VW Up! - inny niż wszystkie?
Momentami Volkswagen przypomina Nostradamusa. Nowe segmenty motoryzacyjne i konkurenci powstają szybciej od frytek w McDonald's, a ten koncern ostatnio dziwnym trafem ma przygotowaną odpowiedź w postaci samochodu na każdą zmianę na rynku. Mało tego - każda z tych odpowiedzi staje się sprzedażowym hitem. Tylko dlaczego od lat nie można kupić Volkswagena z segmentu najmniejszych aut?
Ta kwestia wbrew pozorom jest bardzo prosta do wyjaśnienia – koncern z Wolfsburga po prostu sparzył się na tej klasie samochodów. Na przełomie XX i XXI wieku Volkswagen produkował Lupo – uroczą miniaturę modelu Polo, która była mała, droga, nigdy nieoferowana oficjalnie w Polsce i nieprzygotowana do walki z autami używanymi. Wtedy mnóstwo osób wolało sobie kupić 15-letnie BMW 525 po czołowym zderzeniu ze Scanią niż małego, zbyt drogiego Volkswagena. Jaki był efekt podboju segmentu A? Lupo poniosło sromotną klęskę, a Volkswagen zapomniał, że miał je w ofercie. Niemiecki producent chce jednak udowodnić, że w jego przypadku stwierdzenie: „Do dwóch razy sztuka” nabierze sensu. Przyszedł czas na model Up!
To Volkswagen? Faktycznie, można w to zwątpić, bo klasyczna, stonowana i momentami wręcz nudna stylistyka znana z innych modeli gdzieś zniknęła. To jednak nie znaczy, że producent wstydzi się tego auta i postanowił je zupełnie przeprojektować, by przypadkiem nikt nie rozpoznał w nim korzeni z Wolfsburga. Dowód znajduje się pomiędzy przednimi światłami - żaden samochód osobowy, który jest produkowany przez Volkswagena nie ma tak olbrzymiego emblematu. Up! wręcz krzyczy: „Jestem Volkswagenem i czuję się z tym świetnie!”. To zupełnie tak, jakby obkleić się studolarówkami, by udowodnić, że jest się bogatym. Problem tylko w tym, że Up! tak naprawdę nie chce niczego udowadniać. On broni się sam.
Stary Browar jest jednym z bardziej charakterystycznych elementów Poznania – polskiej ojczyzny Volkswagena. W ciągu swojego istnienia zgarnął nagrodę za tytuł najlepszego centrum handlowego na świecie. Stanowi zagłębie handlu, sztuki i biznesu, jest oazą dobrego smaku i niepowtarzalnego stylu. W ciągu dnia w Starym Browarze można zostawić tysiące złotych w setkach sklepów i załamać się psychicznie po powrocie do domu. Z kolei w nocy… natknąć się na kilka egzemplarzy modelu Up!, które z poślizgiem kół lawirują pomiędzy wystawami jak w filmie! Dokładnie tak! Polski importer postanowił zorganizować oficjalną prezentację tego samochodu w stylowym centrum handlowym – przesada? Wręcz przeciwnie – to przedsięwzięcie ma drugie dno.
Up! powinien umożliwić swojemu właścicielowi podbój współczesnych metropolii. Skoro potrafi bez trudu przemieszczać się po centrum handlowym, to pokonanie ciasnych uliczek będzie dla niego już tylko formalnością. Przy nieco ponad 3.5m długości oferuje naprawdę sporą ilość miejsca w środku, choć nie da się oszukać faktu, że jest małym samochodem i z tyłu jest po prostu ciasno. Chociaż z drugiej strony podczas prezentacji tym autem jechały jednocześnie 4 osoby i wszystkie przeżyły podróż. A wiem, co mówię, bo byłem jedną z nich i przy 190cm wzrostu siedziałem na tylnej kanapie. Pomimo tego nie musiałem zostawiać nóg w bagażniku, który swoją drogą ma całkiem przemyślaną konstrukcję – 250l, ustawne kształty, podwójna podłoga i haczyki na zakupy z centrum handlowego. Idealnie.
Nie sądziłem, że kiedykolwiek powiem tak o Volkswagenie, ale Up! jest jednym z nielicznych aut tego producenta, obok którego nie da się przejść obojętnie. Co się stało z designerami, którzy projektowali pozostałe modele? Nie wiem i w sumie nawet nie chcę wiedzieć. Może zasnęli od wyobrażania sobie kolejnych, nudnych projektów i do dzisiaj nie mogą się obudzić? Nie powiem, że ten niewielki samochód jest jak Stary Browar, bo te porównanie brzmi tragicznie i jest dość dwuznaczne, ale bez wątpienia ma swój własny styl, podobnie jak te poznańskie centrum handlowe. Jednak nie można zapominać, że Up! został sklonowany – Seat Mii oraz Skoda Citigo to jego bracia. Czym chce ich pokonać? Dobre pytanie…
Volkswagen stawia na cenę i jakość. Jakiś czas temu koncern ogłosił, że zmienia swoją politykę i zamierza sprzedawać dopracowane i trwałe auta w coraz niższych cenach. Taki ma być właśnie Up!. Co wyróżnia go na tle konkurentów z koncernu? Tylko on posiada tylną klapę w postaci jednej tafli czarnego szkła. Można powiedzieć: „E tam, tandeta i cięcie kosztów jak u trojaczków z Kolina” – ale to nieprawda. Szkło stanowi tylko zewnętrzną powłokę - pełni rolę ozdobną, a także wzmacnia tylną część nadwozia, bo trzecie drzwi i tak zostało wykonane z metalu. To jednak nie znaczy, że Volkswagen nie szedł na łatwiznę. Zagłówki są na stałe zintegrowane z fotelami, na drzwiach straszy goła blacha, tworzywa są twarde, a kierowca nie może sterować szybą pasażera, ponieważ pod lewym palcem ma tylko jeden przycisk – od swojego okna. Indywidualnymi dodatkami są również lakierowane elementy wnętrza, a także projekt przodu auta i tylnych świateł. Tylko do kogo właściwie adresowany jest ten samochód?
Pierwszą grupą są single. Chodzi głównie o osoby, które są indywidualistami, dobrze zarabiają i rzadko wyruszają poza swoją metropolię. Mogliby kupić sobie limuzynę klasy Premium, ale nie zrobią tego, ponieważ potrafią myśleć – w końcu sens poruszania się takim autem w zakorkowanych uliczkach jest mniej więcej taki, jak zakup 100kg psiej karmy przez osobę, która nie ma w domu psa. No chyba, że sama lubi ją jeść. Volkswagen chce jednak pozyskać jeszcze dwie inne grupy klientów – chodzi mu o osoby, którym dzieci wyrosły, zaciągnęły kredyt na 200 lat i wyprowadziły się z domu. Pojemne auto stało się przez to zbędne. Ostatnia grupa to rodziny – takie, które mają już duży samochód i potrzebują jeszcze jeden do miasta. Jak łatwo można się domyśleć – ten pomysł wymyślił pewnie jakiś Niemiec, bo w Polsce takich klientów prawie nie ma. W przyszłości Up! ma być oferowany również w wersji sportowej, uterenowionej i zasilanej prądem elektrycznym. To jednak dalekie plany – póki co jeszcze w tym roku można oczekiwać wersji 5-drzwiowej. Dopłata wyniesie dokładnie 1020zł. Skoro rozmawiamy już o cenach – ile trzeba mieć na koncie, żeby kupić to auto?
Wszystko zależy od wyposażenia i silnika. Obecnie w ofercie dostępny jest tylko jeden motor – ma 1.0l, spala benzynę i może mieć 60 lub 75KM. Powinniśmy go pokochać szczególnie z jednego względu – blok tej jednostki jest wytwarzany u nas w Polsce pod Poznaniem. Materiałem jest aluminium, dzięki czemu motor jest lekki i dość szybko nagrzewa się w zimie. Nie warto czekać na diesla, bo go po prostu nie będzie. Zamiast niego producent zaoferuje zasilanie gazem ziemnym CNG. W takim razie jak radzi sobie w aucie wariant benzynowy? Po odpaleniu silnika można dojść do wniosku, że to konstrukcja 4-cylindrowa o przeciętnej kulturze pracy. Tymczasem cylindry są tylko trzy. Przez to przeciętna kultura pracy staje się całkiem niezła jak na nieparzystą ilość pracujących tłoków. Przy okazji pojawia się od razu pytanie: „Ile wałków wyrównoważających zastosował producent? Milion?”. Nie. Żadnego… Jak to możliwe? Długo się nad tym zastanawiałem i wymyśliłem tylko jedno rozwiązanie – konstruktor prawdopodobnie nie był Ziemianinem.
Silnik na niskich obrotach prawie w ogóle nie ma siły walczyć z autem. Sytuacja nieco zmienia się powyżej 2000-2500 obr./min. kiedy to pojawiają się lekkie przebłyski dynamiki. W wersji 60-konnej trwają do odcięcia zapłonu – słabszy wariant umożliwia jedynie spokojne przemieszczanie się po mieście, co w praktyce w zupełności wystarcza. Przy bardzo delikatnej jeździe spalanie można utrzymać w terenie zabudowanym w okolicach 6l/100km. Wersja 75-konna jest wyraźnie dynamiczniejsza, ożywa na wysokich obrotach i na upartego można nią wyruszyć w trasę, choć to nie znaczy, że nie trzeba obawiać się wyprzedzania na trzeciego – Up! nie jest dynamicznym samochodem, bo nie po to został stworzony. Jego żywioł to miasto. Nawet układ kierowniczy jest dość mocno wspomagany, co ułatwia manewrowanie przy niskich prędkościach. Jednak zwrotność auta można sprawdzić tylko w jeden sposób – na egzaminie z prawa jazdy…
Dla rzetelnego testu można zrobić wszystko. Właśnie dlatego do Starego Browaru przybyli egzaminatorzy, jeden z pokoi przyległego hotelu zmienił się w salę egzaminacyjną, a na parkingu podziemnym centrum Starego Browaru powstał plac manewrowy. Wyników części teoretycznej lepiej nie będę komentował. Ja co prawda zdałem, ale i tak wrzucę w najbliższą niedzielę ofiarę na tacę za wszystkich kursantów. Znacznie ciekawsza była część praktyczna. Podczas manewrów przeszkadzała mocno pochylona maska, której nie było widać z miejsca kierowcy. Jednak widoczność w każdym kierunku mimo wszystko jest świetna, dzięki czemu jazda po łuku przodem i tyłem nie stanowi większego problemu. Ponadto krótkie zwisy pozwalają łatwo wyczuć auto i pomagają podczas parkowania – podobnie jak naprawdę duże lusterka. A jak jest z zawieszeniem? Tak się składa, że w grudniu byłem na prezentacji klona Up!’a – Seata Mii. Oba auta nieźle trzymają się drogi, jeden i drugi podskakuje na nierównościach ze względu na krótki rozstaw osi, ale Volkswagen ma jedną przewagę nad Seatem – jest miększy. A na naszych kraterach w jezdni to jak butelka wody po ostrej imprezie.
W małym aucie przydałaby się też automatyczna przekładnia, która znacznie ułatwi jazdę po mieście. Czy Volkswagen wziął to pod uwagę? Cóż, typowy automat kosztuje straszne pieniądze, z kolei na zakup dwusprzęgłowego DSG najlepiej założyć sobie dożywotnią lokatę. Ale skoro DSG ma dwa sprzęgła, to może da się go rozmontować i w efekcie otrzymać dwie, dużo tańsze automatyczne skrzynie biegów? Mniej więcej właśnie na taki pomysł wpadł Volkswagen. W połowie roku pojawi się ASG – manualna przekładnia z pojedynczym sprzęgłem, która ma w pełni elektroniczne sterowanie. Dzięki temu zachowuje się jak typowy automat. Cena? To się jeszcze okaże.
Up!’a można kupić w trzech liniach wyposażeniowych. Najtańszy jest TakeUp!, który z 60-konnym motorem pod maską kosztuje dokładnie 31 290zł. Co oferuje? Jeśli chodzi o bezpieczeństwo, to naprawdę sporo. Standardem jest system kontroli trakcji ESP, oraz ABS. Nie trzeba również dopłacać za przednie i boczne poduszki powietrzne z systemem Thorax zastępującym kurtyny. Głównie dzięki tym dodatkom ten mały samochód został ogłoszony najbezpieczniejszym modelem w swojej klasie. Światła do jazdy dziennej oraz wspomaganie kierownicy również są w cenie. Co jeszcze? Nic. Elektrycznie sterowane szyby oraz lusterka, centralny zamek, klimatyzacja, radio CD, czy obrotomierz – o tym wszystkim można już tylko pomarzyć. Nawet oparcie kanapy nie jest dzielone. Większość z tych udogodnień jest za to dostępna w MoveUp!, który kosztuje co najmniej 34 390zł. Najbogatsza odmiana HighUp! ma jeszcze dodatkowo klimatyzację, alufelgi, podgrzewane fotele i skórzane wykończenie elementów wnętrza. Cena? Od 39 890zł w górę. W tym szaleństwie wydawania pieniędzy cieszy za to jeden fakt – Volkswagen udostępnił na liście opcji pakiety, które pozwalają doposażyć auto za całkiem rozsądną cenę. Niektóre dodatki są naprawdę ciekawe - przenośne urządzenie Navigona Maps&More pełni funkcję nawigacji satelitarnej, komputera pokładowego z wieloma opcjami, odtwarzacza muzyki oraz telefonu, a kosztuje 1200zł. Nawet system, który automatycznie zatrzymuje samochód przed przeszkodą można dokupić za jedyne 850zł – to naprawdę niewiele. Wystarczy nic nie jeść przez miesiąc. Znajdzie się też coś dla indywidualistów – linia WhiteUp! oraz BlackUp! kosztuje już naprawdę dużo, ale przynajmniej pozwala się wyróżnić. W końcu mało kto wyda ponad 46 tys. zł na tak mały samochód.
Czy Volkswagen wyprzedzi głównego konkurenta w segmencie A, Fiata Pandę? Tym razem ja zabawię się w Nostradamusa – nie. I to z prostego względu. Koncern nawet nie zamierza wygryźć Pandy. Włoskie auto ma zbyt mocną pozycję i nie ma sensu z nim walczyć. W takim razie może na Up!’a czeka drugie miejsce? Cóż, już niedługo największy emblemat na masce wśród wszystkich modeli Volkswagena będzie mógł pokazać, co potrafi.