Volvo S80 T6 AWD Polestar - moc z północy
Z dokładnymi informacjami na temat Volvo S80 w wersji Polestar jest trochę tak jak z dniem podczas nocy polarnej - niby są, ale naprawdę ich nie ma. Co mam na myśli? A to, że danych tej wersji próżno szukać w oficjalnym cenniku. Dziwna polityka firmy Volvo sprawia, że taki egzemplarz może być jeszcze bardziej atrakcyjny i...tajemniczy. Dlaczego szwedzka marka tak ostrożnie podchodzi do tej odmiany? Nie rozumiem, ponieważ specjalny pakiet Polestar nie tylko poprawia wizualnie wygląd S80-tki, ale również dodaje mu nieco więcej koni pod maską. Co jeszcze oferuje flagowa limuzyna szwedzkiego producenta? Przekonajmy się.
Po pierwsze elegancką i stonowaną stylizację karoserii. Coś w sam raz dla tych, dla których BMW jest zbyt sportowe, a Mercedes zbyt ostentacyjny. Pewnie nie wszyscy się ze mną zgodzą i z pewnością będą mieć rację, ponieważ z pakietem stylistycznym towarzyszącym odmianie Polestar S80-tka pokazuje nieco pazura. Delikatne listwy pod zderzakiem, nakładki na progi, czy wreszcie potężne 19-calowe felgi dodają szwedzkiej limuzynie animuszu. Całość na szczęście nie wygląda jak połączenie garnituru ze sportowymi butami i prezentuje się nad podziw dobrze, ale muszę przyznać, że nie od razu polubiłem wygląd tego samochodu. Z początku wydawał mi się nieco...nudny. Tak, jednak z biegiem czasu wszystko się zmieniało, zacząłem doceniać klasyczną linię sedana i subtelne, sportowe dodatki ubrane w bardzo atrakcyjny perłowy lakier w odcieniu bieli. Najwyraźniej do stylizacji S80 trzeba zwyczajnie dojrzeć i tak właśnie stało się w moim przypadku.
Druga sprawa, która przekonuje mnie do tego samochodu to silnik - silny jak mrozy na północy Szwecji. 3-litrowa jednostka zasilana benzyną o oznaczeniu T6 otrzymała turbosprężarkę, która pomaga w standardzie generować ponad 304 konie mechaniczne. Wersja Polestar za sprawą zmienionego oprogramowania silnika posiada tych koni około 330, w dodatku rumaki te mają ochotę do pracy w pełnym zakresie obrotów. Nie protestują w delikatnym kłusie i ku uciesze kierowcy, nie tracą tchu podczas galopu na pełnych obrotach. W standardzie S80 ma w zanadrzu 440 Nm momentu obrotowego, a po ingerencji w soft już 480. Inżynierowie Volvo postarali się, by ta jednostka oprócz wielkiej siły miała również inną zaletę. Jaką? Jedwabistą pracę - i nie mam tu na myśli wyciszenia, które jest naprawdę niezłe, ale harmonię z jaką rozwija moc. Siła, która drzemie w tym silniku znakomicie przekłada się na osiągi. Pierwsza setka pojawia się na liczniku po 6,4 sekundy, a wskazówka bez problemu może zatrzymać się na 250 km/h. Do tego dochodzi świetna elastyczność oraz bardzo sprawna sześciobiegowa skrzynia, która radzi sobie zarówno podczas dostojnej jazdy po bulwarach jak i w czasie agresywnej jazdy po zakrętach. Jeśli jednak chcecie poczuć prawdziwą różnicę między standardową wersją T6, a wzmocnioną odmianą Polestar, poproście, by na jazdę próbną podstawiono Wam oba egzemplarze.
Do mocnego silnika testowanej wersji dołożono doskonały napęd na cztery koła, który sprawia, że Volvo jest niewzruszone niezależnie od tego jak mocno wciskacie prawą stopę w podłogę. Próba zerwania przyczepności podczas ruszania wydaje się być tak samo trudne jak odsunięcie Władimira Putina od polityki w Rosji. W tym momencie czuć, że auto pochodzi z często zaśnieżonej Skandynawii, gdzie napęd na cztery koła jest wyjątkowo doceniany. Nieco inaczej jest w zakrętach, gdzie siła odśrodkowa pokazuje jak wielki wpływ ma na ten nielekki (masa własna wynosi prawie 1900 kg) samochód. Jednak doskonale zestrojone zawieszenie pozwala godnie przeciwstawić się siłom fizyki i naprawdę poszaleć. Volvo S80 potrafi wiele, ale na szczęście nie jest bezkompromisowym sportowcem i daje też odpowiednio dużo komfortu jazdy. Czego chcieć więcej? Może niższego spalania? Z tym też nie jest źle. Oczywiście Volvo w tej wersji nie jestem autem dla oszczędnych, ale średnie zużycie benzyny podczas dość dynamicznej jazdy w różnych warunkach oscylowało pomiędzy 11 a 12 litrów na każdą setkę. Ostra jazda miejska bez problemu pozwoli osiągnąć znacznie wyższe wyniki, ale dla kontrastu powiem, że spokojne naciskanie gazu w trasie pozwala osiągnąć wynik jednocyfrowy.
Pora na słowo o wnętrzu tego samochodu. Początkowo chciałem napisać o nim to samo, co o sposobie rozwijania mocy przez jednostkę napędową T6, ale jednak musiałem się powstrzymać. Dlaczego? Już wyjaśniam. Deska rozdzielcza Volvo jest doprawdy ładnie zaprojektowana i schludna. Po pierwszym wrażeniu przeładowania konsoli środkowej guzikami, stwierdziłem, że to jednak nie przeszkadza, gdyż większości tych guzików i tak nie używa się podczas codziennej jazdy. Oko cieszą detale takie jak system sterowania strumieniem powietrza przypominający wyglądem siedzącego człowieka, liczniki wyświetlane na ekranie LCD, czy bardzo estetyczne i świetnie leżące w dłoni koło kierownicy. Przyzwyczaiłem się nawet do nietypowego obrotomierza, który rośnie w górę jak wskaźnik poziomu wody w czajniku elektrycznym, ale jednej rzeczy nie mogłem zaakceptować... Ten element zaburza całą skrzętnie budowaną przez projektantów harmonię deski rozdzielczej. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia, by dostrzec analogowy zegarek, który został na siłę umieszczony w drewnianej listwie niemal przed pasażerem. Mam wrażenie, że zazdrość projektantów Volvo nie poszła w parze z dobrym smakiem i zamiast ładnie wkomponować ten detal w deskę umieszczono go tylko po to, by był jak w innych samochodach tej klasy. Proszę mi wybaczyć, nie kupuję tego.
Wnętrze zostało bardzo dobrze wykończone, a materiały nie budzą zastrzeżeń. Skórą zostały pokryte nie tylko świetne, elektrycznie regulowane, podgrzewane i wentylowane fotele, ale podłokietniki oraz cała górna część deski rozdzielczej. Do tego dorzucono drewno i gotowe. Osobiście, w tej odmianie S80-tki wolałbym mieć jednak nieco inne dodatki, ale przyznam, całość wygląda naprawdę dobrze. Miejsca w kabinie jest wystarczająco, choć Volvo specjalnie nie rozpieszcza. Niedostatek przestrzeni można odczuć zwłaszcza na tylnej kanapie, ale nie martwcie się, jeśli nie macie więcej niż 190 centymetrów wzrostu, to zmieścicie się bez problemu. 480-litrowy bagażnik również specjalnie nie rozczarowuje. Jedyne, co mnie zaskoczyło to dziwne urządzenie znajdujące się w okolicach tylnej kanapy. Początkowo myślałem, że to subwoofer świetnie grającego audio, ale okazało się, że ten dodatek nie wytwarza basu, a chłód. W bagażniku znalazła się lodówka, do której dostęp mają pasażerowie tylnej kanapy po opuszczeniu podłokietnika. Wracając na moment do tylnej kanapy - pasażerowie mogą odizolować się od świata poprzez zaciągnięcie rolet. O ile oczywiste jest, że te w drzwiach trzeba podnieść ręcznie, o tyle rozczarowujące, że tę samą czynność trzeba wykonać w przypadku tylnej szyby. Próżno szukać guzika - jesteśmy skazani na gimnastykę. Volvo dało za to do dyspozycji inny przycisk kojarzący się z typowymi limuzynami. Znajduje się on na boczku przedniego fotela pasażera i pozwala sterować odsunięciem "krzesła" z tylnej kanapy - tak na wypadek, gdyby prezes miał naprawdę długie nogi. Jednak, czy to auto dla kogoś kto lubi być wożony? Raczej nie, Volvo cieszy bardziej z pozycji kierowcy. Zdecydowanie.
A propos wyposażenia - ktoś, kto kompletował ten egzemplarz z uporem maniaka zakreślał krzyżykami wszystkie kwadraciki na liście wyposażenia dodatkowego, tworząc w ten sposób wersję, którą Volvo zdecydowanie może się pochwalić. Zacznijmy od elementów wpływających na bezpieczeństwo. Poduszek powietrznych jest tyle, że by je zliczyć nie wystarczy palców dwóch dłoni, do tego dochodzi mnóstwo systemów wpływających na jazdę. Jakich? Sporo tego. Wystarczy nadmienić aktywny tempomat z funkcją hamowania do zera i ruszania za pojazdem poprzedzającym (uwaga na niecierpliwych ruszających na czerwonym!), który w dodatku wyhamuje samochód, jeśli kierowca zareaguje za wolno. Volvo monitoruje martwe pole, sygnalizuje przekroczenie linii bez użycia kierunkowskazu, doświetla zakręty i czyta znaki drogowe. Uwierzcie mi i tak nie wspomniałem o wszystkich systemach, które możecie mieć w swoim egzemplarzu. Nie jestem fanem systemów mocno ingerujących w prace kierowcy, ale muszę przyznać, że S80-tka mnie nie denerwowała. Nie była nachalna w swoich poczynaniach, mimo wszystko czułem frajdę z jazdy i chętnie umawiałem się z nią na kolejne przejażdżki.
Nie gorzej jest z multimediami. Wspomniałem już, że na pokładzie znajduje się dobrze grające audio, ale to tylko przystawka do niezłego, elektronicznego obiadu. Siedząc za kierowcą możemy się delektować obrazem płynącym do nas z monitorów zamontowanych w zagłówkach. Do zestawu dołączono słuchawki bezprzewodowe i pilota - jednym słowem mamy wszystko, by nie przeszkadzać kierowcy i skupić się na dobrym filmie. Z przodu wcale nie jest gorzej. Oczywiście o oglądaniu wideo podczas jazdy można zapomnieć, ale w ramach rekompensaty umożliwiono kierowcy korzystanie z internetu i aplikacji muzycznych dostępnych "on-line" takich jak: Deezer i Spotify (te oczywiście działają również, gdy się przemieszczamy). Przez moment zastanawiałem się nawet, czy egzemplarz o numerze rejestracyjnym WN 2775F ma swoje konto na "fejsbuku", ale jak się domyślacie fantazja pokroju Lema nieco mnie poniosła. Niemniej jednak, cały ten multimedialny arsenał działa bardzo poprawnie i płynnie pod warunkiem, że zasięg internetu jest odpowiedni. Ekran dotykowy nadąża za poleceniami palców, ale kto nie lubi takich rozwiązań może skorzystać z pokrętła na desce rozdzielczej, a w przypadku ustawień nawigacji wręcz musi, bo wówczas nie mamy możliwości klikania po ekranie. Było to dla mnie duże zaskoczenie, kiedy z uporem maniaka naciskałem wyświetlacz, a on nie raczył wykonywać moich komend. No cóż, najwyraźniej nie można mieć wszystkiego.
Jakie tak naprawdę jest Volvo S80? Przez cały czas jeżdżąc nim miałem wrażenie, że łączy w sobie wiele kontrastów - kierowcy daje sporo radości z jazdy, nie odbierając komfortu, do tego jest szybkie i przede wszystkim super-bezpieczne. Oczywiście nie jest pozbawione wad. W kilku miejscach widać małe niedociągnięcia, dlatego Volvo ma jeszcze nad czym pracować. Jednak czy ideały istnieją? Recepta Volvo jest dość prosta: mocny silnik, dobre zawieszenie, sprawny napęd na cztery koła i eleganckie wnętrze. I nawet całe mnóstwo dodatków nie było wstanie popsuć esencji płynącej z jazdy flagową limuzyną szwedzkiego producenta. Cena? Tak doposażony egzemplarz przekracza z łatwością 300 tysięcy złotych, ale jeśli spojrzymy w cenniki potencjalnej konkurencji okaże się, że propozycja szwedzkiego producenta jest całkiem atrakcyjna.