VW Jetta - kurs na niezależność
Po raz pierwszy w swojej długiej historii Jetta przestała być Golfem z bagażnikiem i stała się samodzielnym modelem uplasowanym pomiędzy Golfem i Passatem. Odejście od Golfa jest widoczne gołym okiem - nowa Jetta nie dzieli z nim ani jednego elementu nadwozia.
Najlepszym rynkiem dla Jetty są Stany Zjednoczone – dlatego za oceanem prezentacja Jetty odbyła się już w pierwszej połowie zeszłego roku i tam pierwsi klienci cieszą się już nowym autem od kilku miesięcy. Jednak to, z czego cieszy się amerykański kierowca, niekoniecznie ucieszy kierowcę europejskiego i dlatego przeznaczone na Europe auta różnią się od amerykańskich. Różnią się na korzyść dla komfortu, ekologii i przyjemności jazdy - mają na przykład wielowahaczowe zawieszenie tylnej osi rodem z Golfa VI (zamiast pochodzącej z Golfa IV belki skrętnej na rynek USA), nowocześniejsze silniki oraz lepsze materiały wykończeniowe w środku.
Zasady rynku amerykańskiego miały wpływ na wygląd i wymiary Jetty - jest to najbardziej popularne auto europejskie w USA, a więc projektowano go przede wszystkim pod gusta Amerykanów. Jedna z tych zasad brzmi: „Im więcej tym lepiej”. Jetta urosła więc o 9 cm na długość a rozstaw osi zwiększył się o 7 cm i wynosi teraz 2,65 metra.
Na zmianie wymiarów zewnętrznych skorzystają przede wszystkim pasażerowie siedzący na tylnej kanapie. Miejsca na nogi jest dużo więcej niż w Golfie a odległość pomiędzy przednimi fotelami a oparciem tylnej kanapy przekracza 1 metr. Kierowca i pasażer przedniego fotela również mają więcej miejsca na nogi niż w poprzedniej generacji czy też w Golfie, porównań do którego uniknąć w tym przypadku nie sposób. Polski importer określa Jettę mianem „Rodzinnej Limuzyny” i myślę, że przy tych danych (pojemności bagażnika 510 litrów - to aż 160 litrów więcej w stosunku do Golfa, czy nadwoziu dłuższym o całe 40 cm od Golfa i zaledwie 13 cm krótszym od Passata) Jetta w pełni zasługuje na to miano, przynajmniej na naszym rynku, gdzie Passat jest już za drogi dla przeciętnego Kowalskiego i jest przez VW zaliczany do limuzyn biznesowych.
Nowa twarz Jetty jest zgodna ze stylistyką, obowiązującą dziś modele Volkswagena. Z profilu jest to klasyczny sedan a tylne lampy przypominają nieco kształtem o rodzinnych powiązaniach VW z Audi – można bowiem dostrzec podobieństwa lamp do tych z modelu A4. Cała sylwetka jest proporcjonalna i elegancka, a dzięki drobnym elementom stylistycznym nabiera także dynamicznego charakteru.
Wnętrze natomiast nie zaskoczy swoim wyglądem – jest to rozpoznawalny styl VW, ergonomiczny i intuicyjny. Podobnie jak i nadwozie, środek Jetty także ma własny projekt i nie jest kopią Golfa. Jakość i miękkość tworzyw jest na poziomie porównywalnym do tego, który oferuje „król kompaktów”, choć ze wskazaniem na większe oszczędności w Jettcie. Nie można mieć uwag do jakości montażu, który niezależnie od rynku docelowego odbywa się w tej samej meksykańskiej fabryce w Puebla. Dopracowanie ergonomii i zimnej niemieckiej stylistyki jest na tak wysokim poziomie, że pojedyncze elementy odstające od reszty mocno rzucają się w oczy. Tym razem ofiarą były zawiasy bagażnika, które wnikają do środka, grożą porysowaniem walizki a do tego wyglądają jak wyrwane z metalowego ogrodzenia sztachety, na prędko powyginane w ledwo pasujący kształt i przykręcone niczym nie zamaskowanymi śrubami. Drobiazg, który łatwo by było przeoczyć, gdyby reszta auta nie prezentowała znacznie wyższego poziomu.
Pod maską znajdziemy jednostki znane z Golfa VI. Obecnie dostępne są tylko 3 silniki, wszystkie spełniające normę Euro 5. Najbardziej ekonomiczny z nich to 1,6 TDI o mocy 105 koni mechanicznych, który w wersji BlueMotion zużywa zaledwie 4,2 l/100km i emituje 109 g/km CO2. W gronie silników benzynowych ma on godnego przeciwnika w postaci turbodoładowanej jednostki TSI o pojemności 1,2 l i tej samej mocy. Jej wyniki w odmianie BlueMotion to 5,3 l/100km i 123g CO2 na 1km. Trzeci silnik to dobrze znany 2.0 TDI 140 KM. Najdalej za rok paleta silników poszerzy się o trzy kolejne silniki w technologii TSI: 122 konny lub 160 konny silnik o pojemności 1,4 litra oraz dla wymagających 200-konny 2.0 TSI, który mimo świetnych parametrów (280 Nm od 1.800 obrotów, 7,5 sekundy do „setki”) zużyje wg deklaracji producenta zaledwie 6,9 l/100km. Wszystkie silniki prócz najsłabszej benzynowej jednostki można łączyć z 6 lub 7 stopniową (w zależności od silnika) automatyczną skrzynią biegów DSG.
Do jazd testowych otrzymaliśmy wersje 1,2 TSI oraz 1,6 TDI DSG. Różnica pomiędzy nimi jest odczuwalna w każdym wymiarze. Właściciel wersji benzynowej będzie się cieszył przede wszystkim przy zakupie, ponieważ zapłaci 9.200 zł mniej. Później więcej powodów do zadowolenia będzie jednak miał właściciel auta z silnikiem Diesla, ponieważ wersja 1,6 TDI jest bardziej elastyczna oraz lepiej wyciszona. W wersji 1,2 TSI zużycie paliwa przy autostradowych prędkościach wyniosło 7 litrów/100km, a w mieście zwiększyło się do 8 litrów. Ponownie, znacznie lepiej radził sobie 1,6 TDI, który potrzebował zaledwie 5,5 litra/100km w trasie i 7 w zatłoczonym mieście.
Zgodnie z oczekiwaniami, nie napotkałem w testowym aucie problemów ze znalezieniem miejsca ani na fotelu kierowcy ani na tylnej kanapie. Miejsca nad głową również nie zabrakło. Organizatorzy zaplanowali trasę nie tylko autostradami, ale także bardziej krętymi drogami w okolicy stolicy Volkswagena – Wolfsburga. Najbardziej imponujące wrażenie sprawia doskonałe, sprężyste zawieszenie auta. Już w Golfie nie można mieć do niego zastrzeżeń, a w tym przypadku dzięki większemu rozstawowi osi auto zyskuje dodatkowo na stabilności w prowadzeniu. Jetta pokonywała zakręty bardzo pewnie i nie dawała się sprowokować nawet przy ostrych szarpnięciach kierownicą w zakrętach - nie pisnęła nawet jedna opona. Europejczycy płacą za ten model więcej niż Amerykanie, ale dostają o wiele bardziej zaawansowany technicznie produkt – od zawieszenia po silniki. Wolę dopłacić…
Skoro zacząłem już mówić o pieniądzach, mam dobrą wiadomość: możliwość wykorzystania platformy, zawieszenia, silników czy skrzyń biegów z Golfa, a także pewne oszczędności w tworzywach w środku auta pozwoliły na wycenę Jetty na poziomie zaledwie 3.000 zł wyższym od Golfa, którego Jetta przewyższa pod wieloma względami. Sedan jest dostępny w trzech wersjach wyposażenia: Trendline, Comfortline i najwyższej Highline. Ceny zaczynają się od 69.390 zł za 1,2 TSI. Najtańsza wersja z silnikiem Diesla kosztuje 78.590 zł.
W standardzie bazowej wersji nabywca znajdzie najnowszą generację ESP, klimatyzację, elektrycznie sterowane szyby i lusterka, radio czy komputer pokładowy. Lista opcjonalnego wyposażenia jest tradycyjnie długa i rozbudowana, choć na razie zabrakło na niej biksenonowych lamp ze światłami LED – na to przyjdzie poczekać. Importer nie wyklucza także pojawienia się w przyszłości w ofercie wersji 4Motion.
Plany sprzedażowe w Polsce na przyszły rok to 2.000 samochodów. W porównaniu do amerykańskich 110.000 sztuk rocznie nie jest to może imponująca liczba, jednak w Polsce klienci muszą poznać Jettę na nowo. Częściowo przez bałagan w nazewnictwie, bo ten model był nazywany raz Jetta, raz Vento, innym razem Bora, a teraz staje się ponownie Jettą, a częściowo dlatego, że klienci muszą się na własne oczy przekonać, że to już nie jest „Golf z bagażnikiem” tylko nowy model, wypełniający lukę pomiędzy Golfem a Passatem.
Na koniec kilka słów o VW Autostadt, które miałem okazję zwiedzić przy okazji wizyty w Wolfsburgu. Już kilkanaście kilometrów od fabryki uwagę zwraca tendencja okolicznych mieszkańców do posiadania auta ze znaczkiem VW na masce. Łatwo to wytłumaczyć – zakłady VW zatrudniają w tej okolicy 50.000 osób, które mają możliwość kupienia Volkswagena w specjalnej, niższej cenie. Po przybyciu na miejsce odkryłem jeszcze jeden powód. Dowiedziałem się, że w Niemczech każdy klient VW może zrezygnować z odbioru auta z salonu – zamiast tego może zdecydować się na uroczysty odbiór auta prosto z fabryki. Wówczas w cenie zakupu auta jest także nocleg dla 2 osobowej rodziny w 5-gwiazdkowym hotelu na terenie fabryki, wycieczka po fabryce oraz po Autostadt , które składa się z wielu pawilonów, prezentujących filozofię koncernu i marki należące do niego, a także z wspaniałej kolekcji zabytkowych aut, po których prześledzić można całą historię światowej motoryzacji (oczywiście ze wskazaniem na osiągnięcia VW). Widoczne na zdjęciach cylindryczne wieże są magazynami dla aut, gotowych do wydania. Z zautomatyzowanej taśmy produkcyjnej auta są automatycznie transportowane do wieży, po 2-4 dniach specjalna winda automatycznie wyjmuje auto z półeczki, automatycznie transportuje go dalej do sali wydań, gdzie po krótkiej ceremonii szczęśliwa rodzina opuszcza bramę zakładu swoim nowym Volkswagenem. I tak 400-500 razy dziennie. Trzeba przyznać, że to świetny pomysł budujący trwałą relację klienta z marką i sprawiający, że wiele osób kupi VW dla samej możliwości przeżycia tej ceremonii i zajrzenia do fabryki od „kuchni”. Polskie zakłady VW, produkujące Caddy i Transportery, także nie mają czego się wstydzić, jeśli chodzi o organizację i automatyzację taśm produkcyjnych, może więc kiedyś i w Polsce będzie możliwość uroczystego odbioru auta z fabryki?