Volkswagen Golf GTE - moc dwóch serc
Golfa GTI od lat zna każdy. GTD już niekoniecznie. A teraz doszło jeszcze GTE - można się pogubić. Czy zmiana trzeciej litery w nazwie sprawiała, że usportowiony Golf stał się nudny?
Historia VW Golfa GTI sięga 1974 roku i chyba sam producent nie spodziewał się jak duży sukces odniesie usportowiona wersja popularnego kompaktu. Za czasów III generacji podkręcony Golf nieco spokorniał i schował się w cieniu, ale następne wersje były coraz lepsze i wróciły do czołówki hothatchy. I chyba właśnie dlatego producent postanowił teraz rozszerzyć sportową rodzinę.
Miłośnicy diesli mogą sobie postawić w garażu Golfa GTD, czyli sportowy kompakt z dieslem. A od niedawna każdy obrońca praw natury może mieć Golfa GTE, czyli szybką hybrydę. Ale czy to oby na pewno auto wyłącznie, dla ekologicznych maniaków?
Golf GTE, jak na Golfa przystało, teoretycznie nie rzuca się specjalnie w oczy. Teoretycznie, bo w praktyce przyciąga spojrzenia kilkoma detalami. Głównie chodzi tutaj o specjalnie zaprojektowane dla tego modelu alufelgi i trochę dodatków aerodynamicznych w stylu GTI. W designie znajdzie się też kilka detali charakterystycznych dla wariantów zasilanych prądem - czyli wszechobecny kolor niebieski oraz światła do jazdy dziennej w kształcie litery C. Po wymieszaniu tego wszystkiego ze sobą powstaje całkiem niezły efekt, bo auto nie jest ani nudne, ani krzykliwe. We wnętrzu też jest kilka niespodzianek.
Projekt kokpitu jest praktycznie taki sam jak w zwykłym Golfie. W oczy rzuca się tylko kratka na tapicerce charakterystyczna dla GTI, oraz niebieskie dodatki podkreślające zasilanie prądem. Wśród zegarów znalazł się też wskaźnik, który pokazuje co dzieje się w danej chwili z układem napędowym samochodu. Szczerze mówiąc we wnętrzu nie czuć za bardzo sportowego klimatu, ale wyposażenie pozwala o tym wszystkim zapomnieć. Wzorem Toyoty Prius jest naprawdę bogate i obejmuje też duży ekran systemu nawigacyjnego, który graficznie potrafi prezentować przepływ energii w samochodzie.
Ach te hybrydy
Do hybryd przylgnęła łatka oszczędnych i nudnych aut, które kupuje się tylko po to, by nie produkować za wiele dwutlenku węgla oraz oszczędzić na paliwie. Tymczasem McLaren P1 jest idealnym przykładem na to, że nie każda hybryda jest kochana przez ekologów. Pytanie tylko do czego jest bliżej Golfowi GTE – do oszczędzania i ratowania drzew, czy niezłej zabawy?
Pod maskę auta trafił dobrze znany silnik 1.4 TSI. W Golfie GTE ma 150KM, czyli całkiem sporo. Współpracuje z nim też jednostka elektryczna, która oferuje 102KM. Żeby nie było za dobrze – moc w układach hybrydowych nie sumuje się, dlatego łącznie kierowca ma do dyspozycji dokładnie 204KM i 350Nm momentu obrotowego. Co z akumulatorami?
Spora grupa osób obawia się o bagażnik w autach elektrycznych i hybrydowych – baterie gdzieś muszą się zmieścić. Platforma Golfa na szczęście została zaprojektowana z uwzględnieniem wielu źródeł napędu, dlatego bez większego problemu udało się zmieścić akumulatory pod podłogą - są też chłodzone cieczą. Nie zabierają miejsca w bagażniku i nie podnoszą niepotrzebnie środka ciężkości. Producent daje gwarancje na baterie na okres 8 lat lub 160 000 km. A na ile starczy prąd po naładowaniu? Teoretycznie na 50km (przy samym napędzie elektrycznym), choć w praktyce to dość optymistyczny wynik i zależy od temperatury powietrza, stylu jazdy oraz wielu innych czynników. Ładowanie nie zajmuje jednak dużo czasu. Podczas jazdy prąd może dostarczyć silnik spalinowy, a w domu gniazdko elektryczne. Wtyczka znajduje się pod przednim emblematem, a ładowanie trwa 4h. Łączny zasięg auta na prądzie i paliwie wynosi 940km. Ale czy hybrydowy Golf ma geny GTI?
Potulnie czy sportowo?
Nie od dziś wiadomo, że do układu jezdnego Golfa nie można mieć większych zastrzeżen. Na rynku są co prawda lepsi, ale niemiecki kompakt sprawia sporo radości w slalomach. Jest przewidywalny, a układ kierowniczy bezpośredni. Dzięki umieszczeniu akumulatorów tuż nad ziemią, GTE nie ustępuje na drodze swojemu tradycyjnemu odpowiednikowi. Ba - śmiało można nawet stwierdzić, że wyprzedza większość klasycznych wariantów tego auta.
Układ napędowy współpracuje z nieco zmodyfikowaną, dwusprzęgłową, zautomatyzowaną przekładnią DSG. W jej korpus został wbudowany silnik elektryczny i dodatkowe sprzęgło, które w razie potrzeby przełącza źródła napędu. Dzięki temu Golf GTE może być grzecznym autem do codziennego użytku, ale gdy trzeba... wręcz odlatuje! Po wciśnięciu pedału gazu do oporu uruchamia się tryb boost i oba silniki pracują jednocześnie z pełną mocą. Pierwsza setka pojawia się po 7.6s, choć subiektywne odczucia sugerują lepszy wynik. Wóz jest zrywny, elastyczny i błyskawicznie reaguje na polecenia kierowcy. Z jednej strony dzięki ultraszybkiej skrzyni biegów, a z drugiej - dzięki jednostce elektrycznej, która wspomaga motor benzynowy swoim momentem obrotowym. Zresztą sama jednostka 1.4 TSI też nie narzeka na brak elastyczności.
Producent podaje średnie zużycie paliwa na poziomie 1.5l/100km i jak można się domyślić - to dość optymistyczny wynik, choć podczas spokojnej jazdy wszystko jest możliwe. Realne spalanie kształtuje się na poziomie 4.0-6.5l/100km w zależności od intensywności wykorzystania jednostki elektrycznej. Na Zachodzie cena auta oscyluje wokół 37 000 euro, przez co w cenie hybrydowego Golfa można mieć limuzynę klasy średniej. Ale wolniejszą, bardziej paliwożerną i często gorzej wyposażoną. Wybór należy do was.