VW CC - stary pomysł, nowa nazwa
Klienci motoryzacyjnej klasy Premium to niełatwa grupa odbiorców z punktu widzenia producentów - dokładnie wiedzą czego oczekują od auta i nie wahają się głośno o tym mówić. Mają dokładnie sprecyzowane wymagania w stosunku do nabywanych dóbr luksusowych, w tym samochodów. Volkswagen jeszcze kilka lat temu nie miał im nic ciekawego do zaoferowania, poza Passatem. Aż do debiutu Passata CC, który, owszem, wniósł rześki powiew świeżości do Wolfsburga, jednak nadal nazbyt kojarzył się z... Passatem. Ale i na to udało znaleźć się remedium.
Może nie najbardziej wyszukane, ale z pewnością skuteczne. Passat CC to już nie Passat CC, ale… Volkswagen CC. Czy zmiana nazwy to wszystko? Czy nowy CC to faktycznie nowa konstrukcja, czy tylko sparafrazowana forma coupe Passata?
Już na pierwszy rzut oka widać, że autu nadano sporo dostojności i szyku. Przednia część nadwozia, z charakterystycznymi dla marki potężnymi reflektorami, urzeka teraz także masywnym i wręcz mocarnym chromowanym grillem, ozdobionym pokaźnym logo producenta. Długa maska, z odważnymi przetłoczeniami, subtelnie przechodzi w potężną i mocną pochyloną szybę przednią.
Przetłoczenie biegnące wzdłuż całej linii bocznej auta, od błotnika do krawędzi zachodzących na boki lamp tylnych, dodaje autu dynamizmu i agresywności. Wznosząca się linia szyb bocznych, które tuż za słupkiem środkowym zdecydowanie się kurczą, nadaje autu powabności i lekkości charakterystycznej dla aut typu coupe. Chromowane listwy okalające krawędzie okien i podstawę drzwi w połączeniu z potężnymi, siedemnasto- lub osiemnastocalowymi aluminiowymi felgami, sprawiają, że auto widziane z tej perspektywy może się podobać.
Zresztą nowy VW CC może się podobać także kierowcom podążającym jego śladem. Imponujące wielkością światła tylne, nawiązujące stylem do wersji coupe BMW 3, zdradzają porywczy temperament wolfsburgskiego coupe. Passat CC… Ups… Volkswagen CC może się podobać. Ale skojarzenia z mniej interesującym, niżej pozycjonowanym bratem, nadal się przewijają.
Szczególnie gdy zajmie się miejsce w środku. Owszem, wszystko wygląda schludnie i wykonane zostało z doskonałych materiałów, jednak nazbyt… przywodzi na myśl skojarzenia z Passatem. Czytelne zegary osadzone w tubach, poręczna trójramienna kierownica, ascetyczny w formie i banalnie prosty w obsłudze panel środkowy, doskonale wyprofilowane, świetnie podpierające, wygodne fotele i mnóstwo praktycznych i uprzyjemniających jazdę dodatków (jak choćby rozbudowany asystent parkowania wraz z kamerą cofania, asystent pasa ruchu, aktywny tempomat) sprawiają, że podróż Volkswagenem CC przebiega w doskonałej atmosferze. Szczególnie gdy pod maską pracuje jedna z ciekawszych w palecie VW jednostek napędowych – widlasta „szóstka” o mocy 300 KM!
Mocarny, trzystukonny, silnik V6 o pojemności 3.6 l emanuje mocą i czyni z nudnego VW maszynkę do dawania przyjemności z jazdy. Przyspieszenie do 100 km/h napędzanemu na cztery koła VW CC zajmuje zaledwie 5.5 s, tj. mniej niż np. Audi TT, czy Porsche Boxterowi. Przy czym dźwięk płynący spod maski sprawia, że kierowcy mimowolnie „mutują” tony płynące z głośników, by raz po raz wcisnąć mocniej pedał gazu, aby poczuć dreszcz emocji wywoływany poruszającymi się w cylindrach tłokami. W tej materii CC nie ma w sobie nic z Passata, absolutnie nic. No chyba, że zdecydujemy się na jedną z pozostałych czterech jednostek napędowych, dwóch benzynowych i dwóch wysokoprężnych. Każda z nich oferowana jest także w Passacie.
Czy CC to auto warte uwagi? Z pewnością tak. Jest piękny, oryginalny, doskonale wykonany i już nie tak podobny do Passata. Na dodatek z jednostką V6 pod maską świetnie się prowadzi i zapewnia sportowe osiągi. A że kosztuje znacznie mniej niż Mercedes CLS, czy Audi A5 – zaoszczędzoną w ten sposób kwotę można przeznaczyć na dowolną liczbę najlepszej jakości krawatów.