Więcej niż kolejna generacja - VW Golf VII
38 lat produkcji, ponad 29 milionów sprzedanych egzemplarzy i rozpoznawalność na całym świecie - tak chyba najkrócej można scharakteryzować kompakt z Wolfsburga, czyli VW Golfa. Te liczby, choć brzmią dumnie, mają też drugie oblicze - przed każdą kolejną edycją ustawiają jeszcze wyżej poprzeczkę. Czy siódma generacja sprostała wyzwaniu? Sprawdźmy to.
VW Golf towarzyszy mi przez całe życie – nie dlatego, że miałem każdą kolejną edycję w swoim garażu, lecz dlatego, że jesteśmy prawie rówieśnikami. Golf I produkowany w latach, kiedy na naszych drogach królowały głównie rodzime marki, wyróżniał się z tłumu i cieszył oko małego entuzjasty motoryzacji, czyli mnie. Pomysł na samochód się sprawdził, więc Niemcy kując żelazo, póki gorące, zaprezentowali drugą generację, będącą jakby rozwinięciem pierwotnego konceptu. Jedną z największych chyba rewolucji przyniosła trzecia generacja niemieckiego kompaktu w roku 1991 i to nie tylko pod względem wyglądu, ale również bezpieczeństwa podróżnych oraz wyposażenia. Kolejne edycje są w moich oczach mniej wyraziste - przynajmniej jeśli chodzi o wygląd - i zlewają się w jeden, bliżej nieokreślony kształt hatchbacka. Całe szczęście rok 2012 pozwolił mi przebudzić się z tego golfowego marazmu, a to za sprawą wprowadzenia do sprzedaży siódmej generacji Golfa, którym jako jedna z pierwszych redakcji mieliśmy okazję jeździć.
Decydenci i projektanci Volkswagena zapamiętali chyba dobrze reakcję ludzi po wprowadzeniu obecnej generacji Passata. Wszyscy wówczas pytali czym właściwie, oprócz paru detali, różni się on od poprzednika i czy to aby na pewno nie jest facelifting. Szef designu VW, Walter de Silva uważa, że klucz do sukcesu leży w ciągłości. Zgadzam się, że w tym tkwi siła Volkswagena, ale Passat B7 jest chyba nienajlepszym tego przykładem. W przypadku Golfa VII postanowiono trochę zaszaleć (jak na standardy VW) i zbudować od podstaw – bo na nowej platformie MQB – całkiem świeży samochód, nie kombinując z upiększaniem poprzedniej edycji, ale zacznijmy od początku.
Szaleństwa projektantów prawdopodobnie nie miałyby końca, gdyby nie tzw. DNA designu Volkswagena. Co to za twór, zapytacie? Spieszę więc z odpowiedzią. Zespół stylistów VW dokonał całkiem niedawno przesiewu elementów z historii marki, wyławiając z nich te najważniejsze i wspólne, a także charakterystyczne dla każdego modelu. Te zaostrzenia w procesie twórczym powodują, że cała rodzina samochodów VW jest spójna pod względem wyglądu. Oprócz tego każda kolejna generacja modelu, poza tym że nowocześniejsza, jest na pierwszy rzut oka rozpoznawalna na ulicy. Jeśli chodzi o Golfa są to takie elementy, jak poprzeczna listwa osłony chłodnicy, grafika bocznych okien oraz linia dachu pierwszego Golfa, dodatkowo typowe słupki C i nadkola z czwartego Golfa. Niemcy są z tego dumni, a ja Wam zdradzę, że to faktycznie działa. Podczas sesji zdjęciowych, mnóstwo zainteresowanych osób podchodziło do naszych samochodów. Nikt nie pytał co to jest za samochód, tylko od razu czy to jest nowy Golf? Połączenie nowoczesności z elementami z poprzednich modeli, tworzy nowy produkt wywołujący u patrzącego przyjemny efekt deja vu. Powiem szczerze, że Golf na żywo prezentuje się o wiele lepiej, niż na zdjęciach i moja ocena wyglądu zmieniła się diametralnie, kiedy stanąłem z nim oko w oko – krótko mówiąc, podoba mi się to auto.
Jak nowe, to wszystko – również środek. Nie uwierzycie, ale Golf VII nie ma nudnego wnętrza. Projektanci nie popadli też w drugą skrajność i nie zgotowali nam w środku udziwnionych rozwiązań. Ergonomia, dzięki centralnej konsoli zwróconej ku kierowcy, stoi na jeszcze wyższym poziomie, a łatwość odnajdywania potrzebnych nam instrumentów, znana z poprzednich modeli, zagościła również w tej generacji. Golf VII to auto, do którego wsiadamy i od razu wszystko wiemy - nie musimy się do niego przyzwyczajać.
Volkswagen wyposażył Golfa w całkowicie nową generację systemów radiowych i nawigacyjnych. Wszystkie systemy połączone są z seryjnym ekranem dotykowym. Nowa generacja dostępna jest w sześciu wersjach i z trzema wielkościami ekranów: 5 cali, 5,8 cala i 8 cali. Podczas jazd testowych mieliśmy okazję sprawdzić największy z nich, wyposażony w czujniki zbliżeniowe - gdy tylko palec kierowcy lub pasażera zbliży się do ekranu dotykowego, system automatycznie przełącza się z trybu wyświetlania w tryb obsługi. Tryb wyświetlania został zredukowany do tego, co najistotniejsze, natomiast w trybie obsługowym elementy obsługiwane przy użyciu ekranu dotykowego zostały wyraźnie zaznaczone. Ponadto ekran posiadają funkcję, która pozwala przesuwać palcem ikony, na przykład okładki płyt. Warto wspomnieć, że system nawigacji na tak dużym ekranie pokazuje znacznie więcej informacji jednocześnie, co ułatwia podróżowanie w nieznanym terenie.
Mierzący 4255 mm nowy Golf jest o 56 mm dłuższy od swojego poprzednika. Rozstaw osi wzrósł o 59 mm i wynosi teraz 2637 mm. Równocześnie nadwozie jest o 28 mm niższe (1452 mm), a to poprawiło aerodynamikę - powierzchnia czołowa Golfa jest o 0,03 m2 mniejsza, a współczynnik oporu powietrza zmniejszył się o 10 procent (wersja BlueMotion może pochwalić się wartością Cx 0,27). Szerokość Golfa wzrosła o 13 mm do 1790 mm. Równocześnie zwiększył się rozstaw kół – na przedniej osi o 8 mm, na tylnej o 6 mm. Ponieważ przednie koła są przesunięte do przodu o 43 mm, możliwe było opracowanie lepszej koncepcji przestrzennej. Pasażerowie tylnej kanapy mają o 15 mm więcej przestrzeni na nogi, natomiast szerokość na wysokości ramion wzrosła o 30 mm. Z przodu również jest szerzej – o 31 mm.
Wygląd wyglądem, ale samochody sprzedawane obecnie pędzą w pewnego rodzaju eko korowodzie. Często w katalogu emisja CO2 danego modelu jest bardziej wyeksponowaną informacją, niż spalanie, choć oczywiście jedno z drugim ściśle się wiąże. Jak poradzić sobie z coraz bardziej rygorystycznymi normami EURO? Wszak nowe generacje są zwykle większe od swoich poprzedników i lepiej wyposażone, a co za tym idzie cięższe i bardziej paliwożerne. Volkswagen musiał zmierzyć się i z tym problemem. Założenia na papierze wyglądają nieskomplikowanie - redukcja wagi auta oraz jego apetytu na paliwo. Jak pomyśleli, tak zrobili.
Kuracja odchudzająca pozwoliła zgubić siódmej generacji Golfa aż 100 kg, co w klasie aut kompaktowych jest dużym sukcesem. Należy zaznaczyć, że jak każde odchudzanie, tak i to nie mogło odbić się na zdrowiu pacjenta, więc cały proces należało przeprowadzić ostrożnie. Najwięcej, bo prawie o 40 kg udało się odchudzić jednostki napędowe. Kolejnym elementem z dużym potencjałem redukcji masy jest nadwozie (karoseria i wnętrze) – tu zaoszczędzono 37 kg. Trzecie miejsce przypadło elementom podwozia, które jest lżejsze nawet o 26 kg, a czwarte układom elektrycznym, których waga spadła o 6 kg. To wszystko pokazuje nam, że większy, bezpieczniejszy i lepiej wyposażony samochód, nie musi być cięższy.
Wspomniany wcześniej apetyt na paliwo mają ograniczyć nowe jednostki napędowe. Wszystkie silniki benzynowe to jednostki TSI z turbodoładowaniem i bezpośrednim wtryskiem (czterocylindrowe, cztery zawory na cylinder). Początkowo Golf będzie wyposażony w odmiany o mocy 85 KM lub 140 KM. Po raz pierwszy Golf będzie dostępny z funkcją odłączania cylindrów (aktywny system zarządzania pracą cylindrów ACT). Wyposażony jest w tę funkcją silnik TSI 140 KM, który już teraz spełnia wymagania przyszłej normy EU6, a który mieliśmy okazję sprawdzić podczas prezentacji. Co prawda średnie, deklarowane przez producenta zużycie paliwa na poziomie 4,8 l/100 km, można śmiało włożyć między bajki (nasz wynik to 7 l/100km), to kultura pracy, elastyczność tego silnika zachwyciła chyba wszystkich testujących. Również w dziedzinie silników wysokoprężnych wszystko jest nowe. Czterocylindrowe jednostki z czterema zaworami na cylinder i bezpośrednim wtryskiem będą miały początkowo moc 105 KM i 150 KM i deklarowane spalanie na poziomie 3,8 l/100 km oraz 4,1 l/100 km.
Żeby Golf mógł skutecznie konkurować na rynku, musiał zostać wyposażony w szereg urządzeń wspierających kierowcę oraz poprawiających komfort i bezpieczeństwo podróżowania. Nie bez znaczenia są tu też kwestie wizerunkowe – wszystko to ma podkreślać innowacyjność i nowoczesność marki. Lista nowinek jest długa: hamulec wielokolizyjny, proaktywny system ochrony pasażerów, seryjna elektroniczna blokada mechanizmu różnicowego XDS, system rozpoznający zmęczenie kierowcy i najnowsza generacja asystenta parkowania Park Assist z funkcją OPS (Optical Parking System - wizualizacja 360 stopni). Do tego dochodzą dalsze nowe technologie, jak progresywny układ kierowniczy, możliwość wyboru profilu jazdy z pięcioma programami (Eco, Sport, Normal, Individual i - w połączeniu z DCC - Comfort), elektroniczny hamulec postojowy, nowe ergonomiczne fotele, zabezpieczenie przed zatankowaniem niewłaściwego paliwa, przednia szyba z powłoką odbijającą promieniowanie oraz nowa generacja systemów Infotainment i Entertainment. Uff!
A jak jeździ się samochodem naszpikowanym tyloma nowinkami? Sprawdzić to mogliśmy na uroczych, krętych i równych drogach Sardynii. Nie bez powodu podkreślam krętość dróg - to właśnie pierwszy pokonany nowym Golfem zakręt, wywołuje uśmiech na mojej twarzy. O tak! Tak właśnie powinno zachowywać się auto na drodze – jedzie dokładnie tam, gdzie chce kierowca, bez żadnych oznak nerwowości przedniej lub tylnej osi. Wszystko to zasługa sztywnego nadwozia, precyzyjnego układu kierowniczego, wielowahaczowego zawieszenia z tyłu, a także większego rozstawu osi. Nie bez znaczenia jest też zastosowanie elektronicznej szpery, zapobiegającej uślizgowi przednich kół podczas pokonywania zakrętów. W środku jest cicho i przytulnie, więc czujemy się jak w aucie wyższej klasy, a kolejne pokonywane kilometry jeszcze bardziej utwierdzają nas w tym przekonaniu. Choć to jedna rodzina, to Audi ma w postaci Golfa VII bardzo poważnego konkurenta. Jedyna rzecz, której nie sposób było sprawdzić, to jak nowy Golf zachowuje się na nierównych drogach – takich na Sardynii nie spotkaliśmy.
Golf VII jest aktualnie oferowany w trzech liniach wyposażenia – Trendline, Comfortline i Highline W Polsce wersja 1.2 TSI Trendline o mocy 85 KM będzie kosztować 59.990 zł, czyli dokładnie 1000 zł mniej, niż bazowa wersja poprzedniego modelu o mocy 80 KM (Golf 1.4 MPI). Jeżeli od ceny debiutującego Golfa odejmie się rozszerzone wyposażenie seryjne (m.in. takie elementy jak radio z 5-calowym ekranem dotykowym, hamulec wielokolizyjny, XDS, elektroniczny hamulec postojowy z funkcją Autohold, czy system Start-Stop), okaże się, że różnica byłaby jeszcze większa. No cóż, platforma MQB sprawiła, że VW może pozwolić sobie na taki gest wobec klientów.
Najnowsza generacja Golfa wydaje się być najatrakcyjniejszą z dotychczas oferowanych. Przepis na wzięcie z poprzednich wersji tego, co w nich najlepsze i dołożenie tego, czego współcześni klienci oczekują po samochodzie tej klasy, wydaje się być w sumie bardzo prosty, ale czy to właśnie nie najprostsze pomysły bywają najbardziej genialne?