę Juke’a, można było oczekiwać znacznie więcej. Micra raczej nie grzeszy odważnym designem, a jedyne co ją wyróżnia to jaskrawy kolor „wiosenna zieleń” (w przypadku naszego egzemplarza).
Dużo ciekawej (przynajmniej w teorii) prezentuje się to, czego nie widać gołym okiem, czyli nowa płyta podłogowa o nazwie V, którą Micra ma dzielić z kilkoma nadchodzącymi małymi pojazdami Nissana. Dzięki nowej platformie Micra czwartej generacji jest lżejsza od poprzednika, ważąc około 915 kg (wcześniej 1030 kg). Czy to wielkie osiągnięcia, biorąc pod uwagę fakt, że autko urosło niewiele i wciąż jest jednym z najmniejszych samochodów klasy „supermini”? Niekoniecznie. Teraz Micra jest dłuższa (o 21 mm), szersza (o 5 mm) i niższa (o 25 mm) od poprzednika, mierząc odpowiednio 3780 mm/1665 mm/ 1515 mm. Zmiana proporcji na plus.
Muszę przyznać, że jeszcze przed pierwszą jazdą, największe obawy budziły we mnie trzy cylindry pod maską tego małego Nissana. Jakby nie patrzeć, 1198 cm3 to całkiem spora pojemność jak na trzycylindrową jednostkę, co może nasuwać przypuszczenia o sporych wibracjach na większych obrotach. Jednak w praktyce, po odpaleniu auta za pomocą przycisku, silnik na biegu jałowym pracuje zaskakująco cicho i bez wibracji. Kiedy akcja się rozkręca, powiedzmy, do 4000 obrotów, trzy „gary” dają o sobie znać charakterystycznym, bezpłciowym warkotem. Jednak ogólne wrażenia słuchowe pozostają na akceptowalnym, jak na tak mały samochodzik, poziomie. Z pewnością dodatkowy cylinder, którym może się pochwalić większość rywali, wyszedłby na dobre Nissanowi. 80 koni mechanicznych i 110 Nm, wykrzesanych z pojemności 1,2 litra nie są niczym więcej niż przeciętnym wynikiem. W ruchu miejskim stanowią wystarczającą dawkę mocy by sprawnie przemieścić się z punktu A do B. Poza swoim naturalnym habitatem, Mikrus (musiałem go tak nazwać, przynajmniej raz) nie czuje się najlepiej, ale jeżeli trzeba to podoła trudom przejazdu, chociażby z Warszawy do Krakowa, bez większych niedogodności. A na dodatek całkiem oszczędnie. Nie trzeba specjalnego wysiłku, by poza miastem, zejść poniżej 5 litrów. Nasza Micra jest zielona nie tylko dosłownie. Rozwiązania pod szyldem „Pure Drive” troszczą się o ograniczenie emisji CO2, a tym samym o mniejsze spalanie.
Z pewnością nie zdziwi Was fakt, że zawieszenie Micry zostało zoptymalizowane raczej pod kątem komfortu w mieście, niźli agresywnego prowadzenia. Malutki Nissan jest wystarczająco miękki by gładko poruszać się po mieście, ale udaje mu się też zachować kontrolę nad przechyłami, gdy prędkości robią się większe, a drogi bardziej kręte. Daleko mu do zachowania dynamicznego Forda Fiesty, mimo że zawieszenie było optymalizowane na europejskie drogi. W bardziej „agresywną” jazdę nie pozwala zaangażować się układ kierowniczy, którego elektryczne wspomaganie zostało dostosowane do krzepy niezwykle wątłej kobiety. Działa bardzo lekko i jest zdecydowanie bez czucia. Wydaje się, jakby inżynierowie Nissana uznali, że jazda po mieście polega jedynie na parkowaniu. Tak, w tym przypadku mocne wspomaganie pomaga. Ponadto, w zakrętach kierownica musi dodatkowo służyć jako punkt „zaczepienia” ciała – fotele go nie oferują.
Zachowanie dynamiczne samochodu pozostaje więc na przeciętnym poziomie. Wiele samochodów tego segmentu odznacza się lepszym i pewniejszym prowadzeniem jak i większą dynamiką - patrz Suzuki Swift. Kolejnymi elementami, którym można zarzucić pracę jak w plastikowych manipulatorach podpinanych do komputera, jest sprzęgło oraz lewarek skrzyni biegów. Sam drążek dodatkowo, jak na tak mały samochód ma monstrualne rozmiary.
Czas przyjrzeć się nieco dokładniej wnętrzu naszej Micry. Może na tym polu zaoferuje coś ciekawego. Dookoła, gdzie by nie spojrzeć, królują twarde tworzywa. Już z daleka wyglądają na niezbyt przyjemne w dotyku, a z bliska faktycznie takie są. Ani kawałka miękkiego wykończenia. Na tablicy wskaźników dominuje duży prędkościomierz, w który wpisano wyświetlacz komputera pokładowego. Czarne kropki na jasnym pomarańczowym tle wyglądają nieco archaicznie, ale i tak lepiej niż w Swifcie. Początkowo zabawną, a finalnie irytującą rzeczą było sugerowanie przez komputer przerwy na kawę, średnio co pół godziny. Nie znam do końca algorytmów, które odpowiadają za wyświetlanie tego komunikatu, ale raczej nie są one dostosowane do poruszania się po mieście. Słowa pochwały można natomiast odnieść do systemu nawigacji z ekranem dotykowym (standard w wersji Tekna). Sprzęt pozwala podpiąć wszelkiej maści urządzenia grające oraz telefon i choć wyświetlacz może nie imponuje rozmiarami, to w tym małym autku system spisuje się świetnie. Wnętrze zdaje się bardziej przestronne niż u poprzednika, a kabina dzięki nisko prowadzonej linii okien i sporym powierzchniom przeszkolonym nie przytłacza. Bagażnik ma pojemność 265 litrów, która po złożeniu tylnych siedzeń wzrasta do 1132 litrów – w porównaniu z konkurentami jest całkiem nieźle. Również na drobne rzeczy projektanci Micry przewidzieli mnóstwo większych i mniejszych schowków w kabinie.
Pozostaje kwestia ceny. Nasz bogato wyposażony egzemplarz w najwyższej wersji Tekna z przeszklonym dachem, systemem bezkluczykowym i nawigacją kosztuje 61 tys. zł. Ale to dopiero początek. Do wyboru czeka około 20 dodatków stylizacyjnych jak: ozdobna końcówka rury wydechowej, spoiler dachowy, listwy w kolorze nadwozia, liczne chromowane dodatki czy rozmaite ozdobne naklejki. W ten sposób niebezpiecznie zbliżamy się do 65 tys. za w pełni doposażone auto. Ba, będzie posiadało nawet system, który mierzy miejsce do parkowania. Ale to wciąż małe auto! Dla pocieszenia można dodać, że podstawową wersję można mieć już za 38 tys., a pod maską i tak będzie pracował ten sam silnik. W dodatku sporo otrzymujemy w standardzie: 6 poduszek, ESP (całkowicie dezaktywowane), centralny zamek czy „towarzyski” komputer pokładowy (nikt z takim uporem nie będzie zapraszał Cię na kawę).
Małe samochody, takie jak Micra mogą wyróżniać się na wiele sposobów. Mogą być wyjątkowo przestronne, atrakcyjne w wyglądzie, dawać radość z jazdy, mogą być wyjątkowo tanie lub doskonale wykończone. Każdy z tych elementów może sprawić, że małe miejskie auto będzie wymarzonym samochodem dla nabywców o konkretnych potrzebach. Niestety Micra w każdej z tych dziedzin jest samochodem przeciętnym, a jedynym czym może się wyróżnić to jaskrawym kolorem (dopłata 1700 zł). Wygląda na to, że ta przeciętność to cena, jaką trzeba zapłacić za bycie autem globalnym.